11 czerwca 2014

Rozdział 10




Hope odpoczywała w salonie i czytała jedną z ulubionych powieści Charity, Faith wyszywała, a sama księżna pisała listy. Panie oddawały się popołudniowemu odpoczynkowi. Żadna z nich nie przewidziała katastrofy, która pojawiła się w majątku w postaci trzech starszych dam. Każda z nich w obfitej koronce, wielkim kapeluszu z pawim piórem zabarwionym na różowo, żółto i niebiesko, wzbudzając tym samym zainteresowanie okolicznych ptaków i ludzi. Najpierw dał się słyszeć melodyjny gong, a po chwili w drzwiach salonu pojawił się James.
- Lady Hayden lady Carpetner i lady Sidgwick – zaanonsował kamerdyner donośnym głosem. Charity zerwała się z krzesła, niemal przewracając kałamarz i rzuciła szybkie spojrzenie na dziewczyny, które spojrzały w jej kierunku zaskoczone.
- Poprawcie się i usiądźcie prosto, bo nadchodzi tragedia – rzuciła tylko i kiwnęła głową na kamerdynera. Ten odczekał minutę, aż panie doprowadzą się do porządku i wyszedł. Po chwili w drzwiach pojawiła się dama z różowym piórem, po niej weszła z żółtym, a pochód zamykała z niebieskim. Cała trójka wyglądała jak kolorowe bombki, równie okrągłe i grube. Każda jednak nosiła się według najnowszej mody, brylowała na salonach, choć ich mężowie nie byli nawet hrabiami.
- Witam, moje panie! - zawołała Charity i uśmiechając się do nich. Hope dostrzegła, że był to nieszczery, nieco nerwowy gest. Czyżby te kobiety rzeczywiście były tak straszne? Rzuciła szybkie spojrzenie na Faith, która wpatrywała się w kolorowe kobiety z napięciem.
Kiedy przeniosła wzrok na damy, te wpatrywały się w nią i jej siostrę z taką ciekawością i zdumieniem, iż poczuła się niczym niespotykane zwierzątko poddane do obserwacji. Charity szybko przedstawiła kobiety, zapoznając je z dziewczętami. Panny Winward ukłoniły się nisko, co kobiety przyjęły w zgodnym, pełny aprobaty milczeniu. Pani z różowym piórem nazywała się Hayden, z żółtym to lady Carpetner, a niebieskie to pani Sidgwick. Każda z nich tak różna z wyglądu, podobna w zachowaniu sprawiła, że Hope usiadła w końcu spięta i bacznie przyglądała się tym „zjawiskom”.
- Kiedy możemy spodziewać się oficjalnego debiutu pani gości? – zapytała wprost lady Hayden, co spotkało się z niemym zdumieniem sióstr i nerwowym uśmiechem księżnej.
- Wkrótce – odparła lakonicznie Charity. - Napijecie się z nami herbaty, drogie panie? - zapytała księżna, a cała trójka pokiwała z ochotą głowami. Ucieszyły się, ponieważ dzięki temu będą mogły wypytać dziewczęta o wszystko.
Herbata i ciasto zastało już postawione. Trzy matrony siedziały i dokładnie obserwowały wszystko. Zauważyły, że panny Winward ubrane skromnie, w lekkie dzienne sukienki wyglądały wprost prześlicznie. Okrągłe buzie i duże oczy podkreślał kolor materiału: starsza miała na sobie piękną, jasnozieloną sukienkę i takiego samego kolory wstążki wplecione w warkocz spływający po lewym ramieniu. Młodsza natomiast ubrała się w żółtą sukienkę, idealnie odwzorowującą pogodę na zewnątrz, jasne włosy upięła na czubku głowy w luźny kok. Obie, choć różnił kolor włosów, wyglądały podobnie. Kobiety nieświadomie mlasnęły widząc je jako uosobienie niewinności, lecz znały inną prawdę, prawdę poruszaną w perfidnych plotkach. Były Amerykankami, ich poglądy i styl życia różnił się od stylu wielu młodych dam mieszkających w Anglii. Były upadłymi kobietami, z Bóg jeden wie iloma kochankami na koncie, ale czyż ich uroda nie była pociągająca? Któż byłby w stanie oprzeć się takim słodkim twarzyczkom? Żaden młody i ognisty mężczyzna nie przeszedłby obok obojętnie i nie rzuciłby okiem na dziewczęta. A jeśli zapraszały każdego do swego łoża w Ameryce, to przecież tak samo będzie tutaj, tylko z tą różnicą, iż wielu dżentelmenów posiadało stare tytuły. Jak książę Wilcott znosi myśl o tym, iż ktoś miał przed nim Hope Winward? A może dlatego ją poślubia? Wolał doświadczoną narzeczoną od młodziutkiej debiutantki? Wyrok kobiet był taki sam, choć żadna nie powiedziała ani jednego słowa. Muszą dać do zrozumienia siostrom, że nie będą mile widziane w towarzystwie i lepiej będzie dla nich, jeśli wyjadą. Charity natomiast powinna szybko je odprawić, dla własnego dobra.
Tak więc, dziewczęta nieświadome niczego, zostały osądzone wbrew zdrowemu rozsądkowi. Oskarżono je, a w szczególności Hope, o poczwarz, w której nie brały udziału. Nie wiedziały jednak tego, więc nie miały możliwości obrony. Ich reputacja została naruszona poprzez okrutne, pozbawione racjonalnych i niepodważalnych dowodów słowa, a przecież całe londyńskie towarzystwo nigdy nie widziało je na oczy. Trzy kobiety już wiedziały, co powiedzieć na najbliższym balu i nie mogły się doczekać, by to zrobić.
- Czy mogłybyście nam opowiedzieć coś o sobie? Jak czujecie się u nas w kraju? - zapytała lady Carpetner. Hope uśmiechnęła się po przyjacielsku i z widoczną tęsknotą w oczach zaczęła opowiadać o Ameryce i ich niewielkiej wiosce.
Gdy skończyła mówić, następna pani zarzuciła ich gradem pytań o odczucia, co do Anglii. Tym razem odpowiedziała Faith, która z miejsca obdarzyła panie niechęcią. Nie pokazała tego jednak, starając się naśladować pogodny wyraz siostry. Znała ją jednak lepiej, niż te kobiety i wiedziała, że jej uśmiech wcale nie był taki swobodny. W obecności dam czuła się skrępowana i niepewna.
Faith nie bacząc na konsekwencje opowiedziała o tym, jakie Anglia wywarła na niej wrażenie – złe i szokujące – a potem podkreśliła, że jeszcze niewiele widziała i ciężko jej powiedzieć coś więcej.
- Na razie mówię tylko to, co zobaczyłyśmy na własne oczy. Mam nadzieję, że Londyn będzie takim, jakim opisywała go nasza mama – rzekła Faith. Jej ostatnie słowa wywołały złośliwe uśmiechy na twarzach kobiet.
- Wszyscy wiedzą, że wasza matka kochała bale i przyjęcia – rzekła milcząca do tej pory lady Hayden.
Lady niespecjalnie przejęła się uczuciami sióstr, wspominając o tragicznie zmarłej matce, koniecznie chciała wyjawić im jej przeszłość, o tym jak splamiła honor rodziny uciekając z kowalem! Z kowalem! Charity widząc, co się święci, postanowiła wkroczyć do akcji, aby odpędzić myśli matron o kobiecie, która okazała się być według nich ladacznicą bez krzty honoru.
- Myślę, że każda kobieta uwielbia brylować na salonach, tu akurat nie ma wyjątków – powiedziała z uśmiechem na ustach, lekko naciskając na ostatnie słowa. Damy najwidoczniej zrozumiały w czym rzecz, więc wycofały się delikatnie. Zrozumiały też, że póki siostry znajdowały się w bliskiej obecność księżnej, nikt nie miał szans uzmysłowić tym zepsutym dziewczętom, że są dokładnie takie same jak ich matka!
Wstały więc z zamiarem pożegnania się. Kiedy wyszły, Charity długo stała i czekała aż ich powóz zniknie z pola widzenia i dopiero wtedy powróciła do salonu.
- Co za nieprzyjemne... kobiety – oceniła Faith. Koniecznie chciała użyć innego słowa, ale siłą powstrzymała się, aby go nie powiedzieć.
- Masz rację. Ta trójca to zło konieczne na balach – powiedziała Charity i usiadła na swoim miejscu.
- Dlaczego? - zaciekawiła się Hope.
- Nie są zbyt utytułowane, lecz zawsze znają najświeższe plotki z towarzystwa, więc dostają zaproszenia i brylują na salonach, choć tak naprawdę niewielu jest takich, którzy ją szanują. Jedynie przez ich wiek nikt nie śmie powiedzieć im, iż nie są zbyt mile widziane w towarzystwie. - Charity spojrzała na obie dziewczyny. Skoro ta trójka przyszła je zobaczyć aż tutaj, wieść o tym, iż są w Londynie wnuczki księżny Dunbrooke obiegła całą Anglię. Miała jednak nadzieję, że zła sława matki nie sprowokuje plotek, ale doskonale znała ton, podejrzewała, że plotki na temat dziewcząt już krążą wokół sal balowych.
- Mam nadzieję, że nie będziemy miały już do czynienia z tymi kobietami, jak i resztą towarzystwa. Nie uśmiecha mi się wdzięczyć się do tych fałszywych ludzi – odparła Faith, lecz podobnie jak Hope, rozumiała, że nie będzie miała innego wyjścia. Będzie musiała stanąć twarzą w twarz z podobnymi ludźmi.
- Postaram się was uchronić przed plotkami i złymi ludźmi. Zrobię, co w mojej mocy – obiecała Charity.

***

Hope czuła się już wspaniale. Fizycznie gotował była na tańce całą noc, lecz psychicznie wciąż trawiła wypadek i nie potrafiła się go pozbyć z koszmarów, które z każdą nocną przybierały na sile i stawały się straszniejsze. Budziła się z krzykiem i zapłakana. Wezwano doktora Leandra, ale ten nie mógł nic poradzić. Leczył ciało, nie duszę, która w tej chwili potrzebowała terapii. Przepisał jej jedynie laudanum, kilka kropel przed snem na ukojenie nerwów i sen, ale i to nic nie pomogło. Większa dawka, której zażądała Hope była niewskazana, więc Leander po prostu rozłożył bezradnie ręce i ze smutkiem pokiwał głową. Nie miał dla niej nic. Hope czuła, że lada chwila wybuchnie i zrobi to w najmniej odpowiednim momencie. Na razie jednak trzymała się jakoś i nawet śmiała się z niefrasobliwych wypowiedzi siostry podczas ich nauki.
Księżna Reabourn uznała, że skoro cały Londyn oczekuje ich pojawienia się na balu, winna jest nauczyć je coś na temat zachowania, a także tego, jak zwracać się do poszczególnych osób, jeśli zostaną przedstawione towarzystwu. Musiały także zapoznać się z manierami panującymi przy stole, ale to okazała się zbędna lekcja, gdyż obie panny Winward wiedziały jak jeść, jak się zachować i co robić. Dzięki temu mogły skupić się na lekcji tańca, a także na innych ważnych rzeczach. Nauki zazwyczaj trwały dwie godziny i kończyły się przeważnie frustracją Faith, której nie podobały się narzucone z góry, niepisane zasady. Była niespokojną duszą i nakładanie na niej więzów było czystą zbrodnią, lecz musiała dopasować się do reguł panujących wśród angielskiej arystokracji. Hope martwiła się o młodszą siostrę, która w akcie buntu mogła wywinąć jakiś numer. Nie chciała, aby księstwo Reabourn i książę Sussex wstydzili się za nie. Dlatego powzięła sobie w duchu, że porozmawia z młodszą siostrą, aby od razu ją uprzedzić.
Po dwóch tygodniach uczenia się, Charity stwierdziła, że są gotowe na pokazanie się światu. Nie potrzebowały zbyt dużo nauki, bo ta szła im szybko, a uczennice były pojętne. Nadal jednak obawiała się tego, jak obie siostry zostaną przyjęte. Zasięgnęła języka i niestety, nic nie wskazywało na to, że ton przyjmie dziewczyny z otwartymi ramionami. Obawiała się ich przyszłości, choć dziewczyny, zwłaszcza Hope, wciąż powtarzały, że są tu na jakiś czas, na kilka tygodni, aby dowiedzieć się coś o rodzicach. Ten pomysł wydawał jej się zły, lecz nie mogła zabronić dziewczętom tego małego „śledztwa”, w końcu chodziło o ich rodziców.
Księżna-wdowa została natychmiast poinformowana, że dziewczęta są gotowe do swego pierwszego balu. Odpowiedź przyszła dzień później, z datą i godziną, a także miejsce odbycia się debiutu panienek.
Charity wpadła do salonu, w którym przebywały siostry.
- Za tydzień będzie wasz debiut! - krzyknęła, rozbudzając dziewczyny. Faith podniosła się do pozycji siedzącej, a Hope wyprostowała się, czujnie nasłuchując tego, co miała do powiedzenia ich opiekunka. - Będziemy musiały natychmiast odwiedzić sklepy, modystki, krawcowe. Wasza babka w ogóle nie ma pojęcia, że nie macie balowych strojów?! - unosiła się Charity. Hope patrzyła na nią zaskoczona.
- Mamy tyle nowych sukienek od księcia Sussex'a. Po co nam jeszcze balowe? - zapytała zdziwiona Hope. Księżna Reabourn popatrzyła na nią takim wzrokiem, jakby nagle wyrosły jej dwie dodatkowe głowy.
- Nie możecie pokazać się w byle jakiej sukience wieczorowej. To będzie wasz debiut, to muszą być suknie olśniewające, zapierające dech w piersiach i oczywiście śnieżnobiałe, jak wy. To ma być coś, co powali na kolana wszystkich dżentelmenów, a panie zzielenieją z zazdrości! - Hope przyjrzała się Charity. Na pewno wiedziała o co w tym wszystkim chodzi, ale jej niekoniecznie zależało na tym, aby poznać arystokratów, olśnić ich i rzucić na kolana. W zasadzie miała cichą nadzieję, że obejdzie się bez tego, ale determinacja malująca się na twarzy ich gospodyni utwierdziła ją w przekonaniu, że będą skazane na ten bal.
- Ale tak naprawdę, to po co nam ten cały bal? - zapytała Faith, tym samym nieświadomie wypowiadając myśli Hope na głos.
- Ja rozumiem, że nie przyjechałyście tu dla nas, dla bali i sukien, ale istnieją zasady, których musimy się wszyscy trzymać – wyjaśniła księżna. Hope westchnęła, całkowicie godząc się z tym, choć nadal nie rozumiała wielu rzeczy. Potrafiła spamiętać wszystkie godności i to, w jaki sposób powinna się odezwać do osoby noszącej dany tytuł, ale bal, na którym miały wystąpić w roli debiutantek nie mieścił jej się w głowie. - Mimo wszystko jesteście córkami hrabiny, a wnuczkami księżnej, więc wasz bal musi się odbyć.
- Czasami żałuję, że tu przypłynęłyśmy – mruknęła Faith i westchnęła rozdzierająco. Charity poklepała ją po dłoni i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać. I zawsze istnieje szansa, że znajdziecie tu męża.
- Męża? - zapytała zaskoczona Hope. - Ale nie po tu przejechałyśmy! Nie tego tu szukamy.
- Rozumiem – odpowiedziała księżna Reabourn z dziwnym wyrazem twarzy i uśmiechnęła się do Hope. To zaniepokoiło straszą siostrę, lecz nie śmiała o nic pytać.
Tak więc, chcąc czy nie, musiały zaakceptować fakt, iż księżna Dunbrooke wydaje dla nich bal, a książę Reabourn i książę Sussex wyłożą na nie ogromne sumy pieniędzy. Nie potrafiła się z tym pogodzić, lecz ani ona, ani Faith nie mogły w tej sprawie wiele zdziałać, wszyscy uparli się, że muszą im kupić suknie, które rzucą na kolana cały Londyn.
W czasie bieganiny, sporządzania wielu niepotrzebnych list i mierzenia u modystki materiałów bywały chwile, gdy Hope rzucała się na łóżko i myślami krążyła wokół różnych tematów. Najczęściej rozmyślała o wypadku i strachu, który towarzyszył jej za każdym razem, gdy wychodziła z pałacu na spacer. Bała się, że nagle wyskoczy zwariowany Ares i stratuje ją, ponieważ w pobliżu nie będzie nikogo kto ją uratuje. W tym momencie przeskakiwała zazwyczaj na Lucasa. Pomimo głębokiej niechęci, jaką żywiła do niego, była mu dozgonnie wdzięczna za to, co zrobił. Nie miała sposobności, aby mu osobiście podziękować, ponieważ od dnia wypadku nie pojawił się w pałacu ani razu, przynajmniej ona go nie widziała. Nie wiedzieć czemu, poczuła się urażona jego zachowaniem. Nie wiedziała, jak ma go teraz traktować. Czyżby dawał jej do zrozumienia, że narażając swoje życie uratował ją i więcej nie chce jej widzieć? To absurd! Wcale nie kazała mu biec do niej na ratunek, przecież książę Reabourn mógł ją uratować! Nie musiał zgrywać bohatera, jeśli teraz ma do niej o to pretensje! Kompletnie nie rozumiała tego człowieka, ale wcale też nie chciała go rozumieć. Ich relacje powinny zatrzymać się na tym etapie na jakim są. Wyglądał wspaniale, ale wnętrze miał okropne. Cóż mogła na to poradzić?
Suknie balowe były gotowe już w piątek. Każda śnieżnobiała, obszyta jednak inną koronką. Hope miała biało-zieloną suknię, a Faith biało-niebieską. Kolory były dopasowane do oczu dziewcząt, aby ich wyraźne tęczówki były podkreślone jeszcze bardziej. Obie siostry wyglądały w nich bajecznie.
Hope myślała o tym wydarzeniu z niejakim obrzydzeniem. Robiło się jej niedobrze na samą myśl, że będzie musiała pokazać się tylu ludziom. Nie miała jednak nic do gadania. Wszystko było już gotowe.

***
Po kilku godzinnych żmudnych przygotowaniach do balu, Hope w końcu spojrzała na młodą kobietę patrzącą na nią z tafli lustra. Nie mogła uwierzyć, że suknia, fryzura, a także trochę barwnika na ustach sprawiło, że stanie się zupełnie inną osobą. Jej oczy, ładnie podkreślone przez zieloną koronkę, skrzyły się z podniecenia. Wmówiła sobie, że nie będzie tak źle, że wszystko się ułoży i ludzie zaakceptują je. Nie miała jednak pojęcia, że większość osób przybywających na bal już je osądziła od czci i wiary, teraz musieli przekonać się na własne oczy, czy obie panny Winward, tak skrzętnie ukrywane przez Reabourna, rzeczywiście są tak rozwiązłe. Bal był świetną okazją, aby się o tym przekonać. Jeśli nie były takimi niewiniątkami, to jeszcze tego samego wieczoru znajdą kochanka.
Hope początkowo niezbyt chętnie nastawiona do całego przedsięwzięcia, obecnie była ciekawa tego, jak wyglądają bale w Anglii. Na żadnym nigdy nie była, a dziś nadarzała się okazja, aby popatrzeć na tańczących i śmiejących się ludzi. Ciekawe, jak wszystko to wyglądało. Natomiast Faith nie mogła uwierzyć, że istnieją te bzdurne zasady, których muszą się trzymać. Po co? Charity próbowała jej tłumaczyć, że te niepisane reguły same się utarły na przestrzeni wielu lat. I nikt nie ma na nie wpływu. Złamanie jednej z obowiązujących zasad równałoby się z towarzyską kompromitacją na wiele lat, jeśli nie na całe życie. Faith jednak nadal uznawała, że to głupie i nikt, kto nigdy nie zarabiał na życie własnymi rękoma nie będzie jej mówił, czy jej reputacja ma prawo być zniszczoną, czy też nie. Charity uśmiechnęła się tylko i popatrzyła na nią z troską.
Księżna Reabourn obawiała się o Faith, której mogła grozić kompromitacja, jeśli nie powstrzyma swego niewyparzonego języka. Z dwóch panien Winward to Faith wyglądała na skłonną do skoku w bok z mężczyzną. Nie wierzyła, że rzeczywiście jest do tego zdolna, ale same jej słowa mogły dać do myślenia. Miała jednak nadzieję, że się myliła i wszystko będzie w najlepszym porządku. Charity miała się jednak wkrótce przekonać, że troska o Faith była zbyteczna i bardzo się pomyliła w osądach.
***

Kareta kołysała się w rytm końskich kroków, wybijanych na kocich głowach. Londyn przywitał ich mgła i wilgocią, to jednak nie zraziło, ani Charity, ani także innych ludzi, których powozy równym szeregu ustawiały się tuż przed domami, a ze środka wychodzili panowie, by podając dłoń paniom, pomóc im zejść po schodkach. Każdy zmierzał na bal, raut i tym podobne. Hope wyglądała przez małe okienko, aby nasycić oczy widokiem ludzi ubranych we wspaniałe stroje. Sama siedziała jak na szpilkach. Im bliżej byli celu, tym większe zdenerwowanie ściskało ją za żołądek. Czuła suchość w ustach, a serce biło w niej gwałtownie i szybko. Czuła jak dłonie ubrane w piękne satynowe rękawiczki sięgające aż łokci, pocą się nie z gorąca, lecz ze strachu.
- Wszystko będzie w porządku – powiedziała w pewnym momencie Charity, która dostrzegła, jak Hope bawi się wstążkami małego woreczka, w którym miała zapasową parę rękawiczek, karnet od Almacka, chusteczkę, mały ołówek, a także niewielką wiązankę lawendy.
- Pamiętajcie moje drogie, żeby nie zostawać sam na sam z mężczyzną, jeśli w pobliżu nikogo nie ma. Gdyby któryś z panów zaproszonych na bal zechciał się przejść po ogrodzie – odmówcie. Nie wolno wam pod żadnym pozorem ich zachęcać do flirtu. Na każdym komplement odpowiadajcie skromnym uśmiechem, kiwnięciem głowy lub zwykłym „dziękuję, milordzie”, „dziękuję, panu”. Będę starała się być przy was cały czas, ale nie obiecuję. Jeszcze jedno: nie udzielam wam zgody na tańczenie walca. Z nikim. Rozumiecie?
- Oczywiście – kiwnęła głową Hope, to samo zrobiła Faith, ale nie poprzestała na tym, musiała dorzucić swoje trzy grosze.
- To dlaczego uczyłaś nas tego tańczyć, skoro nie wolno nam tego robić? - zapytała, krzywiąc się przy tym nieznacznie. Na szczęście księżna nie zauważyła tego, ponieważ jej twarz schowana była w cieniu. Światło lampy naftowej kiwało się na boki, omijając miejsce, w którym ona siedziała.
- Ponieważ musicie wiedzieć, co to za taniec. Jest to taniec przeznaczony jedynie dla osób, które już dawno mają za sobą pierwszy debiut. Przeważnie tańczą go żony i wdowy, nigdy debiutujące panny – odpowiedział do tej pory milczący książę Reabourn. - Walc jest nieprzyzwoity i nie życzę sobie, abyście miały stanąć na parkiecie do niego. Jasne?
Poważne słowa i pouczający ton mimowolnie wzbudziły w dziewczętach absolutne posłuszeństwo. A ponieważ uwielbiały księcia nie miały zamiaru go również zawieść. Będą starały się jak najlepiej.

8 komentarzy:

  1. Ale się ucieszyłam jak zobaczyłam nowy rozdział! Panny Winwward są po prostu urocze. Nie to co te babsztyle, co przyszły w odwiedziny. A te piórka.. O Boże, mistrzowski zabieg. Od razu przyszły mi na myśl wróżki ze Śpiącej Królewny, tylko tym razem w postaci czarnych charakterów :D Jak można być tak ohydnym, żeby kogoś oczerniać w tak perfidny sposób? (no dobra, może i wiem jak, ale to nie zmienia faktu, że jestem zniesmaczona ich zachowaniem)
    Ach! Debiut na salonach! No to będzie się działo! Mam cichą nadzieję, że Lukas się pojawi i jego nieobecność w tym rozdziale (wierz mi, bardzo to przeżyłam. O dziwo pałam większą sympatią do bohaterów niż do bohaterek ;> ). Kochana Hope na pewno coś namiesza choćby nieświadomie, haha. A poza tym... nie może tańczyć walca. Z przekory nasuwa mi się właśnie myśl, że jednak do tego dojdzie :) Ale to tylko takie przemyślenia.

    Powodzenia w dalszym pisaniu
    Pozdrawiam
    Annetti

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, to ja też się z tego cieszę w takim razie!
      A piórka są dla mnie, bo przyznam Ci się, że bałam się, iż pogubie się w nazwiskach, więc pomyślałam, że piórka będą dla mnie wskazówką, no i dla Was również. One raczej są wiedźmami, na nieszczęście Hope i Faith. Można, ale to tylko obrazuje, w jaki sposób ludzi dawniej myśleli o kimś, nawet jeśli nie znali danej osoby. Obie panny mają to nieszczęście, że są córkami hrabiny, która okryła się złą sławą przed dwudziestu kilku laty, więc teraz pokutują za to jej córki, które nieświadome są grzechów matki.
      Pojawi się, to mogę Ci powiedzieć na sto procent, a co do reszty: zobaczymy, co napiszę ;)

      Dziękuję i również pozdrawiam<3

      Usuń
  2. Mam nadzieję, że nie będę musiała czekać zbyt długo na bal, bo tym rozdziałem tylko podsyciłaś ciekawość.Szczerze mówiąc boję sięo Hope i Faith; one nie mają zielonego pojęcia, jak niesprawiedliwie są odbierane przez to pożal się boże towarzystwo. To okrucieństwo ludzi naprawdę mnie przeaża. Jak można kogokolwiek osądzić, całkowicie go nie znając? A te trzy kobiety i ich opinia doprowadziły mnie tylko do furii. Zresztą, czego by nie zrobiły na balu pewnie i tak będzie to dobierane za przejaw ich rozwiązłości. Naprawdę bardzo im współczuję.
    Brakowało mi w tym rozdziale Lucasa :D Liczę, że pojawi się na balu i wprawi w osłupienie całe to śmieszne towarzystwo.
    Nie pozostaje teraz nic innego, jak czekać na bal :-)
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już kończę rozdział 11, więc powinien się pojawić za kilka dni i mam nadzieję, że uda mi się go opublikować.
      Obie siostry są nieświadome tego, co o nich myślą inni, ale nie na długo. Towarzystwo ma to do siebie, że nie ptrafi przestać plotkować, więc na pewno wkkrótce dziewczyny przekonają się jakiemu niesprawiedliwemu osądowi zostały poddane. Niestety, panny Winward znalazły się w świecie, którego nie rozumieją i pewnie nie raz pożałują decyzji, że tu przyjechały;)
      Lucas będzie, a i owszem:)
      Pozdrawiam! <3

      Usuń
  3. Muszę przyznać, że coraz bardziej lubię Charity. Niezależnie od tego, jakie są jej pobudki, to jednak chce, żeby dziewczęta wypadły dobrze na balu i stara się, aby nie wyszła z tego żadna katastrofa. Czy wyjdzie, to swoją drogą, ale to na pewno nie będzie jej wina. Na początku myślałam, że nie będzie specjalnie im pomagać, ale jest inaczej. Na pewno nie rozpowiada głupich i nieprawdziwych plotek na temat Hope i Faith. Jak się okazuje, niekoniecznie trzeba się bać ludzi, którzy mają realną władzę, ale tych, którzy nie wiedzą, że to milczenie jest złotem XD
    No i czy... na balu będzie Lucas? :D Chociaż może nawet nie być balu, ja nadal czekam niecierpliwie na spotkanie Hope i Lucasa. Jestem ciekawa, jak oboje na siebie zareagują :P No cóż, w każdym razie czekam na jakąś katastrofę :)

    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, Charity jest bardzo w porządku i nie ma żadnych pobudek, tego możesz być pewna. To taka dobra wróżka dla dziewczyn, więc pod tym względem nie musisz się o to martwić. Charity niedawno wydała swoją córkę za mąż, więc zapełnia sobie czas ucząc dziewczyny dobrych manier i tego wszystkiego, co jest im potrzebne. Dokładnie. Ludzie, którzy nie mają władzy i zdają sobie z tego sprawę są gorsi od tych posiadających ją.
      Lucas będzie, owszem, więc na pewno się ucieszysz;)

      Pozdrawiam<3

      Usuń
  4. Denerwuje mnie jedna rzecz, a może nawet dwie. Kurde, tak wszystko przed nimi jest ukrywane. Ta cała Charity mogłaby im powiedzieć prawdę, bo one zachowują się jak dwie nieświadome gąski. Kurczę, może i Ameryka to odległy kraj od Anglii, ale już niech się nie burzą o te małżeństwa. Czasami one zachowują się jakby uciekły z buszu i ciągle miały piętnaście lat. To chyba nie na tym będzie polegać ich życie. Przyjechały zobaczyć, w jakim kraju żyła ich matka, ale niech się spodziewają tego, że będą musiały zdobyć reputacje i jakiś tytuł, bo tak naprawdę mają tylko siebie. Niech już nie udają takich tępych dziewuszek. ;)
    Niepokoi mnie jeszcze jedna rzecz. Te straszne sny Hope. Czemu ona nie pójdzie do kogoś porozmawiać? Przecież takie lekarstwa nie pomagają jak widać…Przecież Lucas byłby chęęęęętny wysłuchać i wytentego no, raczej WYSŁUCHAĆ, tylko WYSŁUCHAĆ. <3
    I na koniec powiem, że bardzo obawiam się tego całego debiutu. Na pewno któraś coś odwali, bo przecież nic nie może iść idealnie. Chociaż możesz nas zaskoczyć i ktoś inny w końcu obleje się złą sławą. ;)
    Czekam na dalej. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obie dziewczyny nie przyjechały do Anglii, aby wyjść za mąż, one nawet nie chcą tu zostać na długo, więc nie chcą wychodzić za mąż. Pragną ułożyć sobie życie tam, gdzie się urodziły. Anglia jest im obca, a przyjechały tu tylko po to, aby dowiedzieć sie coś rodzicach.
      Ale po co im tytuł i reptuacja, jeśli nie zamierzają zostać w Anglii na zawsze? :) Zaręczyny Hope i Lucasa zostały zawarte, a raczej ogłoszone w gazecie wbrew woli obu stron. Owszem, mają tylko siebie, trzymaj się razem, bo tylko siebie znają.
      Hahaha, cóż Ci mogę powiedzieć? Sny mają do to siebie, że są przez jakiś czas, a potem znikają, ale nie wiem, jak to będzie z Hope, która jest bardzo wrażliwa i wszystko odbiera silniej. Ale spokojnie, na pewno wszystko się jakoś ułoży, jeśli chodzi o jej koszmary. A Lucas, hahaha, na pewno byłby chętny do wysłuchania i nie tylko... xDD
      No, zobaczymy, jak to wyjdzie;)

      Pozdrawiam! <3

      Usuń

Dziękuję za komentarz! ♥

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, KrypteriaHG, Natt Liv, Lotus.