Hope
odpoczywała w salonie i czytała jedną z ulubionych powieści
Charity, Faith wyszywała, a sama księżna pisała listy. Panie
oddawały się popołudniowemu odpoczynkowi. Żadna z nich nie
przewidziała katastrofy, która pojawiła się w majątku w
postaci trzech starszych dam. Każda z nich w obfitej koronce,
wielkim kapeluszu z pawim piórem zabarwionym na różowo,
żółto i niebiesko, wzbudzając tym samym zainteresowanie
okolicznych ptaków i ludzi. Najpierw dał się słyszeć
melodyjny gong, a po chwili w drzwiach salonu pojawił się James.
-
Lady Hayden lady Carpetner i lady Sidgwick – zaanonsował
kamerdyner donośnym głosem. Charity zerwała się z krzesła,
niemal przewracając kałamarz i rzuciła szybkie spojrzenie na
dziewczyny, które spojrzały w jej kierunku zaskoczone.
-
Poprawcie się i usiądźcie prosto, bo nadchodzi tragedia –
rzuciła tylko i kiwnęła głową na kamerdynera. Ten odczekał
minutę, aż panie doprowadzą się do porządku i wyszedł.
Po chwili w drzwiach pojawiła się dama z różowym piórem,
po niej weszła z żółtym, a pochód zamykała z
niebieskim. Cała trójka wyglądała jak kolorowe bombki,
równie okrągłe i grube. Każda jednak
nosiła się według najnowszej mody, brylowała na salonach, choć
ich mężowie nie byli nawet hrabiami.
-
Witam, moje panie! - zawołała Charity i uśmiechając się do nich.
Hope dostrzegła, że był to nieszczery, nieco nerwowy gest. Czyżby
te kobiety rzeczywiście były tak straszne? Rzuciła szybkie
spojrzenie na Faith, która wpatrywała się w kolorowe kobiety
z napięciem.
Kiedy
przeniosła wzrok na damy, te wpatrywały się w nią i jej
siostrę z taką ciekawością i zdumieniem, iż poczuła się
niczym niespotykane zwierzątko poddane do obserwacji. Charity szybko
przedstawiła kobiety, zapoznając je z dziewczętami. Panny Winward
ukłoniły się nisko, co kobiety przyjęły w zgodnym, pełny
aprobaty milczeniu. Pani z różowym piórem nazywała
się Hayden, z żółtym to lady Carpetner, a niebieskie to
pani Sidgwick. Każda z nich tak różna z wyglądu, podobna w
zachowaniu sprawiła, że Hope usiadła w końcu spięta i bacznie
przyglądała się tym „zjawiskom”.
-
Kiedy możemy spodziewać się oficjalnego debiutu pani gości? –
zapytała wprost lady Hayden, co spotkało się z niemym zdumieniem
sióstr i nerwowym uśmiechem księżnej.
-
Wkrótce – odparła lakonicznie Charity. - Napijecie się z
nami herbaty, drogie panie? - zapytała księżna, a cała trójka
pokiwała z ochotą głowami. Ucieszyły się, ponieważ dzięki temu
będą mogły wypytać dziewczęta o wszystko.
Herbata
i ciasto zastało już postawione. Trzy matrony siedziały i
dokładnie obserwowały wszystko. Zauważyły, że panny Winward
ubrane skromnie, w lekkie dzienne sukienki wyglądały wprost
prześlicznie. Okrągłe buzie i duże oczy podkreślał kolor
materiału: starsza miała na sobie piękną, jasnozieloną sukienkę
i takiego samego kolory wstążki wplecione w warkocz spływający po
lewym ramieniu. Młodsza natomiast ubrała się w żółtą
sukienkę, idealnie odwzorowującą pogodę na zewnątrz, jasne włosy
upięła na czubku głowy w luźny kok. Obie, choć różnił
kolor włosów, wyglądały podobnie. Kobiety nieświadomie
mlasnęły widząc je jako uosobienie niewinności, lecz znały inną
prawdę, prawdę poruszaną w perfidnych plotkach. Były
Amerykankami, ich poglądy i styl życia różnił się od
stylu wielu młodych dam mieszkających w Anglii. Były upadłymi
kobietami, z Bóg jeden wie iloma kochankami na koncie, ale
czyż ich uroda nie była pociągająca? Któż byłby w stanie
oprzeć się takim słodkim twarzyczkom? Żaden młody i ognisty
mężczyzna nie przeszedłby obok obojętnie i nie rzuciłby okiem na
dziewczęta. A jeśli zapraszały każdego do swego łoża w Ameryce,
to przecież tak samo będzie tutaj, tylko z tą różnicą, iż
wielu dżentelmenów posiadało stare tytuły. Jak książę
Wilcott znosi myśl o tym, iż ktoś miał przed nim Hope Winward? A
może dlatego ją poślubia? Wolał doświadczoną narzeczoną od
młodziutkiej debiutantki? Wyrok kobiet był taki sam, choć żadna
nie powiedziała ani jednego słowa. Muszą dać do zrozumienia
siostrom, że nie będą mile widziane w towarzystwie i lepiej będzie
dla nich, jeśli wyjadą. Charity natomiast powinna szybko je
odprawić, dla własnego dobra.
Tak
więc, dziewczęta nieświadome niczego, zostały osądzone wbrew
zdrowemu rozsądkowi. Oskarżono je, a w szczególności Hope,
o poczwarz, w której nie brały udziału. Nie wiedziały
jednak tego, więc nie miały możliwości obrony. Ich reputacja
została naruszona poprzez okrutne, pozbawione racjonalnych i
niepodważalnych dowodów słowa, a przecież całe londyńskie
towarzystwo nigdy nie widziało je na oczy. Trzy kobiety już
wiedziały, co powiedzieć na najbliższym balu i nie mogły się
doczekać, by to zrobić.
-
Czy mogłybyście nam opowiedzieć coś o sobie? Jak czujecie się u
nas w kraju? - zapytała lady Carpetner. Hope uśmiechnęła się po
przyjacielsku i z widoczną tęsknotą w oczach zaczęła opowiadać
o Ameryce i ich niewielkiej wiosce.
Gdy
skończyła mówić, następna pani zarzuciła ich gradem pytań
o odczucia, co do Anglii. Tym razem odpowiedziała Faith, która
z miejsca obdarzyła panie niechęcią. Nie pokazała tego jednak,
starając się naśladować pogodny wyraz siostry. Znała ją jednak
lepiej, niż te kobiety i wiedziała, że jej uśmiech wcale nie był
taki swobodny. W obecności dam czuła się skrępowana i niepewna.
Faith
nie bacząc na konsekwencje opowiedziała o tym, jakie Anglia wywarła
na niej wrażenie – złe i szokujące – a potem podkreśliła, że
jeszcze niewiele widziała i ciężko jej powiedzieć coś więcej.
-
Na razie mówię tylko to, co zobaczyłyśmy na własne oczy. Mam
nadzieję, że Londyn będzie takim, jakim opisywała go nasza mama –
rzekła Faith. Jej ostatnie słowa wywołały złośliwe uśmiechy na
twarzach kobiet.
-
Wszyscy wiedzą, że wasza matka kochała bale i przyjęcia –
rzekła milcząca do tej pory lady Hayden.
Lady
niespecjalnie przejęła się uczuciami sióstr, wspominając o
tragicznie zmarłej matce, koniecznie chciała wyjawić im jej
przeszłość, o tym jak splamiła honor rodziny uciekając z
kowalem! Z kowalem! Charity widząc, co się święci, postanowiła
wkroczyć do akcji, aby odpędzić myśli matron o kobiecie, która
okazała się być według nich ladacznicą bez krzty honoru.
-
Myślę, że każda kobieta uwielbia brylować na salonach, tu akurat
nie ma wyjątków – powiedziała z uśmiechem na ustach,
lekko naciskając na ostatnie słowa. Damy najwidoczniej zrozumiały
w czym rzecz, więc wycofały się delikatnie. Zrozumiały też, że
póki siostry znajdowały się w bliskiej obecność księżnej,
nikt nie miał szans uzmysłowić tym zepsutym dziewczętom, że są
dokładnie takie same jak ich matka!
Wstały
więc z zamiarem pożegnania się. Kiedy wyszły, Charity długo
stała i czekała aż ich powóz zniknie z pola widzenia i
dopiero wtedy powróciła do salonu.
-
Co za nieprzyjemne... kobiety – oceniła Faith. Koniecznie chciała
użyć innego słowa, ale siłą powstrzymała się, aby go nie
powiedzieć.
-
Masz rację. Ta trójca to zło konieczne na balach –
powiedziała Charity i usiadła na swoim miejscu.
-
Dlaczego? - zaciekawiła się Hope.
-
Nie są zbyt utytułowane, lecz zawsze znają najświeższe plotki z
towarzystwa, więc dostają zaproszenia i brylują na salonach, choć
tak naprawdę niewielu jest takich, którzy ją szanują.
Jedynie przez ich wiek nikt nie śmie powiedzieć im, iż nie są
zbyt mile widziane w towarzystwie. - Charity spojrzała na obie
dziewczyny. Skoro ta trójka przyszła je zobaczyć aż tutaj,
wieść o tym, iż są w Londynie wnuczki księżny Dunbrooke obiegła
całą Anglię. Miała jednak nadzieję, że zła sława matki nie
sprowokuje plotek, ale doskonale znała ton,
podejrzewała, że plotki na temat dziewcząt już krążą wokół
sal balowych.
-
Mam nadzieję, że nie będziemy miały już do czynienia z tymi
kobietami, jak i resztą towarzystwa. Nie uśmiecha mi się wdzięczyć
się do tych fałszywych ludzi – odparła Faith, lecz podobnie jak
Hope, rozumiała, że nie będzie miała innego wyjścia. Będzie
musiała stanąć twarzą w twarz z podobnymi ludźmi.
-
Postaram się was uchronić przed plotkami i złymi ludźmi. Zrobię,
co w mojej mocy – obiecała Charity.
***
Hope
czuła się już wspaniale. Fizycznie gotował była na tańce całą
noc, lecz psychicznie wciąż trawiła wypadek i nie potrafiła się
go pozbyć z koszmarów, które z każdą nocną
przybierały na sile i stawały się straszniejsze. Budziła się z
krzykiem i zapłakana. Wezwano doktora Leandra, ale ten nie mógł
nic poradzić. Leczył ciało, nie duszę, która w tej chwili
potrzebowała terapii. Przepisał jej jedynie laudanum, kilka kropel
przed snem na ukojenie nerwów i sen, ale i to nic nie pomogło.
Większa dawka, której zażądała Hope była niewskazana,
więc Leander po prostu rozłożył bezradnie ręce i ze smutkiem
pokiwał głową. Nie miał dla niej nic. Hope czuła, że lada
chwila wybuchnie i zrobi to w najmniej odpowiednim momencie. Na razie
jednak trzymała się jakoś i nawet śmiała się z niefrasobliwych
wypowiedzi siostry podczas ich nauki.
Księżna
Reabourn uznała, że skoro cały Londyn oczekuje ich pojawienia się
na balu, winna jest nauczyć je coś na temat zachowania, a także
tego, jak zwracać się do poszczególnych osób, jeśli
zostaną przedstawione towarzystwu. Musiały także zapoznać się z
manierami panującymi przy stole, ale to okazała się zbędna
lekcja, gdyż obie panny Winward wiedziały jak jeść, jak się
zachować i co robić. Dzięki temu mogły skupić się na lekcji
tańca, a także na innych ważnych rzeczach. Nauki zazwyczaj trwały
dwie godziny i kończyły się przeważnie frustracją Faith, której
nie podobały się narzucone z góry, niepisane zasady. Była
niespokojną duszą i nakładanie na niej więzów było czystą
zbrodnią, lecz musiała dopasować się do reguł panujących wśród
angielskiej arystokracji. Hope martwiła się o młodszą siostrę,
która w akcie buntu mogła wywinąć jakiś numer. Nie
chciała, aby księstwo Reabourn i książę Sussex wstydzili się za
nie. Dlatego powzięła sobie w duchu, że porozmawia z młodszą
siostrą, aby od razu ją uprzedzić.
Po
dwóch tygodniach uczenia się, Charity stwierdziła, że są
gotowe na pokazanie się światu. Nie potrzebowały zbyt dużo nauki,
bo ta szła im szybko, a uczennice były pojętne. Nadal jednak
obawiała się tego, jak obie siostry zostaną przyjęte. Zasięgnęła
języka i niestety, nic nie wskazywało na to, że ton przyjmie
dziewczyny z otwartymi ramionami. Obawiała się ich przyszłości,
choć dziewczyny, zwłaszcza Hope, wciąż powtarzały, że są tu na
jakiś czas, na kilka tygodni, aby dowiedzieć się coś o rodzicach.
Ten pomysł wydawał jej się zły, lecz nie mogła zabronić
dziewczętom tego małego „śledztwa”, w końcu chodziło o ich
rodziców.
Księżna-wdowa
została natychmiast poinformowana, że dziewczęta są gotowe do
swego pierwszego balu. Odpowiedź przyszła dzień później, z
datą i godziną, a także miejsce odbycia się debiutu panienek.
Charity
wpadła do salonu, w którym przebywały siostry.
-
Za tydzień będzie wasz debiut! - krzyknęła, rozbudzając
dziewczyny. Faith podniosła się do pozycji siedzącej, a Hope
wyprostowała się, czujnie nasłuchując tego, co miała do
powiedzenia ich opiekunka. - Będziemy musiały natychmiast odwiedzić
sklepy, modystki, krawcowe. Wasza babka w ogóle nie ma
pojęcia, że nie macie balowych strojów?! - unosiła się
Charity. Hope patrzyła na nią zaskoczona.
-
Mamy tyle nowych sukienek od księcia Sussex'a. Po co nam jeszcze
balowe? - zapytała zdziwiona Hope. Księżna Reabourn popatrzyła na
nią takim wzrokiem, jakby nagle wyrosły jej dwie dodatkowe głowy.
-
Nie możecie pokazać się w byle jakiej sukience wieczorowej. To
będzie wasz debiut, to muszą być suknie olśniewające,
zapierające dech w piersiach i oczywiście śnieżnobiałe, jak wy.
To ma być coś, co powali na kolana wszystkich dżentelmenów,
a panie zzielenieją z zazdrości! - Hope przyjrzała się Charity.
Na pewno wiedziała o co w tym wszystkim chodzi, ale jej
niekoniecznie zależało na tym, aby poznać arystokratów,
olśnić ich i rzucić na kolana. W zasadzie miała cichą nadzieję,
że obejdzie się bez tego, ale determinacja malująca się na twarzy
ich gospodyni utwierdziła ją w przekonaniu, że będą skazane na
ten bal.
-
Ale tak naprawdę, to po co nam ten cały bal? - zapytała Faith, tym
samym nieświadomie wypowiadając myśli Hope na głos.
-
Ja rozumiem, że nie przyjechałyście tu dla nas, dla bali i sukien,
ale istnieją zasady, których musimy się wszyscy
trzymać – wyjaśniła księżna. Hope westchnęła, całkowicie
godząc się z tym, choć nadal nie rozumiała wielu rzeczy.
Potrafiła spamiętać wszystkie godności i to, w jaki sposób
powinna się odezwać do osoby noszącej dany tytuł, ale bal, na
którym miały wystąpić w roli debiutantek nie mieścił jej
się w głowie. - Mimo wszystko jesteście córkami hrabiny, a
wnuczkami księżnej, więc wasz bal musi się odbyć.
-
Czasami żałuję, że tu przypłynęłyśmy – mruknęła Faith i
westchnęła rozdzierająco. Charity poklepała ją po dłoni i
uśmiechnęła się pokrzepiająco.
-
Nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać. I zawsze istnieje
szansa, że znajdziecie tu męża.
-
Męża? - zapytała zaskoczona Hope. - Ale nie po tu przejechałyśmy!
Nie tego tu szukamy.
-
Rozumiem – odpowiedziała księżna Reabourn z dziwnym wyrazem
twarzy i uśmiechnęła się do Hope. To zaniepokoiło straszą siostrę, lecz nie śmiała o nic pytać.
Tak
więc, chcąc czy nie, musiały zaakceptować fakt, iż księżna
Dunbrooke wydaje dla nich bal, a książę Reabourn i książę
Sussex wyłożą na nie ogromne sumy pieniędzy. Nie potrafiła się
z tym pogodzić, lecz ani ona, ani Faith nie mogły w tej sprawie
wiele zdziałać, wszyscy uparli się, że muszą im kupić suknie,
które rzucą na kolana cały Londyn.
W
czasie bieganiny, sporządzania wielu niepotrzebnych list i mierzenia
u modystki materiałów bywały chwile, gdy Hope rzucała się
na łóżko i myślami krążyła wokół różnych
tematów. Najczęściej rozmyślała o wypadku i strachu, który
towarzyszył jej za każdym razem, gdy wychodziła z pałacu na
spacer. Bała się, że nagle wyskoczy zwariowany Ares i stratuje ją,
ponieważ w pobliżu nie będzie nikogo kto ją uratuje. W tym
momencie przeskakiwała zazwyczaj na Lucasa. Pomimo głębokiej
niechęci, jaką żywiła do niego, była mu dozgonnie wdzięczna za
to, co zrobił. Nie miała sposobności, aby mu osobiście
podziękować, ponieważ od dnia wypadku nie pojawił się w pałacu
ani razu, przynajmniej ona go nie widziała. Nie wiedzieć czemu,
poczuła się urażona jego zachowaniem. Nie wiedziała, jak ma go
teraz traktować. Czyżby dawał jej do zrozumienia, że narażając
swoje życie uratował ją i więcej nie chce jej widzieć? To
absurd! Wcale nie kazała mu biec do niej na ratunek, przecież
książę Reabourn mógł ją uratować! Nie musiał zgrywać
bohatera, jeśli teraz ma do niej o to pretensje! Kompletnie nie
rozumiała tego człowieka, ale wcale też nie chciała go rozumieć.
Ich relacje powinny zatrzymać się na tym etapie na jakim są.
Wyglądał wspaniale, ale wnętrze miał okropne. Cóż mogła
na to poradzić?
Suknie
balowe były gotowe już w piątek. Każda śnieżnobiała, obszyta
jednak inną koronką. Hope miała biało-zieloną suknię, a Faith
biało-niebieską. Kolory były dopasowane do oczu dziewcząt, aby
ich wyraźne tęczówki były podkreślone jeszcze bardziej.
Obie siostry wyglądały w nich bajecznie.
Hope myślała o tym
wydarzeniu z niejakim obrzydzeniem. Robiło się jej niedobrze na
samą myśl, że będzie musiała pokazać się tylu ludziom. Nie miała
jednak nic do gadania. Wszystko było już gotowe.
***
Po
kilku godzinnych żmudnych przygotowaniach do balu, Hope w końcu
spojrzała na młodą kobietę patrzącą na nią z tafli lustra. Nie
mogła uwierzyć, że suknia, fryzura, a także trochę barwnika na
ustach sprawiło, że stanie się zupełnie inną osobą. Jej oczy,
ładnie podkreślone przez zieloną koronkę, skrzyły się z
podniecenia. Wmówiła sobie, że nie będzie tak źle, że
wszystko się ułoży i ludzie zaakceptują je. Nie miała jednak
pojęcia, że większość osób przybywających na bal już je
osądziła od czci i wiary, teraz musieli przekonać się na własne
oczy, czy obie panny Winward, tak skrzętnie ukrywane przez
Reabourna, rzeczywiście są tak rozwiązłe. Bal był świetną
okazją, aby się o tym przekonać. Jeśli nie były takimi
niewiniątkami, to jeszcze tego samego wieczoru znajdą kochanka.
Hope
początkowo niezbyt chętnie nastawiona do całego przedsięwzięcia,
obecnie była ciekawa tego, jak wyglądają bale w Anglii. Na żadnym
nigdy nie była, a dziś nadarzała się okazja, aby popatrzeć na
tańczących i śmiejących się ludzi. Ciekawe, jak wszystko to
wyglądało. Natomiast Faith nie mogła uwierzyć, że istnieją te bzdurne zasady, których muszą się trzymać. Po co? Charity próbowała jej tłumaczyć,
że te niepisane reguły same się utarły na przestrzeni wielu lat.
I nikt nie ma na nie wpływu. Złamanie jednej z obowiązujących
zasad równałoby się z towarzyską kompromitacją na wiele
lat, jeśli nie na całe życie. Faith jednak nadal uznawała, że to
głupie i nikt, kto nigdy nie zarabiał na życie własnymi rękoma
nie będzie jej mówił, czy jej reputacja ma prawo być
zniszczoną, czy też nie. Charity uśmiechnęła się tylko i
popatrzyła na nią z troską.
Księżna
Reabourn obawiała się o Faith, której mogła grozić
kompromitacja, jeśli nie powstrzyma swego niewyparzonego języka. Z
dwóch panien Winward to Faith wyglądała na skłonną do
skoku w bok z mężczyzną. Nie wierzyła, że rzeczywiście jest do
tego zdolna, ale same jej słowa mogły dać do myślenia. Miała
jednak nadzieję, że się myliła i wszystko będzie w najlepszym
porządku. Charity miała się jednak wkrótce przekonać, że troska o Faith była zbyteczna i bardzo się pomyliła w osądach.
***
Kareta kołysała się w rytm końskich kroków, wybijanych na kocich
głowach. Londyn przywitał ich mgła i wilgocią, to jednak nie
zraziło, ani Charity, ani także innych ludzi, których powozy równym
szeregu ustawiały się tuż przed domami, a ze środka wychodzili
panowie, by podając dłoń paniom, pomóc im zejść po
schodkach. Każdy zmierzał na bal, raut i tym podobne. Hope
wyglądała przez małe okienko, aby nasycić oczy widokiem ludzi
ubranych we wspaniałe stroje. Sama siedziała jak na szpilkach. Im
bliżej byli celu, tym większe zdenerwowanie ściskało ją za
żołądek. Czuła suchość w ustach, a serce biło w niej gwałtownie
i szybko. Czuła jak dłonie ubrane w piękne satynowe rękawiczki
sięgające aż łokci, pocą się nie z gorąca, lecz ze strachu.
-
Wszystko będzie w porządku – powiedziała w pewnym momencie
Charity, która dostrzegła, jak Hope bawi się wstążkami
małego woreczka, w którym miała zapasową parę rękawiczek,
karnet od Almacka, chusteczkę, mały ołówek, a także
niewielką wiązankę lawendy.
-
Pamiętajcie moje drogie, żeby nie zostawać sam na sam z
mężczyzną, jeśli w pobliżu nikogo nie ma. Gdyby któryś
z panów zaproszonych na bal zechciał się przejść po
ogrodzie – odmówcie. Nie wolno wam pod żadnym pozorem ich
zachęcać do flirtu. Na każdym komplement odpowiadajcie skromnym
uśmiechem, kiwnięciem głowy lub zwykłym „dziękuję,
milordzie”, „dziękuję, panu”. Będę starała się być przy
was cały czas, ale nie obiecuję. Jeszcze jedno: nie udzielam wam
zgody na tańczenie walca. Z nikim. Rozumiecie?
-
Oczywiście – kiwnęła głową Hope, to samo zrobiła Faith, ale
nie poprzestała na tym, musiała dorzucić swoje trzy grosze.
-
To dlaczego uczyłaś nas tego tańczyć, skoro nie wolno nam tego
robić? - zapytała, krzywiąc się przy tym nieznacznie. Na
szczęście księżna nie zauważyła tego, ponieważ jej twarz
schowana była w cieniu. Światło lampy naftowej kiwało się na
boki, omijając miejsce, w którym ona siedziała.
-
Ponieważ musicie wiedzieć, co to za taniec. Jest to taniec
przeznaczony jedynie dla osób, które już dawno mają
za sobą pierwszy debiut. Przeważnie tańczą go żony i wdowy,
nigdy debiutujące panny – odpowiedział do tej pory milczący
książę Reabourn. - Walc jest nieprzyzwoity i nie życzę sobie,
abyście miały stanąć na parkiecie do niego. Jasne?
Poważne
słowa i pouczający ton mimowolnie wzbudziły w dziewczętach
absolutne posłuszeństwo. A ponieważ uwielbiały księcia nie miały
zamiaru go również zawieść. Będą starały się jak
najlepiej.
Ale się ucieszyłam jak zobaczyłam nowy rozdział! Panny Winwward są po prostu urocze. Nie to co te babsztyle, co przyszły w odwiedziny. A te piórka.. O Boże, mistrzowski zabieg. Od razu przyszły mi na myśl wróżki ze Śpiącej Królewny, tylko tym razem w postaci czarnych charakterów :D Jak można być tak ohydnym, żeby kogoś oczerniać w tak perfidny sposób? (no dobra, może i wiem jak, ale to nie zmienia faktu, że jestem zniesmaczona ich zachowaniem)
OdpowiedzUsuńAch! Debiut na salonach! No to będzie się działo! Mam cichą nadzieję, że Lukas się pojawi i jego nieobecność w tym rozdziale (wierz mi, bardzo to przeżyłam. O dziwo pałam większą sympatią do bohaterów niż do bohaterek ;> ). Kochana Hope na pewno coś namiesza choćby nieświadomie, haha. A poza tym... nie może tańczyć walca. Z przekory nasuwa mi się właśnie myśl, że jednak do tego dojdzie :) Ale to tylko takie przemyślenia.
Powodzenia w dalszym pisaniu
Pozdrawiam
Annetti
No, to ja też się z tego cieszę w takim razie!
UsuńA piórka są dla mnie, bo przyznam Ci się, że bałam się, iż pogubie się w nazwiskach, więc pomyślałam, że piórka będą dla mnie wskazówką, no i dla Was również. One raczej są wiedźmami, na nieszczęście Hope i Faith. Można, ale to tylko obrazuje, w jaki sposób ludzi dawniej myśleli o kimś, nawet jeśli nie znali danej osoby. Obie panny mają to nieszczęście, że są córkami hrabiny, która okryła się złą sławą przed dwudziestu kilku laty, więc teraz pokutują za to jej córki, które nieświadome są grzechów matki.
Pojawi się, to mogę Ci powiedzieć na sto procent, a co do reszty: zobaczymy, co napiszę ;)
Dziękuję i również pozdrawiam<3
Mam nadzieję, że nie będę musiała czekać zbyt długo na bal, bo tym rozdziałem tylko podsyciłaś ciekawość.Szczerze mówiąc boję sięo Hope i Faith; one nie mają zielonego pojęcia, jak niesprawiedliwie są odbierane przez to pożal się boże towarzystwo. To okrucieństwo ludzi naprawdę mnie przeaża. Jak można kogokolwiek osądzić, całkowicie go nie znając? A te trzy kobiety i ich opinia doprowadziły mnie tylko do furii. Zresztą, czego by nie zrobiły na balu pewnie i tak będzie to dobierane za przejaw ich rozwiązłości. Naprawdę bardzo im współczuję.
OdpowiedzUsuńBrakowało mi w tym rozdziale Lucasa :D Liczę, że pojawi się na balu i wprawi w osłupienie całe to śmieszne towarzystwo.
Nie pozostaje teraz nic innego, jak czekać na bal :-)
Pozdrawiam! :)
Już kończę rozdział 11, więc powinien się pojawić za kilka dni i mam nadzieję, że uda mi się go opublikować.
UsuńObie siostry są nieświadome tego, co o nich myślą inni, ale nie na długo. Towarzystwo ma to do siebie, że nie ptrafi przestać plotkować, więc na pewno wkkrótce dziewczyny przekonają się jakiemu niesprawiedliwemu osądowi zostały poddane. Niestety, panny Winward znalazły się w świecie, którego nie rozumieją i pewnie nie raz pożałują decyzji, że tu przyjechały;)
Lucas będzie, a i owszem:)
Pozdrawiam! <3
Muszę przyznać, że coraz bardziej lubię Charity. Niezależnie od tego, jakie są jej pobudki, to jednak chce, żeby dziewczęta wypadły dobrze na balu i stara się, aby nie wyszła z tego żadna katastrofa. Czy wyjdzie, to swoją drogą, ale to na pewno nie będzie jej wina. Na początku myślałam, że nie będzie specjalnie im pomagać, ale jest inaczej. Na pewno nie rozpowiada głupich i nieprawdziwych plotek na temat Hope i Faith. Jak się okazuje, niekoniecznie trzeba się bać ludzi, którzy mają realną władzę, ale tych, którzy nie wiedzą, że to milczenie jest złotem XD
OdpowiedzUsuńNo i czy... na balu będzie Lucas? :D Chociaż może nawet nie być balu, ja nadal czekam niecierpliwie na spotkanie Hope i Lucasa. Jestem ciekawa, jak oboje na siebie zareagują :P No cóż, w każdym razie czekam na jakąś katastrofę :)
Pozdrawiam! <3
Ach, Charity jest bardzo w porządku i nie ma żadnych pobudek, tego możesz być pewna. To taka dobra wróżka dla dziewczyn, więc pod tym względem nie musisz się o to martwić. Charity niedawno wydała swoją córkę za mąż, więc zapełnia sobie czas ucząc dziewczyny dobrych manier i tego wszystkiego, co jest im potrzebne. Dokładnie. Ludzie, którzy nie mają władzy i zdają sobie z tego sprawę są gorsi od tych posiadających ją.
UsuńLucas będzie, owszem, więc na pewno się ucieszysz;)
Pozdrawiam<3
Denerwuje mnie jedna rzecz, a może nawet dwie. Kurde, tak wszystko przed nimi jest ukrywane. Ta cała Charity mogłaby im powiedzieć prawdę, bo one zachowują się jak dwie nieświadome gąski. Kurczę, może i Ameryka to odległy kraj od Anglii, ale już niech się nie burzą o te małżeństwa. Czasami one zachowują się jakby uciekły z buszu i ciągle miały piętnaście lat. To chyba nie na tym będzie polegać ich życie. Przyjechały zobaczyć, w jakim kraju żyła ich matka, ale niech się spodziewają tego, że będą musiały zdobyć reputacje i jakiś tytuł, bo tak naprawdę mają tylko siebie. Niech już nie udają takich tępych dziewuszek. ;)
OdpowiedzUsuńNiepokoi mnie jeszcze jedna rzecz. Te straszne sny Hope. Czemu ona nie pójdzie do kogoś porozmawiać? Przecież takie lekarstwa nie pomagają jak widać…Przecież Lucas byłby chęęęęętny wysłuchać i wytentego no, raczej WYSŁUCHAĆ, tylko WYSŁUCHAĆ. <3
I na koniec powiem, że bardzo obawiam się tego całego debiutu. Na pewno któraś coś odwali, bo przecież nic nie może iść idealnie. Chociaż możesz nas zaskoczyć i ktoś inny w końcu obleje się złą sławą. ;)
Czekam na dalej. <3
Obie dziewczyny nie przyjechały do Anglii, aby wyjść za mąż, one nawet nie chcą tu zostać na długo, więc nie chcą wychodzić za mąż. Pragną ułożyć sobie życie tam, gdzie się urodziły. Anglia jest im obca, a przyjechały tu tylko po to, aby dowiedzieć sie coś rodzicach.
UsuńAle po co im tytuł i reptuacja, jeśli nie zamierzają zostać w Anglii na zawsze? :) Zaręczyny Hope i Lucasa zostały zawarte, a raczej ogłoszone w gazecie wbrew woli obu stron. Owszem, mają tylko siebie, trzymaj się razem, bo tylko siebie znają.
Hahaha, cóż Ci mogę powiedzieć? Sny mają do to siebie, że są przez jakiś czas, a potem znikają, ale nie wiem, jak to będzie z Hope, która jest bardzo wrażliwa i wszystko odbiera silniej. Ale spokojnie, na pewno wszystko się jakoś ułoży, jeśli chodzi o jej koszmary. A Lucas, hahaha, na pewno byłby chętny do wysłuchania i nie tylko... xDD
No, zobaczymy, jak to wyjdzie;)
Pozdrawiam! <3