27 sierpnia 2017

Rozdział 43

Książę skrzywił się, gdy usłyszał obojętność w głosie Hope, ale jednocześnie ucieszył, bo w jej oczach dostrzegł błysk, błysk, który już widział kilka razy i wiedział, co on oznacza. Mimo niechęci, jej ciało pragnęło go, z nim było przecież podobnie, ale potrafił się kontrolować.
Napije się pan kawy? – zapytała w końcu, gdy cisza jaka zapadła po jej słowach zaczęła być bardzo krępująca.
Tak, poproszę – odpowiedział w końcu z ciężkim westchnieniem.
Oboje czuli się nieswojo w swoim towarzystwie, między nimi urosła niepewność i każde miało w pamięci to, co wydarzyło się kilka miesięcy wcześniej.
Podeszła do ściany, przy której wisiały wstążki, którymi wzywano służących. Po kilku chwilach zjawił się lokaj, a Hope poprosiła o kawę i coś lekkiego na śniadanie. Nic nie jadła od rana, bo wszędzie panował okropny harmider.
Lokaj wyszedł i zostawił ich samych, poczuła dreszcze i nie wiedziała już, co powinna zrobić. Cała się trzęsła, ale usiadła, dumnie unosząc głowę i starała się pokazać, że jest całkowicie obojętna.
Ale nie była. Nie mogła być. Starała się nie patrzeć w jego stronę tęsknym wzrokiem, ale przyciągał jej spojrzenie.
Pięknie wyglądasz, Hope – odezwał się nagle książę, przerywając dudniącą w uszach ciszę. Odczuła mimo to ulgę, bo już nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć, żeby to przerwać.
Dziękuję – odpowiedziała, czując jak rumieńce oblewają jej całą twarz i dekolt. Skomplementował ją, chociaż jeszcze nie miała na sobie sukni, którą specjalnie uszyto na tę okazję.
Jak się czuje twoja siostra? Denerwuje się? – dopytywał się książę. Nie wiedziała, co o tym sądzić, bo przecież ani jej siostra, ani Lucas nie przepadali za sobą.
Trochę, ale to Faith, ona zawsze podchodziła do takich rzeczy zdecydowanie bardziej spokojniej ode mnie, więc wiem, że na pewno nie panikuje. Chyba większy popłoch sieje Charity, która nie chce, żeby coś się nie udało. Nawet pogoda musi być idealna.
Cóż, więc twoja siostra będzie bardzo pasowała do swego przyszłego męża, bo Caine też okazuje się być oazą spokoju. Byłem tam przedtem i widziałem jak kuzyni próbują wyprowadzić go z równowagi, a on w ogóle nie daje się zwariować. Nie widać po nim żadnego stresu.
Ale dlaczego miałby się stresować? Bierze ślub z kobietą, którą kocha i która kocha jego. To jest najważniejsze – odpowiedziała ostrzej niż zamierzała.
Opuściła ramiona i westchnęła ciężko, zdając sobie sprawę z tego, jak to zabrzmiało.
Nie chciała wracać do tego, co się wydarzyło między nimi, ale słowa same z niej wypłynęły. W jakiś sposób pragnęła, by Lucas powiedział coś na ten temat, była nawet przekonana, że zgodziłaby się, gdyby tylko zapytał ją, o to, czy chce wrócić do stanu sprzed tego „incydentu”.
Ale musiała z nim najpierw porozmawiać, chociaż czuła mdłości na samą myśl o tym. Obawiała się tego, co mogłaby od niego usłyszeć, a jedynie czego pragnęła to „kocham cię”.
Próbowała o tym nie myśleć, ale ciężko było zaprzeczyć własnemu sercu, zwłaszcza że obiekt jej nieustannych trosk i myśli siedział niedaleko i wpatrywał się w nią intensywnie. Barwa jego oczu nabrała głębi, pociemniały mu i teraz wydały jej się niemal czarne.
Masz rację. Miłość jest najważniejsza... – powiedział, Hope patrzyła na niego, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszała. W jego ustach takie słowa? Nie spodziewała się, naprawdę.
Ja.... Jestem zaskoczona, że o tym mówisz. Nie sądziłam... – urwała gwałtownie, gdy do saloniku wszedł książę Reaburn. Rzuciła Lucasowi ostatnie, niepewne spojrzenie, przygryzła lekko wargę i z uśmiechem zwróciła się do starszego księcia, który przyglądał im się z uwagą.
Zapewne sądził, że zastanie ich na kłótni, ale Hope nie chciała toczyć już wojny, nie w dniu, w którym jej młodsza siostra wychodziła za mąż. To był dzień Faith i nie zamierzała go psuć podobnymi wyczynami, źle by się potem czuła.
Faith jest już gotowa – powiadomił ich Gabirel i szybko ulotnił się z saloniku, czym zaskoczył dziewczynę. Dziś chyba wszyscy chodzili zdenerwowani i nie potrafili zachowywać się racjonalnie.
Wszyscy wariują – odparła z przekąsem i zerknęła na młodego księcia, ten jednak milczał i wpatrywał się w Hope. Ona nie rozumiała jego spojrzenia, chociaż jego skrzące się oczy wprawiły ją w dziwny niepokój. Znała już to uczucie, które towarzyszyło jej zawsze, gdy był w pobliżu.
Próbowała uspokoić serce, które zaczęło walić niespodziewanie szybko, ale na nic zdały się jej próby, bo obecność tego mężczyzny zawsze doprowadzała ją do niekontrolowanych zachowań. Jej ciało w ogóle nie chciało współpracować, próbując pokazać jej, co czuła.
Pragnęła już odejść z tego salonu, wyjść na świeże powietrze, by uspokoić skołatane nerwy, ale musiała być tu i patrzeć na tego człowieka, który tak wiele namieszał w jej życiu.
Ale równocześnie nie mogła zrezygnować z jego widoku i wcale nie chodziło o jego przystojną twarz, lecz o całość – tęskniła za nim, jej serce wyrywało się do niego. Pragnęła wtulić się w jego ramiona i głośno zaszlochać, wypłakać cały ból. Wybaczyłaby mu wszystko, gdyby tylko pozwolił jej zrozumieć samego siebie, gdyby zechciał wyjaśnić, co tak naprawdę się stało tamtego dnia na balu.
Myślisz, że po ślubie Faith mogłabyś wybrać się ze mną na piknik? Powiedzmy w środę, gdy pogoda pozwoli? – padło nagle pytane, które zaskoczyło pannę Winward. Nie spodziewała się, iż dostanie zaproszenie na piknik, nie od Lucasa.
Tak, oczywiście, jeśli pogoda będzie piękna – bąknęła, nagle zdając sobie sprawę, co właśnie zrobiła.
Otwarła szeroko oczy i wpatrywała się w lekko uśmiechniętego Wilcotta. Wyglądał jak piękny anioł, ale oczywiście nim nie był. Okazał się być szatanem, który rozkochał ją w sobie, rzucił do swych stóp, a potem z taką łatwością podeptał, jakby była nic nie znaczącym pyłkiem.
Hope, wiem, że między nami nie jest dobrze, że zrobiłem cię krzywdę, ale czy przez chwilę możemy udawać, że między nami nie ma żadnego konfliktu?
Dziewczyna patrzyła na księcia, czując jak w jej sercu rośnie nadzieja na coś więcej, niż przelotną znajomość. Czyżby Lucas pragnął odbudować ich relacje?
Oczywiście nie zamierzam cię nagabywać o ponowne zaręczyny, ale chciałbym chociaż pozostać na przyjaznej stopie. Jesteś w stanie przełknąć niechęć do mnie? Chociaż na chwilę? Po całej uroczystości wszystko ci wyjaśnię. Obiecuję.
Lucas brzmiał na szczerego, w jego oczach można było dostrzec nawet desperację, ale wolała już nic nie myśleć, bo wiedziała już, że ten człowiek był bardzo zwodniczy. Czy rzeczywiście żałował tego, nie wiedziała, ale chciała w końcu z nim porozmawiać. Serce wyrywało się do niego, a rozum, jak na złość, milczał i w żaden sposób nie protestował. Obawiała się, że w ten sposób popełni głupotę, ale czy nie robiła już tego wcześniej, mimo że w głowie wciąż słyszała ostrzeżenia?
Ponieważ nie mogli przesiadywać w saloniku zbyt długo bez przyzwoitki, książę wstał, przepraszając Hope i udał się do Gabriela, by potem pojechać do Caine'a.
Panna Winward pożegnała go, obiecując, że na przyjęciu znajdzie dla niego kilka minut. Książę chciał coś jeszcze powiedzieć, ale wycofał się z salonu i zamknął drzwi, rzucając jej jeszcze ostatni spojrzenie, którego nie mogła w żaden sposób rozszyfrować.
Kiedy została sama, dopiero wtedy poczuła jak bardzo była spięta przez całą ich rozmowę. Nie sądziła, że jeszcze może reagować na niego w ten sposób, ale z drugiej strony, dlaczego miała wątpliwości? Przecież cały czas reagowała na niego w taki, a nie inny sposób i nic nie mogło tego zmienić, mimo że walczyła z chęcią rzucenia się w jego bezpieczne ramiona, powoli przegrywała tę bitwę. Obawiała się, że narobi głupot, których potem będzie żałowała. Nie mogła już wchodzić do tej rzeki po raz drugi, ale zdawała sobie sprawę z tego w jak beznadziejnym położeniu się znalazła. Nie mogła się już z niego wyleczyć. Lucas zbyt głęboko siedział w jej sercu i głowie, aby tak po prostu mogła o nim zapomnieć.
Nie podobało jej się to, ale miała nadzieję, że po tej rozmowie wszelkie jej wątpliwości znikną i okaże się, że książę wcale jej nie chcę.
I ta myśl ją zabolała.

***

Kiedy Faith była już gotowa, a pogoda wciąż nie zmieniła swojego nastroju i lało jak z cebra, Hope uznała, że czas się ubrać. Kąpiel miała już przygotowaną, pachnącą i ciepłą, więc mogła przez chwilę się zrelaksować. Przez chwilę tylko nie myślała o Wilcottcie, bo służąca pomagała jej przy kąpieli i cały czas trajkotała uradowana, opowiadając o tym, jaki będzie to piękny ślub.
Z okazji zamążpójścia, Faith podarowała każdemu służącemu niewielki torcik i upominek w postaci nowej pary rękawiczek i butów. Nie była pewna, czy coś takiego każdemu się spodoba, ale kamerdyner powiedział, że praktyczne prezenty są najlepsze, dlatego nowe buty i rękawiczki dla każdego będą wyjątkowe. Prócz tego dostali także dwa dni wolnego. Całe przyjęcie miało odbyć się u pana młodego, toteż tutaj służący nie musieli trwać na straży i mogli odpocząć z rodzinami.
O wszystkim pomyślano, dlatego Hope z czystym sumieniem mogła spokojnie przygotowywać się do przyjęcia, chociaż wolałaby zostać w domu i nigdy już więcej nie patrzeć na Lucasa.
Ubrała szmaragdową suknię, która tego dnia przekraczała wszelkie granice przyzwoitości, przynajmniej według niej, ale Charity uznała, że ta kreacja ma za zadanie podkreślić jedynie jej urodę. Miała odkryte ramiona, a piersi ładnie prezentowały się ponad stanikiem sukni. Cały strój w kolorze szmaragdu mienił się od doszytych na gorsecie i szerokiej spódnicy kamieni szlachetnych. Na szyi zawiesiła naszyjnik, w uszy wpięła długie kolczyki, a nadgarstek ozdobiła bransoletką. Wszystko to miało prezentować się wprost idealnie, lecz Hope czuła się źle w czymś takim. Miała zbyt osłonięte ramiona, a wisiorek spoczywał na zagłębieniu między piersiami, przyciągając do nich wzrok.
Ale musiała przyznać, że wyglądała pięknie, bo całości dopełniała jeszcze wspaniała fryzura. Misterny kok, upleciony i poprzypinany pięknymi grzebykami szylkretowymi ze szmaragdami.
***

Caine miał czekać na Faith w kościele św. Pawła, tam właśnie odbywała się ceremonia. Tłumy gości powoli docierały na miejsce, niecierpliwiąc się i czekając już na słowa młodej pary, które na zawsze miały przypieczętować ich losy.
Ton oczywiście wraził już swoje zdanie na temat nie tylko Faith, ale także samego młodego księcia Cainbridge. Wszyscy byli zdumieniem, gdy okazało się, że dziedzic tytułu żyje i ma się dobrze jako lokaj! Lokaj! To było niedopuszczalne, by ktoś z wyższych sfer zniżył się do takiego poziomu. Nikt nie pytał o powód takiego zachowania, ale ludzi niewiele obchodziły prawdzie motywy działania, dlatego woleli wydać swoje wyroki niepoparte żadnymi logicznymi argumentami.
To od socjety zależało, czy dana osoba miała łatwe życie czy też każdy bal zmieniał się w istny koszmar. Wielu arystokratów, zwłaszcza damy, miały do tego skłonność, rozpuszczało w towarzystwie wymyślone plotki, które niszczyły czyjąś reputację. Kilka słów rujnowało człowieka lub też wznosiło go na piedestał i błyszczał wśród innych niczym prawdziwy klejnot.
Ślub Faith, wnuczki księżny-wdowy, był wydarzeniem, które nie mogła obejść bez echa. Oczywiście była cała masa sceptyków: młodsza z sióstr złowiła księcia, bo potrafiła uwieść człowieka, który nie miał zbyt wielu wielu zwolenniczek swej urody, mimo że przez dłuższy czas ukrywał się jako zwykły służący. W końcu Caine miał paskudną bliznę na twarzy, ale dziewczyna musiała być bardzo zdesperowana, aby złowić kogoś takiego.
Żadni najbliżsi z otoczenia państwa młodych nie słuchali podobnych bzdur, a sama Faith uważała swego przyszłego męża za najprzystojniejszego mężczyznę na świecie. Ta blizna, którą nosił nie miała żadnego znaczenia. Była z nim naprawdę szczęśliwa, chociaż nie sądziła, że zostanie tu dla człowieka, który przez kilka tygodni ich znajomości odrzucał ją za każdym razem, gdy zbliżyła się do niego. Wygrała, a teraz brała z nim ślub.
Obawiała się przyszłości, podzieliła się z tym nawet z Hope, ale siostra uśmiechnęła się pocieszająco i przytuliła ją lekko, mówiąc cicho:
Każdy boi się przyszłości. To coś, czego nigdy nie jesteśmy w stanie zaplanować tak do końca, bo wiesz, że całe nasze życie ciągle poddawane jest zmianom. Nie bój się ich, będę przy tobie. Nie mogę ci obiecać, że po ślubie będziesz codziennie szczęśliwa, ale będziesz miała mnie, księstwo i Sussex'a, a także swojego ukochanego męża. Masz tylu ludzi, którzy cię kochają i na pewno zechcą ci pomóc, jeśli tylko nas o to poprosisz. Nie bój się.
Faith pocieszyły te słowa, chociaż niepokój wciąż w niej tkwił. Ale musiała odłożyć troski na później, bo o to zajechał biały, resorowany powóz. Cztery galante siwki stały i czekały, aż panna młoda wsiądzie do powozu. Stangret ubrany był w czarny frak z wysokim cylindrem na głowie i białych rękawiczkach na rękach. Dwóch forysiów dosiadających równie białych koni jak te przy powozie, ubrano w liberię należącą do księstwa Reaburn. Wysokie buty lśniły im, mimo pochmurnej pogody.
Hope patrzył na to wszystko z zapartym tchem. Całość przypominała ślub prawdziwej księżniczki, wszystko było piękne, lśniące. Brzydka pogoda przestała mieć znaczenie, liczył się obecnie piękny ślub.
Gdy Faith już została odprowadzona do powozu, suknie wygładzono, zatrzaśnięto drzwiczki i siwki ruszyły. Hope oraz księstwo jechało innym powozem, tuż za panią młodą, podobnie było ze Skaczącą Niedźwiedzicą i jej mężem.. Kobieta ubrała się na tę okazję w strój, który jakby się mogło wydawać, nie pasował do niej, lecz krawcowa przygotowała dla niej niebywale piękną, granatową suknię, która podkreśliła nie tylko barwę jej ciemnych oczu, ale także urodę. John miał piękną żonę, on sam zresztą również prezentował się szykownie w czarnym fraku.
Konie wybijały miarowy rytm na kamieniach, a kiedy powozy wytoczyły się na bruk, stukały podkowami o kocie łby.
Spójrzcie, słońce wychodzi – zauważyła Hope, gdy wyjrzała przez okno i dostrzegła jaśniejące niebo. – I jest tęcza!
Rzeczywiście. To dobra wróżba – powiedziała księżna, a panna Winward zauważyła, że ta dostojna dama stara się nie patrzeć na nikogo. Miała lekko zaczerwienione oczy, najwidoczniej płakała.
Chairty, czy ty płaczesz? – zauważyła z lekką kpiną Hope. Chciała się z nią podrażnić, żeby przestała się już zadręczać, To miał być szczęśliwy dzień, a łzy były tu niepotrzebne.
Oczywiście, że nie – parsknęła lekko zirytowana i odwróciła głowę, udając, że rękawiczki mają jakąś plamę. Hope uniosła brwi do góry i zerknęła w stronę księcia. Ten jednak patrzył na żonę z czułym uśmiechem, a pannie Winward puścił oczko.
Najdroższa, łzy w tym pięknym dniu są naprawdę nie na miejscu – odpowiedział dokładnie to samo, co myślała Hope.
Och, przestańcie już! – Księżna uniosła się, wywołując tym samym śmiech w pozie. Do końca podróży nie odezwała się już do nikogo.
Nim dojechali do kościoła, słońce na dobre zagościło nad Londynem. Faith nie musiała się już obawiać, że zmoknie jej suknia lub fryzura – wychodziło na to, że wszystko miało się udać.
Katedra, w której Faith miała wziąć ślub była okazałą budowlą, znajdującą się w samym środku City. Architekt tegoż miejsca wykazał się niezwykłą dbałością o każdy szczegół. Każda ściana, filar czy kant miała znaczenie, zdawało się, że wszystko miało swoje odpowiednie miejsce. Filary podtrzymywały nie tylko portyk, tuż nad wejściem, ale także kolejne piętro zwieńczone wspaniałą kopułą – znak rozpoznawczy budowli. Przytłaczała wielkością, Hope czuła się przy niej jak malutki pyłek, który ledwie wicherek może zmieść z tego miejsca. Pragnęła zadrzeć wysoko głowę i obejrzeć całość dokładnie, ale nie mogła, bo tak nie wypadało.
Powozy stały rzędem przed głównym wejściem. Ceremonia miała zacząć się lada chwila, a Hope czuła się tak, jakby to ona miała powiedzieć sakramentalne „tak”. Aż łzy zakręciły jej się w oczach, kiedy uzmysłowiła sobie, że przecież, gdyby los nie był wobec niej tak okrutny, sama już dawno byłaby mężatką.
Rozejrzała się wokół. Dostrzegła Lucasa, który stał nieopodal, obok swego powozu i zamyślony wpatrywał się w dwuskrzydłowe, potężne drzwi, w tej chwili otwarte na oścież. Mroczne wnętrze rozświetlane było lampami gazowymi, wielkimi żyrandolami i milionem świeczek, ale dziewczynę nie interesowało nic innego, prócz mężczyzny znajdującego się u podnóża katedry i wpatrującego w jakimś znany jemu punkt. Zagryzła wargi i poruszyła się, chcąc do niego podejść, ale Faith miała za chwilę wejść do kościoła.
Wszyscy wyszli już z powozów, panna młoda została poratowana przez Johna i Gabriela, obaj panowie pomogli jej wyjść z powozu, a księżna przytrzymywała suknię, aby nieostrożna dziewczyna nie oberwała spódnicy.
Hope natomiast stała jak oczarowana i wpatrywała się w szerokie i sztywne plecy księcia. Przełknęła ślinę i próbowała ruszyć się z miejsca, ale widok tego mężczyzny całkowicie ją oszołomił.
Idź do niego. – Tuż nad uchem rozległ się szept. Odwróciła się do Faith i spojrzała na jej piękną, rozjaśnioną szczęściem i szerokim uśmiechem twarz. Przyglądała się siostrze i przez dłuższy czas nie potrafiła wymówić słowa. Wyglądała jak mama: piękna i dostojna, niczym dumna hrabina, godna książęcego tytułu.
Ale ślub... – zaprotestowała a gdy zobaczyła zmarszczone brwi siostry zamilkła.
Wiesz, że nie przepadam za nim, bo jest twardy i arogancki. Moim zdaniem kompletnie do niego nie pasujesz, bo jesteś dobra i miła, masz miękkie serce, a on... Nie chcę, żeby cię zniszczył, ale widzę jak na niego patrzysz i jak on patrzy na ciebie. Ta magia, która was przyciąga, to coś niezwykłego. Nigdy nie widziałam, żebyś tak pięknie uśmiechała się, do któregokolwiek młodzieńca na balu lub w Great Cove, dlatego myślę, że powinnaś z nim porozmawiać. Coś się wydarzyło na tamtym balu, ale my tego nie wiem, wydaję mi się jednak, że jemu zależy na tobie. Nie wiem czy cię kocha, lecz jego uczucia muszą być dość silne, bo nie zależałoby mu na twoim przebaczeniu. Nie chcę, żebyś cierpiała, a od chwili, gdy zerwał zaręczyny ty tak rzadko się uśmiechasz, że aż serce mnie boli. Brakuje mi tej radosnej Hope, którą zawsze byłaś. Wróć do nas, a jeśli on da ci szczęście, to będę się z tobą cieszyła każdym dniem, ale proszę, porozmawiaj z nim.
Tyrada jaką wygłosiła Faith zdumiała nie tylko ją, ale także księstwo i przyjaciół z Ameryki. Starsza panna Winward nie mogła słowa wykrztusić, a słowa przysłoniły widok jaki miała przed sobą.
Tylko nie płacz – ostrzegła ją panna młoda, lecz głos niebezpiecznie jej zadrżał.
Hope chciała przytulić siostrę, ale Chairty surowo jej zabroniła, obawiała się o fryzurę i suknie, które mogłyby ulec zniszczeniu.
No idź, ceremonia zaraz się zacznie, więc nie rozmawiajcie zbyt długo. – Charity pozytywnie nastawiona do pomysłu Faith, wsparła ją i pokiwała głową w stronę księcia.
Hope zgodziła się, chociaż serce biło jej jak oszalałe, obawiała się tej rozmowy, chociaż nie sądziła, by teraz mogli wyjaśnić cokolwiek. Ale chciała się z nim przywitać. Ponownie.

***

Był w tej katedrze kilka razy i za każdym razem czuł się przytłoczony nie tylko jej rozmiarami, ale także pięknem, które epatowało z każdego centymetra. Nigdy o tym nie mówił, ale właśnie w takich chwilach czuł się słaby i samotny, a dziś odczuwał to wyjątkowo boleśnie.
Wydawało mu się, że już zawsze będzie sam. Kiedy tego pragnął, bo uważał, że dzięki temu był silny, myślał racjonalnie, a teraz? Teraz czuł się chory i słaby. Nie rozumiał, dlaczego przez te kilka lat tak bardzo pragnął niezależności, skoro bycie z drugą osobą, która kocha człowieka bezwarunkowo, dawało prawdziwą wolność, niezależność. I siłę. A w tej chwili bardzo mu jej brakowało. I to nie wina Hope, lecz jego, bo nie potrafił zapobiec katastrofie. Sophie zniszczyła jego kruche szczęście i pozbawiła możliwości bycia z kobietą, która uczyniłaby go niewiarygodnie szczęśliwym.
Kiedy poczuł na ramieniu czyjś lekki dotyk, drgnął zaskoczony i zdumiony tym, że nie słyszał kroków. A kiedy spojrzał, kto do niego przyszedł, poczuł jak serce bije mu oszalałe. Hope.
Patrzyła na niego z lekkim uśmiechem na ustach, pięknie wykrojonych i różowych, tak miękkich i chętnych. Pamiętał jak bywała uległa, gdy ją całował. Musiał się powstrzymywać całym sobą, żeby jej teraz nie porwać i nie zacałować aż do utrat tchu.
Nie mogli tego zrobić przed kościołem, ale po mszy jak najbardziej.
Piękna katedra – powiedziała i zadarła głowę, aby spojrzeć na szczyty wież kościelnych, wbijających się w niebo niczym ostrza szpady.
Nie patrzył na to, co ona, lecz na pięknie wyeksponowany biust i gładką, drobną szyję, którą chętnie teraz by całował. Oczami wyobraźni widział jak sunie wargami po delikatnej skórze, jednocześnie wdychając jej zapach i słuchając nieśmiałych jęków. Pragnął jej.
Kiedy opuściła głowę, udał, że przygląda się zegarowi na wieży i marszczy w zamyśleniu brwi. Nie chciał, by wiedziała jak bardzo jej potrzebuje.
Chodźmy już, czas na mszę – powiedział i wyciągnął w jej stronę ramię, chociaż nie wiedział, czy je przyjmie. Przyjęła.
Delikatny dotyk jaki poczuł, mimo kilku warstw ubrań, wprawił go w niesamowite drżenie. Przełknął gwałtownie ślinę i zerknął na nią, a fular, starannie zawiązany pod szyją, zaczął wbijać mu się w grdykę. Zrobiło mu się okropnie ciasno. Wszędzie. Zareagował na nią tak, jak zawsze to robił, gdy stała blisko, a on wyobrażał sobie ją pod nim, gdy dotykał każdy skrawek nagiego ciała, gdy ją całował...
Pośpieszcie się – ktoś krzyknął nagle, aż Hope wzdrygnęła się zaskoczona i spojrzała w stronę rodziny. Faith stała u podnóża schodów.
Lucas wypiął dumnie pierś, prezentując się przy tym jak prawdziwy książę, dziedzic tytułu. Hope natomiast wyglądała jak księżniczka, jego księżniczka.
Wszyscy, prócz panny młodej i Sussex'a, udali się do kościoła. Zajęli odpowiednie miejsca, a kiedy rozbrzmiała wspaniała melodia, wygrywana przez organy, każdy odwracał głowę, by ujrzeć panią młodą.
Oczywiście fakt, że Hope weszła do kościoła z Wilcottem, a nie z Nicholasem, przyszłym markizem nie przeszedł bez echa. Nigdzie nie było widać jej ostatniego wielbiciela, co oznaczało, że jednak obecność Lucasa u boku starszej panny Winward nie była przypadkowa. Szum podniósł się do tego stopnia, że biskup poprosił wszystkich o ciszę,
Każdy zerkał w stronę panny Hope i księcia, zastanawiając się, co też z tego wyniknie. Wiadomo jednak było, że oboje mają się ku sobie, skoro rozmawiają mimo tak dużego rozłamu, jaki między nimi ostatnio zapanował.
Faith kroczyła powoli u boku starego księcia, głowę trzymała prosto. Była dumna jak sama królowa, poważna i zamyślona, ale jednocześnie promieniało z niej szczęście. Nikt nie miał wątpliwości, że to małżeństwo będzie nie tylko udanym kontraktem handlowym, ale także dobrze dobraną parą dwójki młodych ludzi.
Kiedy Faith stanęła przed księdzem, rozpoczęła się uroczystość, a Lucas spojrzał na Hope, pragnąc, by tak samo pięknie wyglądała na ich ślubie.


17 komentarzy:

  1. No wreszcie !!! Jak zawsze swietny rozdzial. Pozdrawiam Karina

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieje ze nie karzesz nam znowu tak dlugo czekac na kolejny rozdzial. Pozdr. Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że nie. Powoli piszę kolejną część :)

      Usuń
  3. Nie mogę się doczekać kolejnej części. �� Lucas jakby coś próbował do Hope... To bardzo ciekawe. ��

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  5. A dużo jeszcze będzie rozdziałów ??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze powiedziawszy to nie wiem, ale nie planuję ich dużo. Może jeszcze tak z 6? :) Zależy od tego, jak pójdzie mi dalsza fabuła.

      Usuń
    2. Ok. Dla mnie moze być bylebys szybciej je dodawała

      Usuń
  6. Nie lubię czytać takich blogów jak twój Necco. Mają ciekawą i wciągająca fabułę a także są napisane lekkim, przyjemnym językiem. Ale... rozdziały kończą się w najbardziej nieoczekiwanych momentach i trzeba na nie tak długo czekać, że to się staje nie do wytrzymania. Chyba nadaję się do czytania tylko juz zakończonych blogów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi przykro, że musisz tyle czekać, ale rozdział kolejny jest już napisany, więc myślę, że dziś jeszcze go wrzucę :) Ale tak, wiem, że wielu lubi zakończone historie, bo wiedzą, że wtedy nikt ich nie zawiesi :)

      Usuń
  7. Nie dręcz nas już .

    OdpowiedzUsuń
  8. Jest to naprawdę ciekawa historia, trzymająca poziom, jednak tak długie odstępy czssowe skutecznie zniechęcają.
    K.

    OdpowiedzUsuń
  9. A miałam już nadzieje ze coś dodasz

    OdpowiedzUsuń
  10. Na Święta, tak bardzo prosimy,dodaj ten kolejny rozdział, czekamy juz tak długo

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! ♥

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, KrypteriaHG, Natt Liv, Lotus.