Książę
skrzywił się, gdy usłyszał obojętność w głosie Hope, ale
jednocześnie ucieszył, bo w jej oczach dostrzegł błysk, błysk,
który już widział kilka razy i wiedział, co on oznacza. Mimo
niechęci, jej ciało pragnęło go, z nim było przecież podobnie,
ale potrafił się kontrolować.
–
Napije się pan kawy? –
zapytała w końcu, gdy cisza jaka zapadła po jej słowach zaczęła
być bardzo krępująca.
–
Tak, poproszę –
odpowiedział w końcu z ciężkim westchnieniem.
Oboje
czuli się nieswojo w swoim towarzystwie, między nimi urosła
niepewność i każde miało w pamięci to, co wydarzyło się kilka
miesięcy wcześniej.
Podeszła
do ściany, przy której wisiały wstążki, którymi wzywano
służących. Po kilku chwilach zjawił się lokaj, a Hope poprosiła
o kawę i coś lekkiego na śniadanie. Nic nie jadła od rana, bo
wszędzie panował okropny harmider.
Lokaj
wyszedł i zostawił ich samych, poczuła dreszcze i nie wiedziała
już, co powinna zrobić. Cała się trzęsła, ale usiadła, dumnie
unosząc głowę i starała się pokazać, że jest całkowicie
obojętna.
Ale
nie była. Nie mogła być. Starała się nie patrzeć w jego stronę
tęsknym wzrokiem, ale przyciągał jej spojrzenie.
–
Pięknie wyglądasz, Hope –
odezwał się nagle książę, przerywając dudniącą w uszach
ciszę. Odczuła mimo to ulgę, bo już nie wiedziała, co mogłaby
powiedzieć, żeby to przerwać.
–
Dziękuję –
odpowiedziała, czując jak rumieńce oblewają jej całą twarz i
dekolt. Skomplementował ją, chociaż jeszcze nie miała na sobie
sukni, którą specjalnie uszyto na tę okazję.
–
Jak się czuje twoja
siostra? Denerwuje się? – dopytywał się książę. Nie
wiedziała, co o tym sądzić, bo przecież ani jej siostra, ani
Lucas nie przepadali za sobą.
–
Trochę, ale to Faith, ona
zawsze podchodziła do takich rzeczy zdecydowanie bardziej spokojniej
ode mnie, więc wiem, że na pewno nie panikuje. Chyba większy
popłoch sieje Charity, która nie chce, żeby coś się nie udało.
Nawet pogoda musi być idealna.
–
Cóż, więc twoja siostra
będzie bardzo pasowała do swego przyszłego męża, bo Caine też
okazuje się być oazą spokoju. Byłem tam przedtem i widziałem jak
kuzyni próbują wyprowadzić go z równowagi, a on w ogóle nie daje
się zwariować. Nie widać po nim żadnego stresu.
–
Ale dlaczego miałby się
stresować? Bierze ślub z kobietą, którą kocha i która kocha
jego. To jest najważniejsze – odpowiedziała ostrzej niż
zamierzała.
Opuściła
ramiona i westchnęła ciężko, zdając sobie sprawę z tego, jak to
zabrzmiało.
Nie
chciała wracać do tego, co się wydarzyło między nimi, ale słowa
same z niej wypłynęły. W jakiś sposób pragnęła, by Lucas
powiedział coś na ten temat, była nawet przekonana, że
zgodziłaby się, gdyby tylko zapytał ją, o to, czy chce wrócić
do stanu sprzed tego „incydentu”.
Ale
musiała z nim najpierw porozmawiać, chociaż czuła mdłości na
samą myśl o tym. Obawiała się tego, co mogłaby od niego
usłyszeć, a jedynie czego pragnęła to „kocham cię”.
Próbowała
o tym nie myśleć, ale ciężko było zaprzeczyć własnemu sercu,
zwłaszcza że obiekt jej nieustannych trosk i myśli siedział
niedaleko i wpatrywał się w nią intensywnie. Barwa jego oczu
nabrała głębi, pociemniały mu i teraz wydały jej się niemal
czarne.
–
Masz rację. Miłość jest
najważniejsza... – powiedział, Hope patrzyła na niego, nie mogąc
uwierzyć w to, co usłyszała. W jego ustach takie słowa? Nie
spodziewała się, naprawdę.
–
Ja.... Jestem zaskoczona, że
o tym mówisz. Nie sądziłam... – urwała gwałtownie, gdy do
saloniku wszedł książę Reaburn. Rzuciła Lucasowi ostatnie,
niepewne spojrzenie, przygryzła lekko wargę i z uśmiechem zwróciła
się do starszego księcia, który przyglądał im się z uwagą.
Zapewne
sądził, że zastanie ich na kłótni, ale Hope nie chciała toczyć
już wojny, nie w dniu, w którym jej młodsza siostra wychodziła za
mąż. To był dzień Faith i nie zamierzała go psuć podobnymi
wyczynami, źle by się potem czuła.
–
Faith jest już gotowa –
powiadomił ich Gabirel i szybko ulotnił się z saloniku, czym
zaskoczył dziewczynę. Dziś chyba wszyscy chodzili zdenerwowani i
nie potrafili zachowywać się racjonalnie.
–
Wszyscy wariują – odparła
z przekąsem i zerknęła na młodego księcia, ten jednak milczał i
wpatrywał się w Hope. Ona nie rozumiała jego spojrzenia, chociaż
jego skrzące się oczy wprawiły ją w dziwny niepokój. Znała już
to uczucie, które towarzyszyło jej zawsze, gdy był w pobliżu.
Próbowała
uspokoić serce, które zaczęło walić niespodziewanie szybko, ale
na nic zdały się jej próby, bo obecność tego mężczyzny zawsze
doprowadzała ją do niekontrolowanych zachowań. Jej ciało w ogóle
nie chciało współpracować, próbując pokazać jej, co czuła.
Pragnęła
już odejść z tego salonu, wyjść na świeże powietrze, by
uspokoić skołatane nerwy, ale musiała być tu i patrzeć na tego
człowieka, który tak wiele namieszał w jej życiu.
Ale
równocześnie nie mogła zrezygnować z jego widoku i wcale nie
chodziło o jego przystojną twarz, lecz o całość – tęskniła
za nim, jej serce wyrywało się do niego. Pragnęła wtulić się w
jego ramiona i głośno zaszlochać, wypłakać cały ból.
Wybaczyłaby mu wszystko, gdyby tylko pozwolił jej zrozumieć samego
siebie, gdyby zechciał wyjaśnić, co tak naprawdę się stało
tamtego dnia na balu.
–
Myślisz, że po ślubie
Faith mogłabyś wybrać się ze mną na piknik? Powiedzmy w środę,
gdy pogoda pozwoli? – padło nagle pytane, które zaskoczyło pannę
Winward. Nie spodziewała się, iż dostanie zaproszenie na piknik,
nie od Lucasa.
–
Tak, oczywiście, jeśli
pogoda będzie piękna – bąknęła, nagle zdając sobie sprawę,
co właśnie zrobiła.
Otwarła
szeroko oczy i wpatrywała się w lekko uśmiechniętego Wilcotta.
Wyglądał jak piękny anioł, ale oczywiście nim nie był. Okazał
się być szatanem, który rozkochał ją w sobie, rzucił do swych
stóp, a potem z taką łatwością podeptał, jakby była nic nie
znaczącym pyłkiem.
–
Hope, wiem, że między nami
nie jest dobrze, że zrobiłem cię krzywdę, ale czy przez chwilę
możemy udawać, że między nami nie ma żadnego konfliktu?
Dziewczyna
patrzyła na księcia, czując jak w jej sercu rośnie nadzieja na
coś więcej, niż przelotną znajomość. Czyżby Lucas pragnął
odbudować ich relacje?
–
Oczywiście nie zamierzam
cię nagabywać o ponowne zaręczyny, ale chciałbym chociaż
pozostać na przyjaznej stopie. Jesteś w stanie przełknąć niechęć
do mnie? Chociaż na chwilę? Po całej uroczystości wszystko ci
wyjaśnię. Obiecuję.
Lucas
brzmiał na szczerego, w jego oczach można było dostrzec nawet
desperację, ale wolała już nic nie myśleć, bo wiedziała już,
że ten człowiek był bardzo zwodniczy. Czy rzeczywiście żałował
tego, nie wiedziała, ale chciała w końcu z nim porozmawiać. Serce
wyrywało się do niego, a rozum, jak na złość, milczał i w
żaden sposób nie protestował. Obawiała się, że w ten sposób
popełni głupotę, ale czy nie robiła już tego wcześniej, mimo że
w głowie wciąż słyszała ostrzeżenia?
Ponieważ
nie mogli przesiadywać w saloniku zbyt długo bez przyzwoitki,
książę wstał, przepraszając Hope i udał się do Gabriela, by
potem pojechać do Caine'a.
Panna
Winward pożegnała go, obiecując, że na przyjęciu znajdzie dla
niego kilka minut. Książę chciał coś jeszcze powiedzieć, ale
wycofał się z salonu i zamknął drzwi, rzucając jej jeszcze
ostatni spojrzenie, którego nie mogła w żaden sposób
rozszyfrować.
Kiedy
została sama, dopiero wtedy poczuła jak bardzo była spięta przez
całą ich rozmowę. Nie sądziła, że jeszcze może reagować na
niego w ten sposób, ale z drugiej strony, dlaczego miała
wątpliwości? Przecież cały czas reagowała na niego w taki, a nie
inny sposób i nic nie mogło tego zmienić, mimo że walczyła z
chęcią rzucenia się w jego bezpieczne ramiona, powoli przegrywała
tę bitwę. Obawiała się, że narobi głupot, których potem
będzie żałowała. Nie mogła już wchodzić do tej rzeki po raz
drugi, ale zdawała sobie sprawę z tego w jak beznadziejnym
położeniu się znalazła. Nie mogła się już z niego wyleczyć.
Lucas zbyt głęboko siedział w jej sercu i głowie, aby tak po
prostu mogła o nim zapomnieć.
Nie
podobało jej się to, ale miała nadzieję, że po tej rozmowie
wszelkie jej wątpliwości znikną i okaże się, że książę wcale
jej nie chcę.
I
ta myśl ją zabolała.
***
Kiedy
Faith była już gotowa, a pogoda wciąż nie zmieniła swojego
nastroju i lało jak z cebra, Hope uznała, że czas się ubrać.
Kąpiel miała już przygotowaną, pachnącą i ciepłą, więc mogła
przez chwilę się zrelaksować. Przez chwilę tylko nie myślała o
Wilcottcie, bo służąca pomagała jej przy kąpieli i cały czas
trajkotała uradowana, opowiadając o tym, jaki będzie to piękny
ślub.
Z
okazji zamążpójścia, Faith podarowała każdemu służącemu
niewielki torcik i upominek w postaci nowej pary rękawiczek i butów.
Nie była pewna, czy coś takiego każdemu się spodoba, ale
kamerdyner powiedział, że praktyczne prezenty są najlepsze,
dlatego nowe buty i rękawiczki dla każdego będą wyjątkowe. Prócz
tego dostali także dwa dni wolnego. Całe przyjęcie miało odbyć
się u pana młodego, toteż tutaj służący nie musieli trwać na
straży i mogli odpocząć z rodzinami.
O
wszystkim pomyślano, dlatego Hope z czystym sumieniem mogła
spokojnie przygotowywać się do przyjęcia, chociaż wolałaby
zostać w domu i nigdy już więcej nie patrzeć na Lucasa.
Ubrała
szmaragdową suknię, która tego dnia przekraczała wszelkie granice
przyzwoitości, przynajmniej według niej, ale Charity uznała, że
ta kreacja ma za zadanie podkreślić jedynie jej urodę. Miała
odkryte ramiona, a piersi ładnie prezentowały się ponad stanikiem sukni. Cały strój w
kolorze szmaragdu mienił się od doszytych na gorsecie i szerokiej
spódnicy kamieni szlachetnych. Na szyi zawiesiła naszyjnik, w uszy wpięła długie kolczyki, a
nadgarstek ozdobiła bransoletką. Wszystko to miało prezentować
się wprost idealnie, lecz Hope czuła się źle w czymś takim.
Miała zbyt osłonięte ramiona, a wisiorek spoczywał na zagłębieniu
między piersiami, przyciągając do nich wzrok.
Ale
musiała przyznać, że wyglądała pięknie, bo całości dopełniała
jeszcze wspaniała fryzura. Misterny kok, upleciony i poprzypinany
pięknymi grzebykami szylkretowymi ze szmaragdami.
***
Caine
miał czekać na Faith w kościele św. Pawła, tam właśnie odbywała się ceremonia. Tłumy gości powoli docierały na
miejsce, niecierpliwiąc się i czekając już na słowa młodej
pary, które na zawsze miały przypieczętować ich losy.
Ton
oczywiście wraził już swoje zdanie na temat nie tylko Faith, ale
także samego młodego księcia Cainbridge. Wszyscy byli zdumieniem,
gdy okazało się, że dziedzic tytułu żyje i ma się dobrze jako
lokaj! Lokaj! To było niedopuszczalne, by ktoś z wyższych sfer
zniżył się do takiego poziomu. Nikt nie pytał o powód takiego
zachowania, ale ludzi niewiele obchodziły prawdzie motywy działania,
dlatego woleli wydać swoje wyroki niepoparte żadnymi logicznymi
argumentami.
To
od socjety zależało, czy dana osoba miała łatwe życie czy też
każdy bal zmieniał się w istny koszmar. Wielu arystokratów,
zwłaszcza damy, miały do tego skłonność, rozpuszczało w
towarzystwie wymyślone plotki, które niszczyły czyjąś reputację.
Kilka słów rujnowało człowieka lub też wznosiło go na piedestał
i błyszczał wśród innych niczym prawdziwy klejnot.
Ślub
Faith, wnuczki księżny-wdowy, był wydarzeniem, które nie mogła
obejść bez echa. Oczywiście była cała masa sceptyków: młodsza
z sióstr złowiła księcia, bo potrafiła uwieść człowieka,
który nie miał zbyt wielu wielu zwolenniczek swej urody, mimo że
przez dłuższy czas ukrywał się jako zwykły służący. W końcu
Caine miał paskudną bliznę na twarzy, ale dziewczyna musiała być
bardzo zdesperowana, aby złowić kogoś takiego.
Żadni
najbliżsi z otoczenia państwa młodych nie słuchali podobnych
bzdur, a sama Faith uważała swego przyszłego męża za
najprzystojniejszego mężczyznę na świecie. Ta blizna, którą
nosił nie miała żadnego znaczenia. Była z nim naprawdę
szczęśliwa, chociaż nie sądziła, że zostanie tu dla człowieka,
który przez kilka tygodni ich znajomości odrzucał ją za każdym
razem, gdy zbliżyła się do niego. Wygrała, a teraz brała z nim
ślub.
Obawiała
się przyszłości, podzieliła się z tym nawet z Hope, ale siostra
uśmiechnęła się pocieszająco i przytuliła ją lekko, mówiąc
cicho:
–
Każdy boi się przyszłości.
To coś, czego nigdy nie jesteśmy w stanie zaplanować tak do końca,
bo wiesz, że całe nasze życie ciągle poddawane jest zmianom. Nie
bój się ich, będę przy tobie. Nie mogę ci obiecać, że po
ślubie będziesz codziennie szczęśliwa, ale będziesz miała mnie,
księstwo i Sussex'a, a także swojego ukochanego męża. Masz tylu
ludzi, którzy cię kochają i na pewno zechcą ci pomóc, jeśli
tylko nas o to poprosisz. Nie bój się.
Faith
pocieszyły te słowa, chociaż niepokój wciąż w niej tkwił. Ale
musiała odłożyć troski na później, bo o to zajechał biały,
resorowany powóz. Cztery galante siwki stały i czekały, aż panna
młoda wsiądzie do powozu. Stangret ubrany był w czarny frak z
wysokim cylindrem na głowie i białych rękawiczkach na rękach.
Dwóch forysiów dosiadających równie białych koni jak te przy
powozie, ubrano w liberię należącą do księstwa Reaburn. Wysokie
buty lśniły im, mimo pochmurnej pogody.
Hope
patrzył na to wszystko z zapartym tchem. Całość przypominała
ślub prawdziwej księżniczki, wszystko było piękne, lśniące.
Brzydka pogoda przestała mieć znaczenie, liczył się obecnie
piękny ślub.
Gdy
Faith już została odprowadzona do powozu, suknie wygładzono,
zatrzaśnięto drzwiczki i siwki ruszyły. Hope oraz księstwo
jechało innym powozem, tuż za panią młodą, podobnie było ze
Skaczącą Niedźwiedzicą i jej mężem.. Kobieta ubrała się na tę okazję w strój, który jakby
się mogło wydawać, nie pasował do niej, lecz krawcowa
przygotowała dla niej niebywale piękną, granatową suknię, która
podkreśliła nie tylko barwę jej ciemnych oczu, ale także urodę.
John miał piękną żonę, on sam zresztą również prezentował się
szykownie w czarnym fraku.
Konie
wybijały miarowy rytm na kamieniach, a kiedy powozy wytoczyły się
na bruk, stukały podkowami o kocie łby.
–
Spójrzcie, słońce
wychodzi – zauważyła Hope, gdy wyjrzała przez okno i dostrzegła
jaśniejące niebo. – I jest tęcza!
–
Rzeczywiście. To dobra
wróżba – powiedziała księżna, a panna Winward zauważyła, że
ta dostojna dama stara się nie patrzeć na nikogo. Miała lekko
zaczerwienione oczy, najwidoczniej płakała.
–
Chairty, czy ty płaczesz? –
zauważyła z lekką kpiną Hope. Chciała się z nią podrażnić,
żeby przestała się już zadręczać, To miał być szczęśliwy
dzień, a łzy były tu niepotrzebne.
–
Oczywiście, że nie –
parsknęła lekko zirytowana i odwróciła głowę, udając, że
rękawiczki mają jakąś plamę. Hope uniosła brwi do góry i
zerknęła w stronę księcia. Ten jednak patrzył na żonę z czułym
uśmiechem, a pannie Winward puścił oczko.
–
Najdroższa, łzy w tym
pięknym dniu są naprawdę nie na miejscu – odpowiedział
dokładnie to samo, co myślała Hope.
–
Och, przestańcie już! –
Księżna uniosła się, wywołując tym samym śmiech w pozie. Do
końca podróży nie odezwała się już do nikogo.
Nim
dojechali do kościoła, słońce na dobre zagościło nad Londynem.
Faith nie musiała się już obawiać, że zmoknie jej suknia lub
fryzura – wychodziło na to, że wszystko miało się udać.
Katedra,
w której Faith miała wziąć ślub była okazałą budowlą,
znajdującą się w samym środku City. Architekt tegoż miejsca
wykazał się niezwykłą dbałością o każdy szczegół. Każda
ściana, filar czy kant miała znaczenie, zdawało się, że wszystko
miało swoje odpowiednie miejsce. Filary podtrzymywały nie tylko
portyk, tuż nad wejściem, ale także kolejne piętro zwieńczone
wspaniałą kopułą – znak rozpoznawczy budowli. Przytłaczała
wielkością, Hope czuła się przy niej jak malutki pyłek, który
ledwie wicherek może zmieść z tego miejsca. Pragnęła zadrzeć
wysoko głowę i obejrzeć całość dokładnie, ale nie mogła, bo
tak nie wypadało.
Powozy
stały rzędem przed głównym wejściem. Ceremonia miała zacząć
się lada chwila, a Hope czuła się tak, jakby to ona miała
powiedzieć sakramentalne „tak”. Aż łzy zakręciły jej się w
oczach, kiedy uzmysłowiła sobie, że przecież, gdyby los nie był
wobec niej tak okrutny, sama już dawno byłaby mężatką.
Rozejrzała
się wokół. Dostrzegła Lucasa, który stał nieopodal, obok swego
powozu i zamyślony wpatrywał się w dwuskrzydłowe, potężne
drzwi, w tej chwili otwarte na oścież. Mroczne wnętrze
rozświetlane było lampami gazowymi, wielkimi żyrandolami i
milionem świeczek, ale dziewczynę nie interesowało nic innego,
prócz mężczyzny znajdującego się u podnóża katedry i
wpatrującego w jakimś znany jemu punkt. Zagryzła wargi i poruszyła
się, chcąc do niego podejść, ale Faith miała za chwilę wejść
do kościoła.
Wszyscy
wyszli już z powozów, panna młoda została poratowana przez Johna
i Gabriela, obaj panowie pomogli jej wyjść z powozu, a księżna
przytrzymywała suknię, aby nieostrożna dziewczyna nie oberwała
spódnicy.
Hope
natomiast stała jak oczarowana i wpatrywała się w szerokie i
sztywne plecy księcia. Przełknęła ślinę i próbowała ruszyć
się z miejsca, ale widok tego mężczyzny całkowicie ją oszołomił.
–
Idź do niego. – Tuż nad
uchem rozległ się szept. Odwróciła się do Faith i spojrzała na
jej piękną, rozjaśnioną szczęściem i szerokim uśmiechem twarz.
Przyglądała się siostrze i przez dłuższy czas nie potrafiła
wymówić słowa. Wyglądała jak mama: piękna i dostojna, niczym
dumna hrabina, godna książęcego tytułu.
–
Ale ślub... –
zaprotestowała a gdy zobaczyła zmarszczone brwi siostry zamilkła.
–
Wiesz, że nie przepadam za
nim, bo jest twardy i arogancki. Moim zdaniem kompletnie do niego nie
pasujesz, bo jesteś dobra i miła, masz miękkie serce, a on... Nie
chcę, żeby cię zniszczył, ale widzę jak na niego patrzysz i jak
on patrzy na ciebie. Ta magia, która was przyciąga, to coś
niezwykłego. Nigdy nie widziałam, żebyś tak pięknie uśmiechała
się, do któregokolwiek młodzieńca na balu lub w Great Cove,
dlatego myślę, że powinnaś z nim porozmawiać. Coś się
wydarzyło na tamtym balu, ale my tego nie wiem, wydaję mi się
jednak, że jemu zależy na tobie. Nie wiem czy cię kocha, lecz jego
uczucia muszą być dość silne, bo nie zależałoby mu na twoim
przebaczeniu. Nie chcę, żebyś cierpiała, a od chwili, gdy zerwał
zaręczyny ty tak rzadko się uśmiechasz, że aż serce mnie boli.
Brakuje mi tej radosnej Hope, którą zawsze byłaś. Wróć do nas,
a jeśli on da ci szczęście, to będę się z tobą cieszyła
każdym dniem, ale proszę, porozmawiaj z nim.
Tyrada
jaką wygłosiła Faith zdumiała nie tylko ją, ale także księstwo
i przyjaciół z Ameryki. Starsza panna Winward nie mogła słowa
wykrztusić, a słowa przysłoniły widok jaki miała przed sobą.
–
Tylko nie płacz –
ostrzegła ją panna młoda, lecz głos niebezpiecznie jej zadrżał.
Hope
chciała przytulić siostrę, ale Chairty surowo jej zabroniła,
obawiała się o fryzurę i suknie, które mogłyby ulec zniszczeniu.
– No
idź, ceremonia zaraz się zacznie, więc nie rozmawiajcie zbyt
długo. – Charity pozytywnie nastawiona do pomysłu Faith, wsparła
ją i pokiwała głową w stronę księcia.
Hope
zgodziła się, chociaż serce biło jej jak oszalałe, obawiała się
tej rozmowy, chociaż nie sądziła, by teraz mogli wyjaśnić
cokolwiek. Ale chciała się z nim przywitać. Ponownie.
***
Był
w tej katedrze kilka razy i za każdym razem czuł się przytłoczony
nie tylko jej rozmiarami, ale także pięknem, które epatowało z
każdego centymetra. Nigdy o tym nie mówił, ale właśnie w takich
chwilach czuł się słaby i samotny, a dziś odczuwał to wyjątkowo
boleśnie.
Wydawało
mu się, że już zawsze będzie sam. Kiedy tego pragnął, bo
uważał, że dzięki temu był silny, myślał racjonalnie, a teraz?
Teraz czuł się chory i słaby. Nie rozumiał, dlaczego przez te
kilka lat tak bardzo pragnął niezależności, skoro bycie z drugą
osobą, która kocha człowieka bezwarunkowo, dawało prawdziwą
wolność, niezależność. I siłę. A w tej chwili bardzo mu jej
brakowało. I to nie wina Hope, lecz jego, bo nie potrafił zapobiec
katastrofie. Sophie zniszczyła jego kruche szczęście i pozbawiła
możliwości bycia z kobietą, która uczyniłaby go niewiarygodnie
szczęśliwym.
Kiedy
poczuł na ramieniu czyjś lekki dotyk, drgnął zaskoczony i
zdumiony tym, że nie słyszał kroków. A kiedy spojrzał, kto do
niego przyszedł, poczuł jak serce bije mu oszalałe. Hope.
Patrzyła
na niego z lekkim uśmiechem na ustach, pięknie wykrojonych i
różowych, tak miękkich i chętnych. Pamiętał jak bywała uległa,
gdy ją całował. Musiał się powstrzymywać całym sobą, żeby
jej teraz nie porwać i nie zacałować aż do utrat tchu.
Nie
mogli tego zrobić przed kościołem, ale po mszy jak najbardziej.
–
Piękna katedra –
powiedziała i zadarła głowę, aby spojrzeć na szczyty wież
kościelnych, wbijających się w niebo niczym ostrza szpady.
Nie
patrzył na to, co ona, lecz na pięknie wyeksponowany biust i
gładką, drobną szyję, którą chętnie teraz by całował. Oczami
wyobraźni widział jak sunie wargami po delikatnej skórze,
jednocześnie wdychając jej zapach i słuchając nieśmiałych
jęków. Pragnął jej.
Kiedy
opuściła głowę, udał, że przygląda się zegarowi na wieży i
marszczy w zamyśleniu brwi. Nie chciał, by wiedziała jak bardzo
jej potrzebuje.
–
Chodźmy już, czas na mszę
– powiedział i wyciągnął w jej stronę ramię, chociaż nie
wiedział, czy je przyjmie. Przyjęła.
Delikatny
dotyk jaki poczuł, mimo kilku warstw ubrań, wprawił go w
niesamowite drżenie. Przełknął gwałtownie ślinę i zerknął na
nią, a fular, starannie zawiązany pod szyją, zaczął wbijać mu
się w grdykę. Zrobiło mu się okropnie ciasno. Wszędzie.
Zareagował na nią tak, jak zawsze to robił, gdy stała blisko, a
on wyobrażał sobie ją pod nim, gdy dotykał każdy skrawek nagiego
ciała, gdy ją całował...
–
Pośpieszcie się – ktoś
krzyknął nagle, aż Hope wzdrygnęła się zaskoczona i spojrzała
w stronę rodziny. Faith stała u podnóża schodów.
Lucas
wypiął dumnie pierś, prezentując się przy tym jak prawdziwy
książę, dziedzic tytułu. Hope natomiast wyglądała jak
księżniczka, jego księżniczka.
Wszyscy,
prócz panny młodej i Sussex'a, udali się do kościoła. Zajęli
odpowiednie miejsca, a kiedy rozbrzmiała wspaniała melodia,
wygrywana przez organy, każdy odwracał głowę, by ujrzeć panią
młodą.
Oczywiście
fakt, że Hope weszła do kościoła z Wilcottem, a nie z Nicholasem,
przyszłym markizem nie przeszedł bez echa. Nigdzie nie było widać
jej ostatniego wielbiciela, co oznaczało, że jednak obecność
Lucasa u boku starszej panny Winward nie była przypadkowa. Szum
podniósł się do tego stopnia, że biskup poprosił wszystkich o
ciszę,
Każdy
zerkał w stronę panny Hope i księcia, zastanawiając się, co też
z tego wyniknie. Wiadomo jednak było, że oboje mają się ku sobie,
skoro rozmawiają mimo tak dużego rozłamu, jaki między nimi
ostatnio zapanował.
Faith
kroczyła powoli u boku starego księcia, głowę trzymała prosto.
Była dumna jak sama królowa, poważna i zamyślona, ale
jednocześnie promieniało z niej szczęście. Nikt nie miał
wątpliwości, że to małżeństwo będzie nie tylko udanym
kontraktem handlowym, ale także dobrze dobraną parą dwójki
młodych ludzi.
Kiedy
Faith stanęła przed księdzem, rozpoczęła się uroczystość, a
Lucas spojrzał na Hope, pragnąc, by tak samo pięknie wyglądała
na ich ślubie.
No wreszcie !!! Jak zawsze swietny rozdzial. Pozdrawiam Karina
OdpowiedzUsuńGenialne ♡
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze nie karzesz nam znowu tak dlugo czekac na kolejny rozdzial. Pozdr. Magda
OdpowiedzUsuńJasne, że nie. Powoli piszę kolejną część :)
UsuńNie mogę się doczekać kolejnej części. �� Lucas jakby coś próbował do Hope... To bardzo ciekawe. ��
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńNiedługo powinien się pojawić :)
UsuńA dużo jeszcze będzie rozdziałów ??
OdpowiedzUsuńSzczerze powiedziawszy to nie wiem, ale nie planuję ich dużo. Może jeszcze tak z 6? :) Zależy od tego, jak pójdzie mi dalsza fabuła.
UsuńOk. Dla mnie moze być bylebys szybciej je dodawała
UsuńNie lubię czytać takich blogów jak twój Necco. Mają ciekawą i wciągająca fabułę a także są napisane lekkim, przyjemnym językiem. Ale... rozdziały kończą się w najbardziej nieoczekiwanych momentach i trzeba na nie tak długo czekać, że to się staje nie do wytrzymania. Chyba nadaję się do czytania tylko juz zakończonych blogów...
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro, że musisz tyle czekać, ale rozdział kolejny jest już napisany, więc myślę, że dziś jeszcze go wrzucę :) Ale tak, wiem, że wielu lubi zakończone historie, bo wiedzą, że wtedy nikt ich nie zawiesi :)
UsuńNie dręcz nas już .
OdpowiedzUsuńDopisuję ostatnie akapity, przysięgam :)
UsuńJest to naprawdę ciekawa historia, trzymająca poziom, jednak tak długie odstępy czssowe skutecznie zniechęcają.
OdpowiedzUsuńK.
A miałam już nadzieje ze coś dodasz
OdpowiedzUsuńNa Święta, tak bardzo prosimy,dodaj ten kolejny rozdział, czekamy juz tak długo
OdpowiedzUsuń