Długo
nie mogła dojść do siebie po tym przypadkowym spotkaniu w Hyde
Parku, ale jednocześnie w ten masochistyczny sposób pragnęła
kolejnego spotkania, tylko po to, by przekonać się, że Lucas nie
jest jej obojętny.
Kolejne
dni sprowadziły na nią gonitwę myśli i niepokój, który
towarzyszył jej za każdym razem, gdy gdzieś wychodziła. Wciąż
pamiętała o tym, co ją spotkało w parku. Widziała dokładnie, że
dwóch mężczyzn śledziło niemal każdy jej krok. Zapamiętała
każdy ich szczegół, toteż bez trudu rozpoznała ich, gdy umknęli
przed nią, gdy wchodziła ponownie do parku. To nie mógł być
przypadek, wiedziała o tym, ale powstrzymywała się, by ich
odnaleźć. Bała się, więc szybko zawróciła do domu. I nawet
jeśli służący był zdziwiony jej zachowaniem, to nic nie
powiedział. Pokornie spacerował za nią, bez jakiegokolwiek
zainteresowania wpatrując się w niebo i okolicę.
Hope
natomiast była cała spięta, aż zaczęła drżeć od tego, ale
dzielnie dotarła do domu, w którym poczuła się bezpiecznie.
Odetchnęła z ulgą i ukryła się w pokoju, aby zapisać ostatnie
myśli i to, co wydarzyło się przed chwilą.
Brakuje
mi Lucasa. Nie powinnam za nim tęsknić, przecież tyle razy
pisałam, że mnie zranił, ale nie mogę powstrzymać serca, które
tak ciągle galopuje w jego stronę. Jaka ja jestem głupia. Trudno
jednak inaczej reagować na człowieka, który bardzo szybko zajął
specjalne miejsce w moim życiu. Ujął mnie swą złożoną naturą,
twardym charakterem i szczerością, które inne panie oburzałaby za
każdym razem, lecz dla mnie jest świadectwem na to, że ten
człowiek jest... prawdziwy? Nie umie kłamać, taki szczery człowiek
to prawdziwa rzadkość. Ujął mnie też tym, że jest taki dobry
dla zwierząt, jak kocha konie... Czy człowiek o złym sercu może
odnosić się do koni z taką miłością i delikatnością?
(...)
Dziś
znów mnie śledziło tych dwóch mężczyzn. Nie wiem, o co chodzi,
ale jestem przerażona. Ostatnio ciągle ich widuję i chyba nawet
nie kryją się z tym specjalnie. Chcą chyba, żebym wiedziała, że
jestem śledzona. Kto ich nasłał? Czyżby ten paskudny Westburn?
Nie zrezygnował najwidoczniej, jest uparty i działa z ukrycia,
skoro od tak dawna go nie widziałam. Poczułam się bezpieczna, a on
postanowił o sobie przypomnieć... Nienawidzę tego człowieka i
chociaż nigdy nie gardziłam życiem, które ktoś otrzymał od
Boga, tym razem liczę, że on... Że on po prostu zniknie, bo nie
uwolnię się od niego w żaden sposób.
Odłożyła
pióro i westchnęła. Zamknęła pamiętnik i odeszła od
sekretarzyka. Wiedziała, że nikt nie zajrzy do niego, ufała
służącym, Faith również nie grzebała w jej rzeczach, a księstwo
nie interesowało się ich chwilami samotności i tego, co robiły
wtedy. Zwykły notatnik, który nie tak dawno wzięła od Reaburna
zapełniony został już prawie w całości. Musiała poprosić o
następny, chociaż nie wiedziała, czy nie wzbudzi tym pytań. W
końcu w tak krótkim czasie potrafiła zapisać tak wiele kartek.
Zeszła
na dół, a kiedy weszła do biblioteki stanęła oko w oko z
Lucasem. Myślała o nim, a teraz zmaterializował się tuż przed
nią. Wstrzymała oddech, patrząc na mężczyznę, który wciąż
znaczył dla niej tak wiele. Brązowe oczy księcia wbijały się w
nią z łagodną troską. Czuła jego ciepłe ciało, jakby stał
bardzo blisko niej. Miał lekki zarost, nie golił się od kilku dni;
wyglądał na zmęczonego, znużonego życiem.
-
Lucas... - szepnęła cicho, starając się schować w głosie
zachwyt i troskę. Nie wiedziała, że przyszedł, bo oczywiście nie
pojawiłaby się wtedy w gabinecie Gabriela.
Serce
tłukło się boleśnie w piersi, wyrywało się do niego. I nie
mogła zaprzeczyć, że nie zrobił na niej żadnego wrażenia.
Zrobił. A ona nie umiała przestać myśleć o tym, jak przystojny
był i jak bardzo za nim tęskniła. To było głupie, ale taka była
prawda. Nic nie mogła na to poradzić, ponieważ tak wyglądała
miłość. Była głupia i niewiele zachowań było logicznych, ale
to uczucie potrafiło zaślepić każdego człowieka.
-
Dzień dobry, Hope. Jak się miewasz? - zapytał Lucas, a dziewczyna
poczuła jak zasycha jej w gardle, nogi ugięły się lekko pod nią.
-
Dziękuję, dobrze. A Ty?
Książę
skrzywił się lekko, co oczywiście nie było dla niej zrozumiałe,
ale nie wyglądał na złego. Minę miał zmieszaną i niepewną,
jakby nie mógł się zdecydować, co Hope powinna usłyszeć.
-
Raz gorzej, raz lepiej. Zależy od dnia – mruknął tylko, a Hope
zdała sobie sprawę, że stoi w drzwiach i wpatruje się rozmarzonym
wzrokiem w księcia. Ocknęła się z tego dziwnego stanu i odsunęła
na bok, aby Lucas przeszedł, ale to on wpuścił ją do środka,
dłonią wskazują środek gabinetu. - Wejdź, Hope. Ja już
wychodzę.
-
Już? - zapytała, a potem potrząsnęła głową. - Tak, dobrze.
Dziękuję – odpowiedziała i wmaszerowała do pokoju z podniesioną
głową, jakby dopiero teraz przypomniała sobie, że przecież miała
być wściekła na Lucasa, miała być dla niego przykra i
nieprzyjemna.
-
Miłego dnia, Hope – wymruczał pożegnanie i wyszedł, zamykając
za sobą drzwi. Nawet nie czekał na jej odpowiedź, nie pożegnał
się też z Gabrielem. Opuścił miejską rezydencję księcia bez
słowa.
Hope
stała chwilę w milczeniu, wpatrując się w drzwi i chciała coś
powiedzieć, zagadnąć go jeszcze, bo okropnie brakowało jej ich
słownych utarczek. Nicholas, który był przecież wiernym jej
towarzyszem, odwiedzał ją dość często, nie mógł zastąpić jej
tego, co czuła, kiedy rozmawiała z księciem. Nie mógł się z nim
równać, choć był przystojny, miły i miał nienaganne maniery.
Był prawdziwym dżentelmenem, który nigdy nie złamałby serca
kobiecie, ale tylko się przyjaźnili, więc nie liczyła na nagły
wybuch miłości. Liczyła jedynie na odrobinę spokoju i na coś, co
pozwoli jej zaleczyć rany po Lucasie.
-
Hope? - Zza pleców dobiegł ją głos Gabriela. Kiedy odwróciła
się do niego, zobaczyła jego zatroskaną minę. Uśmiechnęła się
do księcia i poprosiła go w końcu o kolejny pusty notatnik.
-
Bardzo dużo piszesz – zauważył Reaburn.
-
Tak, mam sporo myśli do przelania – odpowiedziała i wstała.
Pożegnała się z księciem, życząc mu miłego dnia i schowała
się w pokoju, gdzie spokojnie mogła zacząć kolejną stronę z
pamiętnika.
Coraz
częściej przebywała sama, rozkoszowała się chwilami, kiedy nie
musiała rozmawiać z Faith, Charity lub Skaczącą Niedźwiedzicą i po prostu z lubością
oddawała się pisaniu pamiętnika, czytaniu książki czy jeździe
konnej w towarzystwie Biszkopta.
Zauważyła,
że zrobiła się odludkiem, ale nie przeszkadzało jej to zbytnio.
Cieszyła się z tych chwil i musiała się do nich przyzwyczaić, w
końcu jej młodsza siostra wychodziła wkrótce za mąż. Od tej
pory będzie miała znacznie więcej czasu dla siebie, w końcu
Charity miała całe mnóstwo innych obowiązków, które zawsze
zajmują jej większość dnia i zawsze dzieliła się z Faith czasem, który miały dla siebie. Nie będzie mogła już tak często
rozmawiać z młodszą siostrą, tylko poprzez listy, ale w końcu
zostanie żoną księcia Cainbridge, więc na jej głowę spadnie cała
masa nowych obowiązków. A ona? Ona pozostanie tu, w tej rezydencji
i powoli będzie dojrzewać do myśli, że po prostu zostanie starą
panną.
Zawsze
myślała, że wyjdzie za mąż, urodzi trójkę dzieci i oddając
się w pełni domowym obowiązkom, spędzi całe życie w Great Cove
jako szczęśliwa kobieta. Czy miała jakieś plany na swoją
przyszłość? Nie. Nie szukała przygód na siłę, wiedziała, że
to jedynie spowodowałoby kłopoty, a ona pragnęła spokoju i
stabilizacji.
Jakoś
myśli same zawędrowały do Lucasa. Umysł stworzył piękny
obrazek. Dwóch chłopców siedziało przed kominkiem i razem z ojcem
czytało powieść o dzielnych szpadach, natomiast ona cerowała
kolejne koszule męża, popatrując jednym okiem na małą
dziewczynkę śpiącą w łóżeczku. Widok rozczulił ją tak
bardzo, że aż wcisnął z jej oczu łzy.
Naprawdę sądziła, że jest mądrzejsza, w końcu sama kiedyś powiedziała
księciu, że nie chce mieć z nim nic wspólnego i przecież uznaje
go za nieznajomego, w Hyde Parku również pokłóciła się z nim, a
teraz pragnie, by został ojcem jej dzieci.
Odeszła
do sekretarzyka i podeszła do okna i chociaż widok był piękny,
Hope w ogóle nie zwracała uwagi na wybudzoną już z zimowego snu
przyrodę; drzewa wpuściły już listowia, ciesząc oczy jasną
zielenią, trawy wzrastały z każdym dniem, a kwiaty powoli
wypuszczały pąki. To nie było tak ważne, skoro w jej głowie
przesuwały się obrazy zdecydowanie piękniejsze, lecz także
bolesne. Bolało ją to, że prawdopodobnie nigdy nie dostąpi
szczęścia bycia matką, chociaż nikt jeszcze nie powiedział, że
tak nie będzie.
Może
rzeczywiście Nicholas zechce się jej oświadczyć? A może kiedyś
pozna kogoś innego?
Było
wiele możliwości, nie musiała przecież od razu wychodzić za mąż.
W końcu jej życie jeszcze się nie kończyło. Lucas nie wchodził
w grę. Zranił ją i nie powinna poświęcać mu nawet kilku sekund
w myślach, nie zasłużył na to.
Ale
widok jego łagodnych, brązowych oczu i przystojnej twarzy był
trudny do zatarcia. Ten człowiek, mimo że w tej chwili nie
zachowywał się jak ten książę, którego poznała, ale nadal był
niebezpieczny. Miał teraz znacznie większą władzę nad jej
sercem. Mógł powiedzieć słowo, a ona prawdopodobnie zgodziłaby
się z nim, chociaż miała go nienawidzić i unikać.
Jak
bardzo niestała musiała być w swych uczuciach?
***
Hrabia
Westburn zacierał ręce, ponieważ jego plan powoli zbliżał się
do końca, chociaż spodziewał się trudności, wiedział, że
jednak będzie opłacało się czekać. Hope będzie jego.
Żonę
już dawno wywiózł do odległego majątku gdzieś przy granicy ze
Szkocją. Tam miała spędzić resztę swych marnych dni, a on skupi
się na Hope Winward i pragnieniu, by ją posiąść.
Wiedział
jednak, że będzie się opierała, więc przygotował dla niej
opium, które miało zmiękczyć jej zachowanie, sprawić, by stała
mu się uległa i posłuszna. Przygotował wszystko: starą
rezydencję oddaloną od Londynu kilka godzin jazdy wierzchem.
Niewiele osób będzie jej tam szukało, będzie robił wszystko, by
zatrzeć za sobą ślady, a nim ją znajdą, wyrzuci ją gdzieś w
pobliżu miasta. Nikt nie będzie podejrzewał, że to on porwał
dziewczynę, nikt też nie znajdzie sprawcy.
Opłacił
kilku oprychów do zadania. Wydawało mu się, że zapłacił im
wystarczająco dużo, by wykonali zadanie po cichu i bez
jakiegokolwiek szumu. Wiedział jednak, że jakieś błędy
popełniał, ale miał nadzieję, że jednak nie okażą się tak
duże.
Stary
hrabia nie miał jednak dobrego zmysły stratega, ale wszystko
zrzucał na karb szczęścia i jego nieomylności. Pragnienie, by
posiąść dziwkę z Ameryki było silniejsze niż strach przed
ludźmi, pod opieką których się znajdowała.
Musiał
ją mieć, a żadne logiczne argumenty nie działały na niego w
żaden sposób.
Sophie
Lebetkovitz też przestała go interesować, zresztą zauważył, że
zagięła parol już na jakiegoś innego hrabiego i kusiła go na
każdym balu. Obiecała wykonać część swego planu i zrobiła to.
Westburn wiedział, że uwolniła się od niego z ulgą, nie znosiła
go, ale chęć zemsty na Lucasie była silniejsza. Teraz miała czekać
na efekty jego działań i jak wierzył, miały zakończyć się one
sukcesem.
Już
niedługo Amerykanka miała być jego.
****
Przez
kolejne dni Hope skupiła się głównie na Biszkopcie, któremu nie
poświęcała tak dużo czasu jak tego pragnęła, więc pies miał
teraz możliwość biegania po lasach i łąkach. Hope jechała na
Bezie, a pies biegał razem z nią. Były to kilkugodzinne spacery,
po których padał zmęczony, ale szczęśliwy. Nie szczędziła mu
także pieszczot.
Nicholas,
który odwiedzał ją niemal codziennie, również brał w tym
udział; było wesoło, bo mężczyzna sypał żartami jak z rękawa,
odganiał jej czarne myśli. Bezbłędnie potrafił odgadnąć, że
nabawiła się złego humoru i solennie obiecał, że pozbędzie się
gow ciągu godziny. Udało mu się. Była za to wdzięczna.
Mimo
to, Lucas nie odszedł w zapomnienie. Nie pozbyła się z myśli
człowieka, który od samego początku utkwił w jej życiu i chociaż
jego obecność przypominała kolec w palcu, bardzo chciała go raz
jeszcze zobaczyć. Pragnęła nawet, by ten człowiek pojawiał się
w domu Gabriela częściej.
Ale
przecież powiedziała mu wtedy na tym balu, że jest dla niej obcym
człowiekiem, a teraz wypatruje go, tęskni za nim i nawet
rozmawia... Chyba naprawdę brakuje jej tego człowieka, mimo że
między nimi nie zawsze się układało.
Spodziewała się, że po
ślubie Faith jej dni będą wyglądały tak samo. Kiedy siostra ich
opuści, ona nie będzie miała już wiele rozrywek, prócz spacerów
czy jazdy konnej. Zostały jeszcze książki i pamiętnik, ale to
przecież tak mało zajęć, gdy siostra będzie przebywała w innym
domu.
Musiała
znaleźć sobie zajęcie, które zajmie jej cały dzień, żeby nie
miała czasu myśleć o Lucasie.
Ale
to nie było łatwe. W końcu czuła do niego coś, co przyprawiało
ją o cierpienie. Zakochała się w nim.
Na
szczęście była sama w zielonym salonie, więc nikt nie słyszał
jej jęku. Zagryzła wargę i zacisnęła mocno powieki. Musiała
się opanować, żeby więcej nie popełniać podobnych błędów. Na
pewno zwróciłaby na siebie uwagę, gdyby w salonie przebywał ktoś
jeszcze.
Jakie
życie potrafi być skomplikowane, pomyślała zniechęcona.
Może
powinna wrócić do Ameryki? Może tam znajdzie ukojenie? Praca w
hotelu Skaczącej Niedźwiedzicy nie będzie trudna, przecież już
tam dorabiała, więc wiedziała, że ciepła posada zawsze się
znajdzie. Szkoda tylko, że tak okrutnie będzie tęskniła za
młodszą siostrą i resztą tego towarzystwa, z którym zdążyła
się zżyć.
Na
razie jednak nie zamierzała o tym myśleć, to była jeszcze dość
odległa przyszłość,na razie musiała skupić się na dniu
dzisiejszym.
Zerknęła
na książkę i westchnęła znudzona. Faith pojechała na obiad do
przyszłych teściów, a Hope nie chciała w tym uczestniczyć. Mimo
wszystko siostra miała już własne życie i nie będzie mogła brać
udziału w każdym jego aspekcie jak było to do tej pory.
***
Dwa
dni przed ślubem Faith okazało się, że sukienka panny młodej
jest nieco krzywo zszyta, co oczywiście wywołało święte
oburzenie i krótki krzyk paniki. Nikt nie chciał tak przykrych
niespodzianek, ale okazało się, że mimo wielu tygodni nerwów,
nieprzespanych nocy i chwilowych napadów paniki, coś musiało pójść
nie tak. Oczywiście krawcowa, która zajmowała się suknią została
porządną reprymendę. Skacząca Niedźwiedzica i Hope starały
załagodzić sytuację słowami otuchy.
Hope
współczuła biednej kobiecie, toteż z niezwykłym spokojem
zaproponowała poprawę stroju. Obiecała, że osobiście dopilnuje
szycia, więc Charity uspokoiła się na tyle, by uśmiechnąć się
szeroko. Faith w tym czasie przymierzała klejnoty, które otrzymała
od księcia Sussex'a, księżna trzymała ją z daleka od tego
rozgardiaszu w obawie, że dziewczyna się rozchoruje. Oczywiście
nic jej nie groziło, mimo że również zbyt panikowała, ale
starsza panna Winward wiedziała, iż nic jej nie będzie. Trochę
nerwów nikomu nie zaszkodziło, a Faith była odporna na wszelkie
choroby wywołane stresem.
Hope
wzięła zapłakaną krawcową do zielonego salonu, gdzie ugościła
ją ciastkiem i herbatą, a sama poszła do pokoju, w którym
znajdowała się suknia. Charity siedziała w fotelu pod oknem i
załamywała ręce biadoląc nad takim okropnym wydarzeniem. Skacząca
Niedźwiedzica pocieszała ją cicho, ale widać było, że kobieta w
ogóle nie zwraca uwagi na otoczenie. Była załamana.
Kiedy
Hope zerknęła na Indiankę, ta posłała jej znaczący uśmiech i
pokręciła głową, jakby chciała dać jej znak, że nic nie jest w
stanie ją uspokoić.
-
Myślę, że na miejsce tego szwu można doszyć jakiś kwiat lub
kokardę, która to zakryje, co? - zagadnęła ją, ale księżna w
ogóle nie zwracała na to uwagi. Hope westchnęła sfrustrowana i
podeszła do księżnej, łapiąc ją za ramię. Ta podskoczyła
przestraszona i spojrzała na dziewczynę przepraszająco.
-
Mówiłaś coś? - zapytała, czując skruchę. Hope kiwnęła głową
i wskazała na suknię.
-
Mówię, że na miejsce złego szwu można doszyć kwiatka lub
kokardę. Myślę, że będzie to ładnie wyglądało, a tam, gdzie
wystają guziki naszyje się skrawek białej koronki.
-
To... Doskonale! - Księżna klasnęła w dłonie i pędem pobiegła
zadzwonić po służącą. Kiedy kobieta zjawiła się w pokoju,
została poproszona o przyprowadzenie krawcowej.
Hope
poradziłaby sobie z tym doskonale, ale nie chciała już narzucać
swojej pomocy. Skacząca Niedźwiedzica oświadczyła, że zajrzy do
Faith i porozmawia z nią o tym małym wypadku. Była dobrą duszą,
prawie niezauważalną, ale zawsze miała dobre słowo dla każdego.
Polubiła Reabournów, więc często wspierała ich dobrym słowem.
Księżna
przekazała krawcowej pomysł, a ta z ochotą zgodziła się na
wykonanie poprawki. Ustaliły, że kokardy, które zrobią z
materiału będą pasowały do całość.
Poprawki
zajęły naprawdę niewiele czasu, toteż przed obiadem krawcowa
opuściła rezydencję z sowitą zapłatą. Hope wiedziała jednak,
że te pieniądze miały udobruchać kobietę. Charity męczyły
wyrzuty sumienia za to jak naskoczyła na nią, więc tak wysokie
wynagrodzenie zadowoliło także nie tylko jedną stronę.
Wieczorem,
gdy atak paniki został zażegnany, Faith zjawiła się w sypialni
Hope i położyła się obok niej. Obie były już gotowe do
spoczynku, ale jakoś nie miały ochoty kłaść się spać. Musiały
przecież spędzać ze sobą ostatnie chwile, nim rozstaną się na
zawsze. Starsza z sióstr poczuła łzy pod powiekami, gdy zdała
sobie sprawę, że leżą w ten sposób oraz ostatni. Jak to się
stało,że ich życie potoczyło się w ten sposób?
Kiedy
przypłynęły do Anglii, spodziewały się kilkutygodniowej wizyty,
podczas której miały dowiedzieć się coś o rodzicach. Owszem,
dowiedziały się, ale co z tego, skoro niedługo minie rok od ich
przybycia, a los spłatał im figla. Faith wychodziła za mąż za
angielskiego arystokratę, natomiast Hope kochała człowieka,
którego kochać nie powinna.
–
Kiedy Caine powiedział ci,
że jest w tobie zakochany? – zapytała Hope, czując rosnącą w
sercu pustkę. Lucas nigdy by nie powiedział, że ją kocha... Ale
czy on był zdolny do miłości?
–
Tego dnia, kiedy wracaliśmy
z domku. To było coś niesamowitego. Patrzyłam na niego, a on
powiedział mi, że zakochał się we mnie od pierwszego wejrzenia.
Śnił o mnie co noc, błagał Boga w modlitwach, by mógł mnie choć
raz pocałować, ale jednocześnie nie chciał mieć ze mną nic
wspólnego. Uważa się za szkaradnego mężczyznę, nie godnego, by
dotykać jakąkolwiek kobietę, zwłaszcza mnie. Ale, rany, w ogóle
nie żałuję, że tamtego dnia...
Hope
słuchała tego z rosnącą zazdrością, ale także radością.
Ukrywała to, że też chciała tak promieniować szczęściem jak
Faith, że zwyczajnie po ludzku zazdrościła jej tego szczęścia.
Ale wiedziała też, że to jest bez sensu. Jej siostra przecież
zasłużyła na to i nie miała prawa psuć tego własnymi
niepowodzeniami, dlatego zarzuciła młodszą siostrę pytaniami o
ich relacje, chociaż przecież pytała ją o to sto razy, a ona za
każdym razem odpowiadała tak samo roześmiana i szczęśliwa.
To
był najpiękniejszy widok na świecie!
***
Jedyną
przeszkodą na drodze do szczęścia młodszej panny Winward mogła
zostać pogoda, która akurat tego przypomniała jej, że przecież
nad pogodą nie można zapanować, więc tak naprawdę nie wszystko
może się udać.
Zrozpaczona
Faith stała w oknie i patrzyła na strugi deszczu spływające po
szybie. Nie wiedziała czy krzyczeć z rozpaczy, czy może raczej
płakać i dopasować się ponurym nastrojem do pogody. Hope robiła
wszystko, aby ją pocieszyć, w końcu ona też czuła złość na
samą myśl o okropnej ulewie jaka właśnie prezentowała się przed
nimi.
Charity
dostała prawie załamania nerwowego, ale tylko prawie, bo kiedy już
miała zacząć wylewać rzewne łzy, kamerdyner zapukał do drzwi i
oznajmił przybycie gościa.
Faith
zerknęła na straszą siostrę i niepewnie przygryzła wargę. Po
jej spojrzeniu Hope wywnioskowała, że coś się święci, a kiedy i
Charity spojrzała na nią w dość dziwny sposób, to jasne było,
że coś wykombinowały. Jedynie Skacząca Niedźwiedzica nie
zachowywała się jakby coś ukrywała. Z namysłem patrzyła na
Faith, a potem podobne spojrzenie przeniosła na starszą siostrę,
która wyglądała jakby próbowała ułożyć w głowie trudną
zagadkę, jednak brakowało jej ostatniej układanki.
– Co
to za gościa mamy? – zapytała Hope drżącym głosem. Obawiała
się odpowiedzi, ale musiała ją poznać.
–
Nie złość się, ale
pomyśleliśmy, że mimo tego, co Lucas...
–
Nie! – krzyknęła Hope,
przerywając tym samym wypowiedź Charity. W innej sytuacji ktoś
uznałby to za dość niegrzeczne zachowanie, ale w tym wypadku nikt
nie zwrócił na to uwagi. – Zaprosiliście go na ślub Faith?
Dlaczego?
– Bo
jest moim bratankiem. Ton oczekuje tego wydarzenia właśnie,
dlatego, by zobaczyć czy Lucas będzie na tym ślubie. Gdybym go nie
zaprosiła, to oznaczałoby, że nie chce mieć z nim nic wspólnego,
a to z kolei mogłoby popsuć jego interesy. Nie chcę, by z mojej
winy zbankrutował.
Oczywiście
była to dość mocno naciągana prawda i wszyscy o tym wiedzieli,
ale Hope w końcu skapitulowała. Mogła być zła za to, że on tu
przyszedł, ale z drugiej strony Charity miała rację. Jednak
należał on do jej rodziny, był ważnym członkiem, więc kim była,
aby zabraniać zapraszania księcia na ślub?
–
Hope? Mogłabyś go ugościć?
Musimy przygotować Faith – poprosiła ją Charity. Skacząca
Niedźwiedzica spojrzała na nią z troską, ale dziewczyna
wyprostowała się dumnie i nie zważając na dziwne spojrzenia,
wyszła z pokoju.
Jasne,
da radę go powitać jak normalnego człowieka, powtarzała sobie w
myślach, ale wiedziała, że jej ciało już reagowało inaczej, że
drżało i niecierpliwiło się. Poczuła sensacje w brzuchu. Bała
się tego spotkania, ale jednocześnie nie mogła doczekać się, aż
go zobaczy.
Statecznym
krokiem weszła do zielonego salonu, bo tam został wprowadzony
książę. Hope starała się zakopać w sercu uczucia, które w niej
wzbudzał ten mężczyzna. Nie mogła pozwolić mu dojrzeć, że jest
w nim zakochana, że tak naprawdę pragnęła mu wybaczyć to, co
zrobił i chciała wyjaśnić wszystko: tu i teraz. Ale nie był to
odpowiedni czas. Może kiedyś, kiedy przestanie reagować na niego w
ten sposób.
–
Dzień dobry, Hope –
przywitał się głębokim, gardłowym głosem, od którego przeszły
ją dreszcze w wzdłuż kręgosłupa. Miała tylko nadzieję, że on
nic nie dostrzegł, ale nie wyglądał, jakby zdawał sobie sprawę z
tego, jak na niego reagowała.
–
Dzień dobry, Wasza Książęca
Mość – odpowiedziała lekkim skinieniem głowy jak dumna królowa,
która wita swego niesubordynowanego podwładnego.
Warto było czekać ��
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak długo to trwało :( Pisanie w ogóle mi nie idzie z powodu pracy. Nadgodziny robią swoje.
UsuńPozdrawiam <3
Cudowne<3
OdpowiedzUsuńProszę pisz dalej! :-)
OdpowiedzUsuńAch, ja będę czekać na rozdział ile tylko będzie trzeba i tak było tym razem. Pokochałam tę historię od samego początku i tak będzie też do samego końca. Trzeba być stałym w uczuciach. I ja wyznaję takową zasadę. Nie będę ukrywać (no bo w jakim celu?), że najbardziej uwielbiam sceny z udziałem Hope i Lucasa, dlatego z niecierpliwością czekam aż relacje między tą dwójką ulegną zmianie. Przecież oni pasują do siebie po prostu idealnie. Najidealniej na świecie. Chemię między nimi można wyczuć na kilometr i teraz, kiedy ona jawnie przyznaje przed sobą, że jest w nim zakochana, nie widzę innej opcji niż ta, że oni będą razem. Oczywiście, że będą. Trzeba jednie pozbyć się z drogi tego podstępnego Westburna i wierzę, że będzie w końcu dobrze. Już widzę oczami wyobraźni jak Lucas ratuje Hope z jego okropnych łap, wyznają sobie miłość, wszystko kończy się pięknie i szczęśliwie. Dlatego właśnie czekam z niecierpliwością na następne rozdziały i życzę ogromu weny. Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńSPAM
OdpowiedzUsuńHejo! Zapraszam do siebie: https://thatsmyjam-hyeri.blogspot.com/. Dopiero zaczynam, ale uważam, że warto zajrzeć, jeżeli ma się jakikolwiek związek z kpopem, a nawet jeżeli nie to na pewno znajdziesz coś dla siebie. Blog jest wielofunkcyjny i dlatego potrzebuję na początku odrobinki wsparcia. Wystarczy, że poświęcisz kilka minut na zapoznanie się z pierwszym postem i napiszesz kilka słów odpowiadając na moje pytania, a ogromnie mi pomożesz. Z góry dziękuję ^^
Dzień dobry!
OdpowiedzUsuńChcesz poćwiczyć swoje pisarskie umiejętności i przy okazji wygrać książki, upominki, reklamę bloga i grafikę? Tak? W takim razie zapraszam Cię serdecznie do konkursu literackiego „Już nie zapomnisz mnie”
www.przedwojenny-konkurs.blogspot.com
Wystarczy napisać opowiadanie o dowolnej tematyce do 5 stron i… co dalej? Dowiedz się szczegółów, czytając regulamin na blogu.
Niech pamięć o naszych artystach nadal trwa, a osoby lubiące pisać – doskonalą swe pióro!
Pozdrawiam ciepło!
Ps. Przepraszam za autoreklamę, lecz nie znalazłam innej zakładki. Wiadomo, jak trudno jest się zareklamować. A może akurat Cię zainteresuje konkurs?
Czekam z niecierpliwoscia na cd
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze nie zostawisz tego opowiadania niedokonczonego. Jestem jego fanka i licze na szczesliwe zakonczenie :)
OdpowiedzUsuńNie zamierzam, kolejny rozdział już się piszę. Wstawię go niedługo :)
Usuń