Caine
ubrał się w strój, który przydawał mu dostojeństwa. Biały
garnitur uszyto na podobieństwo żołnierskiej marynarki z
czerwono-złotymi pagonami i białymi spodniami z podobnymi
aplikacjami na nogawkach. Czarne buty wypastowano, a na ramiona
narzucono mu długą pelerynę z gronostajów, brakowało mu tylko
berła i korony, ale te atrybuty dawno zostały oddane do muzeum dla
przyszłych pokoleń. Inni książęta nie zamierzali z tego rezygnować,
ale Cainbrige nie chciał bawić się w podobne przebieranki.
Faith
natomiast miała wspaniałą suknię, godną przyszłej Jej Książęcej
Mości. Spódnica składała się z kilku warstw tiulu, szyfonu i
atłasu, tworząc coś na wzór
miękkiej bezy przyozdobionej diamentami. Gorset natomiast
udekorowano koronką, dekolt w kształcie serca podkreślono perłami.
Jasne włosy uformowane na czubku głowy spływały kaskadą na
ramiona i plecy. Wspaniały, długi welon ciągnął się po ziemi.
Hope musiała pomóc, żeby siostra nie oberwała go, szkoda byłoby
sukni i przy okazji fryzury.
Kościół
pękał w szwach, bo nie tylko zaproszeni goście przyszli na ten
ślub, ale także inni mieszkańcy Londynu. Każda taka uroczystość
wzbudzała w „pospólstwie” i pomniejszej szlachcie spore
zainteresowanie. Hope wiedziała, że to wydarzenie będzie szeroko
komentowane nie tylko ze względu na mezalians, bo w końcu Faith
mimo wszystko była córką upadłej hrabianki. Nic nie znaczyły dla
nich koligacje z babką, bo przecież Faith powinna stanąć na
ślubnym kobiercu jako druga. Nikt nie powinien dopuścić do czegoś
takiego, lecz oczywiście nie znalazły się tak odważne osoby, aby
wypomnieć przyszywanej rodzinie Faith to faux pas.
Ślub
jednak odbywał się w dość radosnej atmosferze, nie licząc kilka
nieprzychylnych spojrzeń ze strony, co bardziej zazdrosnej damy lub
dżentelmena, rzucanych w stronę Hope lub panny młodej. Ta ostatnia
w ogóle nie widziała nic poza swym mężem, który składał
uroczystą przysięgę wierności i miłości. Faith nie mogła
trafić lepiej.
Uroczystość
przebiegła w podniosłym tonie, biskup pięknie przemawiał na temat
miłości i pełniących przez młodą żonę obowiązkach.
–
Kobieta została stworzona z
żebra Adama, winna więc jest dozgonne posłuszeństwo swemu mężowi,
jako swemu panu.
Hope
nie mogła uwierzyć własnym uszom. Ksiądz, który mówił takie
rzeczy sprawił, że dziewczyna zaczęła piorunować go wzrokiem ze
swego miejsca, ale gruby biskup, odziany w piękne i złote szaty nie
widział tego. Zajęło go kazanie, które, w jego mniemaniu, miało
przecież uświadomić „głupią” Faith o losie. Nie sądziła,
by tak właśnie miało być, bo młodsza siostra była zbyt
niezależna, a sam pan młody nie wyglądał na kogoś, kogo można
nazwać panem i władcą własnej żony.
Kiedy
zerknęła w stronę Lucasa, zobaczyła jak patrzy na nią z nikłym
uśmiechem na ustach. Puścił jej oczko i uniósł lekko lewą brew,
pokazując jej, jak bardzo bawiło go to, co robiła. Przeszyła go
twardym spojrzeniem i odwróciła się tak, by go nie widzieć –
nawet kątem oka. Naprawdę sądził, że nie oburzy się na to, co
mówił kapłan?
Szanowała
bardzo osoby duchowne, wierzyła w Boga, ale nie podobało jej się
to, co mówił o kobiecie – jak o rzeczy, która nie ma prawa głosu
i jej winnością jest służyć swemu mężowi jak pokojówka swemu
pracodawcy. Sprowadzała się do tak marnej roli.
Biskup
skończył mówić, co dziewczyna przyjęła z ulgą, bo już nie
mogła go słuchać. Miała dość jego gadania, więc gdy państwo
młodzi zaczęli składać przysięgę małżeńską, uśmiechnęła
się do siebie. Patrzyła jak młodsza siostra unosi oczy ku mężowi,
a ten wsuwa na palec piękną obrączkę.
Hope
uniosła oczy ku wysokiemu sklepieniu. Obraz zamazał jej się
niespodziewanie, gdy uzmysłowiła sobie, że rodzice już ich nie
widzą. Nie mogą być dumni z córek, zwłaszcza z Faith, która
dziś wychodziła za mąż. Na pewno mama płakałaby, patrząc na
nie obie, a tata starałby się ukryć wzruszenie.
Zacisnęła
wargi i pochyliła głowę, czując smutek, chociaż był to przecież
radosny dzień. Nie mogła cofnąć czasu, mogła tylko cieszyć się
tym, co miała teraz. Jej siostra będzie szczęśliwa, jej życie w
tej chwili na pewno zostanie wypełnione obowiązkami księżnej,
które nie pozwolą się nudzić choćby przez chwilę. Była
żywiołową, młodą kobietą, więc na pewno wszystko będzie
sprawnie działało.
Zazdrość.
To poczuła niemal przez chwilę, chociaż inaczej wyobrażała sobie
małżeństwo, musiała przyznać sama przed sobą, że nie mogło
ono być złe tu, w Anglii.
Brakowało
tylko najważniejszego mężczyzny w jej życiu.
Mimowolnie
spojrzała w stronę Lucasa, który miał opuszczoną głowę.
Uderzyło ją to, że w tej właśnie chwili wydawał się taki
samotny i zrezygnowany. Serce zabiło jej w piersi gwałtownie,
wyrywając się w stronę księcia. Był taki smutny, widok ten
sprawił, że zapragnęła go pocieszyć, powiedzieć mu, że zrobi
wszystko, aby go uszczęśliwić.
Przygryzła
wargę, zdając sobie sprawę z tego, co właśnie pomyślała. Była
gotowa wybaczyć Lucasowi, porozmawiać z nim i odnowić
narzeczeństwo.
Kochała
go.
Była
zadłużona w nim po uszy, a serce wyrywało się do niego, bijąc w
piersiach niespokojnie. Z trudem łapała oddech, czując jak
przyspiesza za każdym razem, gdy książę poruszał się
niespokojnie.
Po
chwili jej wzrok zamgliły łzy, ale mimo to, wpatrywała się w
byłego narzeczonego i próbowała przywołać go do siebie w
myślach.
Boże,
tak bardzo go kocham. Proszę, spraw, by wszystko ułożyło się
między nami, błagała w myślach Stwórcę.
***
Nie
mógł skupić się na mszy, nie potrafił oderwać myśli i wzroku
od Hope, która stała w kościele i chociaż na jej twarzy gościła
radość, doskonale widział także smutek, który czaił się pod tą
euforią. Znał ją.
Złocisto-rude
włosy połyskiwały w świetle rzucanym przez lampy i świece.
Słońce przebijało się przez kolorowe witraże i kładło się
tęczą na jej sukni. Westchnął żałośnie, czując się
skończonym głupcem.
Zawsze
tak było – głupiec, który z niego czasami wychodził przerażał
go. Zawsze był tak rozsądny i twardy, a przy niej zmiękł.
Nawet
pobitewne koszmary jakoś mniej go nawiedzały, gdy w jego życiu
pojawiła się panna Winward. Była jak promyk pośród ciemności,
która do tej pory panoszyła się w jego życiu i nie mógł tak po
prostu zrezygnować z tego światła, bo duma mu nie pozwalała na
chwilową słabość.
To
Hope zaczęła stanowić jego siłę. Ona stała się centrum jego
świata.
Para
młoda podeszła do biskupa, który uprzednio upokorzył wszystkiego
damy znajdujące się w kościele i rozpoczęto składanie przysięgi.
Przymknął
oczy i westchnął, wyobrażając sobie jak to on i jego była
narzeczona stoją przed biskupem, składając przysięgę, patrząc
sobie w oczy, w których błyszczała miłość.
Zszokowany
zastygł i w bił nieprzytomny wzrok przed siebie.
Miłość.
Nabrał
powietrza i odwrócił głowę w stronę Hope z postanowieniem, iż
naprawi popełniony błąd i zrobi wszystko, żeby mu wybaczyła, bo
chociaż wydawało mu się, że żal jej minął, to jednak wciąż
nie mógł pozbyć się wrażenia, że przed nim znajdowała się
długa i kręta droga. Ale nie takie trudności w życiu pokonywał.
Marzył
o tym, by ceremonia dobiegła końca i w spokoju mogli udać się na
śniadanie, a potem spokojnie przygotować się do balu. Faith
chciała wesela skromnego, na którym zostaną zaproszone tylko i
wyłącznie osoby ważne dla księstwa.
Wilcott
zapragnął jednak być w innym miejscu z Hope, z którą mógłby
spokojnie porozmawiać, ale musiał zacisnąć zęby i wytrwać
śniadanie, a także późniejsze przyjęcie. Dziękował Faith za
to, że nie chciała pokazowej uroczystości na kilkaset osób, jakie
wypadałoby zrobić – w końcu wiele młodych panien pragnęło
uroczystych zaślubin z niemal całym Londynem u drzwi. Spokój jaki
zapewne zapanuje jutro w domu Reaburnów dawał mu nadzieję na to,
że Hope przemyśli wszystko, pozwoli mu zbliżyć się do siebie.
Do
tej pory żałował, że zerwał zaręczyny tak szybko, ale wtedy
myślał o tym, że jego ówczesna narzeczona nie zasłużyła na
bycie z kimś takim jak on. Tylko że tęsknił za nią. I nie mógł
żyć z myślą, że kiedyś poślubi ją ktoś inny. Wierzył, że
tak będzie. Była śliczna i mądra, a jej dobre serce na pewno
przyciągnie do niej odpowiedniego dżentelmena, który pozna się na
charakterze młodej damy. Kimś takim okazał się Nicholas, dlatego
nie mógł pozwolić na to, by ich znajomość przerodziła się w
coś więcej, niż tylko salonowe tańce.
Potrząsnął
głową. Nie zamierzał o tym myśleć, ponieważ Nicholas, którego
nawet nie znał z nazwiska już się nie liczył, nie kiedy był
przekonany, że Hope da mu szansę.
Był
na tyle uparty, że gdyby Nicholas starał się o jej rękę i
wiedziałby o tym, to uczyniłby wszystko, aby przestał to robić.
Hope powinna wrócić do niego. Była jego.
***
Miejsca
rezydencja księcia Reabourn.
Śniadanie
dobiegało końca, a Lucas siedział jak na szpilkach. Hope
spoczywała blisko panny młodej, a on kilka krzeseł dalej w tym
samym rzędzie, dlatego nie mógł z nią w żaden sposób
porozmawiać. A przecież chciał jak najszybciej zamienić z nią
chociaż parę słów.
Po
śniadaniu para młoda przyjęła raz jeszcze życzenia dobrego
zdrowia i udała się na górę, aby się przebrać i wyruszyć w
swoją podróż poślubną. Caine postanowił zabrać żonę do
Włoch, gdzie miał kilku przyjaciół. Chciał jej pokazać kilka
krajów na kontynencie. Faith oczywiście była zachwycona tak długą
i owocną w przygody wycieczką.
–
Nie zapomnij mi przywieść
coś z podróży – przypomniała się Hope, ściskając przebraną
już siostrę. Faith pokiwała głową i spojrzała na męża, który
czekał już przy powozie, rozmawiając jeszcze z księciem Reaburnem
i Lucasem.
Gości
zostało już niewielu, obiecali jednak, że wrócą na wieczorny
bal, który miał odbyć się bez państwa młodych. Hope miała już
przygotowaną suknię, a Chairty drżała, aby wszystko poszło jak
najlepiej.
–
Uważajcie na siebie,
dobrze? – Charity próbowała jeszcze matkować, chociaż rodzice
pana młodego też jeszcze stali z nimi i żegnali się z synową.
–
Będziemy, obiecuję –
powiedziała Faith i uśmiechnęła się, a potem przytuliła każdego
po kolei.
–
No, żonko, czas ruszyć w
drogę, bo spóźnimy się na statek. – Caine podszedł do nich
spokojnym i statecznym krokiem, a za nim podążali panowie, z
którymi rozmawiał.
–
Już idę – odparła i
uśmiechnęła się do niego radośnie. Miała błyszczące oczy,
pełne ekscytacji i fascynacji. Nie mogła się doczekać, aż
zejdzie na ląd i pozna Włochy.
Goście
żegnali się z młodą parą, wiwatowali i machali, a kiedy powóz
zniknął im z oczu, prawie wszyscy uznali, że czas na nich. Panie
musiały przygotować się do przyjęcia, a panowie załatwić kilka
spraw związanych z interesami.
–
Czy mogę prosić cię o dwa
tańce? – zapytał książę Wilcott, który również postanowił
się pożegnać, ale zamierzał jeszcze porozmawiać choć przez
chwilę z byłą narzeczoną.
–
Och, tak, oczywiście –
odparła, widocznie niepewna i zmieszana, ale uśmiechnęła się do
niego lekko.
– W
takim razie do zobaczenia wieczorem – pożegnał się, lekko się
kłaniając. Hope dygnęła i pozwoliła mu odejść. Inni również
rozjechali się już do swoich posiadłości i wynajętych domów.
***
Całą
salę udekorowano białymi kwiatami i wstążkami, a także
papierowymi lampionami, specjalnie zamówionymi na ten szczególny
dzień. Widniały inicjały Faith i Caine'a, ale ich już nie było,
pozostali tylko goście, którzy wiwatowali na ich cześć i pili
szampana, jedli i tańczyli.
Hope
stała niedaleko księstwa ubrana we wspaniałą brzoskwiniową
suknię, z okrągłym dekoltem, odsłaniającym biust i ramiona, na
które dodatkowo zarzuciła biały szal. Rudozłote włosy spięła z
tyłu głowy, a pozwijane fale spadały kaskadą na plecy i ramiona.
Kilka mniejszych kosmyków skręcało się przy twarzy. Biżuteria,
którą miała na sobie: kolczyki, naszyjnik i bransoletka nadawały
jej iście królewskiego majestatu.
Lucas
stał przez chwilę ukryty przed jej wzrokiem i podziwiał jej piękno
oraz melancholię, która uderzyła w niego niczym podmuch lodowatego
powietrza. Smutek był aż nadto widoczny i wiedział czyją on był
sprawką, aż poczuł ból w sercu.
Wyszedł z tłumu, aby się przywitać z gospodarzami.
Wyszedł z tłumu, aby się przywitać z gospodarzami.
Kiedy
po zakończonych uprzejmościach z Charity i Gabrielem, podszedł do
Hope, poczuł jak serce przyspiesza mu gwałtownie, tłukąc się
boleśnie o żebra. Westchnął spazmatycznie, tak cicho,
że nikt nie był w stanie go usłyszeć, ale poczuł chwilową ulgę.
Zielone
oczy Hope patrzyły na niego z takim niewzruszonym spokojem, jakby
wiedziała, co za chwilę się wydarzy. Nie wiedziała i on też nie
miał pojęcia, ale przyszedł tu z nadzieją na to, że wszystko się
ułoży.
–
Panno Hope – przemówił
do niej cicho i spostrzegł jej nerwową reakcję. Uśmiechnął się
łagodnie, próbując ją w jakiś sposób pokrzepić, ale dziewczyna
zadawała się być rozkojarzona. – Pięknie dziś pani wygląda.
Oszałamiająco. – Jego głos był bardzo wyraźny, wiedział, że
wielu ludzi zebranych w pobliżu na pewno go usłyszało. Wiedzieli,
że się zalecał – ponownie.
Jutro
wybuchną plotki na temat jego ponownych zalotów, ale miał to
gdzieś. Plotki i skandale były esencją życia towarzyskiego, więc
robiono wszystko, aby ono nie umarło i obierano sobie za cel
praktycznie każdego. On i Hope stanowili w ostatnich miesiąc niemal
gwiazdy towarzyskiego teatru, wystawiali przedstawienie, które miało
swoją liczną publiczność i miał wrażenie, że wciąż
przybywało nowych widzów.
Westchnął
ciężko i schował dłonie do kieszeni. Dziewczyna zrobiła mu
miejsce obok siebie, więc mogli spokojnie konwersować w ciszy,
czekając aż zaczną się tańce.
Hope
uśmiechnęła się do niego, ale wiedział, że nie jest sobą, że
się zmieniła. Smutne oczy młodej kobiety prześladowały go od
dawna i nic nie mógł na to poradzić, nawet bitwa pod Waterloo
zniknęła w odmętach jego pamięci, bo była narzeczona
rozpanoszyła się w jego umyśle. I sercu. Pragnął zmienić to
spojrzenie.
Ciężko
było mu zwalczyć coś, z czym nigdy wcześniej nie miał do
czynienia. Czy był zakochany? Pogubił się we własnych myślach i
pragnieniach. Potrzebował tej dziewczyny do życia i oddychania. To
dzięki niej odnalazł równowagę w świecie pełnym chaosu i
przykrych wspomnień.
Stanął
tuż za nią, obserwując tłum ludzi, którzy zjawili się na
przyjęciu. Gdyby para młoda tu była, na pewno stanowili centrum
zainteresowania. Każdy z gości pragnąłby z nimi porozmawiać,
życząc im przy okazji szczęścia. Ale Caine i Faith wyjechali w
podróż na kontynent, by zwiedzić Włochy. Teraz każdy z nich
musiał zadowolić się księstwem, Hope oraz nim, i chociaż wolał
być w innym miejscu, to nie miał wyboru. Z resztą, z byłą
narzeczoną przy boku, nie czuł się tak źle.
***
Hope
czuła ciepło bijące z męskiego ciała, znajdującego się tuż za
nią. Uczucie rozlewające się w sercu i gdzieś w dole brzucha,
sprawiło, że przymknęła powieki i lekko odchyliła się do tyłu,
próbując oprzeć się o niego choć przez chwilę. Pragnęła
poczuć się bezpieczna i kochana, bo tego zaczęło jej brakować.
–
Hope – usłyszała za sobą
cichy szept Lucasa. Zadrżała, ale nie odsunęła się od niego,
chcąc jeszcze przez chwilę go dotykać. – Proszę, wybacz mi.
Dziewczyna
odwróciła się do niego, zaskoczona jego słowami, ale właśnie w
tym momencie podszedł do niej baron Monford, który poprosił ją do
tańca. Hope kiwnęła głową, wiedząc, że i księżna zgadza się
na jej taniec. Rzuciła Wilcottowi ostatnie spojrzenie i ruszyła do
tańca.
Jako
że była jedną z ważniejszych osób na przyjęciu, mężczyźni
chcieli z nią tańczyć i rozmawiać, nawet jeśli widzieli, że ona
i książę znacznie się do siebie zbliżyli. Nie byli jednak
ponownie zaręczeni, dlatego każdy wolny hrabia, baron czy nawet
książę żywo się nią interesował. Nie miała posagu, chociaż
wiedziała, że jej opiekunowie zobowiązali się na wyłożenie
odpowiedniej sumy, również Sussex chciał się dołożyć do ich
majątku. Faith walczyła z nimi o to, ale w końcu uległa i
postanowiła przyjąć wszystko, co oferowali. Dłuższy upór
zaczynał być niegrzeczny i przykry dla osób, które naprawdę
chciały dobrze. Hope miała trochę wątpliwości, ale wiedziała
już, że są rzeczy, o które nie warto się spierać. Anglia
rządziła się swoimi prawami, a skoro Faith miała nie wracać już
do Ameryki, to przyjęcie tego, co oferowało im księstwo oraz
Sussex byłoby słuszną decyzją. Rozumiała młodszą siostrę,
która się wahała, ostatecznie były to niemałe pieniądze, a i
Caine chciał dla niej jak najlepiej, ale z drugiej strony miały
również plotkujący ton, który czekał na okazję, aby wbić im
bolesną szpilę i pokazać palcem biedę, mimo że ich babką jest
księżna wdowa.
Kiedy
skończyła się skoczna melodia i baron odprowadził ją do
księstwa, podeszła do niej babka, która surowym wzrokiem
wpatrywała się w Lucasa. Nie była mu przychylną od czasu, gdy
zerwał zaręczyny, chociaż rzadko ją widywała, bo po
prostu nie wychodziła już prawie w ogóle. Nie miała dobrego
zdrowia, a i towarzystwo według niej zrobiło się zdeprawowane,
gnuśne i leniwe. Otyli dżentelmenie w sile wieku, pocili się przy
młodziutkich panienkach, szukając okazji, aby zdobyć jak
największą fortunę po to, by ją z niewielkim wysiłkiem
roztrwonić.
W
jej czasach również kupowano sobie żony czy mężów, ale całość
nie była okraszona tak licznymi skandalami i pomówieniami. Hope
jednak wiedziała swoje, a babka mogła koloryzować po to, by
wytłumaczyć swoją niechęć do obecnego towarzystwa.
–
Hope, moja droga, skoro
zostałaś już sama, to może odwiedziłabyś mnie w domu na
Berkeley Street. Dom jest duży, a ja się często nudzę. Możesz mi
czytać przy herbacie, jeśli chcesz.
Oczywiście
obie wiedziały, że to nie była żadna prośba, lecz rozkaz, który
nie mogła tak po prostu zlekceważyć, tego nie robi się wiekowej
księżnie, nawet jeśli od samego początku patrzyła na nią i jej
młodszą siostrę krzywo. Musiała schować urażoną dumę i
zgodzić na wizytę, mimo że babka zachowywała się tak, jakby jej
słowa o matce nigdy nie padły z jej ust. Westchnęła i skinęła
głową, pozwalając się wciągnąć w niezobowiązującą rozmowę
o pogodzie i nowym powozie starszej pani.
–
Słyszałam, że twoja
niechęć do koni została już przełamana? – zagadnęła babka i
spojrzała na nią wymownie, sugerując, iż wie kto za tym stoi.
Hope poczerwieniała i kiwnęła głową, czując się coraz bardziej
onieśmieloną. Ta kobieta samym swoim wyglądem przyprawiała ją o
niepokój i pokorę.
–
Tak, już się ich nie boję
i na nowo pokochałam jazdę konną.
– To
dobrze. Wybierzemy się w środę na przejażdżkę, tylko my dwie.
Mam piękną klacz w swej stajni i myślę, że będzie dla ciebie
idealną.
–
Ale...
–
Myślę, że panna Hope
będzie bardzo szczęśliwa, przyjmując tak wspaniały prezent. –
Tuż za jej plecami odezwał się ciepłym głosem Lucas. Hope
zadrżała, czując jak jej ciało zareagowało na jego tembr. Znów
poczerwieniała, ale tym razem od gorąca jakie zaczęło wędrować
w środku. Znajome mrowienie w dole brzucha odezwało się i nie
wiedziała już, czy jej reakcja nie była przesadna i nie popełnia
jakiegoś błędu.
Nie
powinna wchodzić do tej rzeki drugi raz, skoro wiedziała, że
ostatnim razem mocno się skaleczyła, ale jej nurt był tak spokojny
i czuła się naprawdę bezpieczna przy Lucasie. Zagryzła wargę i
zerknęła na księcia, który uśmiechnął się do niej
porozumiewawczo, puszczając do niej oczko.
Mieli
jechać na piknik. Ale musiała odmówić, skoro babka wręcz żądała
jej obecności podczas przejażdżki.
–
Hmm, ty nadal kręcisz się
w jej obecności – burknęła na niego babka, mierząc go twardym
wzrokiem od góry do dołu, ale nawet jeśli jego charakter
pozostawiał wiele do życzenia, to dzisiaj prezentował się wręcz
zabójczo w czarnym fraku i wypastowanych butach. Włosy miał lekko
zaczesane, a pod szyją prezentował się zawiązany w fantazyjne
węzły fular. Aż westchnęła z lekkim uwielbieniem, poniewczasie
uzmysławiając sobie, że obserwuje ją kilka osób.
Zawstydzona
odwróciła się na pięcie i rzuciła babce zdawkową odpowiedź,
jednocześnie przepraszając wszystkich i uciekając do
przygotowalni, gdzie damy mogły się odświeżyć. Potrzebowała
chwili samotności.
Myśli
biegały ja spłoszone stado ptaków, w żaden sposób nie mogąc się
uspokoić.
Chciała,
żeby Lucas kręcił się w jej obecności, zależało jej na tym, by
raz na zawsze odżegnać się od tej przeszłości, która
prawdopodobnie skreśliła ich szczęście.
Doskonale
pamiętała rozmowę z księżną, a zaraz potem ze Skaczącą
Niedźwiedzicą. Chciały, żeby dała byłemu narzeczonemu szansę,
widziały w nim coś więcej, niż ona, ale co takiego? Przecież
pamiętała jak obie były złe, gdy Wilcott odwołał zaręczyny, a
potem zaczęły prosić ją o rozmowę. Żeby dała mu drugą szansę.
O co w tym wszystkim chodziło?
Kiedy
się uspokoiła i kolor skóry wrócił do normalności, wyszła z
pokoju i weszła na salę balową, rozglądając się za księstwem i
babką. Lucas stał w grupce mężczyzn i sączył powoli alkohol,
zaśmiewając się z czegoś dobrodusznie. Nigdy nie wyglądał na
tak rozluźnionego i szczęśliwego. Ostatnie miesiące bardziej
utwierdziły ją w przekonaniu, że jest raczej ponury i zamyślony.
Ale
czy sama nie wyglądała tak samo?
****
Przepraszam Was, moje drogie, za to, że tak rzadko wrzucam tu rozdziały, ale ostatnio życie mnie trochę sponiewierało i w tej chwili próbuję podnieść się z kolan. Łatwo nie jest, ale robię, co mogę, żeby w końcu wrócić do odpowiedniej równowagi psychicznej.
Moje postanowienie noworoczne to więcej pisać i skończyć jak najszybciej Bal uczuć.
Życzę Wam w Nowym Roku dużo uśmiechu i zdrowia, niech spełnią się Wasze najskrytsze marzenia, a los niech sprzyja Wam na każdym kroku. Wszystkiego najlepszego! <3
Trzymaj się kochana :* Życzymy Ci tego samego <3
OdpowiedzUsuńKolejny genialny rozdział ❤
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńCudo jak zawsze ♡
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdział. :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga gdzie pojawił się już prolog.
https://youareethereason.blogspot.com/
OGŁOSZENIE OD NECCO!!!!!!!
OdpowiedzUsuńCześć, dziewczyny!
Nie wiem, czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale mam nadzieję, że są jeszcze moi starzy czytelnicy.
Wiem, że długo czekacie na rozdział, ale mam problemy z bloggerem i nie mogę się zalogować na to konto. Nie wiem, co się stało. Mam nadzieję, że to minie, bo mam napisane już dwa rozdziały i chciałam je dodać od razu, ale jak widać nie mogę.
Na razie chciałabym Was zaprosić na mojego Wattpada, gdzie publikuję Bal uczuć i inne moje historie: https://www.wattpad.com/user/Necco93
Zalogujcie się i czytajcie, ale nie tylko moje historie, również znajdziecie tam wiele innych, ciekawych opowiadań godnych uwagi.
Życzę Wam Wesołych Świąt! Duuużo słonecznych dni i uśmiechu w gronie najbliższych! Odpoczywajcie i jedzcie!
Pozdrawiam, Wasza Necco.