8 grudnia 2016

Rozdział 40





Im dłużej myślała o tym, co powiedziała jej Skacząca Niedźwiedzica i Charity, tym coraz więcej miała wątpliwości. Pomijając już fakt, iż te całe ich odwiedziny dnia poprzedniego wyglądały zdecydowanie na umówione, jakby chciały wspólnymi siłami przemówić jej do rozumu.
Nawet nie rozumiała dlaczego miało im na tym zależeć, skoro wiedziały, co zrobił. Były nawet oburzone i nie sądziły, że mógł dopuścić się podobnego uczynku. Teraz jednak zmieniły zdanie, przynajmniej tak to wyglądało. Nie podobało jej się to, ale ich słowa brzmiały dość logicznie.
Nie rozumiała, dlaczego Lucas tak szybko zmienił zdanie, co do niej, dlaczego ją zdradził. Nawet niczego jej nie wyjaśnił, a przecież zawsze był taki prawdomówny. Nigdy nie zdarzyło mu się skłamać. Dlaczego miałby więc ją oszukiwać i zdradzić? Nie mieściło jej się to w głowie... A może po prostu nie znała go i uroiła sobie, że się dobrze dogadywali?
W takim razie nikt go nie znał, skoro księżna nalegała na to, by się zastanowiła.
Rzucając się po łóżku, próbowała pozbierać myśli w całość, ale wychodziła tylko coraz większa plątanina.
Jak inaczej mogłaby dowiedzieć się o tym, co się właściwie wydarzyło podczas jej pobytu na ws? Dlaczego tak nagle Lucas ją zdradził? Co go do tego skłoniło? Przecież między nimi coś powstawało...
Musiała go zapytać. Miała tylko nadzieję, że nie zostanie zbyta ogólną odpowiedzią, bo skoro obie kobiety przeprowadziły z nią taką rozmowę, to coś to musiało znaczyć. Obie był mądre, więc nie mogła ich zignorować. Ale nawiedziło ją tyle wątpliwości.
Czy to w ogóle miało sens?
Rozgrzebywanie rany, która nie zdążyła się porządnie zasklepić było ryzykownym posunięciem, ale nie miała innego wyjścia. Zbyt dużo wątpliwości miała, by mogła to zignorować. Musiała także odznaczać się swoistym masochizmem, skoro chciała rozmawiać z księciem.
Ale musiała to zrobić. Jeszcze raz pragnęła usłyszeć, że została zdradzona, tym razem od samego Lucasa Westlanda, księcia Wilcott.

***

Książę Sussex, który w ostatnich tygodniach rzadko udzielał się towarzysko, postanowił w końcu odwiedzić syna. Nie wychodził z domu od dłuższego czasu, ale mimo to doskonale znał najnowsze plotki. Służba nieustannie raczyła go wieściami z towarzystwa.
Miał nadzieję, że syn przyjmie go spokojnie i uprzejmie. Lekarz zabronił mu się się denerwować, by nie wywoływać kolejnych ataków zawału, ale obawiał się, że ta rozmowa nie skończy się za dobrze. Musiał jednak porozmawiać z synem... Odkładanie tego w nieskończoność nic dobrego mu nie przyniesie. A obawiał się, że im bliżej wiosny, tym większa szansa, że to młody hrabia Severn oświadczy się Hope i to on zostanie jej mężem. Oczywiście życzył jej jak najlepiej, biedne dziecko zasłużyło na szczęście, a młody dziedzic był dobrze wychowany, raczej niewiele plotek o nim krążyło po Londynie, toteż miał spokojną głowę, ale to Lucasowi została ona przeznaczona. Nie chciał na siłę ich swatać, ale gdy zobaczył jak pięknie razem wyglądali, jak, mimo różnic, pięknie zostali dopasowani do siebie, zrozumiał, że są dla siebie stworzeni. Nie obawiał się wielkiej wojny między tą dwójką, ponieważ Lucas nigdy nie wykazywał się agresją wobec kobiet.
Pannę Hope otoczył troską, chociaż ciągle się kłócili, książę Sussex widział jak w tej dwójce rodzi się miłość. Czyż nie było tak? Żadne z nich nie podejrzewało, że obdarzyło to drugie czymś głębszym niż sympatia.
Lokaj otworzył staremu księciu i natychmiast wpuścił go do środka. Doskonale wiedział kim jest, rozumiał też w jakim był stanie, dlatego bez zbędnych pytań i życzliwości, zaprowadził słabego mężczyznę do gabinetu, gdzie pracował jego pan.
Wilcott siedział za biurkiem i składał zamszysty podpis na jednym z listów. Uniósł głowę, gdy drzwi skrzypnęły. Brwi podjechały mu do połowy czoła, gdy zaskoczony stwierdził, że gościem był jego ojciec. Nie spodziewał się go tu, bo ostatnio bardzo źle się czuł.
- Dzień dobry, Lucasie.
- Dzień dobry – odparł i odsunął od siebie kartkę papieru oraz pióro. - Przynieś dla mnie kawę, a księciu proszę podaj herbatę z miodem i coś ciepłego do jedzenia.
- Nie fatyguj służących, wpadłem tylko na chwilę – powiedział, kręcąc głową, ale jego serce zabiło radośnie, gdy syn mimo wszystko wykazał się wobec niego niewielką troską.
- Nie czujesz się zbyt dobrze, a zima wciąż daje się we znaki. Musisz zjeść coś ciepłego – odpowiedział stanowczym głosem, na co stary książę kiwnął już tylko głową. Wiedział, że jego syn był zbyt uparty, aby z nim dyskutować. Westchnął ciężko.
Nim przyszedł lokaj z tacą wypełnioną filiżankami oraz talerzem z parującym posiłkiem: owsianką, obficie polaną miodem. Herbata miała cudowny smak i przyjemnie rozgrzewała w środku.
- Smacznego – powiedział Wilcott i wrócił do pisania kolejnego listu, pozwolił księciu zjeść ciepły posiłek.
- Co robisz? - zapytał Sussex, ciekaw synowskich spraw.
- Właśnie pisze listy do dostawców z materiałów na stocznię. Niedługo kończę, ale są mi jeszcze potrzebne materiały.
- Stocznia jest potrzebna, zwłaszcza tak duża. Osobiście popieram tę inwestycję i może kiedyś sam zainwestuję w coś takiego... - zaczął, ale urwał, gdy napotkał badawczy, nieufny wzrok syna.
- Będziemy rozmawiać o mojej stoczni, czy przejdziesz do konkretów? - zapytał w końcu młody książę i odrzucił pióro na bok. Splótł palce na wysokości ust, a oczy zmrużył, wbijając w ojca ostre spojrzenie.
To, że uraczył go ciepłym posiłkiem nie oznaczało, że zaczął kochać tego człowieka. Ledwie znosił obecność ojca w gabinecie, ale nie był aż tak okrutny, by go denerwować. Nie chciał go mieć na sumieniu, dlatego powściągnął swe emocje i przyglądał się mu z ciekawością.
- Jak zwykle konkretny – zaśmiał się Sussex i odłożył talerz na biurko. Upił ciepłej herbaty i wygodnie usadowił się na miękkim fotelu.
- Nie lubię trwonić czasu na bzdury. Powiesz mi, o co chodzi?
- Oczywiście, chociaż powinieneś się domyślić...
Chwila ciszy wystarczyła, by Lucas rzucił Sussex'owi znaczące spojrzenie. Domyślił się, że chodziło Hope i to, co jej zrobił. Gdyby jego ojciec był zdrowszy, na pewno kazałby mu się wynosić z tego domu, ale nie chciał denerwować go niepotrzebnie, narzucił sobie żelazną kontrolę i panując nad gniewem, postanowił wysłuchać wszystkiego, co miał mu do powiedzenia ten człowiek.
- Mów, wysłucham cię – odparł Lucas i odchylił się do tyłu, założył ręce za głową i czekał na przemowę ojca.
- Jest mi przykro, że potraktowałeś Hope w ten sposób. Wydawało mi się, że zaczęliście się dogadywać. A nagle słyszę, że miałeś romans... Jak mogłeś jej to zrobić?
Lucas siedział przez chwilę w milczeniu. Jak mógł jej to zrobić? No właśnie, gdyby był odrobinę mądrzejszy zapewne teraz leżałby z nią w łóżku, trzymałby ją w ramionach i na wszystkie znane mu sposoby dawałby rozkosz młodej kobiecie. Byliby już dawno po ślubie, cieszyłby się jej obecnością w dużym łożu, a teraz był sam. Nikt nie ogrzewał go drobnym ciałem, a on nie robił tego samego swoim. Nie wyjaśnił tego należycie, nie pozwolił jej zrozumieć istoty problemu i pod wpływem chwili zerwał zaręczyny. Teraz tego żałował.
Żałował, bo nie mógł odzyskać zaufania Hope. Gdyby byli razem, to na pewno udałoby mu się to wszystko wytłumaczyć. A teraz został sam.
- Problem w tym, że nie miałem żadnego romansu od chwili, gdy poznałem Hope – wyznał szczerze. Sam siebie zaskoczył tą szczerością, jego ojciec również wydał się taki.
- Co? Co ty powiedziałeś? - wydukał, a potem potrząsnął głową. - Ale przecież niemal wszyscy widzieli cię wtedy na tym balu z tą całą panią Lebetkovitz!
- No właśnie, widzieli mnie jak wychodzę z ciemnego korytarza, ale nikt nie widział, co tam robiłem. Sophie uczepiła się mnie, bo najwidoczniej właśnie o to jej chodziło! Chciała wywołać skandal i doskonale się jej to udało.
- Więc, na litość boską, dlaczego zerwałeś z Hope zaręczyny?! - zawołał w przypływie gniewu Sussex.
- No to co ty zrobiłbyś na moim miejscu? Prędzej czy później plotka dotarłaby do Hope i na pewno towarzystwo nie omieszkałoby ją uraczyć szczegółami, które nigdy nie miały miejsca. Wolałem oszczędzić jej bólu i upokorzenia...
- I naraziłeś ją na jeszcze większe upokorzenie! Nie poznaję cię, Lucasie. Wcześniej podejmowałeś racjonalne, przemyślane decyzje, a w tej chwili popełniasz błędy.
Lucas mierzył się z ojcem wzrokiem, ale nie odpuścił. W końcu Sussex odwrócił głowę i udał, że przygląda się swoim paznokciom. Wilcott odchylił się do tyłu i rozmyślał nad tym, co powiedział mężczyzna.
Miał rację, chociaż ciężko było mu się do tego przyznać, ale miał rację. Zazwyczaj podejmował racjonalne, dobrze przemyślane decyzje, które kwitowały potem sukcesem, lecz zerwanie zaręczyn było nieprzemyślaną decyzją, której żałował. Nie mógł teraz zdobyć zaufania Hope, więc niemal wszystko przepadło.
Na początku był wściekły na ojca za to, że zaręczył go z Amerykanką, jak ją nazywał, a potem ich związek zaczął przypominać coś więcej niż tylko układ zawarty bez ich zgody.
- Najwidoczniej panna Hope zawróciła mi w głowie bardziej niż bym sobie tego życzył – odparł z przekąsem, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co mówi.
Sussex uniósł w zdziwieniu brwi i przyjrzał się synowi. Po chwili jego poszarzałą od choroby twarz rozjaśnił uśmiech, który wypłynął nie tylko na usta, ale dostrzec go można było także w oczach. Pokiwał głową i wstał. Nie mógł się doczekać, kiedy opowie wszystko Reaburnom. Musiał im zdać relację i pomyśleć nad rozwiązaniem tej sprawy. W końcu to on ich połączył, teraz znów musiał to zrobić.
Pożegnał się z synem, życząc mu sukcesów przy stoczni, a także dobrego dnia. W duchu jednak życzył mu, by w końcu zdecydował się na Hope i poszedł do niej, wyjaśniając wszystko.

***

Hope była bardzo zaskoczona, kiedy zobaczyła księcia Sussex'a w domu Reaburnów. Nie spodziewała się go tu, ponieważ mężczyzna od tamtego dnia był bardzo słaby i niewiele podróżował. Starała się go odwiedzać, ale przeważnie wizyty te były bardzo rzadkie i krótkie. Chodziły na bale, spotkania i rauty, więc nie mogła go tak często odwiedzać jakby chciała, ale książę zawsze zapewniał ją, że nie ma o to żalu. Mimo to, widok Sussex'a w miejskiej rezydencji Gabriela i Charity wprawił ją w szok. Szybko jednak się pozbierała i z radością wsunęła się w ramiona mężczyzny.
- Nie powinieneś tu być – powiedziała w końcu, gdy odsunęła się od niego i przyjrzała mu się uważnie. - Jesteś bardzo chory.
- Ach, nic mi nie będzie. Bardzo się za wami stęskniłem i musiałem was zobaczyć. Z każdym dniem jesteś coraz piękniejsza. To czysta przyjemność móc na ciebie patrzyć – odparł, na co z tyłu w odpowiedzi rozległ się rozbawiony głos Gabriela.
- Ty stary draniu, wciąż wiesz jak zdobyć serce damy samymi tylko słowami.
Sussex zaśmiał się dobrodusznie, Gabriel również dołączył, jedynie Hope wydawała się zniesmaczona słowami księcia, ale nic nie odpowiedziała. Nie chciała się wtrącać do ich rozmowy, chociaż bardzo jej się to nie spodobało, co powiedział książę. Ale najwidoczniej mężczyźni lubili do siebie tak mówić.
Panowie przywitali się i wkrótce zamknęli się w bibliotece, przepraszając ją za to. Mieli swoje sprawy, które musieli omówić. Zrozumiała aluzję. Były to sprawy, które jej nie dotyczyły.
Postanowiła więc, że pójdzie na spacer do Hyde Parku. Faith i Charity przebywały w swych pokojach, więc udała się do nich. Obie się zgodziły. Pogoda zachęcała do tego.
Słońce wyszło, chociaż na niebie już zbierały się ciemnie chmury. Na razie jednak nic nie zapowiadało deszczu czy też śniegu. Mogły spokojnie pospacerować kilka minut na świeżym, nieco ostrym powietrzu. Hope szła po lewej stronie opiekunki, natomiast Hope zajęła jej prawą stronę. Gawędziły wesoło, nie wchodząc na tematy, które mogłyby popsuć ich dobre humory, chociaż starsza panna Winward koniecznie chciała porozmawiać o Lucasie i zapytać obie rozmówczynie, czy próba porozmawiania z księciem będzie miała sens. Nie chciała cierpieć, ale jednocześnie miała coraz więcej wątpliwości.
Ostatnim razem nie pozwoliła mu wiele wytłumaczyć, toteż nie wiedziała dokładnie, co się stało, ale jednocześnie nie była pewna czy powinna wiedzieć. Mimo wszystko jego postępek był potworny. Zranił jej serce i pozbawił wszelkiej ufności i godności.
Trzy panie dzielnie sobie maszerowały, gdy nagle na ich drodze zatrzymał się średniej wielkości powóz zaprzężony w dwa gniadosze.
Charity wysunęła się na przód i oczekiwała, aż gość ujawni swe oblicze.
Po chwili z pojazdu wychyliła się siwa głowa, a Hope poczuła mdłości na widok mężczyzny siedzącego w powozie. Westburn.
Odwróciła gwałtownie wzrok, blednąc na obliczu. Nie zamierzała na niego patrzeć, lecz wiedziała iż będzie musiała przyjąć pozdrowienie i odpowiedzieć z miłym uśmiechem. Patrzenie na tego człowieka sprawiło, że ochota na  spacer ulotniła się w mgnieniu oka. Nie mogła znieść jego obecności w parku, niedaleko niej.
Przypomniała sobie wszystkie sytuacje z nim na balu, zwłaszcza tę w ogrodzie, kiedy zaczął ją obłapiać. Jego dłonie na jej ciele do tej pory przyprawiały ją o dreszcze. 
- Witam, drogie panie – zawołał wesoło. Pochylił głowę i Hope zerknęła w jego stronę.
Spojrzenie hrabiego natychmiast pofrunęło w stronę dziewczyny, która zapłonęła nienawiścią do tego człowieka, nawet nie specjalnie się z tym kryjąc. On najwidoczniej był tym rozbawiony, nie przejął się, że niemal miażdżyła go spojrzeniem. Ten mężczyzna nie powinien w ogóle się do nich zwracać. Wyglądał na radosnego, starszego pana, a tak naprawdę był paskudną poczwarką.
- Dzień dobry – odpowiedziała Charity i kiwnęła szanowanemu hrabiemu głową. Na jej ustach błąkał się lekki, przyjazny uśmieszek.
- Jak się panie miewają? Pogoda dość mroźna, prawda? - zagadnął przyjaźnie.
Hope czuła coraz większe mdłości.
- Tak, zdecydowanie. Wiosna jeszcze się nie rozgościła na dobre w Londynie, ale miejmy nadzieję, że najbliższe dni będą słoneczne – odparła Charity, która głównie miała nadzieję, że ślub Faith odbędzie się bez żadnych komplikacji, nawet pogoda musi być idealna.
- Rozumiem, że zbliża się ślub pani podopiecznej? - zagadnął niby od niechcenia, ale Hope wiedziała, że za tym kryje się coś więcej.
- Oczywiście. Niedługo rozsyłamy zaproszenia, niech czuję się pan zaproszony na ślub.
Hope patrzyła z przerażeniem na swą opiekunkę, a potem niechętnie przeniosła oczy na Westburna. Zrobiło jej się niedobrze od uśmiechu, jakim obdarzył Charity. Już widziała jak dopada ją w ciemnym kącie i próbuje ją obłapiać. Jak miała przekonać, by księżna nie zapraszała tego człowieka, jednocześnie nie wyjawiając powodu swej niechęci do starego hrabiego?
Ale słowo się rzekło, a ona zamierzała to przetrwać.
Kiedy powóz hrabiego odjechał, Hope zwróciła się do Charity.
- Dlaczego go zaprosiłaś? - zapytała, starając się ukryć wylewającą się z jej ust niechęć do mężczyzny. Księżna spojrzała na nią z ciekawością, ale uśmiechnęła się pocieszająco. Nie wyglądała na osobę, która wietrzyłaby w jej słowach coś więcej, niż tylko ciekawość. Może udawała tylko, ale Hope odetchnęła z ulgą, że nie zadała jej pytania o Westburna.
- Wcale go nie zaprosiłam. Widzicie, moje kochane... On wie, że go nie zaprosiłam. To była tylko zwykła grzecznościowa formułka. Liczy się to, czy dostanie zaproszenie, ale ja nie zamierzam gościć tego człowieka w moim domu.
Hope jeszcze nigdy nie czuła tak dużej ulgi. Słowa księżnej całkowicie ją uspokoiły. Najwidoczniej nie tylko ona nie chciała go widzieć.
Pod koniec spaceru, Hope całkowicie się rozluźniła. Przestała rozglądać się na boki w poszukiwaniu Westburna. Kiedy wychodziły z parku, odniosła wrażenie, że kilku mężczyzn zbyt nachalnie się jej przygląda. Zmarszczyła brwi i już chciała powiedzieć o tym księżnej, gdy drogę przeciął im powóz z pięknym herbem na drzwiach. Zmarła widząc w oknie księcia Wilcotta. Siedział lekko pochylony do przodu, a kiedy zastukał i konie stanęły, pochylił się w ich stronę.
Był zmęczony. Hope zaskoczyła samą siebie, gdy to dostrzegła. Nie spodziewała się po sobie takiej wnikliwości, ale jego wygląd świadczył o tym, że w ostatnich dniach bardzo ciężko pracował. Miał lekko zapadnięte policzki, podkrążone oczy i smętny wyraz twarzy.
- Dzień dobry paniom – przywitał się cicho chropowatym głosem, od którego Hope poczuła przyjemne dreszcze. Dość niechętnie przyjęła ich obecność, ale jej ciało zareagowało w ten sposób, iż nie była w stanie je kontrolować.
Przymknęła powieki pozwalając na chwilę popłynąć uczuciom. Serce przez jedna chwilę wyrywało się do niego, lecz umysł szybko przywrócił je do porządku. Zdradził i oszukał – mówił. Hope otwarła oczy i spojrzała wprost na księcia, który nie spuszczał z niej wzroku. Jego osobliwe spojrzenie przewiercało młodą kobietę niemal na wskroś. Patrzył na nią ze znanym jej już łaknieniem. Nie wiedzieć czemu przypomniała jej się tamta noc w Silverstone, gdy ją całował i dotykał. Oblała się rumieńcem i umknęła spojrzeniem w bok.
Księżna powitała Lucasa, chociaż mogła tego nie robić, lecz mimo wszystko był on jej bratankiem, którego nie zamierzała ignorować. Hope nie miała prawa zabraniać jej z nim rozmawiać, czy nawet widzieć się z nim.
Panna Winward nie spodziewała się jednak, że książę zaproponuje im wspólną podróż powozem.
- Zmierzałem do was. Mam nadzieję, że zechcą panie ze mną pojechać? Panno Hope, czy zgodzi się pani? - zapytał, a ona drgnęła, nie spodziewając się pytania. W odrętwieniu spojrzała na Charity. Ta uniosła brwi, najwidoczniej nie chciała w żaden sposób pomagać podopiecznej.
- Jeśli księżna i moja siostra nie wyrażą sprzeciwu, to chyba nie mam innego wyjścia, prawda? - odparła, krzywiąc się przy tym. Zabrzmiała zbyt ostro, z wyrzutem... Nie to, że chciała jechać z nim, lecz chciała mu pokazać jak bardzo jest jej obojętny. A takie gwałtowne słowa mogły mu jasno powiedzieć, że jednak zranił ją i czuła więcej niż powinna.
Księżna, ku jej rozczarowaniu, wyraziła zgodę, Faith również kiwnęła głową, ale nie ukrywała swej złości na księcia. Hope natomiast przybrała obojętny wyraz twarzy, starając się wyglądać na śmiertelnie znudzoną.
Chyba nie do końca jej się to udało, bo Lucas spojrzał na nią, a potem westchnął cicho. Dostrzegła to, chociaż przecież nie powinna. Zwracała uwagę na coś takiego. Wcale tego nie chciała! Sapnęła i zwróciła spojrzenie w stronę okna.
Dziękowała Bogu za to, że to stangret pomagał jej wsiąść do powozu, inaczej nie byłaby tak opanowana. Zaczęłaby krzyczeć albo rzucać się, gdyby to Lucas jej dotknął. Miała mętlik w głowie, a jej ciało dziwnie na niego reagowało, więc wolała żyć w słodkiej niewiedzy, co by się stało, gdyby ich ciała zaczęły się dotykać. Nawet jeśli tylko przez chwilę.
W powozie zapadła cisza, dość przytłaczająca, ale Hope o to nie dbała. Nie obchodziło ją to, czy Lucas zacznie coś mówić, czy nie. Tak sobie wmawiała, bo kiedy tylko przemówił, poczuła przeszywające na całym ciele dreszcze. Były jak lodowe sople wbijające się w plecy, choć czuła od nich gorąco.
Książę miał chropowaty głos, choć brzmiał tak miękko i łagodnie. Przymknęła powieki, starając się odrzucić od siebie uczucia, które dobijały się do niej od chwili, gdy tylko do nich przemówił.
Powinna być zła na Charity, że się zgodziła, ale nie mogła. Lucas był jej bratankiem i nawet, jeśli miała do niego pretensje o to jak ją potraktował, to był dla niej rodziną, a ona nie miała prawa żądać odcięcia się od niego.
Była już dorosłą kobietą. Mogła przecież zachowywać się jak na damę przystało i po prostu zignorować go, chociaż to on ją upokorzył i zdradził. Miała prawo być na niego wściekła i unikać go za wszelką cenę, ale równie dobrze mogła także udawać, że nie istnieje, chociaż znajdował się na wyciągnięcie ręki.
Z westchnieniem ulgi przyjęła wieść, iż są na miejscu. Zajechali pod miejską rezydencję księstwa Reaburn. Hope poczekała, aż Lucas wysiądzie, ale nie wyobrażała sobie, by miała podać mu dłoń. Nie miała zamiaru go dotykać. Uniosła dumnie głową i ignorując wyciągniętą rękę w jej stronę, zebrała spódnice i najdostojniej jak tylko potrafiła wysiadła z powozu.
Nie było łatwo, byłaby się potknęła, ale w końcu pewnie stanęła na nogach i ignorując wszelkie dobre maniery pierwsza udała się do domu.

8 komentarzy:

  1. Jakze sie ciesze, ze wrocilas :)
    Wierna czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Trzymam kciuki, oby kolejny pojawił się jak najszybciej☺. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham ❤ codziennie wchodziłam tu i czekałam na nowy rozdział i tu takie zaskoczenie jest ��❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam wszystkich na mojego nowego bloga :)
    http://milosc-w-kasynie.blogspot.de
    Kategoria i podkategoria : Romans, Akcja
    Opis opowiadania : Kończąca studia Natalia postanawia wyrwać się ze złotej klatki stworzonej przez ojca policjanta. Ucieka wprost do poznanego przed laty Alana. Nie wiedziała jednak, że chłopak dorobił się fortuny, przez co zostanie wplątana w wojnę między dwoma kasynami.

    OdpowiedzUsuń
  5. <3 Świetny rozdział! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Raaany, nie komentowałam poprzednich rozdziałów, bo byłam nimi tak zafascynowana ze było mi szkoda czasu i czytałam następny zaraz po skończeniu poprzedniego :D Ogólnie historia jest bardzo ciekawa, a opisy uczuć-❤��❤. Poza tym dobrze sie czyta bo jest poprawność gramatyczna, ortograficzna itp. No i jak wszyscy z niecierpliwością czekam na kolejną część ��

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! ♥

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, KrypteriaHG, Natt Liv, Lotus.