Im
dłużej myślała o tym, co powiedziała jej Skacząca Niedźwiedzica
i Charity, tym coraz więcej miała wątpliwości. Pomijając już
fakt, iż te całe ich odwiedziny dnia poprzedniego wyglądały
zdecydowanie na umówione, jakby chciały wspólnymi
siłami przemówić jej do rozumu.
Nawet
nie rozumiała dlaczego miało im na tym zależeć, skoro wiedziały,
co zrobił. Były nawet oburzone i nie sądziły, że mógł
dopuścić się podobnego uczynku. Teraz jednak zmieniły zdanie,
przynajmniej tak to wyglądało. Nie podobało jej się to, ale ich
słowa brzmiały dość logicznie.
Nie
rozumiała, dlaczego Lucas tak szybko zmienił zdanie, co do niej,
dlaczego ją zdradził. Nawet niczego jej nie wyjaśnił, a przecież
zawsze był taki prawdomówny. Nigdy nie zdarzyło mu się
skłamać. Dlaczego miałby więc ją oszukiwać i zdradzić? Nie
mieściło jej się to w głowie... A może po prostu nie znała go i
uroiła sobie, że się dobrze dogadywali?
W
takim razie nikt go nie znał, skoro księżna nalegała na to, by
się zastanowiła.
Rzucając
się po łóżku, próbowała pozbierać myśli w całość,
ale wychodziła tylko coraz większa plątanina.
Jak
inaczej mogłaby dowiedzieć się o tym, co się właściwie
wydarzyło podczas jej pobytu na ws? Dlaczego tak nagle Lucas
ją zdradził? Co go do tego skłoniło? Przecież między nimi coś
powstawało...
Musiała
go zapytać. Miała tylko nadzieję, że nie zostanie zbyta ogólną
odpowiedzią, bo skoro obie kobiety przeprowadziły z nią taką
rozmowę, to coś to musiało znaczyć. Obie był mądre, więc nie
mogła ich zignorować. Ale nawiedziło ją tyle wątpliwości.
Czy
to w ogóle miało sens?
Rozgrzebywanie
rany, która nie zdążyła się porządnie zasklepić było
ryzykownym posunięciem, ale nie miała innego wyjścia. Zbyt dużo
wątpliwości miała, by mogła to zignorować. Musiała także
odznaczać się swoistym masochizmem, skoro chciała rozmawiać z
księciem.
Ale
musiała to zrobić. Jeszcze raz pragnęła usłyszeć, że została
zdradzona, tym razem od samego Lucasa Westlanda, księcia Wilcott.
***
Książę
Sussex, który w ostatnich tygodniach rzadko udzielał się
towarzysko, postanowił w końcu odwiedzić syna. Nie wychodził z
domu od dłuższego czasu, ale mimo to doskonale znał najnowsze
plotki. Służba nieustannie raczyła go wieściami z towarzystwa.
Miał
nadzieję, że syn przyjmie go spokojnie i uprzejmie. Lekarz zabronił
mu się się denerwować, by nie wywoływać kolejnych ataków
zawału, ale obawiał się, że ta rozmowa nie skończy się za
dobrze. Musiał jednak porozmawiać z synem... Odkładanie tego w
nieskończoność nic dobrego mu nie przyniesie. A obawiał się, że
im bliżej wiosny, tym większa szansa, że to młody hrabia Severn
oświadczy się Hope i to on zostanie jej mężem. Oczywiście życzył
jej jak najlepiej, biedne dziecko zasłużyło na szczęście, a
młody dziedzic był dobrze wychowany, raczej niewiele plotek o nim
krążyło po Londynie, toteż miał spokojną głowę, ale to
Lucasowi została ona przeznaczona. Nie chciał na siłę ich swatać,
ale gdy zobaczył jak pięknie razem wyglądali, jak, mimo różnic,
pięknie zostali dopasowani do siebie, zrozumiał, że są dla siebie
stworzeni. Nie obawiał się wielkiej wojny między tą dwójką,
ponieważ Lucas nigdy nie wykazywał się agresją wobec kobiet.
Pannę
Hope otoczył troską, chociaż ciągle się kłócili, książę
Sussex widział jak w tej dwójce rodzi się miłość. Czyż
nie było tak? Żadne z nich nie podejrzewało, że obdarzyło to
drugie czymś głębszym niż sympatia.
Lokaj
otworzył staremu księciu i natychmiast wpuścił go do środka.
Doskonale wiedział kim jest, rozumiał też w jakim był stanie,
dlatego bez zbędnych pytań i życzliwości, zaprowadził słabego
mężczyznę do gabinetu, gdzie pracował jego pan.
Wilcott
siedział za biurkiem i składał zamszysty podpis na jednym z
listów. Uniósł głowę, gdy drzwi skrzypnęły. Brwi
podjechały mu do połowy czoła, gdy zaskoczony stwierdził, że
gościem był jego ojciec. Nie spodziewał się go tu, bo ostatnio
bardzo źle się czuł.
-
Dzień dobry, Lucasie.
-
Dzień dobry – odparł i odsunął od siebie kartkę papieru oraz
pióro. - Przynieś dla mnie kawę, a księciu proszę podaj
herbatę z miodem i coś ciepłego do jedzenia.
-
Nie fatyguj służących, wpadłem tylko na chwilę – powiedział,
kręcąc głową, ale jego serce zabiło radośnie, gdy syn mimo
wszystko wykazał się wobec niego niewielką troską.
-
Nie czujesz się zbyt dobrze, a zima wciąż daje się we znaki.
Musisz zjeść coś ciepłego – odpowiedział stanowczym głosem,
na co stary książę kiwnął już tylko głową. Wiedział, że
jego syn był zbyt uparty, aby z nim dyskutować. Westchnął ciężko.
Nim
przyszedł lokaj z tacą wypełnioną filiżankami oraz talerzem z
parującym posiłkiem: owsianką, obficie polaną miodem. Herbata
miała cudowny smak i przyjemnie rozgrzewała w środku.
-
Smacznego – powiedział Wilcott i wrócił do pisania
kolejnego listu, pozwolił księciu zjeść ciepły posiłek.
-
Co robisz? - zapytał Sussex, ciekaw synowskich spraw.
-
Właśnie pisze listy do dostawców z materiałów na
stocznię. Niedługo kończę, ale są mi jeszcze potrzebne
materiały.
-
Stocznia jest potrzebna, zwłaszcza tak duża. Osobiście popieram tę
inwestycję i może kiedyś sam zainwestuję w coś takiego... -
zaczął, ale urwał, gdy napotkał badawczy, nieufny wzrok syna.
-
Będziemy rozmawiać o mojej stoczni, czy przejdziesz do konkretów?
- zapytał w końcu młody książę i odrzucił pióro na bok.
Splótł palce na wysokości ust, a oczy zmrużył, wbijając w
ojca ostre spojrzenie.
To,
że uraczył go ciepłym posiłkiem nie oznaczało, że zaczął
kochać tego człowieka. Ledwie znosił obecność ojca w gabinecie,
ale nie był aż tak okrutny, by go denerwować. Nie chciał go mieć
na sumieniu, dlatego powściągnął swe emocje i przyglądał się
mu z ciekawością.
-
Jak zwykle konkretny – zaśmiał się Sussex i odłożył talerz na
biurko. Upił ciepłej herbaty i wygodnie usadowił się na miękkim
fotelu.
-
Nie lubię trwonić czasu na bzdury. Powiesz mi, o co chodzi?
-
Oczywiście, chociaż powinieneś się domyślić...
Chwila
ciszy wystarczyła, by Lucas rzucił Sussex'owi znaczące spojrzenie.
Domyślił się, że chodziło Hope i to, co jej zrobił. Gdyby jego
ojciec był zdrowszy, na pewno kazałby mu się wynosić z tego domu,
ale nie chciał denerwować go niepotrzebnie, narzucił sobie żelazną
kontrolę i panując nad gniewem, postanowił wysłuchać
wszystkiego, co miał mu do powiedzenia ten człowiek.
-
Mów, wysłucham cię – odparł Lucas i odchylił się do
tyłu, założył ręce za głową i czekał na przemowę ojca.
-
Jest mi przykro, że potraktowałeś Hope w ten sposób.
Wydawało mi się, że zaczęliście się dogadywać. A nagle słyszę,
że miałeś romans... Jak mogłeś jej to zrobić?
Lucas
siedział przez chwilę w milczeniu. Jak mógł jej to zrobić?
No właśnie, gdyby był odrobinę mądrzejszy zapewne teraz leżałby
z nią w łóżku, trzymałby ją w ramionach i na wszystkie
znane mu sposoby dawałby rozkosz młodej kobiecie. Byliby już dawno
po ślubie, cieszyłby się jej obecnością w dużym łożu, a teraz
był sam. Nikt nie ogrzewał go drobnym ciałem, a on nie robił tego
samego swoim. Nie wyjaśnił tego należycie, nie pozwolił jej
zrozumieć istoty problemu i pod wpływem chwili zerwał zaręczyny.
Teraz tego żałował.
Żałował,
bo nie mógł odzyskać zaufania Hope. Gdyby byli razem, to na
pewno udałoby mu się to wszystko wytłumaczyć. A teraz został
sam.
-
Problem w tym, że nie miałem żadnego romansu od chwili, gdy
poznałem Hope – wyznał szczerze. Sam siebie zaskoczył tą
szczerością, jego ojciec również wydał się taki.
-
Co? Co ty powiedziałeś? - wydukał, a potem potrząsnął głową.
- Ale przecież niemal wszyscy widzieli cię wtedy na tym balu z tą
całą panią Lebetkovitz!
-
No właśnie, widzieli mnie jak wychodzę z ciemnego korytarza, ale
nikt nie widział, co tam robiłem. Sophie uczepiła się mnie, bo
najwidoczniej właśnie o to jej chodziło! Chciała wywołać
skandal i doskonale się jej to udało.
-
Więc, na litość boską, dlaczego zerwałeś z Hope zaręczyny?! -
zawołał w przypływie gniewu Sussex.
-
No to co ty zrobiłbyś na moim miejscu? Prędzej czy później
plotka dotarłaby do Hope i na pewno towarzystwo nie omieszkałoby ją
uraczyć szczegółami, które nigdy nie miały miejsca.
Wolałem oszczędzić jej bólu i upokorzenia...
-
I naraziłeś ją na jeszcze większe upokorzenie! Nie poznaję cię,
Lucasie. Wcześniej podejmowałeś racjonalne, przemyślane decyzje,
a w tej chwili popełniasz błędy.
Lucas
mierzył się z ojcem wzrokiem, ale nie odpuścił. W końcu Sussex
odwrócił głowę i udał, że przygląda się swoim
paznokciom. Wilcott odchylił się do tyłu i rozmyślał nad tym, co
powiedział mężczyzna.
Miał
rację, chociaż ciężko było mu się do tego przyznać, ale miał
rację. Zazwyczaj podejmował racjonalne, dobrze przemyślane
decyzje, które kwitowały potem sukcesem, lecz zerwanie
zaręczyn było nieprzemyślaną decyzją, której żałował.
Nie mógł teraz zdobyć zaufania Hope, więc niemal wszystko
przepadło.
Na
początku był wściekły na ojca za to, że zaręczył go z
Amerykanką, jak ją nazywał, a potem ich związek zaczął
przypominać coś więcej niż tylko układ zawarty bez ich zgody.
-
Najwidoczniej panna Hope zawróciła mi w głowie bardziej niż
bym sobie tego życzył – odparł z przekąsem, nie do końca
zdając sobie sprawę z tego, co mówi.
Sussex
uniósł w zdziwieniu brwi i przyjrzał się synowi. Po chwili
jego poszarzałą od choroby twarz rozjaśnił uśmiech, który
wypłynął nie tylko na usta, ale dostrzec go można było także w
oczach. Pokiwał głową i wstał. Nie mógł się doczekać,
kiedy opowie wszystko Reaburnom. Musiał im zdać relację i pomyśleć
nad rozwiązaniem tej sprawy. W końcu to on ich połączył, teraz
znów musiał to zrobić.
Pożegnał
się z synem, życząc mu sukcesów przy stoczni, a także
dobrego dnia. W duchu jednak życzył mu, by w końcu zdecydował się
na Hope i poszedł do niej, wyjaśniając wszystko.
***
Hope
była bardzo zaskoczona, kiedy zobaczyła księcia Sussex'a w domu
Reaburnów. Nie spodziewała się go tu, ponieważ mężczyzna
od tamtego dnia był bardzo słaby i niewiele podróżował.
Starała się go odwiedzać, ale przeważnie wizyty te były bardzo
rzadkie i krótkie. Chodziły na bale, spotkania i rauty, więc
nie mogła go tak często odwiedzać jakby chciała, ale książę
zawsze zapewniał ją, że nie ma o to żalu. Mimo to, widok Sussex'a
w miejskiej rezydencji Gabriela i Charity wprawił ją w szok. Szybko
jednak się pozbierała i z radością wsunęła się w ramiona
mężczyzny.
-
Nie powinieneś tu być – powiedziała w końcu, gdy odsunęła się
od niego i przyjrzała mu się uważnie. - Jesteś bardzo chory.
-
Ach, nic mi nie będzie. Bardzo się za wami stęskniłem i musiałem
was zobaczyć. Z każdym dniem jesteś coraz piękniejsza. To czysta
przyjemność móc na ciebie patrzyć – odparł, na co z tyłu
w odpowiedzi rozległ się rozbawiony głos Gabriela.
-
Ty stary draniu, wciąż wiesz jak zdobyć serce damy samymi tylko
słowami.
Sussex
zaśmiał się dobrodusznie, Gabriel również dołączył,
jedynie Hope wydawała się zniesmaczona słowami księcia, ale nic
nie odpowiedziała. Nie chciała się wtrącać do ich rozmowy,
chociaż bardzo jej się to nie spodobało, co powiedział książę.
Ale najwidoczniej mężczyźni lubili do siebie tak mówić.
Panowie
przywitali się i wkrótce zamknęli się w bibliotece,
przepraszając ją za to. Mieli swoje sprawy, które musieli
omówić. Zrozumiała aluzję. Były to sprawy, które
jej nie dotyczyły.
Postanowiła
więc, że pójdzie na spacer do Hyde Parku. Faith i Charity
przebywały w swych pokojach, więc udała się do nich. Obie się
zgodziły. Pogoda zachęcała do tego.
Słońce
wyszło, chociaż na niebie już zbierały się ciemnie chmury. Na
razie jednak nic nie zapowiadało deszczu czy też śniegu. Mogły
spokojnie pospacerować kilka minut na świeżym, nieco ostrym
powietrzu. Hope szła po lewej stronie opiekunki, natomiast Hope
zajęła jej prawą stronę. Gawędziły wesoło, nie wchodząc na
tematy, które mogłyby popsuć ich dobre humory, chociaż
starsza panna Winward koniecznie chciała porozmawiać o Lucasie i
zapytać obie rozmówczynie, czy próba porozmawiania z
księciem będzie miała sens. Nie chciała cierpieć, ale
jednocześnie miała coraz więcej wątpliwości.
Ostatnim
razem nie pozwoliła mu wiele wytłumaczyć, toteż nie wiedziała
dokładnie, co się stało, ale jednocześnie nie była pewna czy
powinna wiedzieć. Mimo wszystko jego postępek był potworny. Zranił
jej serce i pozbawił wszelkiej ufności i godności.
Trzy
panie dzielnie sobie maszerowały, gdy nagle na ich drodze zatrzymał
się średniej wielkości powóz zaprzężony w dwa gniadosze.
Charity
wysunęła się na przód i oczekiwała, aż gość ujawni swe
oblicze.
Po
chwili z pojazdu wychyliła się siwa głowa, a Hope poczuła mdłości
na widok mężczyzny siedzącego w powozie. Westburn.
Odwróciła
gwałtownie wzrok, blednąc na obliczu. Nie zamierzała na niego
patrzeć, lecz wiedziała iż będzie musiała przyjąć pozdrowienie
i odpowiedzieć z miłym uśmiechem. Patrzenie na tego człowieka
sprawiło, że ochota na spacer ulotniła się w mgnieniu oka. Nie mogła znieść jego obecności w parku, niedaleko
niej.
Przypomniała
sobie wszystkie sytuacje z nim na balu, zwłaszcza tę w ogrodzie,
kiedy zaczął ją obłapiać. Jego dłonie na jej ciele do tej pory
przyprawiały ją o dreszcze.
-
Witam, drogie panie – zawołał wesoło. Pochylił głowę i Hope
zerknęła w jego stronę.
Spojrzenie
hrabiego natychmiast pofrunęło w stronę dziewczyny, która
zapłonęła nienawiścią do tego człowieka, nawet nie specjalnie
się z tym kryjąc. On najwidoczniej był tym rozbawiony, nie przejął
się, że niemal miażdżyła go spojrzeniem. Ten mężczyzna nie
powinien w ogóle się do nich zwracać. Wyglądał na
radosnego, starszego pana, a tak naprawdę był paskudną poczwarką.
-
Dzień dobry – odpowiedziała Charity i kiwnęła szanowanemu
hrabiemu głową. Na jej ustach błąkał się lekki, przyjazny
uśmieszek.
-
Jak się panie miewają? Pogoda dość mroźna, prawda? - zagadnął
przyjaźnie.
Hope
czuła coraz większe mdłości.
-
Tak, zdecydowanie. Wiosna jeszcze się nie rozgościła na dobre w
Londynie, ale miejmy nadzieję, że najbliższe dni będą słoneczne
– odparła Charity, która głównie miała nadzieję,
że ślub Faith odbędzie się bez żadnych komplikacji, nawet pogoda
musi być idealna.
-
Rozumiem, że zbliża się ślub pani podopiecznej? - zagadnął
niby od niechcenia, ale Hope wiedziała, że za tym kryje się coś
więcej.
-
Oczywiście. Niedługo rozsyłamy zaproszenia, niech czuję się pan
zaproszony na ślub.
Hope
patrzyła z przerażeniem na swą opiekunkę, a potem niechętnie
przeniosła oczy na Westburna. Zrobiło jej się niedobrze od
uśmiechu, jakim obdarzył Charity. Już widziała jak dopada ją w
ciemnym kącie i próbuje ją obłapiać. Jak miała przekonać,
by księżna nie zapraszała tego człowieka, jednocześnie nie
wyjawiając powodu swej niechęci do starego hrabiego?
Ale
słowo się rzekło, a ona zamierzała to przetrwać.
Kiedy
powóz hrabiego odjechał, Hope zwróciła się do
Charity.
-
Dlaczego go zaprosiłaś? - zapytała, starając się ukryć
wylewającą się z jej ust niechęć do mężczyzny. Księżna
spojrzała na nią z ciekawością, ale uśmiechnęła się
pocieszająco. Nie wyglądała na osobę, która wietrzyłaby w
jej słowach coś więcej, niż tylko ciekawość. Może udawała
tylko, ale Hope odetchnęła z ulgą, że nie zadała jej pytania o
Westburna.
-
Wcale go nie zaprosiłam. Widzicie, moje kochane... On wie, że go
nie zaprosiłam. To była tylko zwykła grzecznościowa formułka.
Liczy się to, czy dostanie zaproszenie, ale ja nie zamierzam gościć
tego człowieka w moim domu.
Hope
jeszcze nigdy nie czuła tak dużej ulgi. Słowa księżnej
całkowicie ją uspokoiły. Najwidoczniej nie tylko ona nie chciała
go widzieć.
Pod
koniec spaceru, Hope całkowicie się rozluźniła. Przestała
rozglądać się na boki w poszukiwaniu Westburna. Kiedy wychodziły
z parku, odniosła wrażenie, że kilku mężczyzn zbyt nachalnie się
jej przygląda. Zmarszczyła brwi i już chciała powiedzieć o tym
księżnej, gdy drogę przeciął im powóz z pięknym herbem
na drzwiach. Zmarła widząc w oknie księcia Wilcotta. Siedział
lekko pochylony do przodu, a kiedy zastukał i konie stanęły,
pochylił się w ich stronę.
Był
zmęczony. Hope zaskoczyła samą siebie, gdy to dostrzegła. Nie
spodziewała się po sobie takiej wnikliwości, ale jego wygląd
świadczył o tym, że w ostatnich dniach bardzo ciężko pracował.
Miał lekko zapadnięte policzki, podkrążone oczy i smętny wyraz
twarzy.
-
Dzień dobry paniom – przywitał się cicho chropowatym głosem, od
którego Hope poczuła przyjemne dreszcze. Dość niechętnie
przyjęła ich obecność, ale jej ciało zareagowało w ten sposób,
iż nie była w stanie je kontrolować.
Przymknęła
powieki pozwalając na chwilę popłynąć uczuciom. Serce przez
jedna chwilę wyrywało się do niego, lecz umysł szybko przywrócił
je do porządku. Zdradził i oszukał – mówił. Hope otwarła
oczy i spojrzała wprost na księcia, który nie spuszczał z
niej wzroku. Jego osobliwe spojrzenie przewiercało młodą kobietę
niemal na wskroś. Patrzył na nią ze znanym jej już łaknieniem.
Nie wiedzieć czemu przypomniała jej się tamta noc w Silverstone,
gdy ją całował i dotykał. Oblała się rumieńcem i umknęła
spojrzeniem w bok.
Księżna
powitała Lucasa, chociaż mogła tego nie robić, lecz mimo wszystko
był on jej bratankiem, którego nie zamierzała ignorować.
Hope nie miała prawa zabraniać jej z nim rozmawiać, czy nawet
widzieć się z nim.
Panna
Winward nie spodziewała się jednak, że książę zaproponuje im
wspólną podróż powozem.
-
Zmierzałem do was. Mam nadzieję, że zechcą panie ze mną
pojechać? Panno Hope, czy zgodzi się pani? - zapytał, a ona
drgnęła, nie spodziewając się pytania. W odrętwieniu spojrzała
na Charity. Ta uniosła brwi, najwidoczniej nie chciała w żaden
sposób pomagać podopiecznej.
-
Jeśli księżna i moja siostra nie wyrażą sprzeciwu, to chyba nie
mam innego wyjścia, prawda? - odparła, krzywiąc się przy tym.
Zabrzmiała zbyt ostro, z wyrzutem... Nie to, że chciała jechać z
nim, lecz chciała mu pokazać jak bardzo jest jej obojętny. A takie
gwałtowne słowa mogły mu jasno powiedzieć, że jednak zranił ją
i czuła więcej niż powinna.
Księżna,
ku jej rozczarowaniu, wyraziła zgodę, Faith również kiwnęła
głową, ale nie ukrywała swej złości na księcia. Hope natomiast
przybrała obojętny wyraz twarzy, starając się wyglądać na
śmiertelnie znudzoną.
Chyba
nie do końca jej się to udało, bo Lucas spojrzał na nią, a potem
westchnął cicho. Dostrzegła to, chociaż przecież nie powinna.
Zwracała uwagę na coś takiego. Wcale tego nie chciała! Sapnęła
i zwróciła spojrzenie w stronę okna.
Dziękowała
Bogu za to, że to stangret pomagał jej wsiąść do powozu, inaczej
nie byłaby tak opanowana. Zaczęłaby krzyczeć albo rzucać się,
gdyby to Lucas jej dotknął. Miała mętlik w głowie, a jej ciało
dziwnie na niego reagowało, więc wolała żyć w słodkiej
niewiedzy, co by się stało, gdyby ich ciała zaczęły się
dotykać. Nawet jeśli tylko przez chwilę.
W
powozie zapadła cisza, dość przytłaczająca, ale Hope o to nie
dbała. Nie obchodziło ją to, czy Lucas zacznie coś mówić,
czy nie. Tak sobie wmawiała, bo kiedy tylko przemówił,
poczuła przeszywające na całym ciele dreszcze. Były jak lodowe
sople wbijające się w plecy, choć czuła od nich gorąco.
Książę
miał chropowaty głos, choć brzmiał tak miękko i łagodnie.
Przymknęła powieki, starając się odrzucić od siebie uczucia,
które dobijały się do niej od chwili, gdy tylko do nich
przemówił.
Powinna
być zła na Charity, że się zgodziła, ale nie mogła. Lucas był
jej bratankiem i nawet, jeśli miała do niego pretensje o to jak ją
potraktował, to był dla niej rodziną, a ona nie miała prawa żądać
odcięcia się od niego.
Była
już dorosłą kobietą. Mogła przecież zachowywać się jak na
damę przystało i po prostu zignorować go, chociaż to on ją
upokorzył i zdradził. Miała prawo być na niego wściekła i
unikać go za wszelką cenę, ale równie dobrze mogła także
udawać, że nie istnieje, chociaż znajdował się na wyciągnięcie
ręki.
Z
westchnieniem ulgi przyjęła wieść, iż są na miejscu. Zajechali
pod miejską rezydencję księstwa Reaburn. Hope poczekała, aż
Lucas wysiądzie, ale nie wyobrażała sobie, by miała podać mu
dłoń. Nie miała zamiaru go dotykać. Uniosła dumnie głową i
ignorując wyciągniętą rękę w jej stronę, zebrała spódnice
i najdostojniej jak tylko potrafiła wysiadła z powozu.
Nie
było łatwo, byłaby się potknęła, ale w końcu pewnie stanęła
na nogach i ignorując wszelkie dobre maniery pierwsza udała się do
domu.
Jakze sie ciesze, ze wrocilas :)
OdpowiedzUsuńWierna czytelniczka
Świetny rozdział. Trzymam kciuki, oby kolejny pojawił się jak najszybciej☺. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKocham ❤ codziennie wchodziłam tu i czekałam na nowy rozdział i tu takie zaskoczenie jest ��❤❤❤
OdpowiedzUsuńZapraszam wszystkich na mojego nowego bloga :)
OdpowiedzUsuńhttp://milosc-w-kasynie.blogspot.de
Kategoria i podkategoria : Romans, Akcja
Opis opowiadania : Kończąca studia Natalia postanawia wyrwać się ze złotej klatki stworzonej przez ojca policjanta. Ucieka wprost do poznanego przed laty Alana. Nie wiedziała jednak, że chłopak dorobił się fortuny, przez co zostanie wplątana w wojnę między dwoma kasynami.
Kocham ❤
OdpowiedzUsuń<3 Świetny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńCzekamy na nowy <3
OdpowiedzUsuńRaaany, nie komentowałam poprzednich rozdziałów, bo byłam nimi tak zafascynowana ze było mi szkoda czasu i czytałam następny zaraz po skończeniu poprzedniego :D Ogólnie historia jest bardzo ciekawa, a opisy uczuć-❤��❤. Poza tym dobrze sie czyta bo jest poprawność gramatyczna, ortograficzna itp. No i jak wszyscy z niecierpliwością czekam na kolejną część ��
OdpowiedzUsuń