Hope
nie pokazała się aż do obiadu. Udało jej się dokończyć
książkę, którą zaczęła czytać jakiś czas temu. Litery
zlewały się w jedno, a ona wciąż rozgrywała w umyśle sceny z
wczorajszego balu, ale w końcu przeczytała powieść. Mimo że nie
pamiętała większości tekstu.
Faith
zaglądała do niej, ale szybko czmychała na dół, gdzie
czekał na nią Cain. Doskonale wiedziała, że Hope chce zostać
sama, więc nie przeszkadzała jej zbytnio.
Panna
Winward szukała ukojenia w samotności, ale nie sądziła, że
kiedyś uda jej się wrócić do tej równowagi
emocjonalnej. Po prostu jej spokój skończył się z chwilą
poznania Lucasa.
Tęskniła
za tym...
Uświadomiła
sobie, że w rzeczywistości te sprzeczki, po których
wielokrotnie czuła, że nienawidzi tego człowieka, jednocześnie
były sposobem na to, by uzależnić ją od niego. Jak to zrobił?
Nie miała pojęcia, ponieważ Lucas posiadał dość skomplikowany
charakter. Jego umysł pracował inaczej niż umysły innych ludzi...
A ona zastanawiała się, co takiego robił, że teraz, pomimo ich
licznych niesnasków, tak bardzo chciała, by był przy niej.
A
potem, gdy odsunęła od siebie wspomnienia kłótni,
przypomniała sobie te wszystkie dobre rzeczy, które dla niej
uczynił. Oczy momentalnie zaszkliły się, próbowała być
silną i nie rozpłakać się, ale to było ponad jej siły. Czuła
się wyczerpana psychicznie.
Ułożyła
się na łóżku, czekając na sen, który, ku jej
irytacji, w ogóle nie chciał przyjść. Jakby uznał, że nie
powinna iść spać, choć była wykończona.
Poranek
okazał się trudny. Nie miała siły, aby wstać, nie miała nawet
ochoty, by zejść na dół i przywitać się z siostrą oraz
księstwem.
Po
kilku godzinach takiego istnienia, do sypialni weszła Charity. Hope
podniosła się z posłania i spojrzała w kierunku kobiety.
Dostrzegła, że dama była zmartwiona, ale także zła. Panienka nie
wiedziała jednak, z jakiego powodu.
-
Bardzo niepokoi mnie twoje zachowanie. Co się takiego stało na
ostatnim balu, że jesteś taka... przygaszona? - zapytała, wahając
się przy ostatnim słowie.
Panna
Winward usiadła i objęła się ramionami, ale nie spojrzała na
swoją rozmówczynię. Obawiała się tego, co mogłaby
wyczytać z jej twarzy.
-
Rozmawiałam z Lucasem – rzuciła szybko, nawet nie próbując
ukryć faktu, iż powiedziała mu po imieniu, nie szanując jego
tytułu. Spojrzała na księżnę, a gdy ta wciąż milczała
wyraźnie zaskoczona, dodała: - Na balu.
-
Och... Och! - odpowiedziała. Tylko tyle była w stanie wypowiedzieć.
Zaskoczyła ją ta wiadomość. - O czym?
-
Nie pamiętam już... - Spojrzała kobiecie prosto w oczy i
zmarszczyła brwi. Rzeczywiście jakoś ta cała rozmowa uleciała
jej z głowy. - Chyba chciał wszystko wyjaśnić, ale zbyłam go...
Dla mnie to już nie ma żadnego znaczenia. To chore, że łudziłam
się na więź między nami. Sądziłam, że jakoś się dogadamy, a
kiedy zaczynałam za nim tęsknić on postanowił... Poszedł do tej
kobiety. Jest potworem – rzuciła na końcu, bardziej wściekła
niż smutna. Nie sądziła, że nadal będzie to tak przeżywała,
ale kiedy otrząsnęła się z szoku, tliły się w niej emocje silne
i gwałtowne, które czekały tylko na uwolnienie.
-
Mój bratanek to bardzo skomplikowany człowiek. Ma trudny
charakter i tak naprawdę nikt go nie rozumie, ale zauważyłam, że
masz na niego dobry wpływ, wiesz? - Hope spojrzała na kobietę i
uniosła zdumiona brwi. Słowa księżnej wyrwały ją z myśli, w
które zaczęła odpływać.
Miała
na niego dobry wpływ? Naprawdę? Ciekawe jaki? Przecież nie
zauważyła, że się poprawił.
Coś
z jej myśli musiało odbić się na twarzy, ponieważ Charity po
prostu pochyliła się w jej stronę i z uśmiechem na ustach
odpowiedziała:
-
Lucas złagodniał przy tobie, chociaż wciąż zachowywał się jak
gbur, to jednak jego uwagi nie były już tak ostre i nieprzyjemne. I
uśmiechał się, a przed twoim pojawieniem się w Anglii, w ogóle
tego nie robił. Żałuję, że stało się tak jak się stało.
Uważam, że pasowałaś do niego, a on do ciebie. On miał także
wpływ na ciebie. Jesteś pewniejsza siebie i odważniejsza.
Hope
kiwnęła głową, bo tylko na to było ją stać. Nie chciała psuć
dobrego humoru Charity. Uznała, że ma prawo do własnego zdania.
Poza tym, jej oczekiwania względem ich ślubu zostały zawiedzione,
dlatego nie chciała dokładać jeszcze zmartwień, wyrażając swoje
zdanie na ten temat. Przecież tyle dla niej mogła zrobić.
Ale
mimo pewności, że nic nie znaczyła dla Lucasa, słowa księżnej
obudziły w niej wątpliwości, co do tej pewności. Przecież ich
opiekunka była bystrą i spostrzegawczą osobą: przekonała się o
tym wielokrotnie podczas licznych balów, więc uznała, że
może coś w tym być. Jeśli o nią chodziło, miała rację. Stała
się nieco pewniejsza siebie. Może rzeczywiście miał na nią taki
wpływ?
Nie
chciała jednak roztrząsać tego dłużej. Bała się, że im więcej
będzie myślała o nim, tym mocniej będzie tęskniła za księciem.
I
pomyśleć, że byliby już dawno po ślubie.
Westchnęła
smętnie i spojrzała na Charity, ta z kolei pokiwała głową na
niemą prośbę i wstała ze swego miejsca, uprzednio poklepując ją
pocieszająco po dłoni.
-
Myślę, że powinnaś z nim porozmawiać. Wiem, że czujesz się
zraniona, a zerwanie zaręczyn wiążę się naprawdę z wielkimi
komplikacjami towarzyskimi, ale pomyśl sobie, że może on chce ci
powiedzieć coś jeszcze? Pomyśl nad tym. Książę Wilcott to
honorowy człowiek, miałaś przecież okazję przekonać się o tym,
dlatego poproś go o spotkanie. Proszę. Nie unoś się dumą, jeśli
masz wątpliwości, co do występku Lucasa. Zrób to, a może
okazać się, że książę został niesłusznie oskarżony?
Nim
Hope zdołała odpowiedzieć, księżna zniknęła za drzwiami.
Pozostawiła ją z mętlikiem w głowie i złością wywołaną przez
słowa kobiety. Nie potrafiła ochłonąć, aż do późnych
godzin wieczornych.
Dopiero
pojawienie się służącej z tacą wypełnioną kolacją, a także
obecnością Skaczącej Niedźwiedzicy sprawiło, że na chwilę
odsunęła od siebie wszelkie złe emocje. Po wyjściu pokojówki,
Indianka usiadła na łóżku, blisko dziewczyny i spojrzała
na nią poważnie.
-
Chcesz ze mną porozmawiać? - zapytała ciekawa Hope i czekała, aż
towarzyszka pokiwa głową.
-
Jak bardzo cię zranił książę Wilcott? - zapytała w pewnym
momencie Skacząca Niedźwiedzica. Hope patrzyła na nią zdumiona i
zastanawiała się, co powiedzieć.
Ja
bardzo ją zranił? Bardzo. Nawet nie spodziewała się, że tak
będzie cierpiała, ale pytanie i tak było zaskakujące. Nie
spodziewała się tego.
-
Nie potrafię tego opisać, ale bardzo... - odparła w końcu, gdy
zrozumiała, że jej milczenie zbytnio się przeciągnęło.
-
A co do niego czujesz? - padło kolejne pytanie – tego również
się nie spodziewała, ale to wymagało dłuższego zastanawiania
się.
Nie
miała pojęcia. W jej głowie, a przede wszystkim w sercu przewijała
się cała masa uczuć, o których nie miała pojęcia. Co do
niego czuła? W tej chwili pałała nienawiścią i pogardą, ale
przecież zanim ją tak potwornie upokorzył, jej emocje i myśli
były dla niej niejasne i nie wiedziała, czy bardziej go lubi, czy
może nie znosi. A ten ich ostatni pocałunek? Gdyby nie zerwał
zaręczyn, prawdopodobnie do dziś miałaby kłopoty z zachowaniem
zdrowego rozsądku, gdyby książę znajdowałby się w pobliżu.
Dzięki Bogu nie musiała teraz przez to przechodzić, ale
jednocześnie miała wrażenie, że będzie jej tego brakować.
Jak
to możliwe? Przecież nie mogli się porozumieć w żaden sposób,
a ona myślała tylko o jego ustach... O pocałunkach, które
obudziły w niej dziwne pragnienie posiadania go...
Od
kiedy przestała być tak pruderyjna? Łaknęła powrotu tych
cudownych chwil, chociaż dobrze wiedziała, że niezamężnej
kobiecie nie przystoją takie myśli, a nie mówiąc o
uczynkach.
-
Och, sama nie wiem! Nie mam pojęcia, co czułam do niego nim mnie
oszukał... Tak wiele emocji zawsze mi towarzyszyło, gdy go
widziałam, a teraz nienawidzę. Gardzę jego zwierzęcą rządzą!
Z
każdym kolejnym słowem czuła rozpierającą ją złość. Miała
ochotę zacząć krzyczeć z bezsilności. Poczucie zdrady sprawiło,
że obecnie ze stanu melancholijnego smutku przeszła w gwałtowną
złość, nieświadomie podsycaną przez najbliższych ludzi. Nie
winiła ich za to, w końcu byli ciekawi i okazywali jej troskę,
dlatego stłamsiła w sobie nagły wybuch gniewu i spojrzała
zrezygnowana na kobietę. Ta z kolei przypatrywała jej się z
nieodgadnionym wyrazem twarzy, a potem pokiwała głową, jakby nagle
zrozumiała coś ważnego. Hope nie wiedziała dokładnie, o co jej
chodzi, a ponieważ milczała, nie dopytywała się. Mogło jej się
tylko wydawać.
-
Posłuchaj mnie – rzekła w końcu. Głos miała poważny, nieco
tylko surowy, ale Hope usadowiła się wygodnie na łóżku i
nastawiła uszu. - To, co w tej chwili czujesz, to wielka plątanina
uczuć, których nie jesteś w stanie nazwać, ale wiedz, że
one prowadzą w jedną stronę. Zastanów się i powiedz mi,
czy gdybyś nie kochała go choć trochę, to przeżywałabyś jego
zdradę tak mocno? Nie odpowiadaj mi teraz.
Indianka
wstała i podeszła do drzwi, zostawiając Hope w szoku.
Niedowierzanie malowało się na jej ślicznej twarzy.
-
Kiedy będziesz gotowa, odpowiedz – poprosiła cicho i zamknęła
za sobą drzwi, pozostawiając ją samą, z myślami dudniącymi w
głowie i sercem bijącym gwałtownie.
Skacząca
Niedźwiedzica sprawiła, że poczuła się tak, jakby ktoś uderzył
ją ciężkim młotem.
Czy
go kochała? Och, to chyba było za mocne słowo, ale jednak, w jej
sercu kiełkowało coś, co mogłaby nazwać miłością. Ale czy nią
było?
Rzuciła
się na łóżko, wpatrując się przed siebie. Wzrok utkwiła
w jednym punkcie. Myślała nad słowami Charity i Indianki, ale nie
uzyskała jeszcze żadnej odpowiedzi, bowiem nadal czuła, że
uczucia jakie nią targały są dość niejasne, choć gwałtowne.
Miotała
się przez całą noc. Nie potrafiła znaleźć wygodnej pozycji,
która ułatwiłaby jej roztrząsanie po raz wtóry tego
samego problemu. W końcu nad ranem zmorzył ją sen.
Nie
była już w stanie dłużej patrzeć w ciemność. Powieki same
opadały jej ze zmęczenia.
***
Skacząca
Niedźwiedzica oraz jej mąż obiecali zostać do ślubu Faith. Nie
chcieli wracać już i potem płynąć raz jeszcze. Hotel, który
należał do nich, został pod opieką kuzynki Johna. Obiecała
zajmować się nim troskliwie przez kilka następnych miesięcy.
Oboje ufali bezgranicznie dziewczynie, ponieważ już wielokrotnie
pomagała im w prowadzeniu hotelu i nikt nie miał do nich
zastrzeżeń.
Siostry
cieszyły się, że zostaną z nimi tak długo, również
księstwo było rade z ich obecności, ponieważ oboje okazali się
inspirujący. John i Gabriel dyskutowali zawzięcie na wszystkie
tematy, a Skacząca Niedźwiedzica opowiadała paniom przeróżne
indiańskie historie. Charity, która nigdy nie miała
styczności z kulturą rdzennych mieszkańców Ameryki była
wprost oczarowana nie tylko językiem towarzyszki, ale także
historiami opowiadanymi z wielką pasją.
Hope
odnajdywała się pomiędzy powolnymi przygotowaniami do ślubu, a
zajęciami, które wyszukiwała sobie między jednym balem, a
drugim. Wieczorki muzyczne w okrojonym towarzystwie, przechadzki po
Hyde Parku czy wypady na małe zakupy, a także zagłębianie się w
lektury stanowiły jedyną rozrywkę dla porzuconej damy. Pisała
także listy do Cassandry, z którą dogadywała się wprost
cudownie. Przyjaciółka na każdym kroku wynajdowała jej
kolejne przyjęcia, w których mogłyby uczestniczyć.
Prócz
tego wszystkiego znajdowała czas także dla Nicholasa. Młody
dziedzic odwiedzał ją w każdej wolnej chwili, zabierał ją na
krótkie przejażdżki.
Zaprosił
ją także na konną wyprawę poza obręb Londynu. Towarzyszyła im
także Faith z narzeczonym. Siostra nie była zadowolona z tego, że
musiała wybrać się na przejażdżkę. Nie przepadała za końmi,
ale nie skarżyła się.
Wszyscy
dobrze się bawili. Nicholas raczył Hope wesołymi opowieściami,
zaprzątał całą jej uwagę.
Hope
nigdy nie czuła się tak dobrze w towarzystwie mężczyzny, ale
jednocześnie była boleśnie świadoma, że jednak... Nicholas był
całkiem normalny i to chyba była jego największa wada. Nie czuła
przy nim nic. Owszem, bawiła się świetnie, bardzo go lubiła, ale
nie odczuwała żadnych sensacji w ciele. Serce nie było jej
gwałtownie, nawet nie drażnił ją tak, jak robił to Lucas. Nie
powinna porównywać tych dwóch mężczyzn, ale to było
silniejsze od niej.
Nicholas
siedział wyprostowany na dumnym gniadym ogierze. Jechał obok niej
powoli, w niedużej odległości. Od czasu do czasu pochylał się w
jej stronę, by szepnąć kilka zabawnych słów. Była mu
wdzięczna za to, że tak dobrze zajmował się nią podczas
spędzanych wspólnie chwil.
Przed
powrotem jakoś tak wyszło, że Hope jechała dobiła do Faith, a
Cain znalazł się u boku Nicholasa. Panowie jechali z tyłu, dlatego
siostry mogły swobodnie rozmawiać.
-
Nicholas pasuje do ciebie idealnie – powiedziała w pewnym momencie
Faith, czym zaskoczyła starszą siostrę.
-
Może, ale... - zaczęła, ale po chwili urwała i westchnęła
zrezygnowana.
-
Ale co? Nie lubisz go?
-
Co? Nie, oczywiście, że nie. Lubię go, nawet bardzo, ale jakoś
nie czuję się przy nim specjalnie. Sama nie wiem, czego chcę, ale
nawet jeśli między mną, a Nicholasem coś jest, to nie jest to na
pewno coś głębokiego. Przyjaźnimy się.
-
Bredzisz. On naprawdę cię lubi. Widzę jak na ciebie patrzy. Myślę,
że ci się oświadczy - zakomunikowała starszej Hope. Starsza
panna Winward zerknęła na nią, przygryzając wargę. Potrząsnęła
po chwili głową.
-
Na pewno nie. Za krótko się znamy. Poza tym... Nie chcę, by
to robił. On jest dziedzicem tytułu, a ja dziewczyną z Ameryki,
której dobre imię jest plamione raz za razem.
-
Może właśnie dlatego powinnaś wziąć pod uwagę to, że jego
nazwisko mogłoby cię ochronić przed kolejnym plotkami? Albo
przynajmniej trochę je powstrzymać?
-
Zaraz, dlaczego my właściwie o tym rozmawiamy? Przecież nikt nie
powiedział, że mi się oświadczy. Nie musimy z góry
zakładać, że tak się stanie.
-
A ja myślę, że tak właśnie będzie. Nie zaprzeczaj, tylko czekaj
na to, aż uklęknie przed tobą...
-
Nie, nie rozmawiajmy już na ten temat, dobrze? Nie chcę.
-
W porządku, jak chcesz, ale...
-
Faith – zaczęła Hope, starając się brzmieć jak najbardziej
poważnie.
-
Och, no dobra... - mruknęła tylko i zerknęła do tyłu. - Ale
pasujecie do siebie! - powiedziała szybko i odjechała od siostry,
nim ta zdążyła jej coś powiedzieć.
Hope
pokręciła głową i zaśmiała się do siebie. Zatrzymała Bezę i
poczekała, aż panowie do niej dołączą. Kawałek dalej stała
Faith i machała im.
-
Dlaczego się uśmiechasz, pani? - zapytał Nicholas, gdy tylko
znalazł się blisko niej.
-
Z Faith, jest czasami naprawdę niemożliwa.
-
Potwierdzam – mruknął Caine i pokręcił głową, ale nie widać
było na jego twarzy żadnych negatywnych uczuć. Hope dałaby sobie
uciąć palec za to, że widziała na jego ustach lekki uśmieszek.
-
Pośpieszcie się! Zaraz zacznie padać! - krzyknęła Faith, gdy
pozostałą trójka wolno parła do przodu. Wszyscy
przyspieszyli.
Rzeczywiście,
po niebie płynęły kłębiaste chmury, które niosły w swych
brzuchach deszcz. Nikt nie chciał zmoknąć, lecz wjeżdżając na
podwórko przed rezydencją, zaczęło siąpić deszczem.
-
Muszę się z wami tu pożegnać. Wracam do domu, ojciec chciał,
żebym przyjrzał się kilku księgom z posiadłości na wsi. Są
jakieś nieprawidłowości w księgowaniu – mruknął Nicholas i z
nieukrywanym żalem spojrzał w stronę starszej z sióstr.
Hope
kiwnęła mu głową, czując rozczarowanie, ponieważ sądziła, że
zostanie na herbacie. Lubiła spędzać z nim czas.
-
Odwiedzę cię jutro, panno Hope – zapowiedział młody dziedzic i
skinął głową. Szybko zawrócił gniadosza i pognał do
bramy, by uciec przed większym deszczem.
Caine
postanowił jeszcze zostać, jak sam stwierdził, dziś zbyt mało
dręczył swoją narzeczoną. Faith prychnęła.
Stajenni
zabrali ich konie, więc cała trójka szybko uciekła do domu.
W salonie powitała ich herbata, kawa oraz pyszne ciasto śliwkowe.
Caine nałożył sobie dwa spore kawałki, bo uwielbiał takie
słodycze. Hope odmówiła i zadowoliła się tylko ciepłą
herbatą.
Gawędzili
wesoło we trójkę, ale po chwili dołączyło do nich
księstwo oraz John z żoną. Skacząca Niedźwiedzica wypytywała
Caine'a o plany na przyszłość. Dostawała rzeczowe, poważne
odpowiedzi świadczące o tym, że młody książę myśli na kilka
lat do przodu.
-
Głównie chciałbym trochę podreperować kilka starych
majątków i udoskonalić rolnictwo. Prosperuje dobrze, ale
brak mu nowych maszyn. To ciężki i żmudny proces, ale myślę, że
będzie się opłacało.
Gabriel
i John wciągnęli się Caine'a do męskiej rozmowy o wszystkim tym,
co nie interesowało damy. Panie skupiły się na plotkowaniu,
wymieniając się różnymi historiami zasłyszanymi gdzieś
tam na spacerze lub na balu. Głównie opowiadała Charity.
***
Lucas
jechał przez Hyde Park i mimowolnie wzrokiem przeczesywał osoby
spacerujące po parku. Miał wrażenie, że widział Hope, ale zaraz
potem dama odwracała twarz i przekonywał się, że to nie ona. Sam
siebie nie podejrzewał, że mógłby za nią tęsknić... A
jednak – tęsknił. Brakowało mu ich rozmów, które
pod koniec przypominały nierówną walkę na polu bitwy, gdzie
każdy bronił swego zdania. Ale właśnie te słowne potyczki
sprawiały, że nie potrafił przestać o niej myśleć, a dodając
do tego jeszcze urok i urodę, był nią tak cholernie oczarowany.
Jego oczy same kierowały się w stronę panny Winward, myśli
krążyły wokół jej postaci, a nawet serce, o istnienie,
którego się nie podejrzewał – biło szybko i gwałtownie.
Obawiał się tego, ale nie potrafił z tym walczyć, dlatego kolejne
dni przypominały udrękę... Bolesne tortury zadawane przez umysł i
serce.
Nie
spodziewał się, że jedna mała kobietka tak bardzo przewróci
jego życie do góry nogami, przestawi wartości i sprawi, że
zacznie zupełnie inaczej postrzegać świat.
Co
było z nim nie tak? Co się z nim działo?
Westchnął
zdenerwowany i spojrzał na stertę papierów, które
piętrzyły się przed nim każdego dnia... Nawet noce spędzał w
gabinecie, próbując zebrać się w całość i zawzięcie
pracować, ale nie potrafił. Sutton ciągle miał do niego
pretensje, ale chyba już nieco rozumiał jego postępowanie.
Współczuł mu. Wiedział, że wydarzyło się coś, na co nie
miał wpływu.
-
Widziałem dziś Hope – zaczął w pewnym momencie mężczyzna.
Lucas
dość nerwowo poruszył się na fotelu i wbił uważne spojrzenie w
przyjaciela. Ten, widząc jego ciekawość, uśmiechnął się lekko.
-
Wyglądała ślicznie. I uśmiechała się, chociaż mam wrażenie,
że robiła to tylko na pokaz. Brak jej było tego ognia, który
nosiła w sobie, kiedy była z tobą. Jest smutna, mimo że śmieje
się pięknie.
-
To moja wina. Jestem podły, chociaż od początku byłem przeciwny
tej znajomości. Sussex mnie w to wciągnął.
-
Lucasie, przecież sam znasz siebie najlepiej. Gdyby Hope nie skradła
ci serca, to nigdy w życiu nie ciągnąłbyś tej znajomości.
Wyjechałbyś do Silverstone na kilka miesięcy, żeby mieć spokój.
Lucas
wpatrywał się chwilę w Suttona, a potem westchnął ciężko.
-
Może masz rację. Może jestem większym głupcem niż myślałem?
Owszem, spodobała mi się od samego początku, ale nie traktowałem
jej poważnie. Zwłaszcza, że nie spodobało mi się to, iż miała
grać rolę mojej narzeczonej. Byłem wściekły, często jej
dokuczałem. Kłóciliśmy się, bo każde z nas ma inne
spojrzenie na świat. Ona należy do tych kobiet o romantycznym
umyśle, sercem przepełnionym miłością, a ja? A ja jestem twardy
i zimny... Nie ruszają mnie żadne miłostki.
-
Dlatego ona myśli, że ją zdradziłeś.
-
Właśnie.
Lucas
wiedział, że w tej chwili przegrał. I chociaż go to bolało,
musiał się z tym pogodzić. Nienawidził być tym, który
traci, ale w tym wypadku pogodzenie się z porażką było chyba
najlepszym rozwiązaniem. Bo cóż mógłby zaoferować
Hope? Gorące noce, wypełnione miłosnymi uniesieniami? Piękne
pokoje rażące w oczy przepychem? Czy może futra, diamenty i inne
drogie prezenty?
Nie
należała do materialistek, które oddałby się staremu
markizowi za kufry wypełnione szlachetnymi kamieniami. Musiał ją
podejść z zupełnie innej strony, jeśli chciał zdobyć jej serce.
Ale
czy chciał? Zdobywanie serca Hope wiązało się z oddaniem także
swojego, a w tej chwili nie był pewny czy dobrze się na to
przygotował.
Noooo! Może wreszcie Lukas się ocknie i zacznie walczyć! :D Bardzo mi się to podoba, że obydwoje dokonują analizy swych uczuć, i że mają przyjaciół, którzy im to ładnie uświadamiają. Pytanie tylko jak Lucas chce udowodnić swój brak winy, skoro jak ostatni ciućmok zerwał zaręczyny...
OdpowiedzUsuńOgólnie to mam szczęście ^^ przeczytałam to opowiadanie jakoś 3 dni temu, dziś patrze... Jest! :D i banan na dziobie!
Szczerze - jesteś niesamowita. I to nie są puste słowa, bo ja jestem dość sceptycznie nastawiona do wielu autorów. Niektórzy piszą świetnie, ale realia są cały czas te same, nie bohaterowie zbyt podobni do siebie i dostrzegam odpowiedników w innych opowiadaniach.
I to - ku mojej radości - nie tyczy się Cb. Jako pierwsze przeczytałam to opowiadanie, potem Mrocznego Władcę, potem Zamkową bestię, wczoraj skończyłam narzeczonego Karoliny.
Szacun, kobito! Każde Twoje opowiadanie jest wyjątkowe. Do każdego wkładasz serducho i czytelnik to czuje. Zwłaszcza Mroczny Władca mnie zachwycił, bo uwielbiam dobra fantastykę. Kiedyś, wieki temu, nie mogłam się oderwać od Eragona i innych tego typu ^^
No i kolejny szacun, bo prowadzisz kilka opowieści i się w tym nie gubisz O.O
Co do Twoich umiejętności operowania słowem... To pierwszy romans historyczny do którego się przekonałam i który czytam z lekkością. Na ogół nie bawią mnie romanse, ale to bardzo mi się podoba :)
Oczywiście drobne literówki w postaci dodanych gdzieniegdzie ogonków się zdarzy, ale to każdy popełnia błędy ;)
No i szablony... Super!
Jak będziesz wydawać książkę, to mnie powiadom, po raz pierwszy w życiu polecę do księgarni z zamiarem kupienia książki (Jestem fanką bibliotek)!
Życzę mnóstwo weny i czasu na pisanie.
Czekam na więcej.
Wymiatasz.
buziaki!
Hope jako ta skrzywdzona jednak musiała zostać popchnięta przez kogoś do tego. Czuje się zraniona i mimo wszystko nie szukała w tym drugiego dna, ale ma na szczęście kogoś, kto jej pokażę. A Lucas musi jednak zastanowić się nad sobą, mimo wszystko :)
UsuńCóż, co mogę powiedzieć? Na pewno będą dążyli jakoś do porozumienia, będą próbowali zrozumieć swoje serca, które w tej chwili wysyłają niejasne sygnały :)
Jeeej, jak miło mi czytać takie słowa. Naprawdę. To coś niesamowitego, że piszesz mi tyle komplementów. To jest ogromna radość dla mnie. Ja raczej niezbyt dobrze myślę o moich opowiadaniach, bo czasami mam wrażenie, że ich końcówki są pisane na siłę i tak dalej, że czytelnikom może się to nie spodobać. A patrzę, i nie mogę uwierzyć, ze Ty chciałaś przeczytać wszystkie moje opowiadania, że Cię nie znudziły i tak dalej. Ogromnie cieszę się również z Twojej sympatii do Mrocznego. Mimo wszystko fantastyka jest jednym z moich ulubionych gatunków, ale do tej pory wolałam czytać, nie pisać, dlatego to Mroczny Władca ma dla mnie duże znacznie. Zdarzają mi się błędy, nigdy nie twierdziłam, że pisze idealnie i często gęsto popełniam różne literówki, mam też trochę problemów z przecinkami, składnią itd. No i często też mam problem z logiką, ale cieszę się, że jednak znajdzie się kilka osób, które przeczytają moje opowiadanie :)
Na szczęście piszę tylko dwie, bo więcej nie dałabym rady. Kiedyś zdarzyło mi się prowadzić 3 blogi jednocześnie i powiedziałam sobie: nigdy więcej. Ograniczam pomysły do minimum :) Dwa, to najwięcej historii, które będę pisała :)
Hahaha, niestety, ale nie planuję wydwać Mrocznego czy któregokolwiek innego opowiadania, ale dobrze wiedzieć jest, że chętnie zmieniłabyś to przyzwyczajenie i zechciała kupić. Ja osobiście wolę kupować książki, bo z bibliotekami mam taki problem, iż zawsze spóźniam się z oddaniem książek, chociaż też lubię buszować między półkami i wdychać ten specyficzny zapach :)
Dziękuję za wspaniały komentarz!
Pozdrawiam i całuję! <3
Jestem spragniona dalszych losów bohaterów. Chodź znalazłam twojego bloga przypadkowo to po przeczytaniu jednego rozdziału nie byłam w stanie zaprzestać i tak oto w jeden dzień przeczytałam całość i łaknę więcej. Uwielbiam gdy między bohaterami się nie układa przez jakiś czas...nudą byłoby czytać o ich szczęśliwych życiach. Jednak nie mogę doczekać się aż znów dojdzie do spotkania Hope z Lukasem. Wiem że zawsze musi pojawić się ktoś trzeci (czytaj: Nicholas), który będzie chciał zawładnąć uczuciem bohaterki, jednak gorąco wierze że Lukas w porę rozpocznie walkę o odzyskanie ukochanej. Mam też nadzieję że Hope porozmawia z Lukasem i dowie się prawdy. Oby tylko nie było za późno!!! Chodź wiem że do kolejnego rozdziału pewnie długa droga to z niecierpliwością będę czekać by happy end był taki jaki sobie wysnulam. Pozdrawiam i przesyłam motywację do pisania kolejnych rozdziałów że zdwojoną siłą.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńNie dawno skończyłam czytać wszystkie opublikowane rozdziały i postanowiłam napisać ten komentarz.
Na początku może napiszę że masz tak ogromny talent, że nie wiem które słowo by to opisało. Bardzo, ale to bardzo zazdroszczę Ci go zazdroszczę.
Historia Hope i Lacasa jest niesamowicie ciekawa i wciągająca. To, jak na początku za sobą nie przepadają, później co zaczyna między nimi i skrzyć i na koniec coś się psuje. Mistrzostwo!
W dodatku ta iskry i namiętność, która miejscami się pojawia. Miejscami erotyzm... po prostu MISTRZOSTWO!!!
Ta więc czekam na kolejne rozdziały i życzę duuuużo weny:)
Pozdrawiam i zapraszam do siebie: Whenthedreacomestrue.blogspot.com
Mari:)))
Przepraszam za słownik:(
UsuńPisanie na telefonie to nie jest najlepszy pomysł...
PS. KIEDY następny rozdział?
Przepraszam za słownik:(
UsuńPisanie na telefonie to nie jest najlepszy pomysł...
PS. KIEDY następny rozdział?
Hej,
OdpowiedzUsuńNie dawno skończyłam czytać wszystkie opublikowane rozdziały i postanowiłam napisać ten komentarz.
Na początku może napiszę że masz tak ogromny talent, że nie wiem które słowo by to opisało. Bardzo, ale to bardzo zazdroszczę Ci go zazdroszczę.
Historia Hope i Lacasa jest niesamowicie ciekawa i wciągająca. To, jak na początku za sobą nie przepadają, później co zaczyna między nimi i skrzyć i na koniec coś się psuje. Mistrzostwo!
W dodatku ta iskry i namiętność, która miejscami się pojawia. Miejscami erotyzm... po prostu MISTRZOSTWO!!!
Ta więc czekam na kolejne rozdziały i życzę duuuużo weny:)
Pozdrawiam i zapraszam do siebie: Whenthedreacomestrue.blogspot.com
Mari:)))
Kiedy można się spodziewać następnego rozdziału??
OdpowiedzUsuńMyślę, że już niedługo :) Staram się pisać Bal uczuć w miarę moich możliwości, ale moja wena, no i czas nie zawsze mi na to pozwalają :)
Usuń