Hope
bawiła się tak dobrze na przyjęciu, że zapomniała o tym, z kim
tu przyszła. Niemal cały czas rozmawiała z Nicholasem. Przerywała
jedynie wtedy, gdy musiała zatańczyć lub odwiedzić pokój
specjalnie przystosowany dla pań.
Szybko
jednak wracała do niego i dalej zagłębiała się w rozmowę. A im
dłużej z nim rozmawiała, tym lepiej się czuła w jego towarzystwie.
Odkryła w sobie to, co zniknęło z niej w ciągu tych paru
tygodni.
Bal
trwał w najlepsze, rozmowy i plotki na temat Hope przechodziły z
ust do ust, ale ona w ogóle się tym nie przejmowała.
Machnęła ręką na ich znaczące spojrzenia i kpiące uśmieszki.
Odcięła się od gwaru rozmów i skupiła się na rozmowie z
Nicholasem.
Ale
jej dobry nastrój kiedyś musiał się skończyć.
Karnet
miała już pełny, więc innych mężczyzn raczyła tylko kilkoma
miłymi słowami. Nic innego jej nie pozostało. Dżentelmeni
odchodzili jak nie pyszni od grupki, z której składała się
Hope, jej siostra z narzeczonym, księstwo Reabourn oraz Nicholas i
hrabiostwo Severn.
-
Nicholasie – zaczęła jego matka, gdy nagle zapadła cisza między
nimi. - Chyba powinieneś sprawdzić, co u innych gości, nieprawdaż?
- zapytała go lekkim tonem. Hope spojrzała na młodego mężczyznę,
który spojrzał na matkę z ledwie tłumioną złością. Nic
jednak nie powiedział. Przeprosił pannę Winward i wmieszał się w
tłum.
-
W tym roku Nicholas odziedziczy tytuł markiza Lyonwood. Po moim ojcu
– dodała jeszcze kobieta.
Hrabina
Severn sprawiała wrażenie miłej osoby, ale traciła w oczach przy
bliższym poznaniu. Była nieco zarozumiała, przechwalała się
sukcesami syna i osiągnięciami męża, a Hope nie lubiła, gdy ktoś
tak pływał nad innymi z głową wysoko uniesioną. Rozumiała dumę,
która ją rozpierała z powodu syna, ale to, co robiła lady
Elizabeth było niesmaczne.
Natomiast
mąż tej kobiety był ponury i zamknięty w sobie. Małe oczka
łypały na każdego z wyraźną niechęcią, chociaż na księstwo
Reaburn spoglądał znacznie życzliwiej, a nawet dało się dostrzec
na jego ustach nikły uśmiech, gdy Gabriel szepnął mu kilka uwag.
Widocznie bardzo polubił księcia, bo zupełnie inaczej z nim
rozmawiał. Nie mogła jednak ocenić, czy większą część tego
miłego zachowania Reabourn zawdzięcza swojemu tytułowi, czy też
może rzeczywiście hrabia go polubił. Wolała jednak nie oceniać
tego mężczyzny. Nie znała go i nie wiedziała jaki jest naprawdę.
Pozbawiona
towarzystwa Nicholasa, rozglądała się po tłumie gości.
Dostrzegła ich ciekawskie spojrzenia, które nie odstępowały
ją od chwili, gdy została głośno przedstawiona. Nie miała wyboru
i musiała dzielnie je znosić. Ale lepiej sobie radziła z nimi, gdy
w pobliżu znajdował się Nicholas. Całą swą uwagę poświęcała
synowi hrabiego. Między jednym tańcem, a drugim, gdy oboje nie
mieli już żadnych partnerów, z którymi mogliby
zatańczyć, rozmawiali bez przerwy, dlatego właśnie teraz poczuła
się samotna i zobaczyła jak wielu ludzi się nią interesuje.
Ogarnęła
ją złość i wstyd. Nie chciała być nieustannym obiektem
obserwacji i plotek. Była tym także zmęczona. Nie wiedząc, co ze
sobą począć, przeprosiła okrojone towarzystwo i poszła do
przygotowalni, gdzie kobiety w spokoju mogły poprawić fryzurę,
trochę wygładzić pomięty materiał sukni i ochłonąć.
Na
zewnątrz było zbyt zimno i nie mogła wyjść do ogrodu, więc
musiała zadowolić się takim pomieszczeniem.
Było
dobrze oświetlone lampami gazowymi, kandelabrami i świecami ustawionymi w różnych miejscach, a w
kominku płonął ogień rzucając pomarańczowe światło na ciemną
podłogę.
Pokój
był duży, zastawiony kilkoma stolikami wokół których
stały sofy, szezlongi, pufy i fotele. Przed kominkiem znajdowała się
niska ława, a u jej szczytów stały krzesła z
pluszowym obiciem. Hope usiadła dalej od kominka, wdzięczna losowi
za to, że pokój był pusty.
Fotel
był miękki i wygodny, a ona pragnęła zagłębić się w nim i
odpocząć. Nie była zmęczona fizycznie, przynajmniej nie tak
bardzo. Głównie ucierpiały jej emocje, nadwyrężone od
ciągłego ściskania i utrzymywania ich na wodzy. To ją tak
wyczerpało, dlatego chwila samotności była czymś zbawiennym.
Długo
jednak nie pobyła sama, bo za chwilę otworzyły się drzwi. Hope
nie zwracała sobie głowy gościem, bo tu każda dama mogła wejść,
kiedy chciała. Nie miała tego pomieszczenia na wyłączność.
Wyciągnęła wachlarz i ochłodziła sobie twarz. Spoglądała w
stronę okien, za którymi nie widziała nic, prócz
ciemności. Długie zasłony w kolorze ciemnozielonym, spływały
miękkimi fałdami aż do ziemi, tam zostały ładnie udrapowane i
udekorowane wstęgami.
-
Hope – słyszała nagle stanowczy, dobrze znany głos.
Odwróciła
głowę w jego stronę i dostrzegła mężczyznę stojącego pod
drzwiami. Z wrażenie zaschło jej w ustach, nagle poczuła, że
odrywa się od rzeczywistości i wszystko stapia się w jedno. A
potem nagle to się urywło i jakby niewidzialna ręka cisnęła nią w
taflę zimnej wody. Obudziła się z lekkiego zdumienia i zapłonęła
w niej gorąca furia. Tak dzika i niepokonana, że byłaby w stanie
zniszczyć wszystko, co podsunięto by jej w dłonie.
-
Ty! - powiedziała głośno, cedząc słowo przez zęby. Gardło
miała tak ściśnięte, że nie była w stanie nic więcej
powiedzieć, ale ton jej głosu brzmiał, jakby wypowiedziała
obelgę. - Ty obrzydliwy rozpustniku! - wrzasnęła w końcu, nie
potrafiąc dłużej tłumić ani złości, ani urazy. I choć
zawahała się przed wypowiadaniem tych słów, po chwili
poczuła ulgę. Może nie było to, co chciała
mu powiedzieć, ale wystarczyło, by uwolnić ją od tego, co w
środku ją dręczyło. - Jak śmiałeś w ogóle tu przyjść
za mną?!
-
Uspokój się, Hope! - przemówił Lucas, a Hope wstała
gwałtownie, dysząc ciężko. Nie mogła już w stanie dłużej
siedzieć spokojnie i patrzeć na niego. Nie po tym, jak potraktował
ją w tak perfidny sposób.
-
Po co tu przyszedłeś? By upewnić się, że twoje dzieło się
dokonało? - zakpiła i skrzyżowała ramiona na piersiach. Wbiła w
niego lodowate spojrzenie, chociaż wszystko w niej krzyczało i
próbowało wydostać się na zewnątrz w postaci łez. Nie
mogła płakać.
-
Jakie dzieło, Hope? - zapytał cicho, marszcząc brwi w zaskoczeniu i
niepewności.
Hope
na chwilę przymknęła powieki, czując słodycz spływającą do
serca, gdy wymówił jej imię. Nie chciała, by ono brzmiało
tak cudownie, jakby dopiero uczył się je wymawiać. Wolała go
nienawidzić, ale siła przyciągania zaczęła działać. Przezornie
odsunęła się od niego na dwa kroki, a ten posłał jej dziwne
spojrzenie. Nie potrafiła go rozszyfrować, ale w świetle rzucanym
przez liczne kandelabry i świece jego oczy błyszczały w złowrogi
sposób.
-
Jesteś bezczelny – odpowiedziała, czując w gardle zbierający
śmiech. - Naprawdę masz mnie za idiotkę? - Prychnęła na końcu,
czując się coraz mocniej zaniepokojona jego spokojem. Lucas nadal
wyglądał jakby nie wiedział, o czym mówił.
-
Nie wiem, o co ci chodzi, ale...
-
Ale? Lucas, to ty zerwałeś ze mną zaręczyny tłumacząc się, że
tak będzie lepiej. Miałam kompletny mętlik w głowie! Myślałam,
że to moja wina, bo tak źle cię traktowałam, a okazało się, że
ty zabawiałeś się z tą swoją...matresą! Jak mogłeś?! -
krzyknęła w końcu, dając upust wściekłości na myśl o zdradzie
księcia. Bolało ją to, nieważne jak źle między nimi się
układało. - Jesteś perfidny! Podły i perfidny!
-
Więc myślisz, że to, co zrobiłem miało w celu jedynie cię
upokorzyć? - zapytał twardym, pozbawionym głosem emocji. Hope nie
była pewna czego się spodziewać, dlatego wpatrywała się w niego
uważnie.
Jego
surowa mina nagle złagodniała, na twarzy pojawił się dziwny
wyraz, ale Hope była zbyt pochłonięta swym gniewem, by dłużej
zastanawiać się nad tym. Ale Lucas wyglądał zupełnie inaczej.
W
końcu, po kilku chwilach wpatrywania się w nią, pokręcił głową.
-
Zabrzmi to banalnie, ale to, co się wydarzyło między mną a
Sophie, to nie jest tak jak myślisz. To tylko głupie plotki i
przypuszczenia!
-
Ach, tak? To jak mam rozumieć, to co powiedziałeś mi wtedy, gdy
zerwałeś zaręczyny? „Nie jestem odpowiednim mężczyzną dla
ciebie”, tak to powiedziałeś! - przypomniała mu drżącym
głosem.
-
Wiem to, ale nie o to mi chodziło – powiedział i zbliżył się
do niej, lecz Hope odsunęła się od niego na kilka kroków.
Nie potrafiła stać przed nim spokojnie. Zbyt wiele nerwów ją
to kosztowało i jeszcze to dziwne przyciąganie. Nie
chciała, by tak było, dlatego przygładziła suknię, a potem
skierowała się do wyjścia, unosząc wysoko głowę.
-
Nie chcę cię więcej widzieć. Jesteś już dla mnie nieznajomym –
odparła z godnością i wyszła, a młody książę stał w tym
samym miejscu i nie ruszał się. Kiedy zamykała drzwi, rzuciła mu
ostatnie spojrzenie i napotkała jego wzrok. Szybko zamknęła za
sobą drzwi, nie mogąc dłużej znieść tego gorącego spojrzenia
jakie jej posłał. Nie była pewna swoich uczuć.
***
-
Dobrze się czujesz? - usłyszała ciche pytanie siostry, która
obserwowała ją od jakiegoś czasu. Minęło kilkanaście minut od
jej spotkania z Lucasem, ale wciąż czuła całą masę uczuć,
które nią targały.
Chciała
się ich pozbyć, ale to było trudniejsze niż myślała. I jeszcze
te wszystkie spojrzenia obcych jej osób – jakby wiedzieli o
tym, co zaszło między nią a Lucasem w tamtym pokoju.
-
Przepraszam, ale rozbolała mnie już głowa od tego całego tłumu i
gorąca – wyjaśniła spokojnie, patrząc na Faith. Siostra
przyjrzała jej się z troską.
-
Och, moja biedna – odpowiedziała, klepiąc ją delikatnie po
dłoni. Hope złapała ją mocno, czując potrzebę bliskości z
młodszą siostrą.
Poczuła
się zdecydowanie lepiej, zwłaszcza że na horyzoncie pojawił się
Nicholas, który zmarszczył brwi, gdy tylko ją zobaczył.
-
Wszystko w porządku, panno Hope? - zapytał z wyraźną troską i
niepokojem. Hope uśmiechnęła się do niego pocieszająco i kiwnęła
głową.
-
Oczywiście – odparła jeszcze, a Nicholas podał jej ramię, gdy
rozbrzmiała nagle muzyka.
-
Chyba nasz ostatni taniec, panno Hope.
Dziewczyna
z radością ułożyła dłoń w zagłębieniu jego ręki i pozwoliła
się poprowadzić na parkiet.
Muzyka
była płynna, lekka i swobodna Pary tańczyły w równych
rzędach. Hope odetchnęła w końcu z ulgą, gdy znalazła się
pośród tańczących ludzi. Przed sobą miała uśmiechniętego
Nicholasa, który wprawiał ją w taki dziwny spokój,
jakiego jeszcze nie zaznała od przyjazdu.
-
Czy mówiłem już pani jak pięknie dziś wygląda? -
zagadnął, gdy cisza między nimi powoli zaczęła być krępująca.
-
Hm, chyba tak. Dwa lub trzy razy – odparła, uśmiechając się do
niego lekko. Nicholas pokiwał głową z głośnym śmiechem, czym
zwrócił uwagę innych.
-
No tak, mam bardzo krótką pamięć – odpowiedział
zaglądając jej w oczy. Śmiał się do niej nie tylko ustami, ale
także spojrzeniem, całym sobą. Ten
mężczyzna był tak radośnie nastawiony do życia, że nie sposób
było go nie polubić. Zarażał swym optymizmem.
-
Ale dziękuję bardzo w takim razie – odpowiedziała. Młody
mężczyzna kiwnął głową, a potem spojrzał w bok, zmarszczył
brwi i znów spojrzał na nią.
-
Pani, twój były narzeczony świdruje nas takim spojrzeniem
jakby próbował mnie zamordować. Czy mam odpowiedzieć mu tym
samym?
Hope
spojrzała na niego zdumiona, ale nie rozglądała się na boki,
chociaż bardzo chciała zobaczyć Lucasa. Jednak po ich ostatniej
rozmowie uznała, że nie ma sensu już zwracać na tego mężczyznę
uwagi. Po co? Czy to coś zmieni? Czy cofnie się czas?
Miała
przy boku Nicholasa, który starał się jak mógł, aby
poprawić jej humor. Prawił jej komplementy, zasypywał małymi
anegdotkami z Paryża i robił wszystko, aby nie zboczyła z obranego
kursu i nie pogrążyła się w smutku.
Kiedy
taniec dobiegł końca, Hope wróciła do księstwa. Tuż za
nią przyszła także Faith i jej narzeczony.
Bal
powoli dobiegał końca, toteż księstwo oznajmiło, że wracają do
domu. Hope poczuła osłabiającą ulgę, ponieważ miała już dość
przyjęcia, na którym była pod ciągłą obserwacją. Nie
potrafiła znieść ich ciekawskich lub pełnych drwin spojrzeń,
drwiących uśmieszków i ukradkowych szeptów. A gdy
zjawił się na sali Lucas, wszyscy przestali być dyskretni i po
prostu wgapiali się w nią jak w dziwne monstrum.
Chyba
nikomu nie umknęło, że księstwo, a także ich dwie podopieczne
stali się niemal gośćmi honorowymi, chociaż nigdy ich znajomość
nie wykraczała poza kilka bali i zdawkowych słów. Dziś
jednak wszystko się zmieniło i to za sprawą Hope, która po
zerwaniu zaręczyn z księciem Wilcott w końcu pokazała się
publicznie i od razu podbiła serce Nicholasa, dziedzica tytułu.
Hope
jednak już nawet nie zagłębiała się w ten problem. Doskonale
zdawała sobie sprawę, że stała się tematem do wielotygodniowych,
jeśli nie miesięcznych plotek. I chociaż było jej z tego powodu
przykro, ciągle wmawiała sobie, że przecież to nic dla niej nie
znaczy.
Kiedy
wychodzili z sali i kierowali swe kroki do powozu, Hope spostrzegła,
że i także Lucas postanowił już wyjść. Właśnie zajechał jego
powóz zaprzężony w dwa galante ogiery. Ich siwa maść
odróżniała się od pozostałych powozów i koni. Hope
przystanęła na chwilę, a wtedy mężczyzna czekający, aż
stangret zatrzyma pojazd, odwrócił się i przeszył ją
głębokim, niezbadanym spojrzeniem. Wstrzymała oddech, wpatrując
się w jego oczy. Szukała w nich śladów jakiegokolwiek żalu,
żalu lub chociażby smutku. Coś mignęło w jego wzroku, ale nie
była pewna, co to było. Mimo wszystko na zewnątrz było ciemno, lampiony
i latarnie nie rozświetlały mroku zbyt dobrze, a i odległość ich
dzieląca również nie pomagała. Ale widząc go, stojącego
samotnego na podjeździe otoczonego delikatnym, pomarańczowych
światłem, poczuła w sercu ból. Odwróciła od niego
oczy, w których zebrały się łzy. Wypuściła gwałtownie
powietrze, starając się zapanować nad emocjami.
Był
taki... Opuszczony. Ta myśl przeszyła ją niczym lodowata strzała.
Odwróciła się raz jeszcze w jego stronę, ale wsiadł już
do powozu i stangret strzelił batem. Kiedy zniknął za rogiem, Hope
pomyślała, że Lucas wydał jej się taki osamotniony, że
przyszedł tu, ale tak naprawdę z nikim nie rozmawiał, nawet nie
widziała, by flirtował z jakąś damą. Po prostu przyszedł.
-
Hope? - Odwróciła się, kiedy padło jej imię. Otrząsnęła
się z myśli i skupiła się na towarzystwie, chociaż w głowie
wciąż miała obraz księcia.
Nicholas
pożegnał się z nią wylewnie, nieustannie prawiąc jej komplementy
i drocząc się z nią. Nawet nie dał po sobie poznać, że
dostrzegł jej smutek czy też łzy. Rozweselał ją i za to była mu
wdzięczna.
-
Dziękuję panu za towarzystwo – powiedziała w końcu, gdy powóz
już podjechał pod nich.
-
Ależ cała przyjemność po mojej stronie, panno Hope. Jeszcze nigdy
tak dobrze nie spędziłem żadnego balu. Pani towarzystwo sprawiło,
że się nie nudziłem.
Nicholas
patrzył na nią z uśmiechem, a jego słowa sprawiły, że panna
Winward zarumieniła się nieznacznie i chociaż było ciemno i nikt
nie widział jej rumieńca, starała się go ukryć.
Pożegnali
się w końcu, a hrabiowski syn obiecał, że ją odwiedzi jutro w
południe. Księżna Reaboun wyraziła zgodę, gdy zwrócono się do niej z zapytaniem, czy mężczyzna może to zrobić.
W
milczeniu wrócili do rezydencji, w milczeniu także każdy
skierował się do swych pokoi. Wszyscy byli zmęczeni wieczorem,
toteż ich kroki szybko urwały się w pokojach,
Rano
natomiast, przy śniadaniu, każdy rozprawiał o balu. Hope włączyła
się do dyskusji, gdy panie zaczęły wychwalać Nicholasa. Skacząca Niedźwiedzica oraz jej mąż nie mieli pojęcia, o kim mówili toteż nie wtrącali się do dyskusji. Słuchali uważnie rozmowy, poznając wszystkie szczegóły wczorajszego balu.
-
Cóż, muszę przyznać, że jest bardzo przystojny. I jaki
miły – dodała Faith, która mimo że spędziła cały
wieczór z narzeczonym, chociaż niepisane zasady ton
jasno mówiły, że tak być nie powinno, zdążyła uważnie
zaobserwować to, co się działo wokół niej.
-
Tak, na szczęście dla niego, że wychowywała go ciotka we Francji.
Znam ją, to kobieta o złotym sercu, więc i Nicholas nie może być
inny – odparła Charity, co Hope przyjęła z kiwnięciem głowy.
Cieszyła się, że księżna tak o nim myśli i może przedstawić
jej fakty, które potwierdzają jego charakter. Przecież ona
znała wiele osób z towarzystwa i przeważnie nie myliła się co do nich, dlatego panna Winward zaufała jej bezgranicznie.
-
Bardzo dobrze mi się z nim rozmawiało. Naprawdę. Jest taki
opiekuńczy i nie... - zacięła się nagle, gdy uzmysłowiła sobie,
co chciała powiedzieć. Zacisnęła usta i kontynuowała wypowiedź,
ale zmieniła słowa. - Myślę, że to czarujący dżentelmen.
-
A jak na ciebie patrzył! Wszystkie panny na wydaniu prychały z
oburzeniem, że poświęcał ci tak wiele uwagi! - zawołała
radośnie Faith. Charity również jej zawtórowała, a
Hope spłonęła rumieńcem.
-
I co z tego? W końcu i tak nie będę mogła liczyć na jego
oświadczyny. Według opinii tych rozpuszczonych do granic możliwości
panienek jestem amerykańską dziwką, niczym więcej. - Wstała od
stołu, ignorując pomruki dezaprobaty ze strony Gabriela oraz
morderczy wzrok Charity. Goście z Ameryki patrzyli strwożeni na rozłoszczoną Hope. Skacząca Niedźwiedzica chciała coś powiedzieć, ale kiedy dostrzegła spojrzenie starszej z sióstr Winward, zrezygnowała.
Dama
nie powinna wyrażać się w tak ordynarny sposób przy stole.
Dama w ogóle nie powinna się tak wyrażać! Ale Hope o to nie
dbała. Rzuciła siostrze ostatnie spojrzenie, w którym
zawarła cały przekaz, by nie szła za nią i uciekła z jadalni.
Dobry
nastrój prysł w mgnieniu oka. Nie spodziewała się, że ta
rozmowa zakończy się w ten sposób, ale to, co powiedziała
było prawdą. Nikt nie wierzył w to, że była niewinna. Nikt.
Podejrzewała, że niemal wszyscy określili ją właśnie w ten
sposób. Dziwka z Ameryki.
I
rzeczywiście się tak poczuła, gdy przypomniała sobie, że
pozwoliła się dotykać i pieścić Lucasowi w Silverstone.
Zapłonęła żywym rumieńcem.
Czy
kiedyś przestanie być głupia i naiwna? Czy może zostanie tą
idiotką, która przypłynęła do Anglii, nawet nie próbując
być miłą?
Sama
nie wiedziała, co powinna zrobić. Pogubiła się w tym trochę. Nie
mogła odszukać sensu w całym swoim życiu, bo nagle Lucas ją
zdradził, a teraz była sama i brakowało jej tych wszystkich
emocji, tych sprzeczek i kłótni jakie toczyły się między
nimi.
A
teraz nie było tego i już sama nie wiedziała kim jest, bo Lucas
Westland, książę Wilcott uzupełniał ją w każdy możliwy
sposób.
O Boże to jest genialne kocham wszystkie postacie ♡ chce więcej Lucasa :*
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział
OdpowiedzUsuńCzekam na wiecej ;)
OdpowiedzUsuńKocham:) kiedy kolejny ? :*
OdpowiedzUsuńAjjjjj! :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie :D
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMyślisz powoli na wydaniu całości? :)
OdpowiedzUsuńKocham ten rozdział tak samo jak te poprzednie i już nie mogą się doczekać następnego ;)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie ciekawe i wciągające☺ kiedy można spodziewać sie kontynuacji?
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie części na raz, czekam niecierpliwie na kolejne części. Twoje opowiadania mają to coś w sobie, że czytelnik nie potrafi się oderwać. Życzę Ci niekończącej się weny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Magda