10 lipca 2016

Rozdział 38






Hope bawiła się tak dobrze na przyjęciu, że zapomniała o tym, z kim tu przyszła. Niemal cały czas rozmawiała z Nicholasem. Przerywała jedynie wtedy, gdy musiała zatańczyć lub odwiedzić pokój specjalnie przystosowany dla pań.
Szybko jednak wracała do niego i dalej zagłębiała się w rozmowę. A im dłużej z nim rozmawiała, tym lepiej się czuła w jego towarzystwie. Odkryła w sobie to, co zniknęło z niej w ciągu tych paru tygodni.
Bal trwał w najlepsze, rozmowy i plotki na temat Hope przechodziły z ust do ust, ale ona w ogóle się tym nie przejmowała. Machnęła ręką na ich znaczące spojrzenia i kpiące uśmieszki. Odcięła się od gwaru rozmów i skupiła się na rozmowie z Nicholasem.
Ale jej dobry nastrój kiedyś musiał się skończyć.
Karnet miała już pełny, więc innych mężczyzn raczyła tylko kilkoma miłymi słowami. Nic innego jej nie pozostało. Dżentelmeni odchodzili jak nie pyszni od grupki, z której składała się Hope, jej siostra z narzeczonym, księstwo Reabourn oraz Nicholas i hrabiostwo Severn.
- Nicholasie – zaczęła jego matka, gdy nagle zapadła cisza między nimi. - Chyba powinieneś sprawdzić, co u innych gości, nieprawdaż? - zapytała go lekkim tonem. Hope spojrzała na młodego mężczyznę, który spojrzał na matkę z ledwie tłumioną złością. Nic jednak nie powiedział. Przeprosił pannę Winward i wmieszał się w tłum.
- W tym roku Nicholas odziedziczy tytuł markiza Lyonwood. Po moim ojcu – dodała jeszcze kobieta.
Hrabina Severn sprawiała wrażenie miłej osoby, ale traciła w oczach przy bliższym poznaniu. Była nieco zarozumiała, przechwalała się sukcesami syna i osiągnięciami męża, a Hope nie lubiła, gdy ktoś tak pływał nad innymi z głową wysoko uniesioną. Rozumiała dumę, która ją rozpierała z powodu syna, ale to, co robiła lady Elizabeth było niesmaczne.
Natomiast mąż tej kobiety był ponury i zamknięty w sobie. Małe oczka łypały na każdego z wyraźną niechęcią, chociaż na księstwo Reaburn spoglądał znacznie życzliwiej, a nawet dało się dostrzec na jego ustach nikły uśmiech, gdy Gabriel szepnął mu kilka uwag. Widocznie bardzo polubił księcia, bo zupełnie inaczej z nim rozmawiał. Nie mogła jednak ocenić, czy większą część tego miłego zachowania Reabourn zawdzięcza swojemu tytułowi, czy też może rzeczywiście hrabia go polubił. Wolała jednak nie oceniać tego mężczyzny. Nie znała go i nie wiedziała jaki jest naprawdę.
Pozbawiona towarzystwa Nicholasa, rozglądała się po tłumie gości. Dostrzegła ich ciekawskie spojrzenia, które nie odstępowały ją od chwili, gdy została głośno przedstawiona. Nie miała wyboru i musiała dzielnie je znosić. Ale lepiej sobie radziła z nimi, gdy w pobliżu znajdował się Nicholas. Całą swą uwagę poświęcała synowi hrabiego. Między jednym tańcem, a drugim, gdy oboje nie mieli już żadnych partnerów, z którymi mogliby zatańczyć, rozmawiali bez przerwy, dlatego właśnie teraz poczuła się samotna i zobaczyła jak wielu ludzi się nią interesuje.
Ogarnęła ją złość i wstyd. Nie chciała być nieustannym obiektem obserwacji i plotek. Była tym także zmęczona. Nie wiedząc, co ze sobą począć, przeprosiła okrojone towarzystwo i poszła do przygotowalni, gdzie kobiety w spokoju mogły poprawić fryzurę, trochę wygładzić pomięty materiał sukni i ochłonąć.
Na zewnątrz było zbyt zimno i nie mogła wyjść do ogrodu, więc musiała zadowolić się takim pomieszczeniem.
Było dobrze oświetlone lampami gazowymi, kandelabrami i świecami ustawionymi w różnych miejscach, a w kominku płonął ogień rzucając pomarańczowe światło na ciemną podłogę.
Pokój był duży, zastawiony kilkoma stolikami wokół których stały sofy, szezlongi, pufy i fotele. Przed kominkiem znajdowała się niska ława, a u jej szczytów stały krzesła z pluszowym obiciem. Hope usiadła dalej od kominka, wdzięczna losowi za to, że pokój był pusty.
Fotel był miękki i wygodny, a ona pragnęła zagłębić się w nim i odpocząć. Nie była zmęczona fizycznie, przynajmniej nie tak bardzo. Głównie ucierpiały jej emocje, nadwyrężone od ciągłego ściskania i utrzymywania ich na wodzy. To ją tak wyczerpało, dlatego chwila samotności była czymś zbawiennym.
Długo jednak nie pobyła sama, bo za chwilę otworzyły się drzwi. Hope nie zwracała sobie głowy gościem, bo tu każda dama mogła wejść, kiedy chciała. Nie miała tego pomieszczenia na wyłączność. Wyciągnęła wachlarz i ochłodziła sobie twarz. Spoglądała w stronę okien, za którymi nie widziała nic, prócz ciemności. Długie zasłony w kolorze ciemnozielonym, spływały miękkimi fałdami aż do ziemi, tam zostały ładnie udrapowane i udekorowane wstęgami.
- Hope – słyszała nagle stanowczy, dobrze znany głos.
Odwróciła głowę w jego stronę i dostrzegła mężczyznę stojącego pod drzwiami. Z wrażenie zaschło jej w ustach, nagle poczuła, że odrywa się od rzeczywistości i wszystko stapia się w jedno. A potem nagle to się urywło i jakby niewidzialna ręka cisnęła nią w taflę zimnej wody. Obudziła się z lekkiego zdumienia i zapłonęła w niej gorąca furia. Tak dzika i niepokonana, że byłaby w stanie zniszczyć wszystko, co podsunięto by jej w dłonie.
- Ty! - powiedziała głośno, cedząc słowo przez zęby. Gardło miała tak ściśnięte, że nie była w stanie nic więcej powiedzieć, ale ton jej głosu brzmiał, jakby wypowiedziała obelgę. - Ty obrzydliwy rozpustniku! - wrzasnęła w końcu, nie potrafiąc dłużej tłumić ani złości, ani urazy. I choć zawahała się przed wypowiadaniem tych słów, po chwili poczuła ulgę. Może nie było to, co chciała mu powiedzieć, ale wystarczyło, by uwolnić ją od tego, co w środku ją dręczyło. - Jak śmiałeś w ogóle tu przyjść za mną?!
- Uspokój się, Hope! - przemówił Lucas, a Hope wstała gwałtownie, dysząc ciężko. Nie mogła już w stanie dłużej siedzieć spokojnie i patrzeć na niego. Nie po tym, jak potraktował ją w tak perfidny sposób.
- Po co tu przyszedłeś? By upewnić się, że twoje dzieło się dokonało? - zakpiła i skrzyżowała ramiona na piersiach. Wbiła w niego lodowate spojrzenie, chociaż wszystko w niej krzyczało i próbowało wydostać się na zewnątrz w postaci łez. Nie mogła płakać.
- Jakie dzieło, Hope? - zapytał cicho, marszcząc brwi w zaskoczeniu i niepewności.
Hope na chwilę przymknęła powieki, czując słodycz spływającą do serca, gdy wymówił jej imię. Nie chciała, by ono brzmiało tak cudownie, jakby dopiero uczył się je wymawiać. Wolała go nienawidzić, ale siła przyciągania zaczęła działać. Przezornie odsunęła się od niego na dwa kroki, a ten posłał jej dziwne spojrzenie. Nie potrafiła go rozszyfrować, ale w świetle rzucanym przez liczne kandelabry i świece jego oczy błyszczały w złowrogi sposób.
- Jesteś bezczelny – odpowiedziała, czując w gardle zbierający śmiech. - Naprawdę masz mnie za idiotkę? - Prychnęła na końcu, czując się coraz mocniej zaniepokojona jego spokojem. Lucas nadal wyglądał jakby nie wiedział, o czym mówił.
- Nie wiem, o co ci chodzi, ale...
- Ale? Lucas, to ty zerwałeś ze mną zaręczyny tłumacząc się, że tak będzie lepiej. Miałam kompletny mętlik w głowie! Myślałam, że to moja wina, bo tak źle cię traktowałam, a okazało się, że ty zabawiałeś się z tą swoją...matresą! Jak mogłeś?! - krzyknęła w końcu, dając upust wściekłości na myśl o zdradzie księcia. Bolało ją to, nieważne jak źle między nimi się układało. - Jesteś perfidny! Podły i perfidny!
- Więc myślisz, że to, co zrobiłem miało w celu jedynie cię upokorzyć? - zapytał twardym, pozbawionym głosem emocji. Hope nie była pewna czego się spodziewać, dlatego wpatrywała się w niego uważnie.
Jego surowa mina nagle złagodniała, na twarzy pojawił się dziwny wyraz, ale Hope była zbyt pochłonięta swym gniewem, by dłużej zastanawiać się nad tym. Ale Lucas wyglądał zupełnie inaczej.
W końcu, po kilku chwilach wpatrywania się w nią, pokręcił głową.
- Zabrzmi to banalnie, ale to, co się wydarzyło między mną a Sophie, to nie jest tak jak myślisz. To tylko głupie plotki i przypuszczenia!
- Ach, tak? To jak mam rozumieć, to co powiedziałeś mi wtedy, gdy zerwałeś zaręczyny? „Nie jestem odpowiednim mężczyzną dla ciebie”, tak to powiedziałeś! - przypomniała mu drżącym głosem.
- Wiem to, ale nie o to mi chodziło – powiedział i zbliżył się do niej, lecz Hope odsunęła się od niego na kilka kroków. Nie potrafiła stać przed nim spokojnie. Zbyt wiele nerwów ją to kosztowało i jeszcze to dziwne przyciąganie. Nie chciała, by tak było, dlatego przygładziła suknię, a potem skierowała się do wyjścia, unosząc wysoko głowę.
- Nie chcę cię więcej widzieć. Jesteś już dla mnie nieznajomym – odparła z godnością i wyszła, a młody książę stał w tym samym miejscu i nie ruszał się. Kiedy zamykała drzwi, rzuciła mu ostatnie spojrzenie i napotkała jego wzrok. Szybko zamknęła za sobą drzwi, nie mogąc dłużej znieść tego gorącego spojrzenia jakie jej posłał. Nie była pewna swoich uczuć.

***

- Dobrze się czujesz? - usłyszała ciche pytanie siostry, która obserwowała ją od jakiegoś czasu. Minęło kilkanaście minut od jej spotkania z Lucasem, ale wciąż czuła całą masę uczuć, które nią targały.
Chciała się ich pozbyć, ale to było trudniejsze niż myślała. I jeszcze te wszystkie spojrzenia obcych jej osób – jakby wiedzieli o tym, co zaszło między nią a Lucasem w tamtym pokoju.
- Przepraszam, ale rozbolała mnie już głowa od tego całego tłumu i gorąca – wyjaśniła spokojnie, patrząc na Faith. Siostra przyjrzała jej się z troską.
- Och, moja biedna – odpowiedziała, klepiąc ją delikatnie po dłoni. Hope złapała ją mocno, czując potrzebę bliskości z młodszą siostrą.
Poczuła się zdecydowanie lepiej, zwłaszcza że na horyzoncie pojawił się Nicholas, który zmarszczył brwi, gdy tylko ją zobaczył.
- Wszystko w porządku, panno Hope? - zapytał z wyraźną troską i niepokojem. Hope uśmiechnęła się do niego pocieszająco i kiwnęła głową.
- Oczywiście – odparła jeszcze, a Nicholas podał jej ramię, gdy rozbrzmiała nagle muzyka.
- Chyba nasz ostatni taniec, panno Hope.
Dziewczyna z radością ułożyła dłoń w zagłębieniu jego ręki i pozwoliła się poprowadzić na parkiet.
Muzyka była płynna, lekka i swobodna Pary tańczyły w równych rzędach. Hope odetchnęła w końcu z ulgą, gdy znalazła się pośród tańczących ludzi. Przed sobą miała uśmiechniętego Nicholasa, który wprawiał ją w taki dziwny spokój, jakiego jeszcze nie zaznała od przyjazdu.
- Czy mówiłem już pani jak pięknie dziś wygląda? - zagadnął, gdy cisza między nimi powoli zaczęła być krępująca.
- Hm, chyba tak. Dwa lub trzy razy – odparła, uśmiechając się do niego lekko. Nicholas pokiwał głową z głośnym śmiechem, czym zwrócił uwagę innych.
- No tak, mam bardzo krótką pamięć – odpowiedział zaglądając jej w oczy. Śmiał się do niej nie tylko ustami, ale także spojrzeniem, całym sobą. Ten mężczyzna był tak radośnie nastawiony do życia, że nie sposób było go nie polubić. Zarażał swym optymizmem.
- Ale dziękuję bardzo w takim razie – odpowiedziała. Młody mężczyzna kiwnął głową, a potem spojrzał w bok, zmarszczył brwi i znów spojrzał na nią.
- Pani, twój były narzeczony świdruje nas takim spojrzeniem jakby próbował mnie zamordować. Czy mam odpowiedzieć mu tym samym?
Hope spojrzała na niego zdumiona, ale nie rozglądała się na boki, chociaż bardzo chciała zobaczyć Lucasa. Jednak po ich ostatniej rozmowie uznała, że nie ma sensu już zwracać na tego mężczyznę uwagi. Po co? Czy to coś zmieni? Czy cofnie się czas?
Miała przy boku Nicholasa, który starał się jak mógł, aby poprawić jej humor. Prawił jej komplementy, zasypywał małymi anegdotkami z Paryża i robił wszystko, aby nie zboczyła z obranego kursu i nie pogrążyła się w smutku.
Kiedy taniec dobiegł końca, Hope wróciła do księstwa. Tuż za nią przyszła także Faith i jej narzeczony.
Bal powoli dobiegał końca, toteż księstwo oznajmiło, że wracają do domu. Hope poczuła osłabiającą ulgę, ponieważ miała już dość przyjęcia, na którym była pod ciągłą obserwacją. Nie potrafiła znieść ich ciekawskich lub pełnych drwin spojrzeń, drwiących uśmieszków i ukradkowych szeptów. A gdy zjawił się na sali Lucas, wszyscy przestali być dyskretni i po prostu wgapiali się w nią jak w dziwne monstrum.
Chyba nikomu nie umknęło, że księstwo, a także ich dwie podopieczne stali się niemal gośćmi honorowymi, chociaż nigdy ich znajomość nie wykraczała poza kilka bali i zdawkowych słów. Dziś jednak wszystko się zmieniło i to za sprawą Hope, która po zerwaniu zaręczyn z księciem Wilcott w końcu pokazała się publicznie i od razu podbiła serce Nicholasa, dziedzica tytułu.
Hope jednak już nawet nie zagłębiała się w ten problem. Doskonale zdawała sobie sprawę, że stała się tematem do wielotygodniowych, jeśli nie miesięcznych plotek. I chociaż było jej z tego powodu przykro, ciągle wmawiała sobie, że przecież to nic dla niej nie znaczy.
Kiedy wychodzili z sali i kierowali swe kroki do powozu, Hope spostrzegła, że i także Lucas postanowił już wyjść. Właśnie zajechał jego powóz zaprzężony w dwa galante ogiery. Ich siwa maść odróżniała się od pozostałych powozów i koni. Hope przystanęła na chwilę, a wtedy mężczyzna czekający, aż stangret zatrzyma pojazd, odwrócił się i przeszył ją głębokim, niezbadanym spojrzeniem. Wstrzymała oddech, wpatrując się w jego oczy. Szukała w nich śladów jakiegokolwiek żalu, żalu lub chociażby smutku. Coś mignęło w jego wzroku, ale nie była pewna, co to było. Mimo wszystko na zewnątrz było ciemno, lampiony i latarnie nie rozświetlały mroku zbyt dobrze, a i odległość ich dzieląca również nie pomagała. Ale widząc go, stojącego samotnego na podjeździe otoczonego delikatnym, pomarańczowych światłem, poczuła w sercu ból. Odwróciła od niego oczy, w których zebrały się łzy. Wypuściła gwałtownie powietrze, starając się zapanować nad emocjami.
Był taki... Opuszczony. Ta myśl przeszyła ją niczym lodowata strzała. Odwróciła się raz jeszcze w jego stronę, ale wsiadł już do powozu i stangret strzelił batem. Kiedy zniknął za rogiem, Hope pomyślała, że Lucas wydał jej się taki osamotniony, że przyszedł tu, ale tak naprawdę z nikim nie rozmawiał, nawet nie widziała, by flirtował z jakąś damą. Po prostu przyszedł.
- Hope? - Odwróciła się, kiedy padło jej imię. Otrząsnęła się z myśli i skupiła się na towarzystwie, chociaż w głowie wciąż miała obraz księcia.
Nicholas pożegnał się z nią wylewnie, nieustannie prawiąc jej komplementy i drocząc się z nią. Nawet nie dał po sobie poznać, że dostrzegł jej smutek czy też łzy. Rozweselał ją i za to była mu wdzięczna.
- Dziękuję panu za towarzystwo – powiedziała w końcu, gdy powóz już podjechał pod nich.
- Ależ cała przyjemność po mojej stronie, panno Hope. Jeszcze nigdy tak dobrze nie spędziłem żadnego balu. Pani towarzystwo sprawiło, że się nie nudziłem.
Nicholas patrzył na nią z uśmiechem, a jego słowa sprawiły, że panna Winward zarumieniła się nieznacznie i chociaż było ciemno i nikt nie widział jej rumieńca, starała się go ukryć.
Pożegnali się w końcu, a hrabiowski syn obiecał, że ją odwiedzi jutro w południe. Księżna Reaboun wyraziła zgodę, gdy zwrócono się do niej z zapytaniem, czy mężczyzna może to zrobić.
W milczeniu wrócili do rezydencji, w milczeniu także każdy skierował się do swych pokoi. Wszyscy byli zmęczeni wieczorem, toteż ich kroki szybko urwały się w pokojach,
Rano natomiast, przy śniadaniu, każdy rozprawiał o balu. Hope włączyła się do dyskusji, gdy panie zaczęły wychwalać Nicholasa. Skacząca Niedźwiedzica oraz jej mąż nie mieli pojęcia, o kim mówili toteż nie wtrącali się do dyskusji. Słuchali uważnie rozmowy, poznając wszystkie szczegóły wczorajszego balu.
- Cóż, muszę przyznać, że jest bardzo przystojny. I jaki miły – dodała Faith, która mimo że spędziła cały wieczór z narzeczonym, chociaż niepisane zasady ton jasno mówiły, że tak być nie powinno, zdążyła uważnie zaobserwować to, co się działo wokół niej.
- Tak, na szczęście dla niego, że wychowywała go ciotka we Francji. Znam ją, to kobieta o złotym sercu, więc i Nicholas nie może być inny – odparła Charity, co Hope przyjęła z kiwnięciem głowy. Cieszyła się, że księżna tak o nim myśli i może przedstawić jej fakty, które potwierdzają jego charakter. Przecież ona znała wiele osób z towarzystwa i przeważnie nie myliła się co do nich, dlatego panna Winward zaufała jej bezgranicznie.
- Bardzo dobrze mi się z nim rozmawiało. Naprawdę. Jest taki opiekuńczy i nie... - zacięła się nagle, gdy uzmysłowiła sobie, co chciała powiedzieć. Zacisnęła usta i kontynuowała wypowiedź, ale zmieniła słowa. - Myślę, że to czarujący dżentelmen.
- A jak na ciebie patrzył! Wszystkie panny na wydaniu prychały z oburzeniem, że poświęcał ci tak wiele uwagi! - zawołała radośnie Faith. Charity również jej zawtórowała, a Hope spłonęła rumieńcem.
- I co z tego? W końcu i tak nie będę mogła liczyć na jego oświadczyny. Według opinii tych rozpuszczonych do granic możliwości panienek jestem amerykańską dziwką, niczym więcej. - Wstała od stołu, ignorując pomruki dezaprobaty ze strony Gabriela oraz morderczy wzrok Charity. Goście z Ameryki patrzyli strwożeni na rozłoszczoną Hope. Skacząca Niedźwiedzica chciała coś powiedzieć, ale kiedy dostrzegła spojrzenie starszej z sióstr Winward, zrezygnowała.
Dama nie powinna wyrażać się w tak ordynarny sposób przy stole. Dama w ogóle nie powinna się tak wyrażać! Ale Hope o to nie dbała. Rzuciła siostrze ostatnie spojrzenie, w którym zawarła cały przekaz, by nie szła za nią i uciekła z jadalni.
Dobry nastrój prysł w mgnieniu oka. Nie spodziewała się, że ta rozmowa zakończy się w ten sposób, ale to, co powiedziała było prawdą. Nikt nie wierzył w to, że była niewinna. Nikt. Podejrzewała, że niemal wszyscy określili ją właśnie w ten sposób. Dziwka z Ameryki.
I rzeczywiście się tak poczuła, gdy przypomniała sobie, że pozwoliła się dotykać i pieścić Lucasowi w Silverstone. Zapłonęła żywym rumieńcem.
Czy kiedyś przestanie być głupia i naiwna? Czy może zostanie tą idiotką, która przypłynęła do Anglii, nawet nie próbując być miłą?
Sama nie wiedziała, co powinna zrobić. Pogubiła się w tym trochę. Nie mogła odszukać sensu w całym swoim życiu, bo nagle Lucas ją zdradził, a teraz była sama i brakowało jej tych wszystkich emocji, tych sprzeczek i kłótni jakie toczyły się między nimi.
A teraz nie było tego i już sama nie wiedziała kim jest, bo Lucas Westland, książę Wilcott uzupełniał ją w każdy możliwy sposób.

11 komentarzy:

  1. O Boże to jest genialne kocham wszystkie postacie ♡ chce więcej Lucasa :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na wiecej ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham:) kiedy kolejny ? :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam to opowiadanie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślisz powoli na wydaniu całości? :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham ten rozdział tak samo jak te poprzednie i już nie mogą się doczekać następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Opowiadanie ciekawe i wciągające☺ kiedy można spodziewać sie kontynuacji?

    OdpowiedzUsuń
  10. Przeczytałam wszystkie części na raz, czekam niecierpliwie na kolejne części. Twoje opowiadania mają to coś w sobie, że czytelnik nie potrafi się oderwać. Życzę Ci niekończącej się weny.
    Pozdrawiam Magda

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! ♥

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, KrypteriaHG, Natt Liv, Lotus.