Sprawa
z Faith ciągnęła się przez kolejne dni. Na złość wszystkim nie
wychodziła z pokoju i z nikim nie chciała się widzieć. Cain
niemal nocował u jej drzwi próbując przekonać do zmiany
zdania. Obiecywał jej życie w dostatku, obiecywał także
niezależność i dość sporą sumę do własnej dyspozycji, ale
Faith zawsze odpowiadała jednym słowem – nie. Hope kręciła
głową zmartwiona i próbowała porozmawiać z nią, ale i z
nią Faith nie zamierzała dyskutować. Czuła się oszukana
przez Caina, więc chciała mu pokazać, że nie można z nią tak
pogrywać.
Hope
nie przesiadywała jednak pod drzwiami siostry. Musiała jej dać
czas do namysłu i chwilę spokoju, dlatego postanowiła pogłębiać
więź z Bezą. Klacz była kochana i bardzo ufna, ale musiały się
do siebie przekonać. Dziewczyna koniecznie chciała nauczyć się
jej ufać i lepiej jeździć.
W
stajni odnalazła jednego ze służących i poprosiła o osiodłanie
klaczy, ale zasugerowała męskie siodło. Chciała spróbować
jeździć inaczej, niż robiła to dotychczas. Na pewno sposób
w jaki mężczyźni dosiadali konie był wygodniejszy i
bezpieczniejszy. I na pewno lepiej kierowało się wierzchowcem.
Stajenny,
jeśli był zaskoczony, to nie dał po sobie niczego poznać. Wybrał
najlżejsze siodło i podkładkę, by klacz miała miękko. Hope
stała z tyłu i patrzyła jak Beza spokojnie znosi wszystkie zabiegi
koniuszego. Była już wyczyszczona i najedzona, jej spokój
świadczył tylko o zrównoważonym charakterze, ale wiedziała,
że gdy popuści jej wodze, klacz na pewno będzie ostro galopować.
Z
pomocą chłopaka wsiadła na jej grzbiet, gdy wyprowadził ją z
boksu i spokojnym stępem wyjechała ze stajni. Dziwnie się czuła,
gdy nie miała u swego boku narzeczonego, ale nie chciała wiecznie
korzystać z jego pomocy. Musiała w końcu być niezależną,
przynajmniej w tych dziedzinach, w których mogła.
Klacz
szła spokojnie drogą prowadzącą poza majątek Reabourna, a Hope
nie ponaglała jej. Musiała oswoić się z myślą, że Lucas jej
nie pomoże, jeśli coś pójdzie nie tak. Kiedy zobaczyła
furtę, przez którą się wyjeżdżało z posiadłości,
przystanęła i odetchnęła głęboko, czując zapach lasu i jesieni
w powietrzu.
Kolorowe
liście opadały z drzewa, niczym barwny kobierzec ścieląc się na
ziemi i pokrywając wszystko. Nad polami widocznymi między rzadkim
lasem wisiał mgła. Opatulona w ciepły płaszczyk nie czuła
chłodu, ale nie zamierzała zbyt długo przebywać na zewnątrz.
Niedługo zapadnie zmierzch, a ona nie zamierzała spędzać wtedy
czasu poza domem, w dodatku w środku lasu. Ruszyła spokojnie, wzrokiem wytyczając sobie trasę.
Wróciła
do posiadłości, ale żałowała, że nie mogła dłużej pojeździć.
Nie poznała jeszcze możliwości klaczy, ale obiecała sobie, że
wkrótce to zrobi – sama, bez bojaźni o swoje życie. Beza
nie była w stanie jej skrzywdzić.
Było
już całkiem ciemno, gdy wchodziła do domu. Natychmiast udała się
do gabinetu, gdzie spodziewała się zastać Gabriela oraz Charity. Za
wielkim biurkiem siedział książę. Pisał coś zawzięcie, a cały
gabinet rozświetlony był kandelabrami i lampami gazowymi. Nie
zwrócił na nią uwagi, dopóki nie podeszła do niego i
nie rzuciła cienia na biurko.
-
Och, Hope, witam - powitał ją przelotnym uśmiechem i wrócił
do papierów.
Hope
zmarszczyła czoło, poczuła się zignorowana, ale nie zamierzała
dać się zbyć. Chciała porozmawiać z księciem o Faith. Nadal nic
nie ustalili, a przecież musieli działać. Zależało jej na tym,
by Faith nie padła ofiarą skandalu, który mógłby ją
całkowicie pogrążyć. Wierzyła w to, że będzie szczęśliwa.
Cain na pewno da jej tyle szczęścia ile tylko będzie chciała –
tak czuła. Była o tym przekonana, chociaż do niedawna myślała,
że oboje darzą się głęboką antypatią. Faith była trudną
damą, ale nie była znów tak nieczuła i zbuntowana.
Po
śmierci rodziców łaknęła miłości i kogoś, kto otoczyłby
ją opieką. Cain nadawał się wprost idealnie. Potrafił być czuły
i opiekuńczy, ale jednocześnie był kimś, komu jej młodsza
siostra mogłaby wejść na głowę, a to było ważne. Uśmiechnęła
się, ciesząc się, że chociaż jedna z nich będzie szczęśliwa.
Gabriel
w końcu zwrócił się do niej przepraszając ją za to, że
musiała czekać.
-
Miałem pilny list do napisania – odparł ze skruchą i posłał
jej pokrzepiający uśmiech. Hope kiwnęła głową i usiadła na
fotelu, czekając aż książę poświęci jej całkowitą uwagę.
Wiedziała, że znajdą jakieś porozumienie, bo w końcu Gabriel
słynął ze swej chłodnej kalkulacji.
Książę
podszedł do ściany ukrytej między drzwiami, a etażerką i
zadzwonił po kamerdynera. Mężczyzna zjawił się bardzo szybko i
wziął od chlebodawcy kopertę z cennym listem.
-
No dobrze, moja droga, a teraz mi powiedz, co cię do mnie sprawdza.
Słusznie myślę, że chodzi o Faith, tak? - zagadnął w końcu
sadowiąc się wygodnie w głębokim fotelu. Panna Winward kiwnęła
głową i również umościła się wygodnie spodziewając się
długiej rozmowy.
-
Tak, właśnie. Nie wiem, co robić. Nie wiem, dlaczego akurat ona
zrobiła coś takiego, skoro zawsze uważałam ją za racjonalną i
rozsądną. No dobrze, czasami bywała kapryśna i lubi psocić,
ale... Wiesz, Anglia nas zmieniła, to znaczy mnie i Faith. Obie
stałyśmy się zupełnie inne i nie jestem w stanie już wrócić
do tej dawnej Hope jaką jeszcze byłam, gdy zamieszkałam u księcia
Sussex'a.
-
Cóż ci mogę powiedzieć? Byłbym bardziej zdziwiony, gdybyś
się nie zmieniła. Obie z siostrą żyłyście w maleńkiej wiosce,
nieświadome życia jakie toczyło się tu w Anglii. Londyn na pewno
wywarł na was złe wrażenie, ale za to jedynie mogę przeprosić.
Ton ma znaczący wpływ na ludzi takich jak ty i Faith.
Jesteście wrażliwe i dobre i wejście do świata arystokracji miało
na was wpływ. Rozumiem cię doskonale, bo sam często uważam, że
ludzie noszący tytuły zachowują się karygodnie. Nic innego nie
mogę ci powiedzieć.
Hope
kiwała głową i uśmiechała się z wdzięcznością. Książę
powiedział kilka miłych słów, od których zrobiło
jej się ciepło. Mimo wszystko dobrze wiedzieć było, co myśli
Gabriel.
Ale
mimo wszystko przyszła tu tylko po to, by porozmawiać o młodszej
siostrze. Faith potrzebowała pomocy, nawet jeśli myślała inaczej.
-
No dobrze, co z Faith? Jak mamy jej pomóc? - westchnęła
zrezygnowana. Reabourn uśmiechnął się lekko i pokręcił głową.
-
Nie przejmuj się tym, moja droga. Pozwól, że się tym
zajmę. Sądzę, że znalazłem rozwiązanie, ale obiecaj mi, że nie
będziesz się do tego mieszać, dobrze? - Panna Winward spojrzała
na niego zaskoczona.
-
Naprawdę? Jak to chcesz zrobić?
-
Tym się nie kłopocz. Na pewno dowiesz się wszystkiego w swoim
czasie.
Hope
milczała zaskoczona i choć gdzieś w serce i umysł wkradał się
niepokój wierzyła, że książę zrobi wszystko, by Faith w
końcu zechciała poślubić McRoy'a. Bardzo tego pragnęła, bo
pasowali do siebie jak mało kto.
Wkrótce
opuściła gabinet i udała się do sypialni, by tam przygotować się
do kolacji.
***
Powoli
zapominała jak żyło jej się w Ameryce, ale wciąż pamiętała o
Skaczącej Niedźwiedzicy i jej mężu, dlatego wysłała jej
zaproszenie na ślub. Marzyła o tym, by Indianka i John przypłynęli
do Anglii. Mimo wszystko wiele im zawdzięczała. Po śmierci
rodziców, za którymi ciągle tęskniła, Skacząca
Niedźwiedzica i John stali się dla niej i Faith wielką podporą.
Jak mogłaby o nich zapomnieć? Koniecznie musiała zobaczyć reakcję
kobiety na widok jej narzeczonego.
Na
pewno doceni jego wygląd i zachowanie, niekoniecznie charakter, ale
spodziewała się, iż młody książce zechce zrobić dobre wrażenie
na jej przyjaciołach, chociaż nie wiedział, jaką rolę odegrali w
jej życiu po śmierci rodziców.
Na
wspomnienie rodziców poczuła rozdzierającą serce tęsknotę.
Gdyby żyli nie doszłoby do sytuacji, w jakiej znalazły się obie z
Faith, a przede wszystkim nie znalazłaby się w tym miejscu. Anglia
miała swój urok i pod wieloma względami zachwycała, bo
różniła się od bostońskiego życia, ale jednak – nie była
tym miejscem, w którym spędziły całe życie. W Great Cove
żyła przez dwadzieścia lat i sądziła, że tam już zostanie, ale
przewrotne życie skierowało ją zupełnie na inną drogę, do
kraju, który znała z tęsknych opowieści matki i oszczędnych
informacji ojca.
Wspomnienia
ojczyzny i ukochanych rodziców wprawiły ją w melancholijny
nastrój, który utrzymywał się przez kilka następnych
dni i nic nie było w stanie ją wyciągnąć z tego stanu, nawet
zaczepki Wilcotta i karczemna awantura Faith, kiedy Cain wdarł się
do jej sypialni siłą.
Faith
okazała się być prawdziwą złośnicą. Hope widziała jak rzucała
wszystkim, co miała pod ręką w stronę Caina. Biedny mężczyzna
nie zdołał uchronić się przed lecącym w jego kierunku butem.
-
Na litość boską, ty zawzięta babo! - krzyknął w końcu,
rozcierając bolące miejsce. Trafiła w głowę. Hope stała za
progiem z szeroko otwartymi ustami nie wierząc w to, co widziała,
ale nic nie powiedziała, bo i też nie wiedziała, co mogłaby
powiedzieć.
-
Wynoś się z mojego pokoju! - wrzasnęła Faith i oparła zaciśnięte
pięści na biodrach.
-
Chcę porozmawiać, idiotko! Nie zachowuj się jak rozwydrzony bachor
– warknął w końcu, próbując obłaskawić złość
malującą się na jego twarzy. Oddychał ciężko, a policzki
płonęły mu od burzy uczuć jaka niewątpliwie szalała w jego
wnętrzu. Hope
pokręciła głową i poszła dalej. Nie miała zamiaru mieszać do
ich spraw, tym bardziej, że Faith zapowiedziała, by tego nie
robiła. Uszanuje jej słowo i nic nie powie. Po co zresztą? Czy
sytuacja nie była już skomplikowana? Jej słowa nic nowego nie
wniosą, a mogą jedynie rozzłościć Faith.
Zeszła
na dół, do dziennego saloniku, gdzie zazwyczaj przesiadywały
i przyjmowały gości, lecz nie zastała w nim nikogo. Charity
wyjechała rano do miasta, by załatwić kilka spraw, a one zostały
w posiadłości. Nudziła
się jak prawdziwa dama, nie miała pojęcia, co robić, bo obecnie
nie miała ochoty na czytanie ani wyjście na dwór, wychodząc
na wiatr i zacinający w oczy deszcz należało zdecydowanie do
szalonych pomysłów, dlatego siedziała i myślała, tęskniła
za rodzicami i za Great Cove, choć powoli uczyła się żyć ze
świadomością, iż dom ma teraz tu, a życie będzie dzielić z
Lucasem.
Nagle
do salonu wszedł wściekły Cain. Usiadł gwałtownie w fotelu i
potarł bolące miejsce.
-
Twoja siostra jest wredną zołzą – mruknął niewyraźnie i
westchnął. Spojrzał na nią, a potem przeniósł wzrok na
skrzyżowane nogi.
-
To dlaczego odebrałeś jej niewinność? - zapytała i rozsiadła
się wygodnie, była ciekawa tego, co miał do powiedzenia. Krępował
ją ten temat, ale chciała się dowiedzieć, co czuł.
Od
chwili, gdy wszystko wyszło na jaw, że nie jest zwykłym lokajem,
lecz ukrywającym się księciem, musiał się wyprowadzić i pokazać
się ojcu. Wrzawa jaka zapanowała wokół niego po ujawnieniu
się była ogromna, co świadczyło o tym, iż był naprawdę sławny
pośród socjety. Jego ród, jak się dowiedziała, był
stary i bardzo ważny na królewskim dworze.
-
Wiesz, nie gniewaj się za to, co powiem, ale wydaję mi się, że wy
wszyscy traktujecie ją jak rozbrykaną małą dziewczynkę, która
bardziej skłonna jest do psot niż do poważnego zachowania. Wszyscy
traktujecie ją z góry i pozbawiacie ją możliwości
wykazania się czymś więcej. Nie jest złą osobą, choć na taką
pozuje.
-
Tak? Ale to chyba ty nie byłeś dla niej zbyt miły, prawda? Nie
uważasz, że ta ocena jest niesprawiedliwa? - zapytała Hope, w
ogóle nie gniewając się na niego za to, co powiedział. Miał
absolutną rację i dopiero teraz dostrzegła, że nie zachowywała
się zbyt dobrze wobec Faith.
-
Więc dlaczego taki byłem? Bo wiedziałem, że nie mogę dać Faith
tego, czego pragnie. Jeszcze przed całą tą aferą sądziłem, że
raczej się nie ujawnię i na zawsze zostanę lokajem u Reaburna, ale
niestety, tak się nie stało.
-
Dlaczego się chowałeś? I skąd znasz Lucasa... To znaczy księcia
Wilcotta? - poprawiła się szybko, gdy dostrzegła jego zaskoczoną,
pełną rozbawienia minę. Uniósł wysoko brwi i przyglądał
jej się z ciekawością, a potem westchnął, jakby nagle
przypomniał sobie, o co go pytała.
-
Nasza znajomość sięga bitwy pod Waterloo. Tam się poznaliśmy. On
był młodym, zbuntowanym żołnierzem, ja natomiast byłem oficerem,
chociaż wolałem, jak Lucas, stać w pierwszym szeregu, a nie z
tyłu, za żołnierzami.
-
Dlaczego? - Hope poczuła rosnącą ekscytację, bo ich rozmowa
zaczęła rozwijać się w dość ciekawym kierunku – zaczęła
dotyczyć Lucasa, mogła dowiedzieć się coś więcej o mężczyźnie,
który zawsze tak chował swe sekrety, jakby obawiał się, że
ktoś mógłby go zranić z tego powodu.
-
To proste, oficerowie uznawani byli za tych okrutnych, którzy
wysyłali zwykłych żołnierzy jako mięso armatnie, nigdy nie
należałem do ludzi rozmyślnie złych. Brzydziłem się tym, co
miałem, dlatego stawałem do walki na równi z nimi. Tak
właśnie poznałem Lucasa, choć wtedy on sam nie wiedział, że
jest księciem. Nie znał ani swego ojca, jedynie matkę, która
była jakąś tam tandetną aktorką w podrzędnym teatrze.
Zacisnęła
usta, czując nagły przypływ współczucia dla Lucasa sprzed
dziesięciu lat. Wojna musiała być czymś potwornym, czymś, co na
zawsze wypaczyło psychikę wielu młodych mężczyzn, w tym Lucasa i
Caina.
-
Nie wiem, czy mogę o tym z tobą rozmawiać – przemówił
Cain, a Hope spojrzała nań błagalnie, bo nie chciała, aby
przerywał teraz, gdy historia zaczęła być interesująca, a ona
powoli odkrywała historię narzeczonego.
-
Proszę, nie urywaj tej opowieści. Opowiedz mi coś, bo ja nigdy nie
będę wiedziała, jaki był wcześniej, nie mam pojęcia, co nim
zazwyczaj kieruję, a wiem, że jego przeszłości nie dowiem się do
niego. Nigdy mi tego nie opowie, a ja muszę wiedzieć. - Była
gotowa błagać go na kolanach, byle tylko nie porzucał przerwanego
wątku. Tak bardzo jej zależało na tym, by dowiedzieć się
cokolwiek o Lucasie.
Cain
przez chwilę zastanawiała się, aż w końcu kiwnął głową,
wypuszczając cicho powietrze z płuc, jakby ciążyło mu od dawna.
-
No dobrze, ale obiecaj mi, że nie powiesz Lucasowi skąd to wiesz.
Najlepiej będzie, jeśli będziesz udawała, że nic nie wiesz, bo
nie chcę mieć w nim wroga.
-
Obiecuję ci! Nigdy nie dowie się, że coś o nim wiem –
przyrzekła, poprawiając się na swoim miejscu. Przygładziła fałdy
sukni i zaczerpnęła tchu, aby przygotować się na opowieść.
Spodziewała się samych najgorszych rzeczy, dlatego już teraz
próbowała uspokoić niespokojny oddech – No więc? Jaki
był? - Cain podrapał się po brodzie, szukając odpowiednich słów,
a potem wolno zaczął swą opowieść.
-
Cóż, twój narzeczony to dość specyficzny człowiek,
wtedy też taki był. Z jednej strony nienawidził miejsca, w którym
się znajdował, ale z drugiej, nie widział siebie nigdzie indziej.
Jak sam mi powiedział, po prostu czuł się źle w towarzystwie
ludzi. Okazało się, że ma rękę do koni, więc jak młody chłopak
i żołnierz dostał przydział do kawalerii, spędzał całe dnie i
noce między zwierzętami, aż przesiąkł ich zapachem i trudno go
było mu zmyć, dlatego stał się pośmiewiskiem niemal całego
regimentu, ale nikt nie odważył się go zaczepić. Mimo swego
młodego wieku był wyrośnięty jak młody byk i bardzo silny,
potrafił się bić jak stary pięściaż. Łamał nosy i żebra,
wykręcał ręce ze stawów i nabijał guzy, wszyscy woleli
trzymać się od niego z daleka, chociaż budził we wszystkich
rozbawienie. Ja sam przyłączyłem się do niego zaraz po tym, jak
wykupiłem patent i razem zajmowaliśmy się końmi. W zasadzie nie
było żadnych wojen, więc i wojsko nie było tak potrzebne, ale
jednak, oficerowie i reszta dowództwa lubiła znęcać się
nad swymi podwładnymi.
Hope
słuchała tego z rosnącym niedowierzaniem, czuła w sercu
rozdzierający żal. Wyobraziła sobie młodego chłopaka jak
troskliwie opiekuje się zwierzętami, a wszyscy wokół
pokazują go palcami, naśmiewają się z jego miłości do
niewinnych stworzeń. To było okropne i nie spodziewała się, że
ktoś kiedyś wytykał go palcami.
-
I co dalej? - ponagliła swego rozmówcę, gdy zamilkł nagle,
myśląc nad czymś intensywnie. Oczy lekko mu pociemniały, a
dziewczyna zdała sobie sprawę, że przypomina sobie owe czasy, gdy
musiał brać udział w bitwie.
-
Szybko staliśmy się nierozłączni, choć żaden z nas nie
traktował tego drugiego jak przyjaciela na dobre i na złe. Mieliśmy
zbyt różne charaktery, no i każdy miał już swoje plany na
przyszłości, więc żaden z nas nie przywiązywał się do nikogo.
Kiedy wybuchła bitwa, podążyliśmy pod Waterloo, nigdy wcześniej
nie mieliśmy do czynienia z wojną, dlatego, gdy potyczka dobiegła
końca, każdy z nas był przerażony ogromem śmierci, bólu i
cierpienia. Jęki ludzki, kwik koni – to wszystko było okropne i
przez kolejne lata nawiedzało nas w najgorszych koszmarach. Lucas
zmienił się, zamknął się w sobie, a potem, kiedy dowiedział się
kim jest jego ojciec, zaczął nienawidzić cały świat. Musiał
poradzić sobie z wojną, bo nie wyglądał na kogoś, kogo dręczą
koszmary, chociaż jak tam myślę nad tym, to nie chcę mi się w to
wierzyć. Zapewne do tej pory musi źle spać z powodu wojny.
-
Czy źle był traktowany przez waszych przełożonych? - zapytała,
ciekawa, czy Lucas padł ofiarą dowódcy-sadysty.
-
W zasadzie to chyba jak każdy inny. Raz widziałem, jak sprzeciwił
się generałowi, który kazał zastrzelić mu swego ogiera
bojowego. Nie zgodził się, bo uważał, że koń zdoła z tego
wyjść, ale generał się uparł. Lucas był nieugięty, więc
generał skazał go na chłostę. Tak długo go bili, aż padł
zemdlony. Nie pozwolili go opatrzeć, przez niemal całą noc leżał
w kałuży własnej krwi, ale po tym wydarzeniu Lucas zrobił się
bardzo zły. Wpadał w szał i bił każdego na oślep, a do bitwy
szedł z myślą, że już nie wróci do Anglii.
Hope
słuchała tego z niedowierzaniem. Kręciła głową, kiedy Cain
odkrywał nowe fragmenty życia księcia i nie mogła uwierzyć, że
tak po prostu ktoś go wychłostał. Na szczęście powieść się
skończyła, Cain nie powiedział jej nic więcej, ponieważ tuż po
bitwie każdy udał się w swoją stronę, lecz kilka lat później,
Cain poprosił go o pomoc, gdyż nie chciał już żyć jak syn
księcia. Ukrywał się i miał nadzieję, że nigdy już nie będzie
musiał znosić swych „przyjaciół”. Ale stało się
inaczej.
***
Hope
nie mogła dojść do siebie przez następnie dni, odmawiała
spotkania z każdym kto chciał ją zobaczyć. Nawet Charity prosiła
ją o rozmowę, lecz się nie zgodziła. Musiała przetrawić to, co
usłyszała, dlatego zamknęła się w pokoju, a służąca od czasu
do czasu sprawdzała, co się z nią dzieje. Opowieść Caina
wyprowadziła ją z równowagi i nie wiedziała, jak sobie z
tym poradzić. W końcu Lucas był człowiekiem i nawet, jeśli
kiedyś potrafił kochać, to teraz wyzbył się wszelkich uczuć.
Uznał je za słabość, której się obawiał, tak jak wtedy,
gdy bronił konia. Czy gdyby nie Waterloo i cała ta wojskowa
otoczka, to dziś byłby innym człowiekiem? Może nawet umiałby ją
pokochać tak, jak tego pragnęła?
Łzy
same jej leciały, kiedy wyobrażała sobie wychłostanego Lucasa.
Żal ściskał jej serce żelazną dłonią i nie chciał puścić.
Biedny Lucas, myślała rozpaczliwie, próbując poskładać
się w całość. Biedny, kochany Lucas. Nie wiedziała, czy będzie
wystarczająco silna, gdy ten spojrzy na nią. Rozpłaczę się,
rozsypie w drobny pył, bo nie będzie w stanie myśleć już o nim
tak, jak poprzednio. Nie mogła.
Może
Cain nie powinien był jej tego mówić? Teraz nie będzie już
potrafiła utrzymać tego dystansu. Będzie mógł zrobić z
nią, co będzie chciał, bo nieustannie będzie wiedziała, co się
z nim działo dziesięć lat temu.
Ukryła
twarz w poduszce i załkała głośno, próbując zwalczyć w
sobie chęć pobiegnięcia do młodego księcia i powiedzenia mu tego
wszystkiego, co tkwiło w jej sercu. Ale nie mogła tego zrobić, bo
nie wiedziała jak zareaguje na wieść, że próbowała
dowiadywać się coś o jego przeszłości. Może w końcu kiedyś
sam zechce jej o tym opowiedzieć?
Usnęła
zmęczona płaczem i żalem nad losem księcia.
Pukanie
do drzwi przedostało się przez ciemną ścianę snu i powoli
wyrywało ją z obięć Morfeusza, jakby ktoś nagle postanowił
odebrać jej tę chwilę ulgi. Otworzyła oczy, zamrugała
kilkakrotnie, a potem zdała sobie sprawę, że do drzwi dobija się
Faith.
-
Hope, otwórz na litość boską! - krzyknęła wytrącona z
równowagi młodsza siostra i załomotała w drzwi. Hope
podniosła się szybko i nie zawracając sobie głowy własnym
wyglądem, wpuściła siostrę do środka. Faith wpadła w jej
objęcia z płaczem. Łkała przez kilka minut, aż wyczerpana niemal
osunęła się na ziemię.
Obie
w końcu usiadły na łóżku, a Faith wznowiła swoje
zawodzenie. Hope głaskała ją po głowie i uspokajała cichym,
pocieszającymi słowami. W zasadzie nie wiedziała, co skłoniło
Faith do takiego płaczu, ale musiało się stać coś strasznego,
dlatego powoli próbowała ją wyprowadzić z tego szlochu.
-
Faith, siostrzyczko kochana, co się stało? Cain zrobił ci krzywdę?
- zapytała łagodnie, głaszcząc ją po włosach.
-
Nie, to nie to – odparła drżącym głosem i pociągnęła
nieelegancko nosem. Spojrzała na Hope i wyprostowała się
gwałtownie. - Hope, ty płakałaś? - wykrztusiła, gdy płacz nagle
wezbrał jej w gardle. - Dlaczego?
-
Nie przejmuj się, czasem muszę sobie ulżyć. Zbyt wiele uczuć
gromadzi się we mnie – odparła, lekceważąc siostrzaną troskę.
W końcu w tej chwili, to Faith potrzebowała jej troski.
-
To wszystko moja wina. Nie płakałabyś, gdyby nie ja. Zbyt wielu
trosk ci dostarczam, a ty robisz, co możesz, żeby mnie
uszczęśliwić. Jestem niewdzięczna. Przepraszam. Jeśli to cię
pocieszy, to wyjdę za księcia Cainbridge. - Faith wyrzucała z
siebie słowa, nawet nie zaczerpując powietrza. Hope była
zaskoczona jej słowami i przez chwilę nic nie mówiła,
myśląc przypadkiem, czy Faith nie żartuje, bo i tego nie
wykluczała.
-
Mówisz poważnie? - odważyła się zapytać, a zapłakana
siostra pokiwała głową wzdychając ciężko.
-
Całkiem poważnie. Nie będę już tą wiecznie rozkapryszoną i
złośliwą Faith, muszę się zmienić, bo niedługo zostanę sama i
nie będę mieć nikogo.
-
Głuptasie, przecież zawsze będziesz mieć mnie. Jak mogłaś nawet
tak pomyśleć?
-
Ty wyjdziesz za księcia, a ja co? Popełniam błąd, wiem o tym
doskonale, więc teraz muszę przyjąć konsekwencje tego, co
zrobiłam. Przepraszam jeszcze raz – odparła i odsunęła się od
siostry. Złapała w palce suknię i zaczęła ją delikatnie
ugniatać, próbując zająć czymś palce.
Cała
ta sytuacja ją przerastała, dlatego zachowywała się w ten sposób,
ale gdy Charity powiedziała, że Hope zamknęła się w pokoju i nie
chce nikogo widzieć, to zrozumiała, że zachowuje się jak głupia
gęś, która nie baczy na uczucia innych. W końcu jej starszą
siostrę dręczyły wyrzuty sumienia. Pragnęła również jej
szczęścia, dlatego nie powinna mówić i robić tak, jakby to
wszystko było jej wina. W końcu Hope pozwoliła się pocałować
Lucasowi w złym momencie, a ona? Ona oddała się mężczyźnie,
dała mu swą cnotę nawet nie zastanawiając się, co będzie dalej.
Prawda i tak wyszłaby na jaw, dlatego nie było sensu upierać się
dalej, a to, że Lucas jakimś cudem zorientował się w sytuacji
jedynie przyspieszyło działania.
Hope
w końcu została sama, czując wielką, niemal fizyczną ulgę.
Sprawę z Faith miała już z głowy, chociaż miała wyrzuty
sumienia, że pozwoliła jej myśleć, iż płakała właśnie z jej
powodu. Po namyśle doszła do prostego wniosku – nie ma tego
złego, coby na dobre nie wyszło. Ostatecznie Faith zgodziła się
poślubić Caina. Zaczną w końcu planować śluby i zaręczyny.
Uśmiechnęła
się, chociaż w sercu szalała burza.
Och, kocham, kocham, kocham WSZYSTKICH! Od Hope, przez Charity i Ashbrook'a (jak źle napisałam jego nazwisko to się chyba powieszę), na Cain'ie kończąc *-* Ale spokojnie, trzeba opanować emocje...
OdpowiedzUsuńJak sobie wyobrażę biednego Lukasa na bitwie to sama mam ochotę załkać w poduszkę jak Hope. Ale nie ukrywam, że teraz nie mogę się doczekać ich konfrontacji! ^^
A Cain to słodziak. Czyż to nie romantyczne? Kobieta zakochuje się w zwykłym służącym, a kiedy seksią się w krzakach - puf! On zamienia się w księcia! (Pomijając fakt, że Faith nie jest z tego zadowolona)
Zastanawia mnie jednak wątek z "byłą" Lukasa, która poprzysięgła zemstę. Co wykombinuje dalej z tą ochydną kupą tłuszczu, która niemal nas nie zgwałciła tamtej nocy? Co zrobi Lukas kiedy się o wszystkim dowie? O.o
Oj, będzie się działo! Jest tyle niedokończonych wątków, z którymi można tyle zrobić...!
Nic innego mi nie pozostaje jak tylko czekać na kolejne rozdziały, życzyć Ci wesołych świąt i motywacji w pisaniu ^^
Wow...nie Wiem co napisać to jest po prostu genialne !! Zdaje mi się ze Hope stanie się dla Lucasa taka potpora oazą spokoju by wynagrodzić mu źle przeżycia z przeszłości ale to tylko moje przypuszczenia mogę się mylić .Mmm jak ja się doczekam na następny rozdział :( :* wiem że to jest pracochlone potrzebna jest wena ale ja jestem strasznie niecierpliwa hahah :* ale co tam dla mnie dam radę .jesteś genialna :*
OdpowiedzUsuńŚwietne :*
OdpowiedzUsuńW tym rozdziale i Faith i Hope zirytowały mnie do granic możliwości. Faith z powodu swojego uporu a Hope swoim płaczem. Sytuacja Lucasa faktycznie była trudna; można by rzecz, że ekstremalnie ciężka, jednak nie on jedyny przeżył coś takiego.
OdpowiedzUsuńCóż, wiem, że to inne czasy i że Hope jest po prostu bardziej wrażliwa i pewnie przeżywa wszystko o wiele bardziej, jednak żeby aż tak? mogłaby się ogarnąć (matko, ależ ja mam pskudny humor! :D)
co do historii Lucasa, to owszem, to smutna historia, pełna bólu i trudnych doświadczeń. być może łatwiej go teraz zrozumieć, jednak nawet i to nie jest w stanie wszystkiego wytłumaczyć. zasłanianie się trudnym życie to tylko dobra przykrywka. choć wiem, że Lucas tak nnie myśli i wiem, że też się tym nie chwali, co tylko potwierdza, że w głębi duszy jest dobrym człowiekiem.
a Cain, cóż, są z Faith siebie warci i jestem przekonana, że będą dobrym acz wybuchowym małżeństwem :D
Pozdrawiam!
Genialne :*
OdpowiedzUsuńChciałam to zrobić już dawno - wejść sobie tutaj i zabrać się za komentarz na poziomie. Zawsze się oczywiście tłumaczyłam sama przed sobą brakiem czasu, weny twórczej, chęci czy zmęczeniem, to jasne w moim przypadku. Może zaznacze na wstępie, że z komentarzem na poziomie, ten, nie będzie miał za wiele wspólnego. Nie tak to sobie zaplanowałam, ale muszę wiedzieć, że ty wiesz, że ja sobie tutaj jestem. Zawsze. Pamiętam, że pochłonęłam i nadrobiłam tę historię bardzo szybko. Mogłabym się nawet pokusić o stwierdzenie, że zrobiłam to dokładnie w dwie letnie noce, jednak nie chcę naciągać prawdy. Wyjadę mi się, że rzeczywiście mogło tak być, ale nie lubię mówić czegoś, nie mając pewności co do tego słuszności. Tak więc sobie tutaj jestem. Trzaskam ci wyświetlenia prawie codziennie sprawdzając czy aby na pewno nie ma nowego rozdziału, chociaż przecież mam bloga w obserwowanych. To taka moja mała obsesja - jak już się wkręce w jakąś historię, to koniec. Jak kochać to na zabój, jak kraść to miliony, coś w tym stylu. Dlatego musisz wiedzieć, że zawsze tutaj jestem i cholernie pasjonuje mnie wszystko co dzieje się na linii Hope-Lucas. Dosłownie wszystko. I cholernie czekam na grudzień i ich wesele. Najmocniej na świecie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę mnóstwa weny. Co prawda jest już po świętach, ale zawsze można podpiąć to pod życzenia noworoczne, no nie?
Kocham :*
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńPo prostu kocham :* najlepsza pisarka jaką do tej pory poznałam :D czekam na next :*
OdpowiedzUsuńWchodzę tutaj codziennie już od kilku dni, wypatrując rozdziału. :) Wygląda na to, że nie tylko ja czekam z niecierpliwością! Życzę weny twórczej i wielu pomysłów. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
tooloudsilence
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział kochana :*
OdpowiedzUsuńNo kochana muszę ci powiedzieć ( raczej napisać!) że niezła jesteś w tym co robisz pełen szacun :)
OdpowiedzUsuńWspaniała historia :) czekam na kolejny rozdział :*
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać następnego rozdziału :*
OdpowiedzUsuńGenialne :*
OdpowiedzUsuńUwielbiam taki gatunek opowiadań/książek A ty jesteś w tym genialna :D
OdpowiedzUsuńŚwietne :)
OdpowiedzUsuń