24 grudnia 2015

Rozdział 31






Sprawa z Faith ciągnęła się przez kolejne dni. Na złość wszystkim nie wychodziła z pokoju i z nikim nie chciała się widzieć. Cain niemal nocował u jej drzwi próbując przekonać do zmiany zdania. Obiecywał jej życie w dostatku, obiecywał także niezależność i dość sporą sumę do własnej dyspozycji, ale Faith zawsze odpowiadała jednym słowem – nie. Hope kręciła głową zmartwiona i próbowała porozmawiać z nią, ale i z nią Faith nie zamierzała dyskutować. Czuła się oszukana przez Caina, więc chciała mu pokazać, że nie można z nią tak pogrywać.
Hope nie przesiadywała jednak pod drzwiami siostry. Musiała jej dać czas do namysłu i chwilę spokoju, dlatego postanowiła pogłębiać więź z Bezą. Klacz była kochana i bardzo ufna, ale musiały się do siebie przekonać. Dziewczyna koniecznie chciała nauczyć się jej ufać i lepiej jeździć.
W stajni odnalazła jednego ze służących i poprosiła o osiodłanie klaczy, ale zasugerowała męskie siodło. Chciała spróbować jeździć inaczej, niż robiła to dotychczas. Na pewno sposób w jaki mężczyźni dosiadali konie był wygodniejszy i bezpieczniejszy. I na pewno lepiej kierowało się wierzchowcem.
Stajenny, jeśli był zaskoczony, to nie dał po sobie niczego poznać. Wybrał najlżejsze siodło i podkładkę, by klacz miała miękko. Hope stała z tyłu i patrzyła jak Beza spokojnie znosi wszystkie zabiegi koniuszego. Była już wyczyszczona i najedzona, jej spokój świadczył tylko o zrównoważonym charakterze, ale wiedziała, że gdy popuści jej wodze, klacz na pewno będzie ostro galopować.
Z pomocą chłopaka wsiadła na jej grzbiet, gdy wyprowadził ją z boksu i spokojnym stępem wyjechała ze stajni. Dziwnie się czuła, gdy nie miała u swego boku narzeczonego, ale nie chciała wiecznie korzystać z jego pomocy. Musiała w końcu być niezależną, przynajmniej w tych dziedzinach, w których mogła.
Klacz szła spokojnie drogą prowadzącą poza majątek Reabourna, a Hope nie ponaglała jej. Musiała oswoić się z myślą, że Lucas jej nie pomoże, jeśli coś pójdzie nie tak. Kiedy zobaczyła furtę, przez którą się wyjeżdżało z posiadłości, przystanęła i odetchnęła głęboko, czując zapach lasu i jesieni w powietrzu.
Kolorowe liście opadały z drzewa, niczym barwny kobierzec ścieląc się na ziemi i pokrywając wszystko. Nad polami widocznymi między rzadkim lasem wisiał mgła. Opatulona w ciepły płaszczyk nie czuła chłodu, ale nie zamierzała zbyt długo przebywać na zewnątrz. Niedługo zapadnie zmierzch, a ona nie zamierzała spędzać wtedy czasu poza domem, w dodatku w środku lasu. Ruszyła spokojnie, wzrokiem wytyczając sobie trasę.
Wróciła do posiadłości, ale żałowała, że nie mogła dłużej pojeździć. Nie poznała jeszcze możliwości klaczy, ale obiecała sobie, że wkrótce to zrobi – sama, bez bojaźni o swoje życie. Beza nie była w stanie jej skrzywdzić.
Było już całkiem ciemno, gdy wchodziła do domu. Natychmiast udała się do gabinetu, gdzie spodziewała się zastać Gabriela oraz Charity. Za wielkim biurkiem siedział książę. Pisał coś zawzięcie, a cały gabinet rozświetlony był kandelabrami i lampami gazowymi. Nie zwrócił na nią uwagi, dopóki nie podeszła do niego i nie rzuciła cienia na biurko.
- Och, Hope, witam - powitał ją przelotnym uśmiechem i wrócił do papierów.
Hope zmarszczyła czoło, poczuła się zignorowana, ale nie zamierzała dać się zbyć. Chciała porozmawiać z księciem o Faith. Nadal nic nie ustalili, a przecież musieli działać. Zależało jej na tym, by Faith nie padła ofiarą skandalu, który mógłby ją całkowicie pogrążyć. Wierzyła w to, że będzie szczęśliwa. Cain na pewno da jej tyle szczęścia ile tylko będzie chciała – tak czuła. Była o tym przekonana, chociaż do niedawna myślała, że oboje darzą się głęboką antypatią. Faith była trudną damą, ale nie była znów tak nieczuła i zbuntowana.
Po śmierci rodziców łaknęła miłości i kogoś, kto otoczyłby ją opieką. Cain nadawał się wprost idealnie. Potrafił być czuły i opiekuńczy, ale jednocześnie był kimś, komu jej młodsza siostra mogłaby wejść na głowę, a to było ważne. Uśmiechnęła się, ciesząc się, że chociaż jedna z nich będzie szczęśliwa.
Gabriel w końcu zwrócił się do niej przepraszając ją za to, że musiała czekać.
- Miałem pilny list do napisania – odparł ze skruchą i posłał jej pokrzepiający uśmiech. Hope kiwnęła głową i usiadła na fotelu, czekając aż książę poświęci jej całkowitą uwagę. Wiedziała, że znajdą jakieś porozumienie, bo w końcu Gabriel słynął ze swej chłodnej kalkulacji.
Książę podszedł do ściany ukrytej między drzwiami, a etażerką i zadzwonił po kamerdynera. Mężczyzna zjawił się bardzo szybko i wziął od chlebodawcy kopertę z cennym listem.
- No dobrze, moja droga, a teraz mi powiedz, co cię do mnie sprawdza. Słusznie myślę, że chodzi o Faith, tak? - zagadnął w końcu sadowiąc się wygodnie w głębokim fotelu. Panna Winward kiwnęła głową i również umościła się wygodnie spodziewając się długiej rozmowy.
- Tak, właśnie. Nie wiem, co robić. Nie wiem, dlaczego akurat ona zrobiła coś takiego, skoro zawsze uważałam ją za racjonalną i rozsądną. No dobrze, czasami bywała kapryśna i lubi psocić, ale... Wiesz, Anglia nas zmieniła, to znaczy mnie i Faith. Obie stałyśmy się zupełnie inne i nie jestem w stanie już wrócić do tej dawnej Hope jaką jeszcze byłam, gdy zamieszkałam u księcia Sussex'a.
- Cóż ci mogę powiedzieć? Byłbym bardziej zdziwiony, gdybyś się nie zmieniła. Obie z siostrą żyłyście w maleńkiej wiosce, nieświadome życia jakie toczyło się tu w Anglii. Londyn na pewno wywarł na was złe wrażenie, ale za to jedynie mogę przeprosić. Ton ma znaczący wpływ na ludzi takich jak ty i Faith. Jesteście wrażliwe i dobre i wejście do świata arystokracji miało na was wpływ. Rozumiem cię doskonale, bo sam często uważam, że ludzie noszący tytuły zachowują się karygodnie. Nic innego nie mogę ci powiedzieć.
Hope kiwała głową i uśmiechała się z wdzięcznością. Książę powiedział kilka miłych słów, od których zrobiło jej się ciepło. Mimo wszystko dobrze wiedzieć było, co myśli Gabriel.
Ale mimo wszystko przyszła tu tylko po to, by porozmawiać o młodszej siostrze. Faith potrzebowała pomocy, nawet jeśli myślała inaczej.
- No dobrze, co z Faith? Jak mamy jej pomóc? - westchnęła zrezygnowana. Reabourn uśmiechnął się lekko i pokręcił głową.
- Nie przejmuj się tym, moja droga. Pozwól, że się tym zajmę. Sądzę, że znalazłem rozwiązanie, ale obiecaj mi, że nie będziesz się do tego mieszać, dobrze? - Panna Winward spojrzała na niego zaskoczona.
- Naprawdę? Jak to chcesz zrobić?
- Tym się nie kłopocz. Na pewno dowiesz się wszystkiego w swoim czasie.
Hope milczała zaskoczona i choć gdzieś w serce i umysł wkradał się niepokój wierzyła, że książę zrobi wszystko, by Faith w końcu zechciała poślubić McRoy'a. Bardzo tego pragnęła, bo pasowali do siebie jak mało kto.
Wkrótce opuściła gabinet i udała się do sypialni, by tam przygotować się do kolacji.

***

Powoli zapominała jak żyło jej się w Ameryce, ale wciąż pamiętała o Skaczącej Niedźwiedzicy i jej mężu, dlatego wysłała jej zaproszenie na ślub. Marzyła o tym, by Indianka i John przypłynęli do Anglii. Mimo wszystko wiele im zawdzięczała. Po śmierci rodziców, za którymi ciągle tęskniła, Skacząca Niedźwiedzica i John stali się dla niej i Faith wielką podporą. Jak mogłaby o nich zapomnieć? Koniecznie musiała zobaczyć reakcję kobiety na widok jej narzeczonego.
Na pewno doceni jego wygląd i zachowanie, niekoniecznie charakter, ale spodziewała się, iż młody książce zechce zrobić dobre wrażenie na jej przyjaciołach, chociaż nie wiedział, jaką rolę odegrali w jej życiu po śmierci rodziców.
Na wspomnienie rodziców poczuła rozdzierającą serce tęsknotę. Gdyby żyli nie doszłoby do sytuacji, w jakiej znalazły się obie z Faith, a przede wszystkim nie znalazłaby się w tym miejscu. Anglia miała swój urok i pod wieloma względami zachwycała, bo różniła się  od bostońskiego życia, ale jednak – nie była tym miejscem, w którym spędziły całe życie. W Great Cove żyła przez dwadzieścia lat i sądziła, że tam już zostanie, ale przewrotne życie skierowało ją zupełnie na inną drogę, do kraju, który znała z tęsknych opowieści matki i oszczędnych informacji ojca.
Wspomnienia ojczyzny i ukochanych rodziców wprawiły ją w melancholijny nastrój, który utrzymywał się przez kilka następnych dni i nic nie było w stanie ją wyciągnąć z tego stanu, nawet zaczepki Wilcotta i karczemna awantura Faith, kiedy Cain wdarł się do jej sypialni siłą.
Faith okazała się być prawdziwą złośnicą. Hope widziała jak rzucała wszystkim, co miała pod ręką w stronę Caina. Biedny mężczyzna nie zdołał uchronić się przed lecącym w jego kierunku butem.
- Na litość boską, ty zawzięta babo! - krzyknął w końcu, rozcierając bolące miejsce. Trafiła w głowę. Hope stała za progiem z szeroko otwartymi ustami nie wierząc w to, co widziała, ale nic nie powiedziała, bo i też nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć.
- Wynoś się z mojego pokoju! - wrzasnęła Faith i oparła zaciśnięte pięści na biodrach.
- Chcę porozmawiać, idiotko! Nie zachowuj się jak rozwydrzony bachor – warknął w końcu, próbując obłaskawić złość malującą się na jego twarzy. Oddychał ciężko, a policzki płonęły mu od burzy uczuć jaka niewątpliwie szalała w jego wnętrzu. Hope pokręciła głową i poszła dalej. Nie miała zamiaru mieszać do ich spraw, tym bardziej, że Faith zapowiedziała, by tego nie robiła. Uszanuje jej słowo i nic nie powie. Po co zresztą? Czy sytuacja nie była już skomplikowana? Jej słowa nic nowego nie wniosą, a mogą jedynie rozzłościć Faith.
Zeszła na dół, do dziennego saloniku, gdzie zazwyczaj przesiadywały i przyjmowały gości, lecz nie zastała w nim nikogo. Charity wyjechała rano do miasta, by załatwić kilka spraw, a one zostały w posiadłości. Nudziła się jak prawdziwa dama, nie miała pojęcia, co robić, bo obecnie nie miała ochoty na czytanie ani wyjście na dwór, wychodząc na wiatr i zacinający w oczy deszcz należało zdecydowanie do szalonych pomysłów, dlatego siedziała i myślała, tęskniła za rodzicami i za Great Cove, choć powoli uczyła się żyć ze świadomością, iż dom ma teraz tu, a życie będzie dzielić z Lucasem.
Nagle do salonu wszedł wściekły Cain. Usiadł gwałtownie w fotelu i potarł bolące miejsce.
- Twoja siostra jest wredną zołzą – mruknął niewyraźnie i westchnął. Spojrzał na nią, a potem przeniósł wzrok na skrzyżowane nogi.
- To dlaczego odebrałeś jej niewinność? - zapytała i rozsiadła się wygodnie, była ciekawa tego, co miał do powiedzenia. Krępował ją ten temat, ale chciała się dowiedzieć, co czuł.
Od chwili, gdy wszystko wyszło na jaw, że nie jest zwykłym lokajem, lecz ukrywającym się księciem, musiał się wyprowadzić i pokazać się ojcu. Wrzawa jaka zapanowała wokół niego po ujawnieniu się była ogromna, co świadczyło o tym, iż był naprawdę sławny pośród socjety. Jego ród, jak się dowiedziała, był stary i bardzo ważny na królewskim dworze.
- Wiesz, nie gniewaj się za to, co powiem, ale wydaję mi się, że wy wszyscy traktujecie ją jak rozbrykaną małą dziewczynkę, która bardziej skłonna jest do psot niż do poważnego zachowania. Wszyscy traktujecie ją z góry i pozbawiacie ją możliwości wykazania się czymś więcej. Nie jest złą osobą, choć na taką pozuje.
- Tak? Ale to chyba ty nie byłeś dla niej zbyt miły, prawda? Nie uważasz, że ta ocena jest niesprawiedliwa? - zapytała Hope, w ogóle nie gniewając się na niego za to, co powiedział. Miał absolutną rację i dopiero teraz dostrzegła, że nie zachowywała się zbyt dobrze wobec Faith.
- Więc dlaczego taki byłem? Bo wiedziałem, że nie mogę dać Faith tego, czego pragnie. Jeszcze przed całą tą aferą sądziłem, że raczej się nie ujawnię i na zawsze zostanę lokajem u Reaburna, ale niestety, tak się nie stało.
- Dlaczego się chowałeś? I skąd znasz Lucasa... To znaczy księcia Wilcotta? - poprawiła się szybko, gdy dostrzegła jego zaskoczoną, pełną rozbawienia minę. Uniósł wysoko brwi i przyglądał jej się z ciekawością, a potem westchnął, jakby nagle przypomniał sobie, o co go pytała.
- Nasza znajomość sięga bitwy pod Waterloo. Tam się poznaliśmy. On był młodym, zbuntowanym żołnierzem, ja natomiast byłem oficerem, chociaż wolałem, jak Lucas, stać w pierwszym szeregu, a nie z tyłu, za żołnierzami.
- Dlaczego? - Hope poczuła rosnącą ekscytację, bo ich rozmowa zaczęła rozwijać się w dość ciekawym kierunku – zaczęła dotyczyć Lucasa, mogła dowiedzieć się coś więcej o mężczyźnie, który zawsze tak chował swe sekrety, jakby obawiał się, że ktoś mógłby go zranić z tego powodu.
- To proste, oficerowie uznawani byli za tych okrutnych, którzy wysyłali zwykłych żołnierzy jako mięso armatnie, nigdy nie należałem do ludzi rozmyślnie złych. Brzydziłem się tym, co miałem, dlatego stawałem do walki na równi z nimi. Tak właśnie poznałem Lucasa, choć wtedy on sam nie wiedział, że jest księciem. Nie znał ani swego ojca, jedynie matkę, która była jakąś tam tandetną aktorką w podrzędnym teatrze.
Zacisnęła usta, czując nagły przypływ współczucia dla Lucasa sprzed dziesięciu lat. Wojna musiała być czymś potwornym, czymś, co na zawsze wypaczyło psychikę wielu młodych mężczyzn, w tym Lucasa i Caina.
- Nie wiem, czy mogę o tym z tobą rozmawiać – przemówił Cain, a Hope spojrzała nań błagalnie, bo nie chciała, aby przerywał teraz, gdy historia zaczęła być interesująca, a ona powoli odkrywała historię narzeczonego.
- Proszę, nie urywaj tej opowieści. Opowiedz mi coś, bo ja nigdy nie będę wiedziała, jaki był wcześniej, nie mam pojęcia, co nim zazwyczaj kieruję, a wiem, że jego przeszłości nie dowiem się do niego. Nigdy mi tego nie opowie, a ja muszę wiedzieć. - Była gotowa błagać go na kolanach, byle tylko nie porzucał przerwanego wątku. Tak bardzo jej zależało na tym, by dowiedzieć się cokolwiek o Lucasie.
Cain przez chwilę zastanawiała się, aż w końcu kiwnął głową, wypuszczając cicho powietrze z płuc, jakby ciążyło mu od dawna.
- No dobrze, ale obiecaj mi, że nie powiesz Lucasowi skąd to wiesz. Najlepiej będzie, jeśli będziesz udawała, że nic nie wiesz, bo nie chcę mieć w nim wroga.
- Obiecuję ci! Nigdy nie dowie się, że coś o nim wiem – przyrzekła, poprawiając się na swoim miejscu. Przygładziła fałdy sukni i zaczerpnęła tchu, aby przygotować się na opowieść. Spodziewała się samych najgorszych rzeczy, dlatego już teraz próbowała uspokoić niespokojny oddech – No więc? Jaki był? - Cain podrapał się po brodzie, szukając odpowiednich słów, a potem wolno zaczął swą opowieść.
- Cóż, twój narzeczony to dość specyficzny człowiek, wtedy też taki był. Z jednej strony nienawidził miejsca, w którym się znajdował, ale z drugiej, nie widział siebie nigdzie indziej. Jak sam mi powiedział, po prostu czuł się źle w towarzystwie ludzi. Okazało się, że ma rękę do koni, więc jak młody chłopak i żołnierz dostał przydział do kawalerii, spędzał całe dnie i noce między zwierzętami, aż przesiąkł ich zapachem i trudno go było mu zmyć, dlatego stał się pośmiewiskiem niemal całego regimentu, ale nikt nie odważył się go zaczepić. Mimo swego młodego wieku był wyrośnięty jak młody byk i bardzo silny, potrafił się bić jak stary pięściaż. Łamał nosy i żebra, wykręcał ręce ze stawów i nabijał guzy, wszyscy woleli trzymać się od niego z daleka, chociaż budził we wszystkich rozbawienie. Ja sam przyłączyłem się do niego zaraz po tym, jak wykupiłem patent i razem zajmowaliśmy się końmi. W zasadzie nie było żadnych wojen, więc i wojsko nie było tak potrzebne, ale jednak, oficerowie i reszta dowództwa lubiła znęcać się nad swymi podwładnymi.
Hope słuchała tego z rosnącym niedowierzaniem, czuła w sercu rozdzierający żal. Wyobraziła sobie młodego chłopaka jak troskliwie opiekuje się zwierzętami, a wszyscy wokół pokazują go palcami, naśmiewają się z jego miłości do niewinnych stworzeń. To było okropne i nie spodziewała się, że ktoś kiedyś wytykał go palcami.
- I co dalej? - ponagliła swego rozmówcę, gdy zamilkł nagle, myśląc nad czymś intensywnie. Oczy lekko mu pociemniały, a dziewczyna zdała sobie sprawę, że przypomina sobie owe czasy, gdy musiał brać udział w bitwie.
- Szybko staliśmy się nierozłączni, choć żaden z nas nie traktował tego drugiego jak przyjaciela na dobre i na złe. Mieliśmy zbyt różne charaktery, no i każdy miał już swoje plany na przyszłości, więc żaden z nas nie przywiązywał się do nikogo. Kiedy wybuchła bitwa, podążyliśmy pod Waterloo, nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia z wojną, dlatego, gdy potyczka dobiegła końca, każdy z nas był przerażony ogromem śmierci, bólu i cierpienia. Jęki ludzki, kwik koni – to wszystko było okropne i przez kolejne lata nawiedzało nas w najgorszych koszmarach. Lucas zmienił się, zamknął się w sobie, a potem, kiedy dowiedział się kim jest jego ojciec, zaczął nienawidzić cały świat. Musiał poradzić sobie z wojną, bo nie wyglądał na kogoś, kogo dręczą koszmary, chociaż jak tam myślę nad tym, to nie chcę mi się w to wierzyć. Zapewne do tej pory musi źle spać z powodu wojny.
- Czy źle był traktowany przez waszych przełożonych? - zapytała, ciekawa, czy Lucas padł ofiarą dowódcy-sadysty.
- W zasadzie to chyba jak każdy inny. Raz widziałem, jak sprzeciwił się generałowi, który kazał zastrzelić mu swego ogiera bojowego. Nie zgodził się, bo uważał, że koń zdoła z tego wyjść, ale generał się uparł. Lucas był nieugięty, więc generał skazał go na chłostę. Tak długo go bili, aż padł zemdlony. Nie pozwolili go opatrzeć, przez niemal całą noc leżał w kałuży własnej krwi, ale po tym wydarzeniu Lucas zrobił się bardzo zły. Wpadał w szał i bił każdego na oślep, a do bitwy szedł z myślą, że już nie wróci do Anglii.
Hope słuchała tego z niedowierzaniem. Kręciła głową, kiedy Cain odkrywał nowe fragmenty życia księcia i nie mogła uwierzyć, że tak po prostu ktoś go wychłostał. Na szczęście powieść się skończyła, Cain nie powiedział jej nic więcej, ponieważ tuż po bitwie każdy udał się w swoją stronę, lecz kilka lat później, Cain poprosił go o pomoc, gdyż nie chciał już żyć jak syn księcia. Ukrywał się i miał nadzieję, że nigdy już nie będzie musiał znosić swych „przyjaciół”. Ale stało się inaczej.

***

Hope nie mogła dojść do siebie przez następnie dni, odmawiała spotkania z każdym kto chciał ją zobaczyć. Nawet Charity prosiła ją o rozmowę, lecz się nie zgodziła. Musiała przetrawić to, co usłyszała, dlatego zamknęła się w pokoju, a służąca od czasu do czasu sprawdzała, co się z nią dzieje. Opowieść Caina wyprowadziła ją z równowagi i nie wiedziała, jak sobie z tym poradzić. W końcu Lucas był człowiekiem i nawet, jeśli kiedyś potrafił kochać, to teraz wyzbył się wszelkich uczuć. Uznał je za słabość, której się obawiał, tak jak wtedy, gdy bronił konia. Czy gdyby nie Waterloo i cała ta wojskowa otoczka, to dziś byłby innym człowiekiem? Może nawet umiałby ją pokochać tak, jak tego pragnęła?
Łzy same jej leciały, kiedy wyobrażała sobie wychłostanego Lucasa. Żal ściskał jej serce żelazną dłonią i nie chciał puścić. Biedny Lucas, myślała rozpaczliwie, próbując poskładać się w całość. Biedny, kochany Lucas. Nie wiedziała, czy będzie wystarczająco silna, gdy ten spojrzy na nią. Rozpłaczę się, rozsypie w drobny pył, bo nie będzie w stanie myśleć już o nim tak, jak poprzednio. Nie mogła.
Może Cain nie powinien był jej tego mówić? Teraz nie będzie już potrafiła utrzymać tego dystansu. Będzie mógł zrobić z nią, co będzie chciał, bo nieustannie będzie wiedziała, co się z nim działo dziesięć lat temu.
Ukryła twarz w poduszce i załkała głośno, próbując zwalczyć w sobie chęć pobiegnięcia do młodego księcia i powiedzenia mu tego wszystkiego, co tkwiło w jej sercu. Ale nie mogła tego zrobić, bo nie wiedziała jak zareaguje na wieść, że próbowała dowiadywać się coś o jego przeszłości. Może w końcu kiedyś sam zechce jej o tym opowiedzieć?
Usnęła zmęczona płaczem i żalem nad losem księcia.
Pukanie do drzwi przedostało się przez ciemną ścianę snu i powoli wyrywało ją z obięć Morfeusza, jakby ktoś nagle postanowił odebrać jej tę chwilę ulgi. Otworzyła oczy, zamrugała kilkakrotnie, a potem zdała sobie sprawę, że do drzwi dobija się Faith.
- Hope, otwórz na litość boską! - krzyknęła wytrącona z równowagi młodsza siostra i załomotała w drzwi. Hope podniosła się szybko i nie zawracając sobie głowy własnym wyglądem, wpuściła siostrę do środka. Faith wpadła w jej objęcia z płaczem. Łkała przez kilka minut, aż wyczerpana niemal osunęła się na ziemię.
Obie w końcu usiadły na łóżku, a Faith wznowiła swoje zawodzenie. Hope głaskała ją po głowie i uspokajała cichym, pocieszającymi słowami. W zasadzie nie wiedziała, co skłoniło Faith do takiego płaczu, ale musiało się stać coś strasznego, dlatego powoli próbowała ją wyprowadzić z tego szlochu.
- Faith, siostrzyczko kochana, co się stało? Cain zrobił ci krzywdę? - zapytała łagodnie, głaszcząc ją po włosach.
- Nie, to nie to – odparła drżącym głosem i pociągnęła nieelegancko nosem. Spojrzała na Hope i wyprostowała się gwałtownie. - Hope, ty płakałaś? - wykrztusiła, gdy płacz nagle wezbrał jej w gardle. - Dlaczego?
- Nie przejmuj się, czasem muszę sobie ulżyć. Zbyt wiele uczuć gromadzi się we mnie – odparła, lekceważąc siostrzaną troskę. W końcu w tej chwili, to Faith potrzebowała jej troski.
- To wszystko moja wina. Nie płakałabyś, gdyby nie ja. Zbyt wielu trosk ci dostarczam, a ty robisz, co możesz, żeby mnie uszczęśliwić. Jestem niewdzięczna. Przepraszam. Jeśli to cię pocieszy, to wyjdę za księcia Cainbridge. - Faith wyrzucała z siebie słowa, nawet nie zaczerpując powietrza. Hope była zaskoczona jej słowami i przez chwilę nic nie mówiła, myśląc przypadkiem, czy Faith nie żartuje, bo i tego nie wykluczała.
- Mówisz poważnie? - odważyła się zapytać, a zapłakana siostra pokiwała głową wzdychając ciężko.
- Całkiem poważnie. Nie będę już tą wiecznie rozkapryszoną i złośliwą Faith, muszę się zmienić, bo niedługo zostanę sama i nie będę mieć nikogo.
- Głuptasie, przecież zawsze będziesz mieć mnie. Jak mogłaś nawet tak pomyśleć?
- Ty wyjdziesz za księcia, a ja co? Popełniam błąd, wiem o tym doskonale, więc teraz muszę przyjąć konsekwencje tego, co zrobiłam. Przepraszam jeszcze raz – odparła i odsunęła się od siostry. Złapała w palce suknię i zaczęła ją delikatnie ugniatać, próbując zająć czymś palce.
Cała ta sytuacja ją przerastała, dlatego zachowywała się w ten sposób, ale gdy Charity powiedziała, że Hope zamknęła się w pokoju i nie chce nikogo widzieć, to zrozumiała, że zachowuje się jak głupia gęś, która nie baczy na uczucia innych. W końcu jej starszą siostrę dręczyły wyrzuty sumienia. Pragnęła również jej szczęścia, dlatego nie powinna mówić i robić tak, jakby to wszystko było jej wina. W końcu Hope pozwoliła się pocałować Lucasowi w złym momencie, a ona? Ona oddała się mężczyźnie, dała mu swą cnotę nawet nie zastanawiając się, co będzie dalej. Prawda i tak wyszłaby na jaw, dlatego nie było sensu upierać się dalej, a to, że Lucas jakimś cudem zorientował się w sytuacji jedynie przyspieszyło działania.
Hope w końcu została sama, czując wielką, niemal fizyczną ulgę. Sprawę z Faith miała już z głowy, chociaż miała wyrzuty sumienia, że pozwoliła jej myśleć, iż płakała właśnie z jej powodu. Po namyśle doszła do prostego wniosku – nie ma tego złego, coby na dobre nie wyszło. Ostatecznie Faith zgodziła się poślubić Caina. Zaczną w końcu planować śluby i zaręczyny.

Uśmiechnęła się, chociaż w sercu szalała burza.

17 komentarzy:

  1. Och, kocham, kocham, kocham WSZYSTKICH! Od Hope, przez Charity i Ashbrook'a (jak źle napisałam jego nazwisko to się chyba powieszę), na Cain'ie kończąc *-* Ale spokojnie, trzeba opanować emocje...
    Jak sobie wyobrażę biednego Lukasa na bitwie to sama mam ochotę załkać w poduszkę jak Hope. Ale nie ukrywam, że teraz nie mogę się doczekać ich konfrontacji! ^^
    A Cain to słodziak. Czyż to nie romantyczne? Kobieta zakochuje się w zwykłym służącym, a kiedy seksią się w krzakach - puf! On zamienia się w księcia! (Pomijając fakt, że Faith nie jest z tego zadowolona)
    Zastanawia mnie jednak wątek z "byłą" Lukasa, która poprzysięgła zemstę. Co wykombinuje dalej z tą ochydną kupą tłuszczu, która niemal nas nie zgwałciła tamtej nocy? Co zrobi Lukas kiedy się o wszystkim dowie? O.o
    Oj, będzie się działo! Jest tyle niedokończonych wątków, z którymi można tyle zrobić...!
    Nic innego mi nie pozostaje jak tylko czekać na kolejne rozdziały, życzyć Ci wesołych świąt i motywacji w pisaniu ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow...nie Wiem co napisać to jest po prostu genialne !! Zdaje mi się ze Hope stanie się dla Lucasa taka potpora oazą spokoju by wynagrodzić mu źle przeżycia z przeszłości ale to tylko moje przypuszczenia mogę się mylić .Mmm jak ja się doczekam na następny rozdział :( :* wiem że to jest pracochlone potrzebna jest wena ale ja jestem strasznie niecierpliwa hahah :* ale co tam dla mnie dam radę .jesteś genialna :*

    OdpowiedzUsuń
  3. W tym rozdziale i Faith i Hope zirytowały mnie do granic możliwości. Faith z powodu swojego uporu a Hope swoim płaczem. Sytuacja Lucasa faktycznie była trudna; można by rzecz, że ekstremalnie ciężka, jednak nie on jedyny przeżył coś takiego.
    Cóż, wiem, że to inne czasy i że Hope jest po prostu bardziej wrażliwa i pewnie przeżywa wszystko o wiele bardziej, jednak żeby aż tak? mogłaby się ogarnąć (matko, ależ ja mam pskudny humor! :D)
    co do historii Lucasa, to owszem, to smutna historia, pełna bólu i trudnych doświadczeń. być może łatwiej go teraz zrozumieć, jednak nawet i to nie jest w stanie wszystkiego wytłumaczyć. zasłanianie się trudnym życie to tylko dobra przykrywka. choć wiem, że Lucas tak nnie myśli i wiem, że też się tym nie chwali, co tylko potwierdza, że w głębi duszy jest dobrym człowiekiem.
    a Cain, cóż, są z Faith siebie warci i jestem przekonana, że będą dobrym acz wybuchowym małżeństwem :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałam to zrobić już dawno - wejść sobie tutaj i zabrać się za komentarz na poziomie. Zawsze się oczywiście tłumaczyłam sama przed sobą brakiem czasu, weny twórczej, chęci czy zmęczeniem, to jasne w moim przypadku. Może zaznacze na wstępie, że z komentarzem na poziomie, ten, nie będzie miał za wiele wspólnego. Nie tak to sobie zaplanowałam, ale muszę wiedzieć, że ty wiesz, że ja sobie tutaj jestem. Zawsze. Pamiętam, że pochłonęłam i nadrobiłam tę historię bardzo szybko. Mogłabym się nawet pokusić o stwierdzenie, że zrobiłam to dokładnie w dwie letnie noce, jednak nie chcę naciągać prawdy. Wyjadę mi się, że rzeczywiście mogło tak być, ale nie lubię mówić czegoś, nie mając pewności co do tego słuszności. Tak więc sobie tutaj jestem. Trzaskam ci wyświetlenia prawie codziennie sprawdzając czy aby na pewno nie ma nowego rozdziału, chociaż przecież mam bloga w obserwowanych. To taka moja mała obsesja - jak już się wkręce w jakąś historię, to koniec. Jak kochać to na zabój, jak kraść to miliony, coś w tym stylu. Dlatego musisz wiedzieć, że zawsze tutaj jestem i cholernie pasjonuje mnie wszystko co dzieje się na linii Hope-Lucas. Dosłownie wszystko. I cholernie czekam na grudzień i ich wesele. Najmocniej na świecie.
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny. Co prawda jest już po świętach, ale zawsze można podpiąć to pod życzenia noworoczne, no nie?

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Po prostu kocham :* najlepsza pisarka jaką do tej pory poznałam :D czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Wchodzę tutaj codziennie już od kilku dni, wypatrując rozdziału. :) Wygląda na to, że nie tylko ja czekam z niecierpliwością! Życzę weny twórczej i wielu pomysłów. ;)
    Pozdrawiam,
    tooloudsilence

    OdpowiedzUsuń
  8. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  9. No kochana muszę ci powiedzieć ( raczej napisać!) że niezła jesteś w tym co robisz pełen szacun :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wspaniała historia :) czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Uwielbiam taki gatunek opowiadań/książek A ty jesteś w tym genialna :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! ♥

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, KrypteriaHG, Natt Liv, Lotus.