13 grudnia 2015

Rozdział 30




Chociaż Hope nie dotyczyła osobiście ta sytuacja, to jednak szła do gabinetu księcia na miękkich nogach. Obawiała się tego, co usłyszą. Uścisnęła ramię młodszej siostry. Weszły cicho do gabinetu.
- Cainbrige! Do jasnej cholery, albo się zgłosisz po ten cholerny tytuł albo sam to za ciebie zrobię. Dość ukrywania, dość kłamstw! - krzyknął Reabourn najwyraźniej wyprowadzony z równowagi. Siostry stanęły jak wryte, słuchając dalszych wyrzutów. - Odebrałeś mojej podopiecznej niewinność, więc teraz powinieneś wziąć się z konsekwencjami za bary, a jedną z nich jest ujawnienie się! Na litość boską, miejże sumienie, daj znać własnemu ojcu, że żyjesz!
- Że co proszę?! - powiedziała oburzona Faith i nim Hope zdołała ją powstrzymać wkroczyła na środek pokoju. Aż cała się trzęsła, tak była wściekła. Na policzki wypełzły jej okropnie czerwone rumieńce.
- Och, Faith – zaczęła Charity, ale młodsza panna Winward w ogóle jej nie słuchała. Z ogromną złością wbijała wzrok w McRoy'a. Gdyby jej wzrok miał jakiekolwiek nadprzyrodzone moce, pewnie zabiłaby nim biednego mężczyznę, który wyglądał na całkowicie zagubionego.
- O co tu chodzi? Kim jesteś McRoy?! - warknęła wściekle, nawet nie próbując zachować jakiekolwiek pozory spokoju. Nie chciała nawet być miła, a Hope miała tylko nadzieję, że jednak ugryzie się w porę w język i nie zdoła obrazić wszystkich wokół jakąś nieodpowiednią uwagą.
- Powiedz jej, Cain – zażądał nagle Wilcott. Hope odwróciła się w jego stronę i poddając się nagłemu impulsowi podeszła do niego. Coś na jego twarzy zadrgało, jakiś mięsień – może chciał się uśmiechnąć, ale spojrzał na nią tylko w milczeniu i lekko wykrzywił usta – nie było w tym jednak ani grama radosnego gestu. Wolała jednak nie roztrząsać tego. Bała się tego, co mogłoby to oznaczać.
- Cóż, wygląda na to, że będę księciem lub coś w tym stylu, więc, moja miła, nie musisz się obawiać, że towarzystwo będzie z ciebie drwić. Nie jestem lokajem. - Jego słowa wypaliły całą masę innych słów. Pustka jaka powstała między nim a Faith sprawiła, że na chwilę całe towarzystwo zapomniało, o czym była mowa.
- Jak mogłeś mnie tak okłamać?! Jesteś podły i obrzydliwy! Wstrętny! - krzyczała bez opamiętania Faith. I tylko Hope wiedziała, jak w tej chwili ona się czuła. Była okropnie zraniona, cierpiała na pewno, dlatego wyładowywała swe uczucia w krzyku i obelgach.
- Nigdy cię nie okłamałem. Nie powiedziałem niczego, co nie miałoby prawa bytu w życiu – odparł tylko i spojrzał na nią chłodno. Faith nie była mu dłużna, jej oczy ciskały gromy, sprawiała wrażenie wściekłej – ledwie trzymającą swą furię w ryzach.
- No jasne! Bo nic nie mówiłeś, a dla mnie to samo, co kłamstwo! - burknęła tylko i skrzyżowała ramiona na piersi, czekając na dalsze jego wyjaśnienia.
- Dzieci, nie kłóćcie się, proszę was – wtrąciła się w końcu Charity. - Stało się to, co się stało, musimy więc teraz pomyśleć o tym, co dalej. Oczywiście wszyscy wiedzą czym to się skończy, dlatego może lepiej będzie, jeśli ustalimy datę ślubu, tak? - zaproponowała ugodowo, ale bardzo się pomyliła, co do Faith, która ani myślała się zgadzać na to, co wymyślą dla niej inni.
Na pewno nie była tak, jak starsza siostra – nie miała zamiaru dać sobą kierować tylko dlatego, że obowiązywały kobiety pewne normy narzucone na ich postępowanie. Nie była potulna, nigdy nie musiała się stosować do takich bzdur i nigdy tego nie zrobi. Będą musieli siłą ją zaciągnąć przed ołtarz.
- Nie – odpowiedziała tylko, ale wszyscy wiedzieli, o co jej chodzi. - Nie wyjdę za tego podłego kłamcę, choćby kat stał nade mną z wielkim toporem. Nie pozwolę sobą manipulować. Nie mam tak dobrego charakteru jak Hope. Moja siostra jest zdecydowanie łagodnego uspokojenia i chce, by wszyscy byli szczęśliwi, ale ja nie pozwolę niszczyć swojego życia.
- Gdybyś choć trochę zastanowiła się nad tym, co mówisz, to może w końcu przestałabyś ranić swoją siostrę – odezwał się nagle Lucas, nie wyglądał na zadowolonego. Jego ciemne oczy jakby jeszcze bardziej pociemniały. - Najbardziej czego nie lubię, to niewdzięczności osoby, która jest kochaną przez najbliższych. Jeśli chcesz być niezależna, to proszę, rób, co uważasz za słuszne, ale pomyśl, czy Hope przypadkiem nie ucierpi. - Jego głos brzmiał twardo i nieustępliwie.
Hope spojrzała na niego zdumiona. Nie chciała odbierać tego w ten sposób, ale stanął w jej obronie, choć to była tylko Faith. Znała swą siostrę na wylot, nie czuła się urażona, ale on uznał, że powinien coś powiedzieć. Poczuła ciepło na sercu.
- Jeśli sprawisz, że moja siostra będzie z tobą szczęśliwa, to wtedy porozmawiamy o mnie, w porządku? -rzuciła drwiąco, dając wszystkim jasno do zrozumienia, że w to nie wierzy.
Hope zrobiło się przykro, ale nie chciała zabierać głosu w tej sprawie. Faith mogłaby to źle odebrać, a gdyby próbowała zaprzeczyć słowom Lucasa, na pewno on poczułby się urażony. Sytuacja była dość niekomfortowa dla wszystkich. Milczała więc u boku księcia, czując promieniujące od niego ciepło. Czuła się przy nim tak absurdalnie bezpiecznie, a przecież był zdolny ją zranić.
- Nie wezmę ślubu z Cainem, czy jak mu tam na imię. Nie i koniec! - odparowała i odwróciła się na pięcie. Wyszła z gabinetu Gabriela, ostentacyjnie trzaskając drzwiami.
- Jest charakterna jak młode źrebię – powiedział z przekąsem Wilcott.
- Wyrośnie z tego, nosi ją temperament – uzupełniła Charity.
- Przepraszam za nią, jest nieobliczalna – mruknęła Hope, patrząc na wszystkich z wyczekiwaniem. Cain się skrzywił, Charity i Gabriel po prostu uśmiechnęli się i potrząsnęli głowami, a jej narzeczony prychnął zirytowany.
- Nie przepraszaj w jej imieniu, bo ty nie jesteś niczemu winna.
Hope się skrzywiła. Nie podobało jej się to, że wszyscy ją wybielają, a z Faith robią kogoś złego. Ona taka nie była, czuła się zagubiona i przede wszystkim oszukana przez Caina, dlatego zachowała się w ten sposób. Chciała to jakoś wytłumaczyć, poprosić ich o wyrozumiałość, ale wszyscy już zwrócili się do McRoy'a.
- Doskonale wiesz, co zrobiłeś. Odebrałeś jej cnotę, chociaż była debiutantką i nie wolno było ci ją tknąć! - przemówił w końcu książę Reabourn. Podobnie jak Charity – wyglądał na złego, rozczarowanego i chyba nawet rozbawionego, ale tego nie była pewna. Cóż, ona nic nie widziała zabawnego w sytuacji, w której właśnie znalazła się Faith. Jeśli zaszła w ciążę, to będzie problem.
- Jestem gotowy wziąć na siebie całą winę. Uwiodłem ją, ożenię się z nią i przyjmę tytuł. Ujawnię się ojcu. Cóż innego mi pozostało? - zapytał ironicznie i westchnęł, skierował wzrok na Hope i uśmiechnął się do niej w tak uroczy i smutny sposób, iż ścisnęło jej się serce i była nawet gotowa wybaczyć mu to, że uwiódł jej siostrę. - Przykro mi, panno Hope, że ta cała sprawa dotyczy także pani. Uwielbiam panią i podziwiam, bo rzadko zdarza się, by..
- Cain – zaczął ostrzegawczo Lucas. - Hope nie jest tą kobietą, którą powinieneś obsypywać komplementy, oszczędź sobie język dla Faith.
- Ależ Wasza Książęca Mość, nie ma potrzeby się tak złościć – odparła Hope, czując wyrzuty sumienia z powodu lekkiej ironii. Nie powinna była, ale coś jednak ją skusiło. Jakby czaiła się w niej natura złośliwego rudzielca. Stanął w jej obronie, a ona tak mu się odwdzięczyła. On jednak nie przejął się tym, co powiedziała. Uśmiechnął się i pokiwał głową, jakby w myślach odpowiedział sobie na jej uwagę.
Czy kiedykolwiek uda jej się wyprowadzić go z równowagi?
- Jak przekonać Faith do ślubu? - zapytał zmartwiony Reabourn. - Jest uparta i nieobliczalna, nawet nie wiem, jak trafić do jej umysłu, aby podjęła decyzję bez żadnych kłótni.
- To nie jest możliwe. - Hope potrząsnęła głową ze smutkiem. - Faith ma silny charakter i nie lubi, gdy ktoś narzuca jej to, czego nie chce. Po prostu musimy zaakceptować jej decyzję.
- Nie możemy! - zawołała przerażona Charity. Nawet nie wyobrażała sobie, by po prostu pozostawić tę sytuację bez jakiegokolwiek zakończenia. - To byłby ogromny skandal, gdyby Faith nie wyszła za mąż za Caina.
- Ale przecież prócz nas nikt tego nie wie, prawda? Może gdyby...
- Hope, niestety, ale naprawdę nic się z tym nie da zrobić, przykro mi...
Hope nie mogła uwierzyć, że Faith postąpiła tak lekkomyślnie, że dała się uwieść chwili. Pozwoliła Cainowi na tak wiele, a przecież tak się kłócili. Nie mogła sobie wyobrazić tego, jak teraz czuła się biedna siostra. Musiała z nią porozmawiać, a choć wiedziała, że dotarcie do niej będzie teraz okropnie trudne, ale będzie musiała się postarać.
Zostawiła wszystkich w gabinecie i poszła na Faith. Wolałaby, aby tej sytuacji nie było, ale co miała zrobić? Jak miałaby ją ustrzec przed tym?
Znalazła ją w pokoju. Nie płakała. Stała pod oknem i wyglądała na zewnątrz. Jej blada twarz i drżące dłonie splecione w koszyczek powiedział Hope w jakim jest stanie. Minę mała dość nieszczęśliwą, ale jednocześnie wyrażała swój upór. Jeśli postanowiła, że nie wyjdzie za mąż za Caina, to nie wyjdzie i nic było w stanie ją do tego zmusić.
- Faith, możemy porozmawiać? - zagadnęła ją łagodnie. Chciała ją nieco udobruchać, sprawdzić jaki ma humor, żeby potem nie toczyć z nią głupiej wojny. Podeszła powoli do siostry. Faith kiwnęła głową, lecz nie podeszła do niej, stała twardo w miejscu, jednym tylko spojrzeniem oznajmiając jej, że nie chce, by podchodziła bliżej.
- Ostrzegam cię, jeśli wysłali cię jako rozjemcę, to lepiej już stąd wyjdź. Nie mam ochoty tego słuchać – odparła tylko, wzdychając ciężko, nieco może smutno. Hope zmarszczyła czoło i podeszła do niej, ignorując wszelkie ostrzeżenia. Miała to w nosie, czas najwyższy wziąć się za barki z własną siostrą.
- A jeśli mnie wysłali, to co z tego? - nie pozwoli się stłamsić i zaszczuć. Musiała porozmawiać z Faith, ale na jej warunkach, inaczej do niczego nie dojdzie.
- Już powiedziałam to, co myślę.
- Doskonalę cię rozumiem. Ślub z mężczyzną, którego nie znasz, z którym do tej pory darłaś koty, nie może być zapowiedzią szczęścia, ale jeśli spółkowałaś z nim... To co innego. Dopuściłaś się tego samego, co ja. Obie złamałyśmy zasady panujące w Anglii, dlatego musimy dostosować się do tego, chcąc czy nie. Mnie również się to nie podoba, ale co innego mi zostało? Nic chyba. Uległyśmy uczuciom, które do tej pory były nam całkowicie obce – urwała nagle, zaczerpując nieco tchu. - Co czułaś, gdy z nim byłaś? - zapytała nagle, ciekawa, czy tylko ona ma takie dziwne odczucia przy Lucasie, czy może jest raczej nienormalna.
Faith milczała przez chwilę, tępo wpatrując się w starszą siostrę. Zastanawiała się nad odpowiedzią, ponieważ nie spodziewała się, iż Hope zada takie pytanie, ale ciekawość jaka biła z jej spokojnych oczu, niemal była namacalna.
- Sama nie wiem, było tego tyle. Na początku byłam w szoku, a potem... To eksplodowało we mnie takim gorącem. Straciłam kontrolę, nie panowałam nad emocjami i czynami... - zająknęła się i oblała rumieńcem. Hope wiedziała, co dzieje się z Faith. Przypomina jej się to wszystko, co wydało się między nią, a Cainem. Całkiem zrozumiałe, że ją to zawstydza.
- I dlatego stało się to, co się stało – mruknęła głośno Hope i westchnęła, zdając sobie sprawę, że tak naprawdę Faith wpakowała się w tą samą sytuację, co ona, że będzie musiała wziąć ślub z kimś kogo nie zna.
- Gdyby nie książę Wilcott zapewne nikt by nie dowiedział się o całej sytuacji. To wszystko jego wina! - zawołała z ogniem w oczach.
- Faith, nie możesz zrzucać winy na niego za to, co zrobiliście... - zaczęła Hope, ale urwała, gdy młodsza siostra warknęła zirytowana.
- Przestań być taka naiwna, Hope! Nie widzisz jaki on jest? To pozbawiony serca, nieczuły książę, który w nosie ma to, czy ty staniesz po jego stronie czy nie. Krzywdzi cię za każdym razem, a ty jeszcze go bronisz! Nie udawaj, że tak nie jest, bo jest. Widzę jak na niego patrzysz i boli mnie to, że potrafisz tak bezkarnie pozwalać się ranić temu łajdakowi! - krzyczała w furii, a Hope stała bezradnie i słuchała oskarżeń. Nie miała siły zaprotestować, bo część z tego była prawdą. Obudziło się w niej jednak poczucie lojalności wobec narzeczonego. Lucas nie był ideałem, ale nie zasługiwał na takie słowa. Przecież tak wiele mu zawdzięczała.
- Kogo pani nazywa łajdakiem? - padło ostre pytanie od strony drzwi. Hope drgnęła zaskoczona, jednocześnie walcząc ze łzami. Odwróciła zarumienioną od wstydu i złości twarz w stronę Lucasa. Popatrzył na nią przelotnie, a potem zwrócił się do jej siostry, jak do jadowitej żmii.
- Pana! - zawołała, nawet nie odczuwając skruchy. - Jest pan łajdakiem bez serca. Rani pan moją siostrę, a ona jeszcze pana broni.
- Czy to prawda, moja słodka? Broniłaś mnie? - zapytał, uśmiechając się do niej z rozbawieniem, którego ona nie rozumiała, a które wyprowadziło ją z równowagi. Czy to było takie zabawne?
- Poczuwałam się do takiego obowiązku. Nie jesteś kryształowym człowiekiem, ale to, co dla mnie zrobiłeś jest... dobre – dodała, nieco wahając się przy ostatnim słowie, nie mogła znaleźć odpowiedniego. - Uznałam, że...
- Och, przestańcie! Po prostu przestańcie – jęknęła rozzłoszczona Faith. Ich zachowanie było głupie i dziwne, zwłaszcza Hope wydała jej się taka dziwnie speszona, jakby rzeczywiście była zakochana w księciu.
- Panno Faith, rozumiem pani złość, ale nie widzę powodu, żeby krzyczeć na Hope. Mimo wszystko pani siostra chce dobrze. Dlaczego nie chce pani przyjąć Caina?
- Bo nie! Wyjdźcie stąd, chcę zostać sama – powiedziała w końcu, gdy zrozumiała, że będą próbowali przekonać ją zmiany zdania. Oboje. Poczuła się przegrana i zdradzona przez Hope. Liczyła na jej sojusz i wsparcie, a tymczasem jej starsza siostra stała po ich stronie.
Lucas złapał Hope za rękę i delikatnie zmusił ją do opuszczenia pokoju. Nie wyglądała dobrze. Rozmowa z siostrą nie należała do przyjemnych, dlatego wcale nie dziwił się, że była taka blada i zmartwiona. Zapragnął nagle ją pocieszyć, ukoić jej ból i przywołać na jej usta uśmiech. Lubił, gdy się śmiała, miał wtedy wrażenie, że lód okalający jego serce powoli topnieje, a grube kawałki odpadają powoli. Otwierał się na Hope, czekał na każdy jej gest, by stanąć przy jej boku, niczym wymarzony rycerz w lśniącej zbroi.
- Chodź, Hope. Powinnaś trochę odpocząć – powiedział, gdy wyszli z sypialni Faith. Hope pokręciła jednak głową w milczeniu i rzuciła mu szybkie, niepewne spojrzenie.
Zignorował to i poprowadził ją wprost do sypialni. Usadowił na fotelu i kazał jej cierpliwie czekać. Odwrócił się na pięcie i wyszedł.
Hope siedziała i czekała na niego, choć nie była pewna czy wróci. Zjawił się po kilku minutach z tacą wypełnioną po brzegi słodkościami. Kiedy zobaczyła to wszystko poczuła mdłości. Uwielbiała słodycze, ale było ich zbyt wiele i sam ich widok nie wyglądał zachęcająco.
Tuż za Lucasem zjawił się lokaj z kolejną tacą. Odetchnęła z ulgą, gdy dostrzegła filiżanki i imbryczek z zaparzoną już herbatą. Cała procedura ustawiania i rozstawiania odbyła się w milczeniu. Hope przyglądała się wszystkiemu z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Kiedy zostali sami, nagle zdała sobie sprawę, że teraz została sam na sam z narzeczonym, a to było niedozwolone i złe. Zwłaszcza, że dostrzegła nagły, chwilowy błysk w oku księcia. To było nieco przerażające, bała się, że znów zacznie ją całować, a jej uczucia nagle eksplodują w niej gwałtownym ogniem. Odsunęła się, choć wciąż siedziała w miękkim fotelu, uwięziona między podłokietnikami.
- Nie możemy...
- Oczywiście, że możemy. Nikt nie będzie mi mówił, co mogę, a co nie mogę robić z moją narzeczoną. Jesteśmy narzeczeństwem, chwile sam na sam mogą się nam przytrafić – odparł, wpadając jej w słowo, jednocześnie idealnie odgadując to, o czym myślała.
Przełknęła ślinę i spiorunowała go wzrokiem, zastanawiając się nad tym, którą kwestię powinna poruszyć najpierw. Nie podobało jej się to, że cała ta rozmowa miała motyw. Wszystko wskazywało na to, że Lucas znów myślał w kategorii: moja. Drugą sprawą było to, że z takim lekceważeniem podchodził do zasad, co prawda głupich i niepisanych, ale zasad, których powinni się trzymać. On jednak nie był kimś, kto przestrzegał ustalonych reguł, dlatego zachowywał się w tak arogancki sposób. A ona tego nie lubiła. Bardzo tego nie lubiła.
- Czy ty zawsze musisz mówić o mnie tak, jakbym była rzeczą? Jestem twoją narzeczoną, ale nie należę do ciebie, rozumiesz? - powiedziała łagodnie, starając się zapanować na rosnącą irytacją.
- Jesteś moją narzeczoną, nikogo innego, tylko moją, jasne? Nie traktuję cię jak rzeczy, wręcz przeciwnie. Bardzo lubię cię rozpieszczać – uśmiechnął się przebiegle, po czym z błyskiem w oku dodał – I pieścić.
Hope poczerwieniała nagle zawstydzona jego słowami. Był naprawdę przebiegłym draniem! I lubił ją zawstydzać! Poznała to po jego leniwym uśmiechu rozlewającym się po całej jego twarzy, rysy mu złagodniały, a oczy błyszczały jak u małego psotnego chłopca.
- Lucasie, nie mów mi takich rzeczy. Ja naprawdę nie muszę tego wiedzieć. Porozmawiajmy o czymś innym, dobrze? - zaproponowała łagodnie. Gdyby się zirytowała, on na pewno tak łatwo nie odpuściłby tego tematu i dręczyłby ją wyuzdanymi słowami.
- Nie podoba ci się ten temat? Jest całkiem przyjemny – zakpił lekko i sięgnął po ciastko z kremem. Wsunął je sobie do ust i oblizał wargi. Zerknął na nią. Hope szybko sięgnęła po takie same ciastko, zupełnie przypadkiem, i powoli zaczęła ja skubać, jakby obawiała się, że jest zatrute. Smakowało jej, ale jakoś nie mogło przejść przez gardło. Obecność Lucasa w jej pokoju, jego słowa o pieszczotach sprawiły, że cała jakby zawiązała się w nerwowy węzeł i próbowała się otrząsnąć z tego.
A nie było to łatwe przy księciu.
- Proszę cię, naprawdę nie chcę o tym rozmawiać. Czy chociaż raz mógłbyś nie ignorować moich próśb?
Nie wiedziała, co wywołało w nim nagłą zmianę, ale po wypowiedzeniu tych słów książkę nagle zamilkł, spoważniał, rysy twarzy wyostrzyły się, a oczy jakby pociemniały. Nie był zły, raczej poirytowany. Odetchnęła głęboko, aby nie tylko nabrać powietrza w płuca, ale także uspokoić się i nabrać dystansu. Było jej to potrzebne, aby prowadzić rozmowę z narzeczonym, w końcu był wymagającym rozmówcą i nie miała zamiaru wciąż robić z siebie kompletnie zielonej gęsi, która wciąż się na niego złościła. A przecież tak było i nawet, jeśli próbowała to zmienić, to on zdecydowanie jej to utrudniał.
- Hope, mam wrażenie, że ty po prostu boisz się o tym rozmawiać. Sądzisz, że to, co mówię jest tylko po to, by cię dręczyć? - Jego głos wibrował w jej wnętrzu, rozkołysał jej stabilne serce i sprawił, że poczuła suchość w gardle – był chropowaty i przyjemny dla ucha, lecz zupełnie przeczył temu, co widniało na jego twarzy, dlatego spuściła wzrok, bojąc się, że jego oczy przeszyją ją na wylot.
- Ja nie wiem, po co to jest. Naprawdę. Ja cię nie rozumiem, Lucasie, dlatego czasami mówię to, co mówię... Nie chcę, byś uważał mnie za głupią gęś, bo zależy mi na tym, by nasz związek był oparty na wzajemnym szacunku, ale jeśli ty będziesz zachowywał się w ten sposób, to właśnie tak będziemy się zachowywać.
Przez chwilę milczał, aż w końcu wstał. Wsunął dłonie do kieszeni i powolnym krokiem zaczął spacerować po pokoju. Wyglądał na dość zamyślonego, ale nie wiedziała czy to dobrze czy źle. Chyba nadszedł czas na kolejną poważną rozmowę.
- Mam gdzieś rozmowę – burknął i nagle, jednym susem znalazł się tuż przy niej. Hope odskoczyła gwałtownie do tyłu, przylegając całym ciałem do fotela. Zapatrzyła się w jego wspaniałe oczy i wstrzymała oddech, oczekując dalszego rozwoju.
Kiedy Lucas ją pocałował, poczuła się tak, jakby nagle przeszyło ją dziwne, paraliżujące uczucie. Gorąco natychmiast zalało ją i pozbawiło woli. Mógł robić z nią co chciał i wcale nie miała zamiaru protestować. Objęła dłońmi jego twarz, przyciągnęła ją bliżej do siebie i niemal westchnęła wprost w jego usta, gdy odsunął się od niej w końcu. Na ustach igrał mu uśmieszek zadowolenia.
- Uwielbiam cię całować – mruknął i wyprostował się w końcu. Wsunął dłoń w kieszenie bryczesów i spojrzał na nią z góry, wzdłuż nosa, mierząc ją z dziwnie nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Odchrząknęła cicho i wyprostowała plecy, jakby połknęła kij od szczotki. Była zakłopotana jego zachowaniem i słowami, choć niewątpliwie podobało jej się to, co przed chwilą zrobił.
- W porządku – odpowiedziała i kiwnęła głową. Lucas roześmiał się rozbawiony jej sztywną odpowiedzią. Nie tego się spodziewał ale wiedział, że na więcej nie może liczyć.
- Mam nadzieję, że się podobało, moja pani?
- Jakiej odpowiedzi ode mnie oczekujesz? Czy mam ci paść do stóp i wielbić twe gorące usta?
- Nie chcę, byś składała mi hołd, nie mnie on się należy, lecz tobie. Powiedz tylko tak lub nie, tylko tyle – odparł i w końcu usiadł na drugim fotelu, wciąż ją obserwując.
- Nie rozumiem, dlaczego ci na tym zależy? - Naprawdę ją to interesowało, bo nie wierzyła, by jej słowa mogłyby podbudować jego już i tak wystarczająco wielkie ego.
- Chcę wiedzieć – rzekł z naciskiem i czekał, aż w końcu odpowie. Hope myślała chwilę nad odpowiedzią. Pragnęła, by jej słowa były wyszukane i nie brzmiały zbyt głupio, ale jedyne, co przychodziło jej do głowy to tylko „cudownie”. Nie mogła tego powiedzieć. Takie myśli powinna zachować dla siebie i napawać się nimi.
- Hmm, może być.
Lucas zaśmiał się szaleńczo, ubawiony jej odpowiedzią. Hope nie zrozumiała tego, ale nie pytała o nic. Powiedziała to, by ostudzić jego zapał i ego. I żeby się nie wygłupić. Czuła, że wyszłaby a głupią, zbyt chętną gąskę, a pasowała jej rola niedostępnej damy. Przynajmniej taką była, dopóki książę nie zaczynał jej dotykać lub całować.
- Ach, moja księżno, potrafiłabyś ostudzić zapał nawet słynnego Casanovy. No dobrze, porozmawiajmy o czymś innym. Jak sprawuje się Beza?
Rozmowa gładko potoczyła się na temat koni, aż Hope zaczęła go wypytywać o hodowlę i ulubione rasy. I nawet nie spodziewała się, że Lucas może pałać do czegoś taką namiętnością. Uwielbiał konie, stanowiły dla niego ważną część, której nie potrafił się wyrzec. I nie zaprzeczał, że bardzo kochał trenować i ujeżdżać te piękne stworzenia.

11 komentarzy:

  1. ty mała bestio długo kazałaś czekać na kolejny rozdzial ale spokojnie zostaje ci to wybaczone bo rozdzial jak zwykle GENIALNY GENIALNY !!!!!!:*<3♡♡ czekam na więcej :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże uwielbiam Cię i to opowiadanie, BOSKIE!!

    OdpowiedzUsuń
  3. No nawet nawet co ja pisze to jest wspaniałe czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialne kiedy next? :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Za-je-bio-za :* :* kocham :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Przez przypadek kliknelam na linka do Twojego bloga i całe szczęście bo to co tworzysz jest naprawdę świetne duży szacun cały Internet jest zapalony jakimiś durnymi besensownymi opowiadaniami A tu pełna klasa niema do czego się przyczepić naprawdę dawno nieczytalam czegoś równie dobrego :) tylko czekać jak wydasz własną książkę zgłaszam się to kupna pierwszego egzemplarza TO BĘDZIE HIT :* czekam na kolejny rozdzial ;* życzę weny :*
    /sylvia

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobra robota :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Super będę tu często zaglądać :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Fiath od samego początku mnie irytowała. Wiem, że na jej miejscu nie byłabym lepsza, ale w swoim zachowaniu zawsze jest taka uparta i zamknięta. Ponadto wydaje mi się, że ona onawet nie próbuje zrozumieć położenia w jakim się znalazły. To niestety nie jest Ameryka, choć wątpię, by ktokolwiek w Ameryce chciał żonę, którą ktoś wcześiej już miał. I właściwie sama Faith przyłożyła się do takiego stanu rzeczy. Rozumiem jej wzburzenie, bo C. ją jednak okłamał, ale mimo wszystko zawsze jak o niej myślę, to mam przed oczyma rozkapryszoną dziewuszkę.
    Może Hope szybkko się poddała, ale Hope zdaje sobie sprawę z tego w jakim są położeniu. I nawet jeżeli zwyczajnie poddaje sie woli innym, to uważam, że tym samym wykazuje sie o wiele większym rozsądkiem niż jej siostra.
    A co do Lucasa, to ah. jakiż on jest cudowny!
    I wiem, że Faith chce dobrze dla siostry, ale może najpierw postarałaby się zrozumieć sytuację i porozmawiać szczerze z siostrą niż rzucać bezmyślnie wyzwiskami.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Hmm czyżby Lucas się zmieniał :* :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ej no weź zrób nam prezent pod choinkę i dodaj jakiś rozdział :* :D lubię tego typu historię ale ta zostaje moim numerem 1 na liście :* /Ala

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! ♥

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, KrypteriaHG, Natt Liv, Lotus.