Chociaż
Hope nie dotyczyła osobiście ta sytuacja, to jednak szła do
gabinetu księcia na miękkich nogach. Obawiała się tego, co
usłyszą. Uścisnęła ramię młodszej siostry. Weszły cicho do
gabinetu.
-
Cainbrige! Do jasnej cholery, albo się zgłosisz po ten cholerny
tytuł albo sam to za ciebie zrobię. Dość ukrywania, dość
kłamstw! - krzyknął Reabourn najwyraźniej wyprowadzony z
równowagi. Siostry stanęły jak wryte, słuchając dalszych
wyrzutów. - Odebrałeś mojej podopiecznej niewinność, więc
teraz powinieneś wziąć się z konsekwencjami za bary, a jedną z
nich jest ujawnienie się! Na litość boską, miejże sumienie, daj
znać własnemu ojcu, że żyjesz!
-
Że co proszę?! - powiedziała oburzona Faith i nim Hope zdołała
ją powstrzymać wkroczyła na środek pokoju. Aż cała się
trzęsła, tak była wściekła. Na policzki wypełzły jej okropnie
czerwone rumieńce.
-
Och, Faith – zaczęła Charity, ale młodsza panna Winward w ogóle
jej nie słuchała. Z ogromną złością wbijała wzrok w McRoy'a.
Gdyby jej wzrok miał jakiekolwiek nadprzyrodzone moce, pewnie
zabiłaby nim biednego mężczyznę, który wyglądał na
całkowicie zagubionego.
-
O co tu chodzi? Kim jesteś McRoy?! - warknęła wściekle, nawet nie
próbując zachować jakiekolwiek pozory spokoju. Nie chciała
nawet być miła, a Hope miała tylko nadzieję, że jednak ugryzie
się w porę w język i nie zdoła obrazić wszystkich wokół
jakąś nieodpowiednią uwagą.
-
Powiedz jej, Cain – zażądał nagle Wilcott. Hope odwróciła
się w jego stronę i poddając się nagłemu impulsowi podeszła do
niego. Coś na jego twarzy zadrgało, jakiś mięsień – może
chciał się uśmiechnąć, ale spojrzał na nią tylko w milczeniu i
lekko wykrzywił usta – nie było w tym jednak ani grama radosnego
gestu. Wolała jednak nie roztrząsać tego. Bała się tego, co
mogłoby to oznaczać.
-
Cóż, wygląda na to, że będę księciem lub coś w tym
stylu, więc, moja miła, nie musisz się obawiać, że towarzystwo
będzie z ciebie drwić. Nie jestem lokajem. - Jego słowa wypaliły
całą masę innych słów. Pustka jaka powstała między nim a
Faith sprawiła, że na chwilę całe towarzystwo zapomniało, o czym
była mowa.
-
Jak mogłeś mnie tak okłamać?! Jesteś podły i obrzydliwy!
Wstrętny! - krzyczała bez opamiętania Faith. I tylko Hope
wiedziała, jak w tej chwili ona się czuła. Była okropnie
zraniona, cierpiała na pewno, dlatego wyładowywała swe uczucia w
krzyku i obelgach.
-
Nigdy cię nie okłamałem. Nie powiedziałem niczego, co nie miałoby
prawa bytu w życiu – odparł tylko i spojrzał na nią chłodno.
Faith nie była mu dłużna, jej oczy ciskały gromy, sprawiała
wrażenie wściekłej – ledwie trzymającą swą furię w ryzach.
-
No jasne! Bo nic nie mówiłeś, a dla mnie to samo, co
kłamstwo! - burknęła tylko i skrzyżowała ramiona na piersi,
czekając na dalsze jego wyjaśnienia.
-
Dzieci, nie kłóćcie się, proszę was – wtrąciła się w
końcu Charity. - Stało się to, co się stało, musimy więc teraz
pomyśleć o tym, co dalej. Oczywiście wszyscy wiedzą czym to się
skończy, dlatego może lepiej będzie, jeśli ustalimy datę ślubu,
tak? - zaproponowała ugodowo, ale bardzo się pomyliła, co do
Faith, która ani myślała się zgadzać na to, co wymyślą
dla niej inni.
Na
pewno nie była tak, jak starsza siostra – nie miała zamiaru dać
sobą kierować tylko dlatego, że obowiązywały kobiety pewne normy
narzucone na ich postępowanie. Nie była potulna, nigdy nie musiała
się stosować do takich bzdur i nigdy tego nie zrobi. Będą musieli
siłą ją zaciągnąć przed ołtarz.
-
Nie – odpowiedziała tylko, ale wszyscy wiedzieli, o co jej chodzi.
- Nie wyjdę za tego podłego kłamcę, choćby kat stał nade mną z
wielkim toporem. Nie pozwolę sobą manipulować. Nie mam tak dobrego
charakteru jak Hope. Moja siostra jest zdecydowanie łagodnego
uspokojenia i chce, by wszyscy byli szczęśliwi, ale ja nie pozwolę
niszczyć swojego życia.
-
Gdybyś choć trochę zastanowiła się nad tym, co mówisz, to
może w końcu przestałabyś ranić swoją siostrę – odezwał się
nagle Lucas, nie wyglądał na zadowolonego. Jego ciemne oczy jakby
jeszcze bardziej pociemniały. - Najbardziej czego nie lubię, to
niewdzięczności osoby, która jest kochaną przez
najbliższych. Jeśli chcesz być niezależna, to proszę, rób,
co uważasz za słuszne, ale pomyśl, czy Hope przypadkiem nie
ucierpi. - Jego głos brzmiał twardo i nieustępliwie.
Hope
spojrzała na niego zdumiona. Nie chciała odbierać tego w ten
sposób, ale stanął w jej obronie, choć to była tylko
Faith. Znała swą siostrę na wylot, nie czuła się urażona, ale
on uznał, że powinien coś powiedzieć. Poczuła ciepło na sercu.
-
Jeśli sprawisz, że moja siostra będzie z tobą szczęśliwa, to
wtedy porozmawiamy o mnie, w porządku? -rzuciła drwiąco, dając
wszystkim jasno do zrozumienia, że w to nie wierzy.
Hope
zrobiło się przykro, ale nie chciała zabierać głosu w tej
sprawie. Faith mogłaby to źle odebrać, a gdyby próbowała
zaprzeczyć słowom Lucasa, na pewno on poczułby się urażony.
Sytuacja była dość niekomfortowa dla wszystkich. Milczała więc u
boku księcia, czując promieniujące od niego ciepło. Czuła się
przy nim tak absurdalnie bezpiecznie, a przecież był zdolny ją
zranić.
-
Nie wezmę ślubu z Cainem, czy jak mu tam na imię. Nie i koniec! -
odparowała i odwróciła się na pięcie. Wyszła z gabinetu
Gabriela, ostentacyjnie trzaskając drzwiami.
-
Jest charakterna jak młode źrebię – powiedział z przekąsem
Wilcott.
-
Wyrośnie z tego, nosi ją temperament – uzupełniła Charity.
-
Przepraszam za nią, jest nieobliczalna – mruknęła Hope, patrząc
na wszystkich z wyczekiwaniem. Cain się skrzywił, Charity i Gabriel
po prostu uśmiechnęli się i potrząsnęli głowami, a jej
narzeczony prychnął zirytowany.
-
Nie przepraszaj w jej imieniu, bo ty nie jesteś niczemu winna.
Hope
się skrzywiła. Nie podobało jej się to, że wszyscy ją
wybielają, a z Faith robią kogoś złego. Ona taka nie była, czuła
się zagubiona i przede wszystkim oszukana przez Caina, dlatego
zachowała się w ten sposób. Chciała to jakoś wytłumaczyć,
poprosić ich o wyrozumiałość, ale wszyscy już zwrócili
się do McRoy'a.
-
Doskonale wiesz, co zrobiłeś. Odebrałeś jej cnotę, chociaż była
debiutantką i nie wolno było ci ją tknąć! - przemówił w
końcu książę Reabourn. Podobnie jak Charity – wyglądał na
złego, rozczarowanego i chyba nawet rozbawionego, ale tego nie była
pewna. Cóż, ona nic nie widziała zabawnego w sytuacji, w
której właśnie znalazła się Faith. Jeśli zaszła w ciążę,
to będzie problem.
-
Jestem gotowy wziąć na siebie całą winę. Uwiodłem ją, ożenię
się z nią i przyjmę tytuł. Ujawnię się ojcu. Cóż innego
mi pozostało? - zapytał ironicznie i westchnęł, skierował wzrok
na Hope i uśmiechnął się do niej w tak uroczy i smutny sposób,
iż ścisnęło jej się serce i była nawet gotowa wybaczyć mu to,
że uwiódł jej siostrę. - Przykro mi, panno Hope, że ta
cała sprawa dotyczy także pani. Uwielbiam panią i podziwiam, bo
rzadko zdarza się, by..
-
Cain – zaczął ostrzegawczo Lucas. - Hope nie jest tą kobietą,
którą powinieneś obsypywać komplementy, oszczędź sobie
język dla Faith.
-
Ależ Wasza Książęca Mość, nie ma potrzeby się tak złościć –
odparła Hope, czując wyrzuty sumienia z powodu lekkiej ironii. Nie
powinna była, ale coś jednak ją skusiło. Jakby czaiła się w
niej natura złośliwego rudzielca. Stanął w jej obronie, a ona tak
mu się odwdzięczyła. On jednak nie przejął się tym, co
powiedziała. Uśmiechnął się i pokiwał głową, jakby w myślach
odpowiedział sobie na jej uwagę.
Czy
kiedykolwiek uda jej się wyprowadzić go z równowagi?
-
Jak przekonać Faith do ślubu? - zapytał zmartwiony Reabourn. -
Jest uparta i nieobliczalna, nawet nie wiem, jak trafić do jej
umysłu, aby podjęła decyzję bez żadnych kłótni.
-
To nie jest możliwe. - Hope potrząsnęła głową ze smutkiem. -
Faith ma silny charakter i nie lubi, gdy ktoś narzuca jej to, czego
nie chce. Po prostu musimy zaakceptować jej decyzję.
-
Nie możemy! - zawołała przerażona Charity. Nawet nie wyobrażała
sobie, by po prostu pozostawić tę sytuację bez jakiegokolwiek
zakończenia. - To byłby ogromny skandal, gdyby Faith nie wyszła za
mąż za Caina.
-
Ale przecież prócz nas nikt tego nie wie, prawda? Może
gdyby...
-
Hope, niestety, ale naprawdę nic się z tym nie da zrobić, przykro
mi...
Hope
nie mogła uwierzyć, że Faith postąpiła tak lekkomyślnie, że
dała się uwieść chwili. Pozwoliła Cainowi na tak wiele, a
przecież tak się kłócili. Nie mogła sobie wyobrazić tego,
jak teraz czuła się biedna siostra. Musiała z nią porozmawiać, a
choć wiedziała, że dotarcie do niej będzie teraz okropnie trudne,
ale będzie musiała się postarać.
Zostawiła
wszystkich w gabinecie i poszła na Faith. Wolałaby, aby tej
sytuacji nie było, ale co miała zrobić? Jak miałaby ją ustrzec
przed tym?
Znalazła
ją w pokoju. Nie płakała. Stała pod oknem i wyglądała na
zewnątrz. Jej blada twarz i drżące dłonie splecione w koszyczek
powiedział Hope w jakim jest stanie. Minę mała dość
nieszczęśliwą, ale jednocześnie wyrażała swój upór.
Jeśli postanowiła, że nie wyjdzie za mąż za Caina, to nie
wyjdzie i nic było w stanie ją do tego zmusić.
-
Faith, możemy porozmawiać? - zagadnęła ją łagodnie. Chciała ją
nieco udobruchać, sprawdzić jaki ma humor, żeby potem nie toczyć
z nią głupiej wojny. Podeszła powoli do siostry. Faith kiwnęła
głową, lecz nie podeszła do niej, stała twardo w miejscu, jednym
tylko spojrzeniem oznajmiając jej, że nie chce, by podchodziła
bliżej.
-
Ostrzegam cię, jeśli wysłali cię jako rozjemcę, to lepiej już
stąd wyjdź. Nie mam ochoty tego słuchać – odparła tylko,
wzdychając ciężko, nieco może smutno. Hope zmarszczyła czoło i
podeszła do niej, ignorując wszelkie ostrzeżenia. Miała to w
nosie, czas najwyższy wziąć się za barki z własną siostrą.
-
A jeśli mnie wysłali, to co z tego? - nie pozwoli się stłamsić i
zaszczuć. Musiała porozmawiać z Faith, ale na jej warunkach,
inaczej do niczego nie dojdzie.
-
Już powiedziałam to, co myślę.
-
Doskonalę cię rozumiem. Ślub z mężczyzną, którego nie
znasz, z którym do tej pory darłaś koty, nie może być
zapowiedzią szczęścia, ale jeśli spółkowałaś z nim...
To co innego. Dopuściłaś się tego samego, co ja. Obie złamałyśmy
zasady panujące w Anglii, dlatego musimy dostosować się do tego,
chcąc czy nie. Mnie również się to nie podoba, ale co
innego mi zostało? Nic chyba. Uległyśmy uczuciom, które do
tej pory były nam całkowicie obce – urwała nagle, zaczerpując
nieco tchu. - Co czułaś, gdy z nim byłaś? - zapytała nagle,
ciekawa, czy tylko ona ma takie dziwne odczucia przy Lucasie, czy
może jest raczej nienormalna.
Faith
milczała przez chwilę, tępo wpatrując się w starszą siostrę.
Zastanawiała się nad odpowiedzią, ponieważ nie spodziewała się,
iż Hope zada takie pytanie, ale ciekawość jaka biła z jej
spokojnych oczu, niemal była namacalna.
-
Sama nie wiem, było tego tyle. Na początku byłam w szoku, a
potem... To eksplodowało we mnie takim gorącem. Straciłam
kontrolę, nie panowałam nad emocjami i czynami... - zająknęła
się i oblała rumieńcem. Hope wiedziała, co dzieje się z Faith.
Przypomina jej się to wszystko, co wydało się między nią, a
Cainem. Całkiem zrozumiałe, że ją to zawstydza.
-
I dlatego stało się to, co się stało – mruknęła głośno Hope
i westchnęła, zdając sobie sprawę, że tak naprawdę Faith
wpakowała się w tą samą sytuację, co ona, że będzie musiała
wziąć ślub z kimś kogo nie zna.
-
Gdyby nie książę Wilcott zapewne nikt by nie dowiedział się o
całej sytuacji. To wszystko jego wina! - zawołała z ogniem w
oczach.
-
Faith, nie możesz zrzucać winy na niego za to, co zrobiliście... -
zaczęła Hope, ale urwała, gdy młodsza siostra warknęła
zirytowana.
-
Przestań być taka naiwna, Hope! Nie widzisz jaki on jest? To
pozbawiony serca, nieczuły książę, który w nosie ma to,
czy ty staniesz po jego stronie czy nie. Krzywdzi cię za każdym
razem, a ty jeszcze go bronisz! Nie udawaj, że tak nie jest, bo
jest. Widzę jak na niego patrzysz i boli mnie to, że potrafisz tak
bezkarnie pozwalać się ranić temu łajdakowi! - krzyczała w
furii, a Hope stała bezradnie i słuchała oskarżeń. Nie miała
siły zaprotestować, bo część z tego była prawdą. Obudziło się
w niej jednak poczucie lojalności wobec narzeczonego. Lucas nie był
ideałem, ale nie zasługiwał na takie słowa. Przecież tak wiele
mu zawdzięczała.
-
Kogo pani nazywa łajdakiem? - padło ostre pytanie od strony drzwi.
Hope drgnęła zaskoczona, jednocześnie walcząc ze łzami.
Odwróciła zarumienioną od wstydu i złości twarz w stronę
Lucasa. Popatrzył na nią przelotnie, a potem zwrócił się
do jej siostry, jak do jadowitej żmii.
-
Pana! - zawołała, nawet nie odczuwając skruchy. - Jest pan
łajdakiem bez serca. Rani pan moją siostrę, a ona jeszcze pana
broni.
-
Czy to prawda, moja słodka? Broniłaś mnie? - zapytał, uśmiechając
się do niej z rozbawieniem, którego ona nie rozumiała, a
które wyprowadziło ją z równowagi. Czy to było takie
zabawne?
-
Poczuwałam się do takiego obowiązku. Nie jesteś kryształowym
człowiekiem, ale to, co dla mnie zrobiłeś jest... dobre –
dodała, nieco wahając się przy ostatnim słowie, nie mogła
znaleźć odpowiedniego. - Uznałam, że...
-
Och, przestańcie! Po prostu przestańcie – jęknęła
rozzłoszczona Faith. Ich zachowanie było głupie i dziwne,
zwłaszcza Hope wydała jej się taka dziwnie speszona, jakby
rzeczywiście była zakochana w księciu.
-
Panno Faith, rozumiem pani złość, ale nie widzę powodu, żeby
krzyczeć na Hope. Mimo wszystko pani siostra chce dobrze. Dlaczego
nie chce pani przyjąć Caina?
-
Bo nie! Wyjdźcie stąd, chcę zostać sama – powiedziała w końcu,
gdy zrozumiała, że będą próbowali przekonać ją zmiany
zdania. Oboje. Poczuła się przegrana i zdradzona przez Hope.
Liczyła na jej sojusz i wsparcie, a tymczasem jej starsza siostra
stała po ich stronie.
Lucas
złapał Hope za rękę i delikatnie zmusił ją do opuszczenia
pokoju. Nie wyglądała dobrze. Rozmowa z siostrą nie należała do
przyjemnych, dlatego wcale nie dziwił się, że była taka blada i
zmartwiona. Zapragnął nagle ją pocieszyć, ukoić jej ból i
przywołać na jej usta uśmiech. Lubił, gdy się śmiała, miał
wtedy wrażenie, że lód okalający jego serce powoli
topnieje, a grube kawałki odpadają powoli. Otwierał się na Hope,
czekał na każdy jej gest, by stanąć przy jej boku, niczym
wymarzony rycerz w lśniącej zbroi.
-
Chodź, Hope. Powinnaś trochę odpocząć – powiedział, gdy
wyszli z sypialni Faith. Hope pokręciła jednak głową w milczeniu
i rzuciła mu szybkie, niepewne spojrzenie.
Zignorował
to i poprowadził ją wprost do sypialni. Usadowił na fotelu i kazał
jej cierpliwie czekać. Odwrócił się na pięcie i wyszedł.
Hope
siedziała i czekała na niego, choć nie była pewna czy wróci.
Zjawił się po kilku minutach z tacą wypełnioną po brzegi
słodkościami. Kiedy zobaczyła to wszystko poczuła mdłości.
Uwielbiała słodycze, ale było ich zbyt wiele i sam ich widok nie
wyglądał zachęcająco.
Tuż
za Lucasem zjawił się lokaj z kolejną tacą. Odetchnęła z ulgą,
gdy dostrzegła filiżanki i imbryczek z zaparzoną już herbatą.
Cała procedura ustawiania i rozstawiania odbyła się w milczeniu.
Hope przyglądała się wszystkiemu z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Kiedy zostali sami, nagle zdała sobie sprawę, że teraz została
sam na sam z narzeczonym, a to było niedozwolone i złe. Zwłaszcza,
że dostrzegła nagły, chwilowy błysk w oku księcia. To było
nieco przerażające, bała się, że znów zacznie ją
całować, a jej uczucia nagle eksplodują w niej gwałtownym ogniem.
Odsunęła się, choć wciąż siedziała w miękkim fotelu,
uwięziona między podłokietnikami.
-
Nie możemy...
-
Oczywiście, że możemy. Nikt nie będzie mi mówił, co mogę,
a co nie mogę robić z moją narzeczoną. Jesteśmy narzeczeństwem,
chwile sam na sam mogą się nam przytrafić – odparł, wpadając
jej w słowo, jednocześnie idealnie odgadując to, o czym myślała.
Przełknęła
ślinę i spiorunowała go wzrokiem, zastanawiając się nad tym,
którą kwestię powinna poruszyć najpierw. Nie podobało jej
się to, że cała ta rozmowa miała motyw. Wszystko wskazywało na
to, że Lucas znów myślał w kategorii: moja. Drugą sprawą
było to, że z takim lekceważeniem podchodził do zasad, co prawda
głupich i niepisanych, ale zasad, których powinni się
trzymać. On jednak nie był kimś, kto przestrzegał ustalonych
reguł, dlatego zachowywał się w tak arogancki sposób. A ona
tego nie lubiła. Bardzo tego nie lubiła.
-
Czy ty zawsze musisz mówić o mnie tak, jakbym była rzeczą?
Jestem twoją narzeczoną, ale nie należę do ciebie, rozumiesz? -
powiedziała łagodnie, starając się zapanować na rosnącą
irytacją.
-
Jesteś moją narzeczoną, nikogo innego, tylko moją, jasne? Nie
traktuję cię jak rzeczy, wręcz przeciwnie. Bardzo lubię cię
rozpieszczać – uśmiechnął się przebiegle, po czym z błyskiem
w oku dodał – I pieścić.
Hope
poczerwieniała nagle zawstydzona jego słowami. Był naprawdę
przebiegłym draniem! I lubił ją zawstydzać! Poznała to po jego
leniwym uśmiechu rozlewającym się po całej jego twarzy, rysy mu
złagodniały, a oczy błyszczały jak u małego psotnego chłopca.
-
Lucasie, nie mów mi takich rzeczy. Ja naprawdę nie muszę
tego wiedzieć. Porozmawiajmy o czymś innym, dobrze? - zaproponowała
łagodnie. Gdyby się zirytowała, on na pewno tak łatwo nie
odpuściłby tego tematu i dręczyłby ją wyuzdanymi słowami.
-
Nie podoba ci się ten temat? Jest całkiem przyjemny – zakpił
lekko i sięgnął po ciastko z kremem. Wsunął je sobie do ust i
oblizał wargi. Zerknął na nią. Hope szybko sięgnęła po takie
same ciastko, zupełnie przypadkiem, i powoli zaczęła ja skubać,
jakby obawiała się, że jest zatrute. Smakowało jej, ale jakoś
nie mogło przejść przez gardło. Obecność Lucasa w jej pokoju,
jego słowa o pieszczotach sprawiły, że cała jakby zawiązała się
w nerwowy węzeł i próbowała się otrząsnąć z tego.
A
nie było to łatwe przy księciu.
-
Proszę cię, naprawdę nie chcę o tym rozmawiać. Czy chociaż raz
mógłbyś nie ignorować moich próśb?
Nie
wiedziała, co wywołało w nim nagłą zmianę, ale po wypowiedzeniu
tych słów książkę nagle zamilkł, spoważniał, rysy
twarzy wyostrzyły się, a oczy jakby pociemniały. Nie był zły,
raczej poirytowany. Odetchnęła głęboko, aby nie tylko nabrać
powietrza w płuca, ale także uspokoić się i nabrać dystansu.
Było jej to potrzebne, aby prowadzić rozmowę z narzeczonym, w
końcu był wymagającym rozmówcą i nie miała zamiaru wciąż
robić z siebie kompletnie zielonej gęsi, która wciąż się
na niego złościła. A przecież tak było i nawet, jeśli próbowała
to zmienić, to on zdecydowanie jej to utrudniał.
-
Hope, mam wrażenie, że ty po prostu boisz się o tym rozmawiać.
Sądzisz, że to, co mówię jest tylko po to, by cię dręczyć?
- Jego głos wibrował w jej wnętrzu, rozkołysał jej stabilne
serce i sprawił, że poczuła suchość w gardle – był chropowaty
i przyjemny dla ucha, lecz zupełnie przeczył temu, co widniało na
jego twarzy, dlatego spuściła wzrok, bojąc się, że jego oczy
przeszyją ją na wylot.
-
Ja nie wiem, po co to jest. Naprawdę. Ja cię nie rozumiem, Lucasie,
dlatego czasami mówię to, co mówię... Nie chcę, byś
uważał mnie za głupią gęś, bo zależy mi na tym, by nasz
związek był oparty na wzajemnym szacunku, ale jeśli ty będziesz
zachowywał się w ten sposób, to właśnie tak będziemy się
zachowywać.
Przez
chwilę milczał, aż w końcu wstał. Wsunął dłonie do kieszeni i
powolnym krokiem zaczął spacerować po pokoju. Wyglądał na dość
zamyślonego, ale nie wiedziała czy to dobrze czy źle. Chyba
nadszedł czas na kolejną poważną rozmowę.
-
Mam gdzieś rozmowę – burknął i nagle, jednym susem znalazł się
tuż przy niej. Hope odskoczyła gwałtownie do tyłu, przylegając
całym ciałem do fotela. Zapatrzyła się w jego wspaniałe oczy i
wstrzymała oddech, oczekując dalszego rozwoju.
Kiedy
Lucas ją pocałował, poczuła się tak, jakby nagle przeszyło ją
dziwne, paraliżujące uczucie. Gorąco natychmiast zalało ją i
pozbawiło woli. Mógł robić z nią co chciał i wcale nie
miała zamiaru protestować. Objęła dłońmi jego twarz,
przyciągnęła ją bliżej do siebie i niemal westchnęła wprost w
jego usta, gdy odsunął się od niej w końcu. Na ustach igrał mu
uśmieszek zadowolenia.
-
Uwielbiam cię całować – mruknął i wyprostował się w końcu.
Wsunął dłoń w kieszenie bryczesów i spojrzał na nią z
góry, wzdłuż nosa, mierząc ją z dziwnie nieodgadnionym
wyrazem twarzy.
Odchrząknęła
cicho i wyprostowała plecy, jakby połknęła kij od szczotki. Była
zakłopotana jego zachowaniem i słowami, choć niewątpliwie
podobało jej się to, co przed chwilą zrobił.
-
W porządku – odpowiedziała i kiwnęła głową. Lucas roześmiał
się rozbawiony jej sztywną odpowiedzią. Nie tego się spodziewał
ale wiedział, że na więcej nie może liczyć.
-
Mam nadzieję, że się podobało, moja pani?
-
Jakiej odpowiedzi ode mnie oczekujesz? Czy mam ci paść do stóp
i wielbić twe gorące usta?
-
Nie chcę, byś składała mi hołd, nie mnie on się należy, lecz
tobie. Powiedz tylko tak lub nie, tylko tyle – odparł i w końcu
usiadł na drugim fotelu, wciąż ją obserwując.
-
Nie rozumiem, dlaczego ci na tym zależy? - Naprawdę ją to
interesowało, bo nie wierzyła, by jej słowa mogłyby podbudować
jego już i tak wystarczająco wielkie ego.
-
Chcę wiedzieć – rzekł z naciskiem i czekał, aż w końcu
odpowie. Hope myślała chwilę nad odpowiedzią. Pragnęła, by jej
słowa były wyszukane i nie brzmiały zbyt głupio, ale jedyne, co
przychodziło jej do głowy to tylko „cudownie”. Nie mogła tego
powiedzieć. Takie myśli powinna zachować dla siebie i napawać się
nimi.
-
Hmm, może być.
Lucas
zaśmiał się szaleńczo, ubawiony jej odpowiedzią. Hope nie
zrozumiała tego, ale nie pytała o nic. Powiedziała to, by ostudzić
jego zapał i ego. I żeby się nie wygłupić. Czuła, że wyszłaby
a głupią, zbyt chętną gąskę, a pasowała jej rola niedostępnej
damy. Przynajmniej taką była, dopóki książę nie zaczynał
jej dotykać lub całować.
-
Ach, moja księżno, potrafiłabyś ostudzić zapał nawet słynnego
Casanovy. No dobrze, porozmawiajmy o czymś innym. Jak sprawuje się
Beza?
Rozmowa
gładko potoczyła się na temat koni, aż Hope zaczęła go
wypytywać o hodowlę i ulubione rasy. I nawet nie spodziewała się,
że Lucas może pałać do czegoś taką namiętnością. Uwielbiał
konie, stanowiły dla niego ważną część, której nie
potrafił się wyrzec. I nie zaprzeczał, że bardzo kochał trenować
i ujeżdżać te piękne stworzenia.
ty mała bestio długo kazałaś czekać na kolejny rozdzial ale spokojnie zostaje ci to wybaczone bo rozdzial jak zwykle GENIALNY GENIALNY !!!!!!:*<3♡♡ czekam na więcej :*
OdpowiedzUsuńBoże uwielbiam Cię i to opowiadanie, BOSKIE!!
OdpowiedzUsuńNo nawet nawet co ja pisze to jest wspaniałe czekam na next :)
OdpowiedzUsuńGenialne kiedy next? :*
OdpowiedzUsuńZa-je-bio-za :* :* kocham :*
OdpowiedzUsuńPrzez przypadek kliknelam na linka do Twojego bloga i całe szczęście bo to co tworzysz jest naprawdę świetne duży szacun cały Internet jest zapalony jakimiś durnymi besensownymi opowiadaniami A tu pełna klasa niema do czego się przyczepić naprawdę dawno nieczytalam czegoś równie dobrego :) tylko czekać jak wydasz własną książkę zgłaszam się to kupna pierwszego egzemplarza TO BĘDZIE HIT :* czekam na kolejny rozdzial ;* życzę weny :*
OdpowiedzUsuń/sylvia
Dobra robota :)
OdpowiedzUsuńSuper będę tu często zaglądać :)
OdpowiedzUsuńFiath od samego początku mnie irytowała. Wiem, że na jej miejscu nie byłabym lepsza, ale w swoim zachowaniu zawsze jest taka uparta i zamknięta. Ponadto wydaje mi się, że ona onawet nie próbuje zrozumieć położenia w jakim się znalazły. To niestety nie jest Ameryka, choć wątpię, by ktokolwiek w Ameryce chciał żonę, którą ktoś wcześiej już miał. I właściwie sama Faith przyłożyła się do takiego stanu rzeczy. Rozumiem jej wzburzenie, bo C. ją jednak okłamał, ale mimo wszystko zawsze jak o niej myślę, to mam przed oczyma rozkapryszoną dziewuszkę.
OdpowiedzUsuńMoże Hope szybkko się poddała, ale Hope zdaje sobie sprawę z tego w jakim są położeniu. I nawet jeżeli zwyczajnie poddaje sie woli innym, to uważam, że tym samym wykazuje sie o wiele większym rozsądkiem niż jej siostra.
A co do Lucasa, to ah. jakiż on jest cudowny!
I wiem, że Faith chce dobrze dla siostry, ale może najpierw postarałaby się zrozumieć sytuację i porozmawiać szczerze z siostrą niż rzucać bezmyślnie wyzwiskami.
Pozdrawiam!
Hmm czyżby Lucas się zmieniał :* :)
OdpowiedzUsuńEj no weź zrób nam prezent pod choinkę i dodaj jakiś rozdział :* :D lubię tego typu historię ale ta zostaje moim numerem 1 na liście :* /Ala
OdpowiedzUsuń