Hope
zrozumiała, że gdyby nie odwiedziny Lucasa, który prowadził
ją do stajni, aby przekonać ją do koni oraz wizyty i rewizyty
Cassie, ona i jej siostra nudziłyby się śmiertelnie przez następne
tygodnie. Również wizyty księżny-wdowy były pewną
rozrywką, choć dziewczęta czuły się w jej obecności
onieśmielone i mówiły niewiele. Jednak dystyngowana dama
ciągnęła je za języki, wypytując o wszystko, co związane było
z ich matką. I księżna-wdowa życzyła sobie wizyt wnuczek u
siebie w rezydencji.
Hope
uwierzyła, że księżna po prostu chciałaby się dowiedzieć czy
matka była szczęśliwa, dlatego mówiła dużo o tym jak
często się śmiała, jaka była radosna każdego dnia. Opowiadała
wszystko to, co widziała i czego była świadkiem pomijając
oczywiście kilka poważnych kłótni i lekko zasępionego
ojca, jaki czasem się jej wydawał.
Kolejne
wizyty różnych ludzi wprawiały ją w różne nastroje,
lecz to właśnie odwiedziny narzeczonego sprawiały, że czuła całą
masę uczuć, które mieszały się ze sobą, doprowadzając ją
tym samym niemal do szału. Koniecznie chciała wiedzieć, co czuje
do niego, wtedy wiedziałaby jak się zachowywać wobec niego.
Czasami była gadatliwa, pytała go o wszystko, co ją ciekawiło lub
frapowało, ale czasami zdarzało się tak, iż nie była wstanie
wykrztusić z siebie słowa, bo albo była zła albo zawstydzał ją
samym tylko spojrzeniem. To, co czuła było po prostu absurdalne i
niezrozumiałe dla tak niewinnej dziewczyny, nie kontrolowała swoich
odruchów, które zawsze były szczere i często
infantylne.
-
Mam coś dla ciebie – powiedział któregoś dnia książę,
gdy siedzieli w salonie.
Biszkopt
zamerdał ogonem, gdy książę wstał i podał rękę Hope.
Dziewczyna podniosła się ze swego miejsca, lekko ściskając jego
palce. Lubiła siłę, która biła od niego, wyczuwała ją
nawet przez materiał.
-
Nie, proszę, nie mogę dostawać już prezentów-
zaprotestowała, poczerwieniała ze wstydu i irytacji.
-
Nie chcę ci dać czegoś nowego... Przyprowadziłem ci Bezę.
Jesteśmy na takim etapie, że mogłabyś teraz bez przeszkód
wsiąść na konia.
Hope
musiała mu przyznać rację. Oczywiście uważała, że sprowadzanie
Bezy było zbyt kłopotliwe, ale jednocześnie ucieszyła się, że
klacz teraz będzie tylko do jej użytku.
Rzeczywiście
była na takim etapie, że już nie bała się podejść do konia i
pogłaskać go, poklepać i nakarmić. Czasami miewała napady
strachu, ale szybko udawało jej się go zwalczyć, dzięki czemu na
powrót mogła cieszyć się końmi i ich uspokajającą
obecnością. Nadal jednak nie wiedziała, czy jest w stanie odzyskać
dawną śmiałość.
-
O – zająknęła się w końcu, nie kryjąc zdumienia. Książę
Wilcott pod każdym względem ją zaskakiwał.
Wyszli
na zewnątrz. Jeden ze stajennych trzymał Bezę, a Nocny Tancerz
pasł się niedaleko, nie pilnowany przez nikogo. Siwa klacz była
już osiodłana i przygotowana do jazdy. Jak zwykle wyglądała
pięknie i zachwycająco z falującą grzywą i długim ogonem.
-
Mała przejażdżka? - zapytał książę i podprowadził ją do
klaczy. Z lekkim wahaniem wyciągnęła dłoń i palcami musnęła
śnieżnobiały pysk Bezy.
-
Nie wiem, Lucasie, to trochę za wcześnie. Nie potrafię jej zaufać
tak, jakbym chciała. To nie wyjdzie nam na dobre. Może się
spłoszyć... - urwała nagle, gdy podszedł do niej blisko. Kątem
oka zerknęła jak stajenny wycofuje się i znika z pola widzenia.
Zostali sami, a ona doskonale pamiętała, co spotkało ją, gdy
książę porzucił „przepisowy” dystans między nimi i ją
pocałował, choć nie miała pojęcia, czy znów by to zrobił.
On także dostał burę, inna rzecz, że w ogóle się nie
przejął, a wręcz przeciwnie – był rozbawiony!
-
Nie spłoszy się, jest dzielną klaczą, nie bój się. Zaufaj
mi tak, jak wiele razy to robiłaś. Udało nam się częściowo
pokonać twój strach, uda nam się sprawić byś cieszyła się
z jazdy. Beza nosi miękko, sam ją trenowałem, więc wiem na co ją
stać.
Słowa
narzeczonego nieco ją uspokoiły i dodały otuchy. W końcu to on tu
znał się na koniach lepiej, dlatego podeszła do siwej klaczy.
Miała zamiar ją dosiąść, ale tylko przez chwilę. Nie martwiła
się, że ma nieodpowiedni strój, bo dzienna suknia wcale nie
przeszkadzała, w końcu ta do jazdy konnej skrojona była w ten sam
sposób.
Wsunęła
stopę w strzemię, przytrzymała się siodła i z pomocą księcia
wskoczyła na koński grzbiet. W chwili, gdy poczuła na biodrach
dłonie Lucasa, zadrżała niespodziewanie i jej ciało nagle oblało
się gorącem. Starając się ukryć rumieńce na policzkach,
opuściła głowę i poklepała klacz po szyi. Nie czuła się zbyt
bezpiecznie, nagle ogarnęły ją złe przeczucia. Spadnie i mocno
się potłucze lub skręci kark. Czarne myśli nie ustępowały i
musiały wpłynąć na jej mimikę twarzy, bo nagle książkę złapał
ją za rękę i lekko ją ścisnął.
-
Nie bój się, będę tuż obok ciebie – obiecał jej, a
potem podszedł do własnego konia. Płynnym ruchem wskoczył na
Nocnego Tancerza. Koń postąpił kilka niespokojnych kroków,
ale został szybko uspokojony przez pewną rękę mężczyzny. Książę
podjechał do niej i uśmiechnął się pokrzepiająco.
Wyglądał
zachwycająco na karym ogierze. Obaj imponowali wzrostem i posturą.
Obaj jednak tak samo ją przerażali i fascynowali jednocześnie.
Mimo wszystko musiała przyznać, że Lucas robił wrażenie swą
urodą, był męski i bardzo pociągający, nie umiała się oprzeć
jego magnetyzmowi, którym emanował. Przełknęła ślinkę i
skupiła się na jego bordowym fularze, starannie zawiązanym pod
szyją. Nie było to łatwe, kusiło ją, by zlustrować go od stóp
po sam czubek kędzierzawej głowy.
-
Ruszamy? - zapytał, gdy milczenie przedłużało się zbytnio. Hope
kiwnęła głową, ścisnęła lejce i pamiętając o tym, by
utrzymać się prosto, docisnęła łydkę do boku klaczy. Zrobiła
to dość lekko, niepewnie, ale Beza zareagowała błyskawicznie.
-
Tęskniłam za tym – szepnęła, gdy przejechali kawałek, do
bramy, która prowadziła do głównej drogi. - Cieszę
się, że nie czuję takiego strachu jak przedtem.
-
Byłaś zdeterminowana przez ostatnie tygodnie. Podoba mi się to.
Jestem z ciebie bardzo dumny.
-
Dziękuję – odparła onieśmielona. Zapragnęła nagle
zagalopować, lecz nie potrafiła poruszyć nogą. Jeszcze za
wcześnie, pomyślała i zacisnęła palce na skórzanych
wodzach.
Dojechali
do bramy i Lucas zarządził powrót. Obiecał Hope, że wróci
do niej za kilka dni i pojadą na dłuższą przejażdżkę tak, by
mogła nacieszyć się Bezą.
-
Hope! Ty jeździsz! - krzyknęła nagle Faith, gdy wyszła przed dom.
Stała u podnóża schodów i najwidoczniej wyszła z
domu z zamiarem przespacerowania się po ogrodzie. Ubrała się w
lekką suknię spacerową.
-
To bardzo duże osiągnięcie i myślę, że udało nam się zwalczyć
strach w twojej siostrze. Jest świetną amazonką – pochwalił
narzeczoną, co wywołało u niej dość widoczny rumieniec wstydu.
Faith skrzywiła się lekko, ale kiwnęła głową.
Młodsza
z sióstr dostrzegała między tą dwójką pewną
zażyłość, która wytworzyła się podczas tych licznych
spotkań. Hope mogła zaprzeczać, ale Faith widziała jak starszą
siostrę ciągnie do księcia. Powoli ją traciła, widziała do
doskonale, ale nie potrafiła to powstrzymać, nawet nie mogła. Może
będzie z nim szczęśliwa? Sugerowałoby to jej dziwnie miękkie
spojrzenie skierowane na Wilcotta, którego ona sama darzyła
dość głęboką niechęcią. Nie mogła winić Hope za to, że
chyliła się ku mężczyźnie, skoro w tej chwili tylko on był w
stanie jej pomóc.
Przez
chwilę poczuła się niepotrzebna, ale wcale nie była tym
zaskoczona. W końcu ona, jako młodsza siostra, przysporzyła jej
wiele trosk. Powinny się wspierać, a tymczasem zamiast pomóc
siostrze walczyć z traumą, dołożyła jej jeszcze więcej
zmartwień. Zrobiło jej się potwornie głupio, więc postanowiła
zniknąć siostrze z oczu. Pożegnała się i udała się na spacer.
Kiedy
narzeczeństwo zostało same, Hope zmarszczyła brwi i wbiła wzrok w
plecy siostry. Faith wyraźnie posmutniała, miała skwaszoną minę
i dość niechętnie z nimi rozmawiała.
-
Nie martw się, na pewno jej przejdzie – pocieszył ją Lucas, gdy
dostrzegł jej minę. Hope pokręciła głową.
-
Znam ją bardzo dobrze, tak szybko jej nie przejdzie. Chciałabym dla
niej jak najlepiej.
-
Hope, dam ci jedną radę. Nie możesz starać się wszystkich
uszczęśliwić, bo tym samym unieszczęśliwiasz siebie. Dawno temu
nauczyłem się, że jestem tylko człowiekiem i nie jestem w stanie
dać szczęście każdej osobie jaką spotkam na swej drodze.
Zazwyczaj znajdzie się ktoś, kto będzie wymagał ode mnie więcej
niż powinien.
-
Ale to moja siostra, jestem teraz jej jedyną rodziną. Muszę...
-
Nie, nie musisz. Twoja siostra, da sobie radę. Twoim obowiązkiem
jest tylko jej dobrze radzić.
-
Wiesz, to ona zawsze była tą rozsądniejszą. Ma głowę na karku,
choć ciągle pakowała się w kłopoty. Ja bujałam w obłokach i
starałam się jej pomóc – westchnęła w końcu, starając
się przyswoić słowa Lucasa. Może miał rację? Może Faith zdoła
uporać się ze swoim problemem, ona może jedynie ją pocieszyć,
wysłuchać. Ale wciąż miała wątpliwości. Tak nie powinno być.
Chciała być dla niej jak najlepszym wsparciem!
-
Cieszę się, że to ty zostaniesz moją żoną. Faith jest zbyt
charakterna, oboje pozabijalibyśmy się nim skończyłby się nasz
miesiąc miodowy.
Hope
mimowolnie roześmiała się, ale szybko umilkła, nagle zdając
sobie sprawę, że cieszy się, że to nie Faith jest jego
narzeczoną, lecz ona.
***
Bal
u hrabiny był niezwykłym wydarzeniem wśród socjety, choć
sama dama traciła powoli na świetności. Hrabia Cadogan roztył się
i rozpił, a jego małżonka zrobiła się zwykłą wszetecznicą:
wskakiwała z jednego łóżka do drugiego, przebierała w
dżentelmenach jak w ulęgałkach, jednocześnie kropiła jadem całą
socjetę i raczyła ją całą masą kąśliwych, aczkolwiek
wyszukanych uwag. Była zdecydowanie gorsza niż hrabina Kilbourn,
ale warto było mieć ją wśród przyjaciół, choćby
po to, by oszczędzić sobie poniżających słów.
Hope,
Faith oraz księstwo Reabourn zamierzali wybrać się na przyjęcie.
Dziwnym trafem otrzymali zaproszenia od mściwej hrabiny, dlatego
Charity uznała, że nie powinni robić afrontu tej kobiecie.
Jak
zwykle starszej pannie Winward towarzyszył Lucas, Faith prowadzona
była przez księcia Sussex'a, a księstwo Reabourn kroczyli z tyłu.
Tylko Wilcott wchodził na salę balową z pewnością siebie. Reszta
miała mieszane uczucia i nie była pewna czy ich obecność tutaj
jest dobrym pomysłem.
Jednak
ku ich zaskoczeniu całe przyjęcie przebiegło bez większych wpadek
czy drobnych skandali, dlatego wracali do domu uspokojeni. Hope
patrzyła przez okno powozu i w zasadzie nie myślała o niczym.
Kilkakrotnie tylko jej myśli nawiedził hrabia Westburn, który
mignął jej gdzieś wśród tłumu, ale dzięki nieustannej
obecności narzeczonego nie odważył się do niej podejść. Już
sam jego widok wprawił ją w obrzydzenie i niechęć do jego
poczwarnej postaci. Każdy człowiek miewał jakieś mankamenty w
swej urodzie, ale w przypadku starego arystokraty jego wygląd
doskonale odzwierciedlał podły charakter.
Jak
można było urodzić się takim wstrętnym człowiekiem? Jak w ogóle
mógł podejść do młodej dziewczyny i nagabywać ją w tak
ohydny sposób? Czy sam nie zdawał sobie sprawy z tego, że
wcale nie był ani przystojny, ani nawet pożądany przez kobiety?
Nikt nie zwracał na niego uwagi. Widziała jak ludzie patrzyli na
niego, co sugerowało, iż wcale nie był lubiany przez wielu ludzi,
chyba że ktoś miał podobny do niego charakter.
-
O czym myślisz? - zapytał książę Wilcott, który dostrzegł
zmarszczone czoło narzeczonej. Dzięki dwóm lampom
zawieszonym tuż pod sufitem powozu, mógł spokojnie
obserwować jej drobną twarz.
-
O niczym, jestem bardzo zmęczona – odpowiedziała tylko i
przymknęła lekko powieki. Czuła się nieco zawstydzona tym, że
książę tak bacznie ją obserwował i tym, że oprócz w nich
w powozie jechał także książę Reabourn.
Poczuła
jak powóz przez chwilę przechyla się i kołyszę. Otworzyła
oczy i ujrzała narzeczonego jak sadowi się na ławie obok niej.
Próbowała się odsunąć, ale nie zdążyła. Zagarnął ją
w ramiona. Siedziała cała zesztywniała, ale w końcu uspokoiła
się, gdy Gabriel całkowicie ich zignorował. Hope sądziła, że to
on przegoni Lucasa, ale mężczyzna miał przymknięte powieki i
spał. Westchnęła i w końcu pozwoliła sobie na nieco więcej
poufałości. Ułożyła głowę na prężnym ramieniu i przymknęła
powieki. Walczyła z sennością, próbowała wyrwać się z
otępienia, ale w końcu zasnęła ukołysana przez powóz i
zapach Lucasa. Poczuła się lekko i bezpiecznie, dlatego sen szybko
ją pokonał.
Powozy
zatrzymały się tuż przed rezydencją księcia Reabourn. Charity i
Faith wysiadły dzięki pomocy stangretowi. Natomiast wciąż śpiącą
Hope wyniósł Lucas. Z łatwością manewrował w niskim,
małym powozie i na schodkach, nie upadł, ani się nie zachwiał,
był pewny siebie i opanowany, choć słodki ciężar, który
niósł na rękach burzył jego samokontrolę i wzniecał
okropny ogień w lędźwiach.
Niósł
ją jednak dzielnie, po schodach do domu, a potem prowadzony przez
Faith do jej pokoju. Ułożył ją na łóżku i odsunął się
na bok, aby przez chwilę patrzeć na śpiącą dziewczynę. Łagodne
rysy twarzy, przymknięte powieki i drobna kibić obudziła w nim
dość osobliwe uczucia, dlatego, by nie roztrząsać ich zbytnio
postanowił szybko uciec. Lepiej będzie, jeśli zachowa odpowiedni
dystans, bo naprawdę zależało mu na tym, by utrzymać się z niej
dala aż do nocy poślubnej.
-
Dobranoc, Faith – pożegnał się i wyszedł. Tuż przed wyjściem,
Reabourn zaprosił go na kieliszek dobrego porto, ale odmówił.
Życzył księstwu dobrej nocy i wyszedł.
***
Kolejne
dni płynęły wolno i spokojnie, Hope zupełnie odcięta od socjety
nie miała pojęcia, że ludzie na nowo snują irracjonalne domysły.
Westburn, który od ostatniego ich spotkania w ogrodzie milczał
jak zaklęty, powoli zaczął ujawniać plan uknuty wraz z kurtyzaną,
która jeszcze nie tak dawno grzała łoże Wiloctta. W
zasadzie miał niewiele do zrobienia. Musiał tylko przypomnieć
reszcie, że Hope jest taka sama jak jej matka, rozpuszczona do
granic możliwości. Rozsiewał więc potworne kłamstwa na prawo i
lewo, ciesząc się z osiągniętych wyników. Niektórzy
zaczęli posuwać się do tego, by pytać między sobą, kogo w swym
łożu mogłabym gościć panna Hope Winward. Plotkom i spekulacjom
nie było końca, a zmogły się jeszcze bardziej, gdy księstwo
Reaburn ogłosiło datę przyjęcia zaręczynowego. Ostatni dzień
października wypadał w sobotę. Nikt nawet nie wiedział, kto
zostanie zaproszony na to przyjęcie, księstwo nie zdradzało nic,
dopóki wybrani nie otrzymali zaproszenia.
Hope
z ciekawości przejrzała listę gości ułożoną przez Charity i
odetchnęła z ulgą, gdy nie dostrzegła nazwiska Westburna. To
byłaby katastrofa, gdyby zobaczyła go na własnym przyjęciu
zaręczynowym. Wierzyła teraz, że będzie się dobrze bawić, jakże
mogło być inaczej? Nie zamierzała zatruwać sobie myśli tym, jak
bardzo wielkim błędem będzie jej ślub z księciem.
W
ostatnim czasie, pomimo kilku sprzeczek, dogadywała się z
narzeczonym całkiem nieźle. Zbliży się do siebie dzięki temu, że
próbowali pokonać jej traumę. Była mu wdzięczna, ale
skrupulatnie unikała sytuacji, w których mogliby zostać
sami. Wciąż pamiętała słowa Charity. Ciężko jednak było jej
zachować wewnętrzny spokój, gdy w obecności księcia nagle
nachodziły ją wspomnienia ich intymnych chwil: nocy, jaką spędziła
w ramionach księcia w Silverstonie oraz pocałunek sprzed kilkunastu
dni.
***
Przymiarki
do sukni na przyjęcie zaręczynowe trwały przez cały tydzień.
Hope czuła, że nie wytrzyma tego dłużej i zacznie krzyczeć.
Krawcowa oraz jej dwie młode pomocnice nieustannie dopinały do niej
nowe materiały, sprawdzały w jakim kolorze będzie jej najlepiej.
Księżna, jako strażniczka moralności, postawiła na jasne,
kolory: blado żółty, kremowy lub różowy, natomiast
natchniona krawcowa upierała się, by pójść trochę
bardziej do przodu i ubrać młodą damę w coś bardziej
wyrazistego. Koniecznie chciała uszyć jej szmaragdową suknię z
brokatowymi dodatkami zamiast nudnych koronek i wstążek. Panie
spierały się w najlepsze, w ogóle nie biorąc pod uwagę
tego, co sama zainteresowana chciałaby włożyć. Chodziło tylko o
to, by Hope pokazała się w oszałamiającej sukni, której
pozazdroszczą jej wszystkie damy na balu. Czuła się zmęczona
dwugodzinnym spotkaniem, dlatego poczuła ulgę, gdy krawcowa
oznajmiła w końcu, że przyjdzie tu jutro, aby ostatecznie wybrać
materiały i krój. Kobieta wyglądała na zdenerwowaną, ale
nie pozwoliła, by jakakolwiek negatywna nuta przedostała się do
głosu lub wypłynęła na twarz.
-
Musimy zdecydować się w końcu na jakąś suknię, bo w końcu
zostaniemy z niczym – odparła znużona księżna i z uwagą
przyjrzała się zamyślonej dziewczynie. - Jak twoje postępy z
końmi? - wypaliła nagle, wprawiając swoją rozmówczynię w
zakłopotanie.
-
D-dobrze, idzie mi coraz lepiej – odparła. Uspokoiła się nieco i
westchnęła, gdy Charity sięgnęła po filiżankę herbaty.
-
A gdzie jest Faith? Od dwóch godzin jej nie widziałam.
Hope
zmarszczyła czoło, bo nagle zdała sobie sprawę, że i ona nie
widziała siostry. Nie miała pojęcia, co się z nią dzieje. Nie
widziały się od śniadania. Rano każda poszła w swoją stronę i
od tamtej chwili nawet nie zamieniły ani słowa. To było dziwne, że
dziewczyna zniknęła tak bez słowa.
-
Może jej poszukam? - zaoferowała się. Mimo niepokoju jaki
odczuwała zniknięciem siostry, cieszyła się, że wyrwie się z
domu i trochę pospaceruje. Potrzebowała tego, bo głowa pękała
jej od nadmiaru myśli.
Szybko
pobiegła do sypialni po czepek, rękawiczki i płaszczyk, ubrała
się i wyszła na zewnątrz. Nawet nie spodziewała się, że tuż
przed schodami ujrzy księcia Wilocott. Właśnie wysiadał z
otwartego powoziku zaprzężonego w Tancerza. Westchnęła, gdy ich
spojrzenia się skrzyżowała, lecz gdy ujrzała jego nieco ironiczny
uśmieszek i błyskające drwiną oczy, zacisnęła mocno wargi i
przyjrzała mu się nieco chłodno.
-
Moja pani, naprawdę nie musiałaś wychodzić mi naprzeciw. -
Uniosła wysoko brwi zaskoczona jego tonem, który całkowicie
przeczył gestom.
-
Doprawdy, nie musi sobie pan schlebiać. Wcale nie wyszłam po pana.
Szukam Faith, gdyż zniknęła kilka godzin temu i do tej pory
jeszcze się nie zjawiła.
-
Rozumiem. Pomogę ci w poszukiwaniach – odparł, szybko przechodząc
schodząc z formalnych grzeczności.
-
Nie trzeba, naprawdę. W salonie jest Charity, a Gabriel siedzi w
gabinecie, dołącz do nich – zaproponowała Hope, ale doskonale
wiedziała, że płonne były jej nadzieję na samotny spacer. Książę
był uparty, dlatego wzruszyła zaraz ramionami i zeszła po
schodach. Kiedy stanęła przed nim, zadarła wysoko głowę i
spojrzała w jego chłodne oczy. Cóż mógł kryć za
nimi? Dręczyła się podobnymi pytaniami za każdym razem, gdy ich
spojrzenia spotkały się na dłużej. Wyglądał tak, jakby chciał,
ale nie mógł wyjawić tajemnic schowanych na dni serca.
Poruszył
się i nagle przestała mieć to dziwne wrażenie. Narzeczony był
tak skryty, że nawet nie myślała, że kiedykolwiek przebiję się
przez ten mur, który wokół siebie wzniósł.
-
Dlaczego myślisz, że byłbym chętny spędzić czas z nimi, jeśli
mam możliwość towarzyszyć tobie? Chętnie poszukam Faith.
-
Lucasie... - zaczęła, ale urwała, gdy kątem oka dostrzegła ruch
gdzieś na ścieżce prowadzącej od stajni. Szła nią Faith, a za
nią kroczył Cain.
Zwróciła
twarz w ich stronę i przyglądała im się w oczekiwaniu. Z każdym
kolejnym krokiem Faith, Hope patrzyła na nią zaskoczona. Szła
uśmiechnięta od ucha do ucha, głębokie rumieńce wylały jej się
na policzki i szyję, a włosy miała w kompletnym nieładzie.
Speszyła się, gdy podeszła do nich już bliżej.
-
Faith! Gdzieś ty była?! - krzyknęła oburzona. Faith wzruszyła
ramionami i uśmiechnęła się lekko.
-
Cain, chyba wiesz co teraz powinieneś zrobić, prawda? - zapytał
nagle Wilcott. Hope spojrzała na narzeczonego, a potem na lokaja.
Była zdumiona, że Lucas znał z imienia służącego Reaburnów.
-
Znasz go? - wymsknęło jej się, a gdy dostrzegła dziwne spojrzenie
Faith, spąsowiała. Nie powinna zwracać się do niego w ten sposób.
Obowiązywały ich pewne normy.
-
Idziemy do Gabriela. Natychmiast! - zaordynował Wilcott i nie
czekając na jakąkolwiek reakcję sióstr, złapał lokaja za
ramię i skierowali się do domu. Dziewczęta popatrzyły po sobie
zdumione, ale w końcu Hope postanowiła się dowiedzieć, o co
chodzi.
-
Możesz mi to wyjaśnić? - napadła na nią, gdy tylko panowie
zniknęli za drzwiami. Rozejrzała się wokół i dostrzegła
stajennego, który właśnie zmierzał w ich kierunku. Miał
zaopiekować się powozem, dlatego złapała ją za rękę i
pociągnęła w przeciwną stronę. - Gdzie zniknęłaś na parę
godzin? Dlaczego Cain z tobą był? I dlaczego...
-
Och, przestań! - zawołała nagle Faith wytrącona całkowicie z
równowagi. - Byłam z Cainem, jasne? Byliśmy razem... On i
ja... Pogodziliśmy się, ale...
-
Ale co? - ponagliła ją Hope, tracąc powoli cierpliwość. Nic nie
rozumiała z tego, co mówiła siostra, chociaż podejrzewała,
że cokolwiek zrobiła, wynikną z tego kłopoty i to dość spore.
Nawet jej narzeczony był zły! I chyba więcej wiedział niż ona, a
przecież była z Faith bliżej, niż książę z lokajem. Obaj
panowie nigdy się nie spotkali... Ale czy aby na pewno?
-
Cain odebrał mi cnotę! Zadowolona?! - krzyknęła wściekła do
granic możliwość, aż Hope zachłysnęła się z wrażenia.
Bardziej zaskoczył ją podniesiony głos, niż słowa, lecz gdy
wszystko do niej dotarło, zrozumiała, co się stało.
Świadomość
uczynku Faith była tak niewyobrażalnie szokująca, iż przez chwilę
miała kompletną pustkę w głowie. Zapomniała jak się mówi
i oddycha, a na pewno nie było mowy o myśleniu. Wgapiała się w
młodszą siostrę z rosnącym niedowierzaniem. Nie sądziła, że
kiedyś do tego dojdzie. Chociaż Faith była niespokojną duszą i
ciągnęło ją czasami do kłopotów, to nawet w najgorszych
koszmarach nie spodziewała się, że wywinie taki numer.
Szok
nie mijał, a milczenie przedłużało się w krępującą ciszę.
Faith stała z opuszczoną głową i zwieszonymi ramionami. Wyglądała
na smutną i nieszczęśliwą, choć jeszcze parę minut wcześniej
niemal promieniała. Na pewno nie spodziewała się, że jej wyprawa
do lasu z Cainem zakończy się w taki sposób.
-
Mój Boże, Faith... Co ty zrobiłaś?! - krzyknęła w końcu
Hope, nie była w stanie dłużej tego wytrzymać. Była wściekła
jak nigdy wcześniej i była skłonna powiedzieć bardzo wiele
rzeczy, ale nie chciała ranić siostry. Jeszcze mogła myśleć
racjonalnie, dlatego zacisnęła usta i czekała na odpowiedź.
-
Sama nie wiem, jak to się stało! Naprawdę nie wiem. Poszłam na
spacer i wtedy zobaczyłam Caina w lesie. Stał zamyślony i
wpatrywał się w jeden punkt. Wyglądał na smutnego i samotnego.
Chciałam odejść, naprawdę chciałam odejść, ale coś mnie
powstrzymało. Podeszłam do niego, pokłóciliśmy się, a
kiedy próbowałam go spoliczkować... Nie wiem jak to się
stało, że zaczął mnie całować. Byłam zaskoczona i wściekła,
ale zaraz potem poczułam coś innego... Takie gorąco. Rozlało się
po całym moim ciele i nie potrafiliśmy przestać. Niedaleko była
chatka gajowego... Boże, tak mi wstyd! - dodała z nagłym ogniem w
oczach.
Hope
patrzyła zatroskana i nie wiedziała, co robić. Doskonale jednak
zdawała sobie sprawę, czym zakończy się ta sprawa. Ślubem.
-
Chodźmy lepiej do środka – odpowiedziała z westchnieniem. Czuła,
że posypią się na ich głowach grady. I nie tylko Faith oberwie,
ale i ona. Księstwo może uzna, że obie są warte tych plotek, o
których słyszała kiedyś. Tak przecież myślał Westburn.
Zadrżała,
ale uśmiechnęła się pocieszająco do znękanej Faith. Przejęła
się tym, co się stało, choć przecież jeszcze nie tak dawno szła
roześmiana i zarumieniona od niedawnych pocałunków. Zrobiło
jej się żal, bo doskonale pamiętała to, co ona czuła, gdy
nakryli ją z Lucasem i wynikła z tego afera. Nie przypuszczała, że
to przytrafi się jej młodszej siostrze.
Wspięły
się na schody i z bijącymi sercami udały się do gabinetu, jak
poinformował je od razy kamerdyner. Z dziwną miną spojrzał na
nie, ale uśmiechnął się lekko i pokiwał głową.
Genialne czekam na więcej :*
OdpowiedzUsuńBoskie :** dodawaj szybciej rozdzialy prosze :>
OdpowiedzUsuńFaith rozwaliła system. tego się mimo wszystko nie spodziewałam. i wprawdzie cieszyłabym się, że być może F. zazna szczęścia, ale to co si`e wydarzyło tylko wmoży plotki, które rozsiewa ta stara świnia Westburn (jeżeli pomyliłam nazwisko to bardzo przepraszam). obawiam się, że ten świat zniszczy te biedne dziewczyny i już teraz mi smutno. no ale tak właśnie traktuje się niewinność - brutalnie.
OdpowiedzUsuńco mnie cieszy to relacje Lucasa z Hope. z tego jeszcze coś będzie! pewnie dzieci :P ale to naprawdę świetnie, że tak się dogadują. liczę, że nic tego nie zmieni, bo inaczej pozostanie mi dzika rozpacz.
Czekam na kolejny!
Pozdrawiam :)
Wspaniały jak zawsze! To się porobiło! Nie mogę się doczeksć, co z tej sytuacji wyniknie :) Czekam z niecierpliwością na więcej! :) <3
OdpowiedzUsuńPS na chwilę intymności Jope i Lucasa tym bardziej :p
Kurczę, chciałabym powiedzieć, że cicha woda brzegi rwie, ale wcale nie uważam, aby Faith była cichą wodą, bo tak mogłabym nazwać jej siostrę. Co nie zmienia faktu, że jednak nie spodziewałam się... tego :D Owszem, domyślałam się, że Faith spiknie się jednak z lokajem, ale że zejdą się w mniej spektakularny sposób. Okazuje się, że Faith jednym wybrykiem ukradła całe przedstawienie Hope, hahaha :D Po cichu liczę, że jednak sprawy rozwiążą się pomyślnie dla Faith, chociaż to pewnie nie będzie łatwe. Liczę też, że w jakiś sposób pomoże jej Lucas, jako narzeczony jej siostry - nie wiem jak, ale mógłby się w ten sposób wykazać :)
OdpowiedzUsuńCo do samych Hope i Lucasa, to ich relacja jest coraz słodsza :D teraz tylko czekać, aż wszystko rozwinie się w odpowiednim kierunku.
Pozdrawiam i jak zwykle czekam na kolejny! :*
Hihihi więcej Hope i Lucasa to mi sie podoba :* czekam na więcej :*
OdpowiedzUsuńCudowne ❤����
OdpowiedzUsuńInformuję, że spisownia już otwarta. Zapraszam.
OdpowiedzUsuńCM ze strony spis-opowiadan.blogspot.com