Lucas
z rozkoszą podziwiał nieśmiałą piękność, stojącą pod oknem
jego salonu. Wyglądała oszałamiająco w białej, prostej sukni i
warkoczu przerzuconym przez drobne ramię. Nabrał przerażającej
ochoty, by porwać ją na ręce i zanieść do sypialni, gdzie mógłby
zatracić się w niej i bez końca całować jej usta i całe ciało.
Z dziką przyjemnością zrzuciłby z niej te fatałaszki i sycił
się widokiem jej nagości ułożonej w atłasach i jedwabiach. Tego
pragnął: Hope w jego łożu.
-
Lucasie? - Czyjś niepewny głos przebił się przez jego myśli i
sprowadził go z powrotem na ziemię. Otrząsnął się i przytomnym
już wzrokiem spojrzał na kobiety stojące pod oknem. Westchnął,
ostatni raz rzucił rozpłomienione spojrzenie w stronę narzeczonej
i w końcu ruszył się ze swego miejsca, aby przywitać się z
paniami.
Cała
kolacja przebiegła gładko, temat sukni sprzed kilku godzin został
pominięty, ale Lucas chciał postawić na swoim. Tu chodziło o
zasadę, że zawsze wszystko robi przeciw towarzystwu, nie poddaję
się dopóki nie dopnie swego. Nigdy nie robił tego, co
uważano za słuszne i nie zrobi tego teraz. Hope musi nauczyć się
zgadzać się z jego zdaniem, tak będzie lepiej, bo on wie, co jest
dobre. Dla niej.
***
Cały
pobyt u księcia okazał się być nad wyraz spokojny. Oczywiście
nie licząc tych sporów o suknię oraz te drobne przepychanki
słowne, o których wiedziało tylko narzeczeństwo.
Hope
nie chciała zmienić zdania w stosunku do sukni i miała zamiar o to
walczyć rękami i nogami. Dla niej liczyła się tradycja i nie
chciała z nią zrywać dla fanaberii księcia. Jeśli chciał, aby
miała kolorową suknię, to niech sam ją założy, bo ona tego nie
miała zamiaru zrobić. Gdy to powiedziała, książę patrzył na
nią przez chwilę oszołomiony, a potem ryknął głośnym śmiechem,
który potoczył się po całym pomieszczeniu, na chwilę
zatrzymał się w jej sercu, wibrując w każdej cząsteczce jej
ciała. Patrzyła na śmiejącego się Lucasa i syciła oczy tym
niezwykłym widokiem. Nie spodziewała się, że książę potrafi
się śmiać. Widziała jego szeroki uśmiechy, półuśmieszki
i nikłe uniesienie kącików warg, ale te gesty były puste
podobnie jak jego oczy. Uśmiech obejmował jedynie usta, a oczy
nadal pozostawały bezdenną przestrzenią, w której kotłowało
się wiele tajemnic.
-
Cieszę się, że zostaniesz moją żoną – powiedział w końcu,
gdy zdołał się uspokoić. Wszyscy siedzieli w milczeniu i nawet
zaprzestali jedzenia, by spokojnie móc posłuchać śmiechu
księcia.
-
A ja nie – odpowiedziała i wróciła do posiłku, cicho
pobrzękując sztućcami po talerzu.
Rozpamiętywała
tamten dzień i nie mogła zrozumieć, dlaczego w tamtej chwili jej
serce zabiło gwałtownie na dźwięk jego słów,
wypowiedzianych łagodnym głosem. Nie powinna tak reagować na
kogoś, o kim źle myśli.
Od
tamtego dnia starała się unikać Lucasa na tyle, na ile było to
możliwe, zwłaszcza, że Wilcott najwidoczniej zapragnął, by stała
się głównym ośrodkiem jego rozmów. Ciągle zwracał
się do niej z pytaniem, czy się z tym zgadza albo co o tym myśli.
Nie chciała brać w tym udziału, bo nie chciała się do niego
przywiązywać. Pobyt w Silverstone kompletnie odmienił księcia,
był dobry, troskliwy i ujmujący, i zawsze się starał, by niczego
jej nie brakowało. W pokoju miała codziennie nowe kwiaty. Widziała
długie szklarnie, w których rosły wspaniałe okazy róż,
tulipanów, goździków i wielu innych kwiatów.
Oczarował ją ten widok i zapachy jakie wokół się unosiły.
-
Na polecenie księcia codziennie ucinamy kilka najładniejszych róż
i wysyłamy do panienki pokoju – poinformował ją ogrodnik
zajmujący się tą częścią ogrodu, w której akurat
przebywała. Zarumieniona podziękowała za fatygę i szybko uciekła
do pałacu.
Najwidoczniej
książę robił wszystko, by zdobyć jej zaufanie i nawet poświęcał
piękne kwiaty, aby dopiąć swego. Ale nie miała zamiaru iść na
ugodę w sprawie sukni. Nawet gdyby otrzymała od niego wszystkie
róże hrabstwa Northamptonshire.
Kolejne
dni płynęły tak szybko, aż w końcu stanęła przed wizją, że
opuszcza posiadłość Lucasa, nie na zawsze, ale do momentu ślubu.
Nie wiedziała, czy tutaj przyjdzie jej żyć, ale spodziewała się,
że ta posiadłość będzie przez nią bardzo często odwiedzana.
Bardzo pasowała jej atmosfera panująca tu: cisza, spokój,
pałac stał w otoczeniu gęstego lasu, między niewysokimi
pagórkami, więc mogła w spokoju wędrować po posiadłości,
myśleć i odpoczywać. Mogła też nauczyć się jak prowadzić dom
przy pomocy kamerdynera lub ochmistrzyni, a także układać menu.
Nie było to coś, o czym zawsze marzyła, bo dawniej, dorastając w
pobliżu Bostonu, żyła w przekonaniu, że to ona kiedyś będzie
gotowała, sprzątała, a także cerowała ubrania męża i dzieci.
Teraz
jednak jej proste marzenia posypały się jak lekki domek z kart,
runęły na ziemię i leżały pośród ostrych kamieni. Nie
sądziła, że tak to wszystko się skończy, ale życie zaskoczyło
ją tak, że poddała się temu i pozwoliła poprowadzić dalej.
Dlaczego? Dlaczego nie walczyła o siebie i swoje szczęście? Byłoby
zdecydowanie lepiej, gdyby miała tak buntowniczy charakter jak jej
młodsza siostra. O wiele lepiej.
Zawsze
miała pokojowe nastawienie, starała się słuchać i być dobrą
dla ludzi, a czasami miała wrażenie, że to źle, że przez to
traci wolną wolę i staje się więźniem własnego serca, bo nie
chce nikogo ranić.
Późnym
wieczorem, w ostatni wieczór w Silverstone, Hope postanowiła
poszukać alkoholu, chciała ukoić nerwy i przespać spokojnie noc,
bo na drugi dzień czekała ją długa podróż, a sen w
kołyszącym się powozie jest tylko możliwy, gdy droga jest równa,
bez głębokich bruzd i błota.
Ubrana
w białą, długą koszulę, zeszła na dół, gdzie mieściła
się wspaniała biblioteka, a także gabinet księcia Wilcotta. Na
tle oświetlonych lampami gazowym ścianach wyglądała jak zjawa,
jak dama-duch, mieszkająca w tym domostwie od pokoleń. Boso
przeszła przez korytarz, a potem cicho wsunęła się do
pomieszczenia, w którym paliło się kilka świec.
Biblioteka
była duża. Ściana po lewej była półokrągła, okno, w tej
chwili lekko otwarte, wychodziło na podjazd. Tuż przy oknie i
drzwiach stały wysokie drewniane gabloty. Za szklanymi drzwiczkami
pyszniła się broń palna oraz broń biała: miecze, sztylety oraz
szable. Cała broń wyglądała pięknie, zabytkowo i niezwykle
drogo, ponieważ w rękojeściach tkwiły wspaniałe rubiny,
szmaragdy lub diamenty. Pośrodku gabinetu stał długi, okrągły
stół, a wokół niego ustawiono kilka krzeseł.
Wchodząc
dalej, Hope dostrzegła kominek w kącie oraz sofę, fotele i stolik.
Za meblami zaczęły się wysokie półki z całą masą
książek. Regały ciągnęły się aż do przeciwległej ściany. Po
prawej miała wielkie biurko, na którym panował niezwykły
porządek, tuż przed nim ustawiono trzy fotele. Przy biurku stało
krzesło, a za nim dostrzegła kolejne drzwi. Nie wiedziała jednak,
co za nimi się kryję. Jednak w tej chwili bardziej interesował ją
barek, który ustawiono po prawej stronie, tuż obok drzwi.
Podeszła do niego, odstawiła świecę i wzięła jedną ze
szklanek. Na wysokim stoliku postawiono kilkanaście butelek z różną
zawartością. Był koniak, burbon, wino, whiskey, likiery o różnym
kolorze i konsystencji, a także nalewki domowej roboty. Zamyśliła
się na chwilę, a potem sięgnęła po szkocką.
-
Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz? - usłyszała nagle ostry,
nieprzyjemny głos. Przestraszona próbowała odstawić szkło
na swoje miejsce, ale wypadło jej z rąk i roztrzaskało się u jej
stóp. - Odsuń się! - warknął książę.
Podszedł
do niej szybko, a Hope w panice zrobiła krok w bok, by zejść z
drogi księciu, a także znaleźć się jak najdalej od potłuczonego
szkła, jednak butelka roztrzaskała się na wiele dużych kawałków,
a także mniejszych i całkiem małych, więc gdy w końcu postawiła
stopę na podłodze, poczuła jak ostra krawędź przebija skórę.
Krzyknęła z bólu i zachwiała się na jednej nodze. Drugą
trzymała w górze, próbując zajrzeć pod spód.
Wilcott
warknął gardłowo i porwał ją na ręce. Hope protestowała przez
chwilę, ale potem uspokoiła się, gdy zmierzył ją tak lodowatym
spojrzeniem, aż poczuła je w sercu. Zadrżała i opuściła wzrok.
Ułożył ją wygodnie na sofie, a sam odszedł bez słowa. Hope
uniosła się, przytrzymując oparcia i dostrzegła, że Lucas
wyszedł z biblioteki. Po kilku minutach wrócił z naręczem
bandaży i maści.
-
Pokaż nogę – zażądał stanowczo i wyciągnął rękę w stronę
stopy, z której sączyła się krew. Hope pokręciła głową,
co Lucas skwitował jedynie sfrustrowanym spojrzeniem. Złapał ją
za kostkę w dość stanowczy sposób.
-
Co ty robisz? Zostaw mnie – mruknęła, starając się wyswobodzić
nogę z jego uścisku. Lucas trzymał ją mocno i nie zamierzał
puścić. Biała koszulka nocna powoli zaczęła zsuwać się w dół,
odsłaniając coraz więcej ciała, aż w końcu oczom księcia
ukazało się cała noga. Przesunął palcami po zgrabne łydce. -
Lucasie... - szepnęła Hope, czując jak całe ciało zaczyna drżeć
od tego dotyku, a myśli zaczynają niknąć. Gorąco objęło
miejsca, które dotykał. Oddech uwiązł jej w gardle. Czuła
jak wszystko w niej zaczyna budzić się do życia, choć przecież
nie była martwa.
-
Krwawisz – zauważył książę, gdy w końcu zdołał się
opamiętać. Nadal jednak trzymał jej stopę w dłoniach i nie
zamierzał puszczać. A ona chciała uwolnić się od tego ucisku w
piersiach i tam, na dole, gdzie czuła to wilgotne gorąco. Czuła
się tym upokorzona i zniesmaczona. Było coś z nią nie tak.
Szarpnęła nogą i w końcu udało jej się wyrwać z uścisku
Lucasa.
Usiadła
wyprostowana i czując płonące policzki, starała poprawić koszulę
nocną. Chciała się okryć i odciąć od jego uważnego spojrzenia.
Wilcott usiadł obok niej i ponownie złapał za kostkę. Podniósł
ranną stopę i oparł ją o swe kolano.
Hope
dostrzegła, że nadal jest ubrany, choć godzina była późna.
Miał na sobie brązowe bryczesy, i rozchełstaną pod szyją
koszulę. Był boso, podobnie jak ona. To dlatego nie słyszała go
jak szedł po podłodze! Kolejną rzeczą, którą zauważyła,
to to, że wyglądał na zmęczonego. Miał potargane włosy, a oczy
lekko przymrużone. Dlaczego tu spał? Dlaczego tu siedział? Na
pewno miał wygodne łóżko, ciepłe i miękkie, więc czemu
chciał spędzać noc w fotelu?
Obserwowała
każdy jego ruch, bała się, że książę zrobi coś nie tak,
dlatego widziała, co robił. Był niezwykle delikatny, miał
wspaniałe, ciepłe, acz szorstkie dłonie. Mimo nieprzyzwoitości
sceny, czuła się bezpieczna, a Lucas wydał jej się bardzo
opiekuńczy. Miała nawet wrażenie, że był zatroskany jej stanem.
Rana jednak nie bolała, aż tak bardzo, tylko piekła, a krew raczej
sączyła się cienką strużką, niż wypływała z rozcięcia.
Lucas szybko obmył rankę, oczyścił ją zwilżonym ręcznikiem,
potem nałożył jakiś śmierdzący specyfik z drewnianego
pudełeczka, na koniec założył bandaż. Robił to tak sprawnie,
jakby miał w tym doświadczenie i miał do czynienia z ranami od
lat. Pomyślała jednak, że praca przy koniach nauczyła go coś o
opatrywaniu ran. Poczuła się przez chwilę jak klacz i szarpnęła
nogą tak, że niemal poleciała na plecy. Zebrała się szybko i
odsunęła od niego, kuląc się w kącie. Podwinęła pod siebie
stopy i nakryła je koszulą. Chciała zasłonić się cała, bo
czuła się przy nim zupełnie naga. Jakby pozbawiono jej
wierzchniego nakrycia.
-
Dziękuję – mruknęła tak cicho, że książę odwrócił
się w jej stronę. Oparł plecy o pikowany podłokietnik i spojrzał
na nią zaciekawiony. - Dziękuję za opatrzenie rany – powiedziała
nieco głośniej, uprzednio chrząkając, aby pozbyć chrypy w głosie
spowodowanej wstydem i uczuciami, które nadal w niej płonęły
rozbudzone przez dotyk księcia.
-
Proszę cię bardzo, moja pani, ale następnym razem uważaj.
Skaleczenie nie jest głębokie, nie wyczułem w nim żadnego kawałka
szkła, ale po prostu stój w miejscu, gdy wokół będzie
pełno szkła – poprosił ją. Jego brązowe oczy błyszczały, nie
wiedziała tylko, czy od blasku świec , czy może od czegoś innego,
ale nie podobał jej się wzrok, który spoczął na niej i w
jednej chwili zapragnęła uciec, ale to samo spojrzenie
przygwoździło ją do skórzanej sofy i nie pozwoliło zrobić
żadnego ruchu.
-
Dlaczego nie śpisz? - zapytała, starając się brzmieć normalnie,
jakby wcale nie siedziała niemal rozebrana w gabinecie księcia w
jego obecności.
-
Nie mogłem zasnąć – odparł lakonicznie i wzruszył ramionami.
Uciął tym samym temat, który chciała ciągnąć, aby
odwrócić jego uwagę od siebie. Nie udało jej się, więc
musiała stąd wyjść. Musiała pozbyć się tego uczucia, które
przygniatało ją w środku, sprawiając, że nie mogła normalnie
oddychać. - Lepiej ty mi powiedz, dlaczego baraszkujesz w bibliotece
i tłuczesz butelki z alkoholem.
-
Przestraszyłeś mnie! Skąd mogłam wiedzieć, że tu jesteś?! Nie
widziałam cię. Myślałam, że biblioteka jest pusta – broniła
się słabym głosem. Lucas przeszył ją uważnym spojrzeniem.
-
Siedziałem w fotelu przed kominkiem.
Hope
spojrzała w kierunku wskazanym głową i zrozumiała, dlaczego nie
mogła dostrzec swego rozmówcę. Oparcie fotela było wysokie
i szerokie, więc bez problemu mogło ukryć człowieka. Nawet tak
barczystego i postawnego jak on.
-
Przykro mi, że rozbiłam butelkę, szkoda trunku.
Książę
machnął na nią ręką i potrząsnął głową.
-
Bardziej szkoda twojej stopy. Jest zraniona, a alkohol, to alkohol,
nie warto przejmować się czymś tak nieistotnym.
-
Nie rób tego – poprosiła cicho i usiadła prosto. Nie
patrzyła na niego, skupiła się na swych dłoniach, które
złożyła na podołku jak do modlitwy.
-
Czego?
-
Nie staraj się być aż nadto miły, nie udawaj, że mnie lubisz...
- Nie patrzyła na niego, ale usłyszała jak poruszył się, a po
chwili poczuła jego zapach: mieszanina mydła i alkoholu, niby coś
zwyczajnego, ale dla niej niezwykle pociągającego.
-
Nie rozumiem. Nie chcesz, żebym był dla ciebie miły? Wolisz, abym
był dla ciebie okrutny? Śmiał się z ciebie, drwił i szydził?
Tego chcesz? - zapytał złowieszczo spokojnym tonem. Nie wróżyło
to nic dobrego, ale Hope była zbyt zamyślona, aby baczyć na to, co
mówi.
-
Nie dawaj mi nadziei, że mógłbyś mi dać więcej, niż
tylko odrobinę przyjaźni. Nie zniosłabym rozczarowania, gdybym...
- urwała w połowie i zacisnęła mocno wargi, aby powstrzymać się
od wypowiedzenia o kilka słów za dużo.
-
Najwidoczniej nagrabiłem sobie więcej, niż przypuszczałem. Twoja
niechęć do mnie i do naszego małżeństwa jest aż nadto widoczna.
-
Nie rozumiem, dlaczego cię to dziwi? - zapytała oburzona. - Jak do
tej pory nie miałam powodów, aby ci ufać, a nie mówiąc
już o tym, by przełamać swą niechęć...
Podniosła
oczy i dostrzegła Lucasa, który niespodziewanie zmienił
pozycję. Teraz siedział zdecydowanie zbyt blisko niej, co bardzo ją
niepokoiło. Odchyliła się do tyłu, plecami wspierając na
podłokietniku.
-
Brak ci powodów? Zaraz dam ci jeden... - mruknął głębokim,
miękkim głosem, który odezwał się w niej słabą wibracją,
gdzieś w sercu.
Był
tak blisko niej, iż czuła ciepło atletycznego ciała. Kompletnie
wyleciało jej z głowy temat ich rozmowy, a jego miejsce zajęły
jego brązowe oczy i wąskie usta. Wzrokiem podążała od oczu do
ust, i w górę: od ust do oczu. Nie mogła się zdecydować na
co patrzeć, ale Lucas wkrótce podjął za nią decyzję.
Pochylił się w jej stronę tak, że jego twarz znalazła się
blisko jej i mogła doskonale policzyć ciemne plamki w oczach.
Uderzyła
w nią fala gorąca, poczuła mrowienie w różnych częściach
ciała. To było dla niej nowe doznanie. Przeraziło ją i gdy tylko
próbowała wstać, Lucas sięgnął do niej, ramieniem
otaczając kibić i powoli przysunął ją do swego torsu. Hope
zaparła się dłońmi. Nie chciała takiej bliskości. Nie teraz,
gdy jej uczucia do niego wahają się między nienawiścią, a
miłością.
Odwróciła
głowę, nie chciała na niego patrzeć.
-
Nie – szepnęła, ale wydało się to księciu mało przekonujące,
ponieważ ustami musnął rumiany policzek narzeczonej.
-
Dam ci powód, o którym nie będziesz mogła przestać
myśleć...
Hope
spojrzała na niego oszołomiona, nie bardzo rozumiejąc jego słowa.
Książę natychmiast wykorzystał jej chwilową dekoncentrację i
przywarł do niej gorącymi, spragnionymi wargami. Przez kilka sekund
nie wiedziała, co się dzieje i co powinna zrobić, dlatego gdy
Wilcott całował ją powoli, dokładnie, czuła narastające w ciele
napięcie: jakieś pragnienie, które było jeszcze zbyt
niewyraźne, aby mogła je sprecyzować.
Lucas
poruszył się nieznacznie i pociągnął ją za sobą tak, że teraz
leżała na plecach. Nad sobą miała księcia, a obok jego ramiona.
Niespiesznie układał się między jej udami. Nie chciała tego,
chciała uciec, ale powolne pocałunki mężczyzny wyrzuciły z jej
umysłu takie pragnienia, a zastąpiły je nowymi, gorącymi i
lubieżnymi.
Narzeczony
oderwał się od niej na chwilę i spojrzał na nią. Oddychał
ciężko, a jego oczy przypominały płynną czekoladę, dlatego
westchnęła lekko i rozchyliła usta, napawając się widokiem
oszołomienia widocznym na przystojnej twarzy księcia. Ledwie
wydobyła z siebie głos, gdy znów przywarł do niej ustami,
tym razem był to pocałunek stanowczy, władczy.
-
Otwórz usta – mruknął miękko, zawieszony tuż nad jej
wargami, a gdy Hope wykonała jego polecenie, wtargnął do środka
językiem, wyrywając z gardła dziewczyny stłumiony jęk. Zacisnęła
uda, czując poniżającą wilgoć między nimi.
Nie
wiedziała, co się z nią dzieje, dlaczego pozwala się całować,
skoro nie powinna, ale to, w jaki sposób została obdarzona
nowymi doznaniami, sprawiło iż jej umysł kompletnie przestał
pracować. Nie było już żadnych myśli, a tylko ta potworna
tęsknota za dotykiem. Pierwsza fala uczuć już dawno odeszła,
przyszła kolejna, znacznie bardziej intensywna, bardziej
pociągająca. Hope poczuła się w tej chwili jakby odkryła coś
całkiem nowego, co do tej pory ukrywano przed nią, a ona
nieświadoma istnienia tego, szukała czegoś w swym życiu.
Nie
potrafiła nazwać tych uczuć, które kłębiły się w niej,
tam na dole, ale podejrzewała, że mają one więcej wspólnego
z dotykiem księcia, niż z tym, co działo się w jej sercu.
Książę
całował ją zachłannie, a ona niewprawnie próbowała
dotrzymać kroku, starając się naśladować ruchy jego języka.
Kiedy poczuła na sobie dłonie mężczyzny, próbowała
zaprotestować, ale nie udało jej się wymknąć z ciasnych objęć,
więc pozwoliła pokornie na to, by Lucas badał każdy skrawek
okrytego w lekką koszulę ciała. Jedna z dłoni zsunęła się z
kibici i spoczęła na udzie, wprawne palce podwinęły długą szatę
i odsłoniły zgrabną nogę dziewczyny. Zachłysnęła się z
wrażenia i palącego pożądania, gdy poczuła jak przesuwa rękę i
jego palce muskając wewnętrzną część nogi, jakby badały ją i
szukały czegoś konkretnego. Druga ręka księcia zatonęła w jej
włosach, złotorudych puklach, potem szybko się przesunęła i
spoczęła na drobnej, pełnej piersi. Wrażenie jakie wywołało w
niej to nowe doświadczenie było piorunujące. Wygięła się lekko
w łuk, pragnąc, by zdjął z niej koszulę nocną i dotknął tego,
czego broniło mu okrycie. Drżała pod wpływem doznawanych uczuć,
pod wpływem dotyku. Działy na nią także pocałunki księcia,
który nieustannie przynaglał ją do żywszej reakcji, by
całowała go z równą gwałtowną namiętnością, której
sam doświadczał. Jęknęła kilkakrotnie, gdy ruchliwe palce
Wilcotta odsunęły dekolt stroju i uwolniły pierś spod materiału.
Bordowa sutka nabrzmiała, zrobiła się sztywna i twarda.
Niemal
brutalnie przerwał pocałunek, dysząc ciężko. Jego oczy żarzyły
się jak dwa węgle, a usta rozciągnęły w lekkim pół
uśmiechu. Patrzył na nią z wyczekiwaniem, czekał na jakiś znak.
Kiwnęła głową, choć nie miała pojęcia na co się zgadza, ale
była zbyt oszołomiona pocałunkiem i zbyt ciekawa, aby teraz się
wycofać.
Patrzyła
jak Lucas pochyla się nad jej nabrzmiałą piersią i ustami dotyka
naprężoną sutkę. Jęknęła cicho, czując nową falę gorąca
rozlewającą się po całym ciele. Cała drżała i nie mogła
opanować tego, choć bardzo chciała. Nie było jej zimno, ale
niemal cała pokryta była gęsią skórką. To przez księcia.
To przez jego usta, które muskały jej piersi, znacząc na
nich mokre ślady. Językiem przesuwał między dwiema mlecznymi
półkulami, wzdychał, a jego gorący oddech niemal ją
parzył. Ale było to, czego pragnęła najbardziej na świecie. W
tej chwili nie liczyło się nic, prócz Lucasa, jego ust i
tych cudownych, zniewalających uczuć, jakie płonęły w niej
potężnym ogniem.
Hope
wyczuła jak książę odsuwa się od niej i nagle poczuła na skórze
chłodne powietrze, gdy zsunął z jej ramion koszulę, obnażając
ją aż do pasa. Jednym szarpnięciem pozbył się z niej odzieży,
odplątując ją z nóg. Rzucił ją gdzieś za siebie i
wiedziała, że nie było już nic, co mógłby ją osłonić
przed pożądliwym wzrokiem narzeczonego.
W
przypływie wstydu jaki ją ogarnął uniosła się do pozycji
siedzącej, starając się osłonić rękoma przed mężczyzną. Był
tak blisko niej, jej twarz znalazła się zaledwie kilka milimetrów
od porośniętej ciemnym włosem klatki piersiowej mężczyzny.
Wilcott przysiadł na piętach i patrzył na jej pochyloną głowę,
a ona czuła, że nie jest w stanie dłużej mu się opierać. Była
naga, pozbawiona nie tylko ubrań, ale maski, którą ubierała
przy nim. Pożądała go, chciała, aby między nimi było tak, jak w
tej chwili, by książę zawsze zachowywał się wobec niej tak
delikatnie i czule. Potrzebowała jego łagodności i troski.
-
Nie chowaj się przede mną. Masz piękne ciało, Hope. Pokaż mi się
– poprosił cicho ochrypłym głosem, w którym pobrzmiewała
prośba i tęsknota.
Hope
uniosła na niego oczy i zamarła widząc jego wzrok. On pewnie nie
zdawał sobie z tego sprawy, ale w brązowych oczach błyszczała
cała gamma uczuć: od niepewności, po czułość i tęsknotę.
Widziała także smutek, tak przeszywający i bolesny. Poczuła łzy
pod powiekami i spełniła jego ciche błaganie. Otworzyła się
przed nim, prezentując swe filigranowe ciało. Poczuła się taka
mała i krucha wobec tego potężnego księcia, który swymi
brakami przysłaniał jej niemal cały świat.
Objął
ją w pasie i mocno do siebie przytulił. Jedna dłoń spoczywała na
biodrze, druga natomiast wędrowała po całym ciele, głaszcząc i
muskając. W końcu położył ją delikatnie tak, że jej głowa
spoczywała na miękkim podłokietniku. Lucas tymczasem napawał się
jej widokiem, błądząc spojrzeniem po całym ciele. Wstydziła się,
ale nie czuła strachu. Nie chciała stąd uciekać, jej świat
zacieśnił się do tej sofy i do tego mężczyzny.
Kiedy
narzeczony zajęty był obserwacją jej ciała, ona skupiła się na
jego ciele, sycąc swe młode i niewinne oczy widokiem pół
nagiego mężczyzny. Koszulę miał rozpiętą, nawet nie wiedziała,
kiedy to zrobił. Spod ubrania wystawały barki, szeroki tors i
płaski brzuch. Oblizała wargi patrząc na jedwabiste zwoje mięśni,
falujące pod skórą, gdy pochylał się nad nią. Oparł się
silnymi ramionami o podłokietniki i spojrzał z góry na jej
usta. Przywarł do niej zachłannie, odrywając jej myśli od niego i
pozostawiając pustkę w głowie. Znów rozpoczął swój
taniec, całując ją raz szybko, raz powoli, raz zagłębiając się
językiem w jej usta, raz cofając go. Wtedy jęczała cicho,
bezgłośnie prosząc go, by nie droczył się z nią w ten sposób.
Znów
przerwał pocałunek, ale jego wargi spoczęły na jej szyi. Poczuła
dreszcze w całym ciele, a jego usta i język zsuwał się niżej, aż
spoczęły na lewej piersi, potem przesunęły się na prawo,
wprawiając ją w rozkoszne wibracje, które rozchodziły się
gwałtownymi falami po całym ciele.
Zachłysnęła
się, gdy Lucas znacząc mokrą ścieżkę wzdłuż brzucha,
obrysował językiem pępek. Zanurzyła dłonie w jego gęstych
włosach, przyciskając jego głowę do rozedrganego ciała. Jęknęła,
a on uczynił to samo. Ich oddechy przyspieszały z każdą minutą
coraz bardziej. Hope miała wrażenie, że zaraz eksploduje ze
szczęścia i czegoś jeszcze, czegoś co wibrowało w niej na dole,
sprawiało, że była mokra. Nie dbała jednak o to, liczył się
Lucas i jego dłonie przesuwające się wzdłuż jej bioder,
docierające do ud. Zesztywniała, czując jego zwinne palce na swej
kobiecości.
Zaczęła
protestować, prosić go, by tego nie robił, ale Wilcott był głuchy
na jej prośby. Palce wsunęły się w nią gładko, sprawiając iż
eksplodowała, jednocześnie będąc kompletną. Pożar jaki w niej
zapłonął, zapłonął mocniej, silniej, wyrywając ją z tego
świata, rzucając w ciepłe morze doznań. Całkowicie straciła
kontrolę nad sobą, już nie jęcząc cicho, lecz pokrzykując
głośniej, gdy usta mężczyzny dotknęły jej lekko, w tym
najbardziej intymnym miejscu. Wstrzymała oddech, szeroko otwierając
usta i oczy. Jego język tańczył między różowymi płatkami,
pieścił ją delikatnie i powoli, poruszając rytmicznie głową.
Ale
Hope nie dostrzegała tego, oczy zaszły jej czerwoną mgłą
pożądania, w uszach szumiała krew, a głośny jęk wyrywał się z
suchego gardła. Krzyczała, unosząc biodra w górę, dłońmi
przeczesując włosy kochanka. W dole brzucha narastało wibrujące
napięcie, które ścisnęło ją mocno, jakby w oczekiwaniu na
jakiś moment. W końcu pękła jak bańka mydlana, niezbyt głośno
wykrzykując imię Wilcotta. Zacisnęła mocno uda, nie zwracając
uwagi na to, że książę wciąż tkwił między nimi. Językiem i
ustami doprowadził ją do burzliwej kulminacji. Pierwszy raz w życiu
szczytowała.
W
całym ciele czuła niewysłowioną rozkosz, ulgę i coś jeszcze.
Leżała z przymkniętymi oczyma i walczyła o każdy haust
powietrza, starając się dojść do siebie po tych niesamowitych,
bardzo grzesznych przeżyciach. A kiedy udało jej się dojść do
siebie, zasnęła pierwszy raz tak spokojnie.
**
Moi drodzy, życzę Wam wesołych, pełnych radości i rodzinnego ciepła świąt Wielkanocnych, kolorowych pisanek, zająca z koszykiem pełnym prezentów oraz mokrego Dyngusa!
PIERWSZA!
OdpowiedzUsuńKomentuje dwa rozdziały, ale to ten ostatni zatkał mnie totalnie. No, normalnie...eee...nie spodziewałam się tego. Na serio! Nie wiem, myślałam, że Hope jest tak mocno zaparta w złym myśleniu o Lucasie, że nie dałaby się dotknąć w żaden sposób, ale jednak miała w sobie tę małą część, która leciała do niego jak szalona. I widać to za każdym razem. Lucas tak samo...on też inaczej patrzy na Hope i już się przed tym nie obroni. Rety, no nareszcie! Tylko bardziej boję się tego, co się wydarzy później. Mam wrażenie, że wrócą do chłodnych stosunków, a nawet powiedzą sobie coś, co będzie ich bolało, chociaż serce myśli inaczej. Oni wydają się na co dzień tacy sprzeczni, a jak są sami to...wszystko wybucha. Ach, cudowne dwa rozdziały. <33
UsuńWiem, pewnie nikt się tego nie spodziewał, dlatego cieszę się bardzo, że wywołał na Tobie takie wrażenie. No cóż, Hope lubi wmawiać sobie, że nie lubi Lucasa, bo wtedy łatwiej jest jej myśleć o tym przymusowym małżeństwie. Lucas jest tylko człowiekiem i nie jest w stanie oprzeć się wszystkiemu, zwłaszcza młodej i słodkiej narzeczonej.
UsuńOboje tworzą mieszankę wybuchową i właśnie teraz mieli swoją małą eksplozję.. :)
Pozdrawiam serdecznie <3
Ogłaszam wszem i wobec, że... Oplułam monitor. Takiego rozdziału się nie spodziewałam. W ogóle nie rozumiem Hope. Ja bym chciała mieć takiego faceta :C A teraz patrząc na nasze czasy, to igła w stogu siana. Także ci życzę szczęśliwych świąt i suchego Dyngusa :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Odczytuję to jako komplement xd Chyba niewiele osób rozumie Hope, nawet ona samą siebie tak do końca nie rozumie, dlatego potrzebuje czasu, aby wyklarować swoje uczucia... :) Nie ukrywam, że sama chętnie skusiłabym się na kogoś takiego jak Lucas, ale masz rację, w dzisiejszych czasach to nierealne, więc pozostają marzenia i nasi, nie idedalni panowie :)
UsuńDziękuję bardzo <3 Niech Dyngus będzie mokry,byleby był słoneczny! :)
Pozdrawiam <3
Nie spodziewałam się takiej akcji haha coś zupełnie zaskakującego. Hope jeszcze sama nie wie co robi, więc czekam aż się opamięta hah planujesz wprowadzić jakiś wątek "sporny", bo chyba w którymś rozdziale była kochanka Lucasa była trochę zazdrosna... a może nie? czekam na następny i życzę weny x
OdpowiedzUsuńWiem, chyba każdy sądził, że mizianie nastąpi nieco później, ale nie. Śmiem twierdzić, że jednak się podoba, skoro widzę takie rekacje u moich czytelników;)
UsuńPozdrawiam! <3
czekałam na taki rozdział!
OdpowiedzUsuńchociaż to i tak nie zmienia faktu, że jestem w szoku i nie mam pojęcia, co napisać. Trochę szkoda, że skończyło się w takim momencie, bo chciałabym poznać odczucia Lucasa. Oprócz tych oczywistych.
Zastanawia mnie, jak to ich do siebie zbliży, o ile to zrobi, bo co do Hope to nigdy nie jestem pewna jej rekacji. I właściwie wracają już do "siebie", więc to tak jakby jeszcze utrudnia. Jak wiadomo wyjazd rozwiąże niewygodną sytuację, chociaż koniec końców i tak ślub muszą wziąć. Czasami zastanawiam się, czy do niego dojdzie bez żadnych afer XD
a swoją drogą to też rozwaliłam sobie stopę i niestety nikt się nią nie zają tak jak Wilcott. Ech, smutne życie XXI wiecznej kobiety :D
Czekam już na kolejny!
Pozdrawiam :)
Cieszę się, że spełniłam Twoje oczekiwania.
UsuńHope to Hope, trudno chyba za nią nadążyć, ale mam nadzieję, że kolejne rozdziały nieco Wam wyjaśnią to i owo. Tak, wyjazd może utrudnić im to, co powinni sobie powiedzieć po tym wszystkim, ale niekoniecznie xDD O ślub możesz być spokojna, przynajmniej na razie, bo póki co, nie planuję już większych wyskoków :)
Przykro mi, naprawdę. Wiem, co czujesz, bo mam podobne schizy na temat dzisiejszych panów :)
Pozdrawiam <3
Żądam więcej, natychmiast! :)
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie jest cudowne, całe dziś przeczytałam i niecierpliwie będę czekała na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że wstawisz go niedługo :)
Ezra
No dobra, nie powinniście mnie tak ciągle komplementować, bo serio zacznę myśleć, że jestem zajebista ( choć zbyt wiele krytyki też nie wpływa na mnie korzystnie xd ), ale ja tam widzę więcej minusów. niż plusów, jednak cieszę się, że komuś się to podoba i poświęca dla mnie swój cenny czas, by przeczytać całe opowiadanie. Dziękuję za miłe słowa.
UsuńPozdrawiam <3
W ogóle nie jestem zdziwiona takim obrotem spraw, w zasadzie mogłam się tylko zastanawiać, w którym rozdziale Lucas zacznie obmacywać Hope :P To chyba było oczywiste po tym jak zaprosił siostry do swojej posiadłości. Może mam takie nowoczesne myślenie, że nie przychodził mi do głowy inny powód ich sprowadzenia niż uwiedzenie starszej siostry, swojej narzeczonej. Może powinnam być zaskoczona, ale Lucas... no, to Lucas (XD), ale w sumie Hope od pewnego czasu jawi mi się jako osoba na pokaz pruderyjna. Dlaczego? Pomijając to, co zdarzyło się w tym rozdziale, to jednak gdyby było inaczej, zapewne wcześniej nie pozwoliłaby księciu na pocałunek. Hmm, nie wiem, czy ona potrafi się sama nieświadomie wpakować w takie sytuacje, czy sama kusi los, a później udaje, że nie wie, o co chodzi. Zaczynam podejrzewać, że Hope trochę nas jednak "oszukuje", wcale nie jest taka słodka i niewinna, a teraz przy Lucasie to w ogóle "się rozkręci". Hope, nadal chcesz śnieżnobiałą sukienkę? ;>
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy mam się czepiać Ciebie czy śmiać się ogólnie z romansów historycznych, gdzie ten motyw jest bardzo popularny (przynajmniej ja się zawsze z tym spotykam :P) - mianowicie dziewice przeżywające orgazm jak z filmów dla dorosłych (albo jak dziewczyna mojego sąsiada z góry XD). Hope jeszcze dwa/trzy rozdziały temu zarzekała się w myślach, że nie wie, co to seks (było takie zdanie, że w zasadzie nie wie, na czym polega bliskość kobiety i mężczyzny), a tutaj nagle przeżywa taki orgazm, że tylko kochanka pozazdrościć. Chyba wezmę to z przymrużeniem oka, jak we wszystkich romansach, na które natrafiłam ;) Sama scena nie jest zła, czepiać się nie mogę, bo naprawdę fajnie się czytało, jednak (jednak!) przypominając sobie, że to jednak "mała Hope" to dla mnie trochę ubarwianie rzeczywistości ;)
W sumie zastanawiam się, co między nimi się teraz wydarzy. Jak będzie się zachowywać Lucas, jak z taką sytuacją poradzi sobie Hope (a szczególnie z natłokiem myśli). Chociaż nie mogę pozbyć się wrażenia, że to tak naprawdę w ich relacjach niewiele zmieni. Najbardziej prawdopodobna wydaje mi się opcja, gdzie Hope i Lucas będą "sekretnymi kochankami", czyli książę "wpadnie" czasami do swojej narzeczonej i zechce udowodnić jej swoje uczucia. Brzmi okropnie, jejku XD Więc mam cichą nadzieję, że jednak ich relacje (pewnie nie od razu) zaczną się poprawiać ;)
Pozdrawiam! ;)
Hue hue hue. Tak naprawdę Lucas wcale nie chciał obmacywać Hope, tak jakoś wyszło... SAMO XDDDD
UsuńHope tak naprawdę do tej pory nie miała wiele do czynienia z mężczyznami pokroju Lucasa. Może z boku rzeczywiście tak to wyglądać, bo przecież tu się z nim całuję, tu znów daje się obmacywać, ale prawda jest taka, że ona sama chyba nie wie, co powinna robić, a co nie. Lucas ją, jakby osaczył, bo chce tylko jednego, a ona.. miłości, bo nie wie, co dalej. Tak, chyba nadal chcę białą sukienkę, już tylko po to, by przeciwstawić się księciu.
No cóż, akurat ten motyw, jaka sama zauważyłaś, jest popularny w romansach historycznych, więc w sumie możesz się śmiać i ze mnie i z reszty historii osadzonych w czasach wiktoriańskich, gdzie dziewice przezywają orgazm za orgazmem. W sumie to uznałam, że choć raz w życiu dziewica będzie miała zajebiste seksy, albo przynajmniej grę wstępną. Teraz sobie ubarwiłam rzeczywistość, bo potem może być różnie, bo mam kilka pomysłów xDDD
Lucas raczej nie zmieni swojego myślenia i postępowania, to raczej Hope tutaj będzie miała "pole do popisu", ponieważ, cóż, naprawdę wpłynęło na nią to, co wydarzyło się między nimi. Nie no, aż tak okropna nie będę, choć pomysł kuszący, nie powiem, że nie. Może w innym romansie historycznym.
Pozdrawiam! <3