22 marca 2015

Rozdział 22




Hope jeszcze przez kilka dni leżała w łóżku, kaszląc, pociągając nosem i milcząc z powodu obolałego gardła. W czasie choroby dopadła ją również miesięczna przypadłość, tak więc młoda dama cierpiała podwójnie, jakby jej organizm zmówił się z jej wyrzutami sumienia.
Miała dobre serce i nie lubiła być złośliwa czy przykra, dlatego nie mogła pogodzić się z tym, że zachowała się wobec Lucasa źle. Mimo że on wcale nie był lepszy, proponując jej, by z małżeństwa zrobić kontrakt handlowy. Nie potrafiła być tak, jak jej narzeczony, który nie dbał o uczucia. Przejmowała się tym, co ludzie o niej myślą, a także ich uczuciami, gdy mówi coś złego. Nie chciała nikogo ranić i choć podświadomie wiedziała, że młody książę jakoś nie specjalnie przejął się jej ostrymi słowami, to jednak ona sama czuła się z tym okropnie.
Kiedy udało jej się wydostać z sypialni, poczuła ulgę. Leżenie w łóżku sprawiło, że do głowy wkradały jej się dziwne, a czasami przerażające myśli.
- Pogoda dopisuje, więc wybierzmy się na mały spacerek, co? - zaproponowała Faith, która zdążyła już przemierzyć główną część ogrodu wzdłuż i wszerz. Było już dawno po śniadaniu, więc mogły dzięki temu spacerować po posiadłości, aż do obiadu.
Hope na własne oczy przekonała się, że to miejsce mogło konkurować z niebem. Ogród był zadbany i przepełniony przeróżnymi zapachami, a różnorodność roślin sprawiła, że spacerujący po tym zacisznym zakątku miał wrażenie, że znalazł się w egzotycznym kraju. Ogród poprzecinany był wąskimi, wysypanym białym kamieniem alejkami, które rozchodziły się w różne strony. Każda ze ścieżek obsadzona była gęstymi krzewami róż, jaśminu lub wierzbą płaczącą, a na skraju stały wysokie lampy gazowe. Ruszyły jedną z alejek prowadzącą do fontanny, którą można było dostrzec spod furtki. Podeszły tam i zaskoczone zauważyły, że rzeźba wykonana była z kamienia. Postaci były rozebrane i znajdowały się na wysokim podeście. Kobieta leżała na plecach i wyciągała dłonie w stronę stojącego z tyłu mężczyzny, anioła z uniesionymi skrzydłami. Anioł trzymał kobietę w pasie jedną ręką, druga natomiast spoczywała na obnażonej piersi. Na niższym stopniu znajdowały się dwa łabędzie, które wypuszczały z dziobów strużki wody. Wyglądało to pięknie, ale kobieta i mężczyzna byli rozebrani, co było przede wszystkim nieprzyzwoite, ale zbyt fascynujące, by przejść obok tego z oburzeniem.
- Podoba się? - usłyszały ciche pytanie, wypowiedziane z lekką ironią.
- Jest... niemoralne – bąknęła zmieszana Hope i zerknęła w stronę rozebranej pary. - To Eros i Psyche?
- Tak, doskonale. Zna pani ten mit? - Lucas popatrzył na nią wyczekująco. Zarumieniona dziewczyna kiwnęła głową i odwróciła się od fontanny. Faith nadal patrzyła na parę.
- Lubię mitologię grecką.
Lucas uśmiechnął się do niej, lecz Hope nie odpowiedziała i odwróciła się do niego bokiem. Chciała go zignorować, ale jej ciało zdecydowanie nie mogło. Czuła go całą sobą, mimo że stał kilka metrów dalej, poza zasięgiem jej ramion, ale wiedziała, że tam był i miała wrażenie, że cała drżała od ciepła bijącego z tego silnego ciała. Chciała odwrócić się do niego i wykrzyczeć mu w twarz cały żal, ale nie potrafiła. Bała się i wstydziła. Wolała zachować te uczucia dla siebie.
- Dlaczego postawił pan tę fontannę właśnie w tym miejscu? - zapytała Faith, odwracając się do księcia.
- Gdy przejmowałem ten majątek fontanna już tu stała. Nie chciałem jej rozbierać i zmieniać na inną, bo jest bardzo stara i żal mi było ją burzyć. Zresztą, podoba mi się, a cały ogród należy do mnie, więc mogę ustawiać w nim, co mi się żywnie podoba – odparł łagodnie, ale mimo to jego słowa zabrzmiały nieco arogancko, co Hope skwitowała uniesioną wysoko brwią i kpiącym uśmieszkiem. Odwdzięczył jej się tym samym, co kompletnie zbiło ją z tropu, ponieważ nie wiedziała, co uczynić dalej. Najwidoczniej nigdy nie będzie jej dane wyprowadzić go z równowagi. Będzie próbowała, aż w końcu jej się to uda.
- To wszystko tłumaczy – odparła z przekąsem i złapała siostrę za rękę. - Pan wybaczy, ja i Faith spacerujemy po ogrodzie.
Lucas kiwnął głową, lecz w jego oczach błysnęło rozbawienie i odszedł stawiając długie, energiczne kroki. Patrzyła w ślad za nim, aż mężczyzna zniknął za rogiem budynku. Westchnęła i powróciła do siostry. Faith patrzyła na nią z ciekawością. Zignorowała ją i poszła dalej.
- Hope, czy ja o czymś nie wiem? - usłyszała pytanie. Odwróciła się do siostry i spojrzała na nią niepewnie.
- Niby o czym? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Coś się kroi między tobą i księciem, ale nie wiem co. Zaleca się do ciebie jak rasowy bawidamek – odpowiedziała i usiadła na ławeczce w cieniu jarzębiny.
Hope przystanęła przed młodszą siostrą i zamyśliła się na chwilę. Co miała jej powiedzieć? Faith nie znosiła księcia, a chciała jej powiedzieć o tym, co jej zaproponował, że chciał zrobić z ich małżeństwa kontrakt handlowy. To tylko pogłębiło jej nienawiść i skłoniło do szybszego wyjazdu, a nie mogła na to pozwolić, więc musiała przemilczeć ich ostatnią rozmowę, ale uznała, że opowie jej o jego wizycie w sypialni tej nocy, gdy znów miała koszmary.
- Książę był u mniej pierwszej nocy. Śniły mi się koszmary.... Krzyczałam...
- Wiem – wpadła jej w słowo Faith i popatrzyła na nią ze skruchą. - Słyszałam, że krzyczałaś, chciałam do ciebie wejść, ale wtedy pojawił się książę i kazał mi wrócić do pokoju. Tak po prostu! Byłam na niego wściekła, ale powiedział, że ma dla ciebie coś, co ci na pewno pomoże się uspokoić. Nie dopuścił mnie do ciebie i kazał wrócić do pokoju. Niemal wyrzucił mnie z salonu i zamknął drzwi przed nosem. Co mogłam zrobić? Nic - burknęła niechętnie i wygładziła fałdy sukni na kolanach. - Bałam się, że robię błąd wpuszczając go do pokoju, ale z drugiej strony byłam bezradna wobec twych koszmarów.
Hope była bardziej zaskoczona, niż zawiedziona postawą Fatih. Tak po prostu ustąpiła Lucasowi i wpuściła go do sypialni? Najwidoczniej Wilcott miał większą siłę perswazji niż się spodziewała. Nie mogła winić młodszej siostry za to, że poległa w walce na charaktery z Westlandem. Nikt nie miał z nim szans w takim starciu, bo był to mężczyzna silny, agresywny i nieustępliwy, a także dumny, co w połączeniu z jego posturą i urodą było po prostu niemożliwością, aby go przekonać do czegoś, co jemu nie odpowiadało. Nie sądziła, by zmienił zdanie w jakiejkolwiek sprawie. Dobrze wiedział, czego chciał i oczekiwał od ludzi również takiego podejścia. Wyczuwała to w nim i bała się, że w przyszłości jego trudny charakter będzie przyczyną wielu sprzeczek. Zresztą, już nią był, więc to, co działo się teraz było jedynie wstępem.
- Jesteś na mnie zła? - usłyszała cichy, niepewny głos Faith, która patrzyła na nią wyczekująco, jakby z obawą. Hope uśmiechnęła się pocieszająco do siostry i pokręciła głową. Usiadła obok niej i wzięła jej dłoń w swoje, uścisnęła ją lekko.
- Głuptasie, nie jestem zła. Oczywiście, że nie. Książę Wilcott to naprawdę trudny człowiek i wcale się nie dziwię, że wróciłaś do pokoju. Nie jestem na ciebie zła. Cóż, najwidoczniej Lucas poradził sobie z twoim krnąbrnym charakterem.
Faith prychnęła lekceważąco. Hope wiedziała, że jej siostra należała do tych kobiet, które potrzebują równie silnego mężczyzny, więc będzie miała z tym poważny problem, ponieważ w Anglii nie spotkała jeszcze nikogo, kto utemperowałby charakter dziewczyny. Oczywiście Hope zdecydowanie wolała, aby jej młodsza siostra nie zmieniała się nigdy, ale na pewno życzyła jej miłości i kochającego męża. Ona sama raczej mogła już porzucić marzenia o kimś, kto ją pokocha bezwarunkowo. Z Lucasem to na pewno nie wyjdzie i nie mogła liczyć na to, że kiedykolwiek ten mężczyzna spojrzał na nią inaczej, niż jako kobietę zdolną urodzić mu dziedzica.
Żachnęła się w duchu. Nie mogła przecież zapomnieć o tym jaki bywał dla niej miły. Książę Lucas przecież ostatnio zachowywał się dość uprzejmie: prawił jej komplementy i podarował piękną klacz, chcąc w ten sposób pokonać jej fobie. Dał jej najlepszy pokój, podarował wspaniałe klejnoty, a także sprawił, że jedną noc spała spokojnie. Przywołała w pamięci także jego czułe spojrzenia, lekki uśmiech i łagodny głos... To wszystko sprawiło, że jej serce zabiło dwa razy mocniej.
Lucas miał dwie twarze, a ona dostrzegła część tej, którą tak skrupulatnie ukrywał. Nie mógł być zły, przekonywała się wciąż i wynajdywała powody, za które mogłaby go pokochać, gdyby nie ta trudna sytuacja w jakiej się znaleźli. Skazani byli na siebie, jako dwójka obcych sobie ludzi. Nic o nim nie wiedziała, oprócz tego, że hodował konie, był księciem, a jego majątek był bardzo pokaźny. Musiał być tak zaradny, gdyż tego wieczoru, gdy ją odprowadził, powiedział iż pod jego skrzydłami Silverstone rozkwitło. Czy miała prawo kłócić się o wygląd ich małżeństwa? Przecież tak właśnie wyglądały małżeństwa w Anglii. Wyższe sfery nie dbały o uczucia drugiej osoby. Każdy doszukiwał się w takim związku korzyści.
A gdzie miłość? Zrozumienie? Gdzie podziały się uczucia? Czy ona też będzie musiała o tym zapomnieć i po prostu stać się żoną idealną? To znaczy kobietą gotową urodzić swemu panu dziecko i bez słów protestu wypełniać jego polecenia? Z przerażeniem stwierdziła, że tego właśnie będzie od niej wymagał książę Wilcott. Przecież to nie może tak wyglądać!, pomyślała oburzona. Nie miała jednak wielkiego wpływu na to, co i jak będzie wyglądało.
Posiedziały z Faith w ogrodzie aż do późnego popołudnia. Słońce po kilku dniach deszczu i chmur, było wspaniałą odmianą. Dziewczęta cieszyły się piękna pogodą póki były w stanie. Wiedziały, że to tylko chwilowa odmiana.
Obiad podano w grodzie, do którego wchodziło się przez szerokie drzwi balkonowe. W tej części posiadłości nie posadzono zbyt wielu krzewów i kwiatów. Jedynie kilka skalniaków i parę drzewek przyozdabiało połacie trawnika. Reszta była niekończącą się łąką z równo skoszoną trawą. W górze gdzieś śpiewały wesoło ptaki, a lekki wietrzyk sprawiał, że grzejące słońce nie było tak dokuczliwe.
Hope jadła powoli, przeżuwając każdy kęs i walczyła z własną ciekawością, a także ciałem, w którym obudziła się ta dziwna, cielesna tęsknota, której nie mogła zrozumieć. Chciała spojrzeć na Lucasa, ale obawiała się jego wzroku. Bała się, że zobaczy w nich złość i pogardę.
Dlaczego w ogóle zależało jej na jego zdaniu? Przecież nic ją nie obchodził. Nic a nic.
Za każdym razem, gdy patrzyła w jego stronę, starała przekonać samą siebie, że ten mężczyzna wcale nie jest dobry. Jest zły, bezduszny, zgorzkniały... Mogła tak wymieniać w nieskończoność, ale kolejny raz tłumaczyła sobie, że wcale taki nie jest. Miała bardzo ciężki orzech do zgryzienia i kompletnie nie wiedziała, jak do tego podejść, bo z jednej strony nienawidziła go, ale z drugiej... Cóż, musiała być szczera przed samą sobą i po prostu przyznać się, że polubiła Lucasa, wbrew zdrowemu rozsądkowi.
Pod powłoką aroganckiego księcia dostrzegła mężczyznę szczerego. Nie bawił się w żadne gierki, po prostu mówił to, co myślał i nie mogła go winić za to, że postawił sprawę jasno. Gdyby tak dłużej nad tym pomyśleć, to powinna być wdzięczna za jego szczerość. Przynajmniej wiedziała na czym stoi i nie musiała udawać, że może ich małżeństwo będzie inne, niż ta cała reszta angielskich, w których kobiety traktowane są jak rzecz, a nie jak istota posiadająca uczucia. Czy będzie jej źle?
Spojrzała na księcia. Przyjrzała mu się uważnie i uznała, że nie może być okrutny, skoro wobec koni jest tak łagodny. Przecież widziała jak trzymał Bezę, gdy próbował ją przekonać do klaczy: był delikatny i niezwykle troskliwy, więc czy byłby zdolny do jakiegokolwiek okrucieństwa? Nie mogła przecież go w ten sposób osądzać. I chociaż powiedział jej kilka dni wcześniej, że w młodości był skłonny do agresji, to teraz, siedząc obok niego nie czuła się zagrożona. Wręcz przeciwnie. Miała wrażenie, że nigdy nie będzie jej bezpieczniej, niż przy boku Lucasa Westlanda, księcia Wilcott.
W pewnym momencie drgnęła, gdy napotkała spojrzenie narzeczonego. Patrzył na nią badawczo, poważnie. Nie uśmiechał się, a w jego spojrzeniu nie błyszczały żadne emocje. Twarz miał jakby wykutą z kamienia. Nim odwróciła wzrok, rzuciła w jego stronę spojrzenie pełne żalu i wróciła do posiłku.
Do końca obiadu czuła mrowienie w całym ciele, ponieważ mężczyzna obserwował ją bacznie: widziała to za każdym razem, gdy uniosła oczu ku niemu.
Po skończonym posiłku, Hope wraz z Faith i Charity udały się na taras, gdzie na drewnianym stoliku o grubych, plecionych nogach, stały filiżanki i herbata, a na talerzyku pyszniły się wspaniałe biszkopty i tarta. Hope odmówiła ciasta, ale Faith chętnie poczęstowała się słodkościami.
- Skoro data ślubu już ustalona, to może pomyślimy nad suknią. Poślę zaraz po papier i coś ci zaprojektujemy – przemówiła w końcu ich opiekunka. Charity miała zdolności malarskie, więc Hope nie była zaskoczona, że to księżna zechce naszkicować projekt sukni.
Starsza panna Winward kompletnie nie miała ochoty na żadne projektowanie, ale wiedziała, że to i tak ją nie ominie. Lepiej mieć to za sobą i udawać, że w ogóle ją to cieszy.
Charity poprosiła o papier i pióro. Kiedy służący przyniósł przybory, księżna wzięła się za szkicowanie, pytając obie dziewczyny o zdanie. Suknia nabierała kształtów i zaczęła przypominać stój weselny: biały, koronkowy z dekoltem w kształcie serca i bardzo długim, kilkumetrowym trenem. Na głowie będzie mieć wianek oraz cieniutką, ręcznie zrobioną woalkę. Całość prezentowała się bardzo ładnie. Kreacja wydawała się lekka i zwiewna, ale Hope doskonale zdawała sobie sprawę, że materiał będzie ważył bardzo dużo.
- Co robicie, drogie panie? - padło pytanie. Trzy damy odwróciły głowę w stronę schodów prowadzących do ogrodu i ujrzały na nich księcia Rebaourna, a także Wilcotta. Obaj stali w cieniu i przyglądali im się badawczo. Charity pokazała strój, w którym Hope miałaby wystąpić na ślubie. Mężczyźni podeszli bliżej i spojrzeli na kartkę.
Starsza panna Winward przyjrzała się narzeczonemu z ciekawością. Nie widziała w jego twarzy ani niechęci czy pogardy. Patrzył na rysunek z uprzejmym zainteresowaniem, aż w końcu spojrzał na nią, uniósł wysoko brew, a potem jeszcze raz przyjrzał się rysunkowi i w końcu uśmiechnął się lekko, kiwając głową.
- Wspaniała kreacja. Hope będzie wyglądała w niej jak królowa... Ale mam jedno żądanie – przemówił w końcu i przyjrzał się Hope z namysłem. Ta opuściła głowę zawstydzona jego taksującym spojrzeniem.
- Jakie? - zapytała niespokojna Charity.
- Chcę, by suknia Hope była w kolorze głębokiego błękitu lub szmaragdowa.
- Chyba pan kpi! - zaprotestowała gwałtownie starsza z sióstr i wstała, mierząc księcia wrogim spojrzeniem. Oparła dłonie o blat stołu i zajrzała mu w oczy, chcąc w ten sposób wyperswadować jego pomysł z kolorową suknią. No bo jak to tak? Ślub ma wziąć w sukni innej niż biała? - Nie wezmę ślubu w zielonej sukience!
To było niedorzeczne. Całkowicie poddała się jego woli. Nie chciała się wtrącać do przygotowań do ślubu, bo to księstwo Reabourn oraz książę Wilcott płacili za wszystko, ona miała jedynie ubrać się w suknię i powiedzieć „tak” przed kapłanem. Nie spodziewała się jednak, że Lucas zapragnie decydować również o kolorze sukni ślubnej. Oczywiście od początku przyjęła, że wystąpi w śnieżnobiałej kreacji. Nawet jeśli wielu ludzi z towarzystwa myślało o niej jak o kobiecie upadłej, to naiwnie wierzyła, że gdy zobaczą ją w bieli, przynajmniej część z tych napuszonych hipokrytów zmieni o niej zdanie lub chociaż się zastanowi, czy rzeczywiście jest tą osobą, za jaką ją uważają. A książę Wilcott, jej narzeczony, chce aby poszła w kolorowym stroju. Nie mogła na to pozwolić.
- Moim zdaniem kolor nie ma znaczenia. Ważne, by panna młoda robiła wrażenie, a biel jest taka powszechna i nudna, a to do ciebie nie pasuje – zawyrokował młody książę, na co Hope zatrzęsła się z powstrzymywanego gniewu. Miała ochotę go uderzyć i on o tym doskonale wiedział, dlatego odsunął się z lekkim uśmiechem na ustach i spojrzał na nią wyzywająco.
- Nie obchodzi mnie twoje zdanie na ten temat. Nie pójdę do ołtarza w zielonej sukience i już! Nie pozwolę, by ktoś pomyślał, że biorę ślub w takiej sukni, bo jestem kobieta upadłą! - krzyknęła w końcu wyprowadzona z równowagi.
Hope nie dostrzegła uczuć grających w oczach Lucasa, gdyż odwróciła się gwałtownie i weszła do pałacu. Pobiegła do siebie, aby tam pozbyć się targających nią uczuć.
Po odejściu Hope w towarzystwie zapanowała cisza. Po chwili odezwała się jednak Faith.
- Osobiście stoję po stronie mojej siostry, choć pomysł z niebieską lub zieloną suknią przypadł mi do gustu, to ze względu na Hope...
- Powinnaś ją przekonać do tego pomysłu – wszedł jej w słowo Wilcott i usiadł na miejscu, gdzie jeszcze kilka chwil wcześniej siedziała jego narzeczona i sięgnął po kawałek ciasta.
- Dlaczego? Przecież, jeśli ona tego nie chce, to po co ją do tego zmuszać? W ogóle nie obchodzi pana, co ona czuje?
- Oczywiście, że obchodzi, ale chcę, by tego dnia przyćmiła te wszystkie głupie panny, które szkoli się po to, by usidlić bogatego księcia. Chcę, by o niej mówiono, by ją podziwiano...
- I dlatego zależy panu na sukni w innym kolorze, niż biały? Moim zdaniem, to tylko jedynie sprowokuje plotki – zauważyła logicznie Faith. - Nie chcę, by moja siostra cierpiała.
- Doprawdy? - zapytał znacząco, samym tylko spojrzeniem przypominając jej, że przecież chce wyjechać. Faith naburmuszyła się i już więcej się nie odezwała. Księstwo Reabourn natomiast przysłuchiwali się tej wymianie zdań i kiwali głową, popierając pomysł Lucasa.
Panny młode ubierały się w białe suknie, chcąc w ten sposób podkreślić swą niewinność, ale wiele z nich jeszcze przed ślubem pozbywało się cnoty, więc Wilcott uważał takie zachowanie za czystą hipokryzję. W przypadku Hope gołym okiem widać było, że jest niewinna i jeszcze żaden mężczyzna nie zdołał ją pocałować, a nie mówiąc o tym, by wprosić się do jej łoża. Chciał, by narzeczona wystąpiła w takiej kreacji, a nie innej, bo zależało mu na tym, by każdy z przebywających na ślubie panów, pozazdrościł mu i przede wszystkim pożałował swoich słów na jej temat. Chciał zerwać z tradycją i pokazać, że kobieta nie musi wystąpić w bieli, by udowodnić swą niewinność.

***

Hope stała przy oknie, ale po chwili odeszła od niego. Usiadła na łóżku i zapatrzyła się na zwinięte w pięści dłonie. Siedziała w ciszy, nie myślała. Po prostu patrzyła na swe dłonie i odcięła się od świata zewnętrznego.
Faith odwiedziła ją po około godzinie od jej wyjścia z tarasu. Przyszła do niej i zapytała jak się czuje. Hope odpowiadała, starając się robić to jak najbardziej radośnie.
- A co do tej sukni... - zaczęła Faith, gdy temat pogody został wyczerpany. Starsza panna Winward spojrzała na jasnowłosą rozmówczynię i czekała na dalszy ciąg wypowiedzi. - Sądzę, że twój narzeczony może mieć rację. No wiesz, chodzi mi o kolor. Uważam, że musisz zrobić wrażenie na tych nadętych bubkach i pokazać im, że jest najpiękniejszą, najmądrzejszą...
- Faith! Nie pójdę do ołtarza w takiej sukni! Nie rozumiesz, że tu nie chodzi o wrażenie? Chcę, by ten ślub choć w połowie przypominał coś o czym marzę, a biała suknia jest właśnie jednym z szczegółów mojego pragnienia. Czemu książę chce to wszystko zniszczyć?
- Powiedziałaś mu o tym? Nie lubię go i nigdy nie polubię, ale jeśli masz już za niego wyjść, to chcę, żebyś była szczęśliwa. Nie wiem na czym polega miłość, małżeństwo i cała ta reszta, ale wydaję mi się, że rozmowa pomaga. Nam, siostrom, pomogła, prawda?
Hope słuchała siostry z niedowierzaniem. Nie sądziła, że Faith mimo wszystko weźmie stronę księcia, za którym, delikatnie mówiąc, niezbyt przepadała. Co się w takim razie stało? Dlaczego tak nagle przypadł jej do gustu pomysł, który wyszedł od Lucasa?
- To nie to samo. My się kochamy, od samego początku darzyłyśmy się siostrzanym uczuciem i potrafimy sobie wybaczyć wiele, ale sprawa z księciem jest bardziej skomplikowana.
Już nie chodziło o różnicę charakterów i podejście do życia, ale o to, że ją i Lucasa nie łączyło praktycznie nic, prócz tego jednego, krótkiego pocałunku. To było naprawdę niewiele.
Faith nic nie odpowiedziała. Wyszła bez słowa z sypialni. Odwróciła się jeszcze w drzwiach i posłała starszej siostrze niespokojne spojrzenie.
Hope wiedziała, że to źle wyglądało, ale ta sytuacja była tak skomplikowana, że nie wiedziała, co z tym zrobić. I jeszcze ta sprawa z suknią! Dobre sobie, naprawdę sądził, że zechce wystąpić na własnym ślubie w kreacji innego koloru, niż biała? Kpił z niej w żywe oczy, a jeszcze Faith przyklasnęła jego pomysłowi. Co się w ogóle dzieje?!, pomyślała zmartwiona.
Samatha przyszła do niej na godzinę przed kolacją i pomogła w przygotowaniach. Panna Winward przyzwyczaiła się do tego, że wokół niej pracowali ludzie i byli na każde jej skinienie, a przecież do niedawna sprzątała w hotelu Skaczącej Niedźwiedzicy. Człowiek szybko przyzwyczaja się do luksusów, a ona stała się naprawdę wygodna. Życie w Anglii zmieniło ją, ale dostrzegła, że przez tylu leniwych arystokratów cała masa ludzi miała pracę, mogli się z czegoś utrzymać. Oczywiście nie miała pojęcia, że większość utytułowanych osób nie dbała o służbę: mało płacili, wymagali za dużo, a czasami hrabia lub książę gwałcił swe służące. Kazali spełniać swe ordynarne zachcianki młodym służkom, które potem wyrzucane były z majątku z powodu ciąży. Rzadko kiedy dziecko takiej dziewczyny było uznawane, a same panny po prostu skazane były na samotność i biedę, bo nikt nie chciał kobiety, którą już ktoś wcześniej miał.
Hope żyła złudzeniami, nie miała pojęcia o takim życiu, bo nikt wcześniej jej o tym nie powiedział. Dopóki nie postawiła stopy na brzegu Tamizy żyła w zupełnie innym świecie. Świecie, gdzie takie problemy w ogóle jej nie dotyczyły. Nie miała też pojęcia o aranżowanych małżeństwa, niechcianych narzeczonych, a także o mężczyznach podobnych do Lucasa Westlanda. Była głupia i niedoświadczona, a to tylko mogło sprawić, że zrobi coś naprawdę nieodpowiedzialnego. Bała się nawet myśleć co, chociaż i tak wplątała się przez to w małżeństwo z księciem.

***

Weszła do jadalni spokojna i opanowała. Czuła się znacznie pewniejsza po gorącej kąpieli, uczesana i ubrana w białą suknię podarowaną przez Charity. Sam uczesała jej włosy i zaplotła w gruby warkocz. Oczywiście pokojówka nie mogła wyjść z zachwytu, ponieważ kilka pasemek tycjanowskich włosów wysunęło się z koafiury i stworzyło dla jej okrągłej twarzy złotorudą otoczkę.
W pomieszczeniu znajdowała się tylko Charity. Hope zajrzała do Faith, ale ta była jeszcze nie gotowa do posiłku, więc poprosiła, by na nią nie czekać. Księżna siedziała na jednym z foteli przy kominku i marszczyła czoło. Hope podeszła do niej cicho i niepewnie. Kobieta w końcu zwróciła na nią uwagę i sądząc po jej minie, dziewczyna wywnioskowała, że jej wygląd ją ucieszył.
- Och, ślicznie wyglądasz w tej sukni! Tak się cieszę, że ją ubrałaś. - Księżna wzięła ją za ręce i podprowadziła do okna, by lepiej się jej przyjrzeć.
Panna Winward w milczeniu znosiła dokładne oględziny damy. Kątem oka jednak dostrzegła ruch przy drzwiach, więc odwróciła głowę w tamtą stronę i zesztywniała. Zrobiło jej się sucho w ustach, a w gardle wyrosła duża kula, nie mogła jej przełknąć. W progu stał ubrany w czarny, wieczorowy strój książę Wilcott. Gdy przyjrzała mu się dokładnie, poczuła jak miękną jej kolana na widok tego wspaniałego mężczyzny.
Zakochanie się w nim będzie największym błędem jaki popełni, ale było to tak pociągające, że nawet nie wyobrażała sobie, iż nie spróbuje otworzyć serca na niego.

2 komentarze:

  1. a ja - tak nadal niewyżyta - czekam na ich spotkanie w osobności. za każdym razem wchodzę tu z nadzieją, że Lucas i Hope zatrzasną się gdzieś razem i spędzą ze sobą 24 h :D A Ty po prostu zawsze budujesz takie napięcie, że po każdym kolejnym rozdziale jestem jeszcze bardziej nabuzowana. I jeszcze teraz, na koniec, Wilcott w takim wydaniu! I jak tu spać? Sądzę, że nawet moje leki uspokajające na nic się zdadzą. I naprawdę nie dziwię się Hope, że zakocha się w Lucasa. myślę, że żadna kobieta nie byłaby w stanie mu się oprzeć. Pomijając oczywiście sam jego wygląd bo czasami to jednak naprawdę nie wystarcza. Sam jego charakter jest pociągający. Z jednej strony jest gburem, egoistą i chamem, ale z każdym kolejnym krokiem poznajemy kogoś, kogo każda kobieta (a przynajmniej wiekszosc) chciałaby mieć u swojego boku. Bo Lucas niewątpliwie jest opiekuńczy, troskliwy i szarmancki. Dostrzega czyste piękno i nie chce tego wykorzystać. Zna granice, co sądzę jest szalenie pociągającą cechą.
    Co do wyboru sukni jestem w stanie zrozumieć punkt widzenia Hope i sądzę, że Lucas też powinien wziąć od uwagę jej marzenia. Być może Hope wygladałaby cudnie w szmaragodwym czy błękitnym, ale na moje oko to tylko pobudziłoby plotki. A prawda jest taka, że po ich śubie H. będzie miała tysiąc szans by olśnić towarzystwo. Nad tą kwestią powinni podyskutować, najlepiej zamknięci sami w jednym pomieszczeniu :D
    Życzę naprawienia Intrnetu i napływu weny, dużej ilości weny :D
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No weź, dajesz na koniec takiego Lucasa, że pozostaje tylko niedosyt!
    Zastanawiam się, czy to tylko taka postawa Lucasa, czy on... jest naprawdę w Hope zakochany. Może tak dobrze gra i stwarza pozory, jest na tyle inteligentny, żeby wszystkim mydlić oczy. Kiedy mówi o Hope to tak, jakby naprawdę wierzył w swoje słowa i chciał dla mniej jak najlepiej. A ja zachodzę w głowę, bo nie potrafię go rozgryźć. Nawet nie wiesz, jakie to frustrujące! XD O ile byłoby mi łatwiej, gdybym wiedziała, co siedzi Lucasowi w głowie. I w zasadzie rozumiem pomysł Lucasa, żeby Hope wybrała zieloną/błękitną suknię, bo ona naprawdę nie ma czego udowadniać, Hope jest dokładnie taka, jak Lucas o niej powiedział. Z drugiej strony ją też rozumiem, bo jednak ktoś chce zabrać jej marzenie. Być może Lucas nie zdaje sobie sprawy, jak wiele może jej tym zabrać i że marzenia są dla niej tak ważne - w końcu ona jest jeszcze na tyle niedoświadczona życiowo, żeby odpuścić sobie takie mrzonki.
    No i w sumie skąd Hope wie, że już nie zakochała się w Lucasie? :D Chce nad tym panować? ;> Biedna, ona naprawdę jeszcze niewiele wie ;D
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! ♥

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, KrypteriaHG, Natt Liv, Lotus.