3 marca 2015

Rozdział 21




Hope resztę dnia spędziła u siebie, starając się przegonić ten horrendalny strach. Udało jej się akurat, gdy Faith do przyszła z wizytą. Mimo ich aktualnego spięcia, martwiła się o nią i widziała jak podziałała na nią wizyta w stajni.
- No nieźle, też chciałabym dostać taką sypialnie – westchnęła, gdy udało jej się zajrzeć do każdego zakamarka. - O, a dokąd prowadzą te drzwi? - zapytała młodsza siostra, gdy usiadły w saloniku. Drzwi znajdowały się między oknem, a wysoką, oszkloną gablotką, w której stały książki. Przysłonięte były długą, zieloną kotarą. Hope nie zwróciła wcześniej na nie uwagi, dlatego po słowach Faith wstała i podeszła do nich.
- Nie mam pojęcia. Może to jakaś garderoba? - Nacisnęła klamkę, ale były zamknięte, więc zrezygnowana usiadła z powrotem na swoim miejscu i wróciła do rozmowy z siostrą. - Dziękuję ci za dzisiaj. Twoja obecność tam przy Bezie bardzo mi pomogła.
- Nie ma sprawy, nadal cię kocham i zawsze będziemy się wspierać – mruknęła cicho. Popatrzyła na starszą siostrę i przygryzła wargę. Ewidentnie biła się z myślami, ale w końcu westchnęła i zrezygnowana wygodnie rozłożyła się na fotelu.
- Czy nie możemy poprawić jakoś naszych stosunków? Nie kłóćmy się, bo mamy tylko siebie. Tylko ty mi zostałaś. - Hope była przekonana, że Faith znów zareaguje agresywnie na jej prośbę i zażąda zerwanie wszelkich kontaktów z Lucasem, ale ta popadła w zadumę.
- Tęsknie za Great Cove, tam mieszkałyśmy całe życie. Nie możemy tak po prostu zostawić tego i zamieszkać tu.
- Wiem. Codziennie myślę o naszej wiosce, naszym małym domku, w którym się wychowałyśmy. Myślisz, że ja też nie tęsknie? Oczywiście, że tak! Tylko że znalazłyśmy się w nowej sytuacji, która wymaga od nas, zwłaszcza ode mnie, podjęcia pewnych kroków. Może małżeństwo z księciem nie będzie takie złe? Będziesz mogła teraz śmiało marzyć o własnym domu.
- Jasne, przecież nie mam pieniędzy, żeby go wybudować, czy kupić! - krzyknęła zirytowana młodsza z sióstr. Hope uśmiechnęła się do niej i pokręciła głową.
- Ale Lucas ma i na pewno ci pomoże – odparła. Faith spojrzała na nią, przygryzła wargę i westchnęła.
- Nie potrzebuję jego pieniędzy.
- Faith, jesteś okropnym uparciuchem.
- Wiem, ale i tak mnie kochasz, co?
- Zawsze będę cię kochała. Rozejm?
- Rozejm!
Hope po tej rozmowie zyskała pewność i nadzieję. Skoro pogodziły się z Faith, to na pewno teraz łatwiej jej będzie znieść okres narzeczeństwa z młodym księciem. Wiedziała, że miała sojuszniczkę w młodszej siostrze i to dodawało otuchy. Przezornie przemilczała propozycję Lucasa. Jej siostra nie darzyła go wielką sympatią, dlatego wolała nie pogłębiać jej jeszcze bardziej, bo gdyby dowiedziała o jego przedmiotowym podejściu do rzeczy, Faith skłonna byłaby opuścić Anglię w jednej chwili.
Zeszły na obiad. Przywitała ich Gabriel i kręcąc się bez celu w salonie, przylegającym do jadalni czekali na wezwanie na obiad. Po chwili do pomieszczenia weszła Charity, a za nią wkroczył książę Wilcott.
Hope jak zwykle poczuła mrowienie wzdłuż kręgosłupa, ale starała się opanować to uczucie, przywołując w pamięci jego słowa i jego postawę wobec ich małżeństwa, więc gdy tylko wyciągnął dłoń, aby poprowadzić ją ku jadalni, wstała z dumnie uniesioną głową i zaciętą miną. Podała mu dłoń bez patrzenia i z zachwycającym wyrafinowaniem spojrzała na kamienną twarz księcia. Dostrzegła w jego oczach podziw. Uśmiechnęła się oszczędnie i skierowali się do jadalni. Ku jej zaskoczeniu książę poprosił, by usiadła po jego prawicy. Bez słowa spełniła jego prośbę, posyłając siostrze tylko uspokajające spojrzenie. Usiadła powoli i przyjęła od lokaja, który stał za jej krzesłem, serwetkę. Rozłożyła ją na kolanach i poczekała, aż służący naleje jej pachnącą zupę do głębokiego talerza.
Gdy wszyscy już zajadali się pierwszym daniem, Hope mogła w końcu odetchnąć i zamknąć się w swych myślach, ale nieustępliwe spojrzenie księcia irytowało ją, przez co nie mogła skupić się na własnym wnętrzu.
- Słucham? - zapytała w końcu, lekko drżącym głosem. Wilcott uśmiechnął się do niej, a w orzechowych oczach coś błysnęło. Drwi ze mnie, pomyślała i nabrała zupy na łyżkę.
- Podziwiam tylko twoją urodę, moja słodka – kiedy przemówił do niej, jego głos brzmiał jakby polany miodem: gładko i słodko. Poczuła dreszcze, a serce na chwilę zamarło. Czy mogła się w końcu opanować?!
- Doprawdy? I co, znalazł pan już jakąś skazę? - warknęła nieprzyjemnie, sztyletując go spojrzeniem. Niestety, jej agresywne zachowanie wcale nie wywarło na nim wrażenia, wydawać by się mogło, że nawet nie jest w stanie wyprowadzić go z równowagi. Musiała w końcu to zrobić, odrzeć go z tej grubej powłoki w jakiej się chował, bo nie nie ulegało wątpliwościom, że książę ma dwie twarze, tą drugą, prawdziwą, chowa przed ludźmi.
- Absolutnie żadnej; czyste, nieskalane piękno – mruknął, nachylając się w jej stronę, w oczach zaigrały mu osobliwe iskierki, a na ustach zatańczył szelmowski uśmiech. Speszyła ją ten komplement. Tak naprawdę nigdy nie zastanawiała się czy jest ładna. Ot, po prostu twarz, którą dostała i tyle. Zresztą, próżność nie leżała w jej naturze, więc nawet jeśli myślała o sobie jak o pięknej, to były to naprawdę rzadkie chwile przed lustrem.
- Zwykła przesada – burknęła niedbale, udając, że wcale nie przejęła się jego wypowiedzią.
- Hope, czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę jak porażająca jest twoja uroda? I jak niewinna jesteś w stosunku do mnie? - wyszeptał. Dziewczyna rzuciła szybkie spojrzenie w stronę pozostałych zebranych przy stole, ale nikt niczego ani nie słyszał, ani też nie widział. Płonęły jej policzki, a piekący wstyd sprawił, że nie była w stanie odwrócić twarzy w stronę swego rozmówcy. To, co mówił przechodziło ludzkie pojęcie!
- N-nie rozumiem – odparła, tracąc swą początkową hardość. Skuliła się w sobie i starała zapanować na gorącem rozlewającym się po całym ciele. Potrafiła przyjąć jego aroganckie zachowanie, ale ta przesadna uprzejmość i te komplementy sprawiały, że czuła się zagubiona. Ten mężczyzna był taki zmienny w swych nastrojach!
- Kiedyś na pewno zrozumiesz – powiedział i wyprostował się, zerkając na nią kątem oka. Wrócił do posiłku, a Hope uznała jego słowa raczej za groźbę, niż obietnicę.
Obiad przeminął, a po nim panie udały się do swoich pokoi. Lucas obiecał im, że jutro po śniadaniu wybiorą się na przejażdżkę. Chciał im pokazać posiadłość, a była ona na tyle rozległa, że musieli wziąć odkryty powóz.
Hope zaszyła się w sypialni, ale po chwili zrozumiała, że przecież do kolacji jest mnóstwo czasu i musi zagospodarować swój czas tak, aby nie zanudzić się na śmierć. Wyjrzała na korytarz i rozejrzała się po nim. Ciągnął się w nieskończoność. Kusiło ją, by zwiedzić pałac, ale interesowały także ogrody usytuowane za pałacem. W końcu wróciła do sypialni, zarzuciła na głowę czepek, a ramiona przykryła pelisą.
Szybko opuściła korytarz. Przez chwilę tylko chciała zapytać Faith, czy nie zechciałaby z nią pójść, ale porzuciła ten pomysł. Musiała pobyć choć przez chwilę sama. Potrzebowała świeżego powietrza, ciszy i spokoju.
Zeszła z szerokich, marmurowych schodów i skierowała się jedną z alejek z lewej strony. Kompletnie nie wiedziała, co tam zastanie, ale ścieżka obsadzona była drzewami. Pośród gęstych koron drzew śpiewały ptaki, radując się słońcem. Po kilku minutach spaceru pożałowała pelisy, dlatego ściągnęła okrycie z ramion i przerzuciła przez bark. Czepek również zsunęła z włosów, uwalniając tym samym jej rudozłote loki. Odetchnęła z ulgą, czując się wolna jak ptaki, które urządziły sobie konkurs śpiewu.
Szła alejką i podziwiała bujną przyrodę, tętniącą życiem i zapraszającą do spaceru. Nie mogła nacieszyć oczy widokiem soczyście zielonych krzewów, wijących się wokół pnia wysokiej topoli.
Po kilkunastu minutach dotarła do rozwidlenia. Wybrała lewą odnogę i ruszyła nią, zachęcana przez naginające się w jej stronę płaczące wierzby. Drzewa zagęściły się, co oznaczało, że tym razem człowiek nie miał w tym żadnego udziału, a to, co widziała było najpewniej zaczątkiem lasu. Ładnie wypielęgnowana alejka szybko przeobraziła się w leśną ścieżkę. Nie spieszyła się, spacerowała powoli, aż weszła do lasu i dróżka poszerzyła się. Leśny dukt prowadził teraz nad niewysokim wąwozikiem, w którym płynął szemrzący strumyk. Zachwycona stanęła przez chwilę i przyglądała się krajobrazowi. Po drugiej stronie wąwóz był znacznie niższy, a drzewa rzadsze. Postanowiła odszukać most i przejść na drugą stronę. Tam na pewno znajdzie odpowiednią dla siebie kryjówkę, gdzie będzie mogła usiąść i chwilę pomyśleć. Jakąś mile dalej odnalazła kładkę przerzuconą w najwęższym miejscu. Szybko przebiegła na drugą stronę i puściła się biegiem w las, aż dotarła niemal do gęstwiny, która uniemożliwiła ją dalszą wędrówkę. Odwróciła się i rozejrzała wokół. Nigdzie nie dostrzegła żadnego powalonego drzewa, dlatego wyszła z lasu i idąc brzegiem ruszyła w górę strumienia.
W końcu odnalazła przewrócone drzewo, trochę omszałe i spróchniałe, ale usiadła, a plecy oparła o jeden z konarów i odchyliła głową w stronę słońca, które usilnie starało się przedrzeć przez korony drzew. Cisza jaka panowała wokół sprawiła, że dziewczyna w końcu mogła zebrać myśli i zastanowić się nad wszystkim.
Natura swoim cichym śpiewem, skrzypieniem starych drzew i szelestem liści wyprosiła z jej głowy niepożądane myśli. Hope starała się skupić na słowach Lucasa.
Chciał sprowadzić ich małżeństwo do takiego stanu, w którym żona będzie traktowana jak przedmiot, a nie jak człowiek, który ma swoje uczucia. To źle o nim świadczyło. Bardzo źle. Ale jakoś ten wizerunek bezdusznego, pozbawionego skrupułów księcia kłócił się z tym mężczyzną, który obiecał jej, że wyciągnie ją z traumy. Jak mógł się zachowywać w ten sposób, jednocześnie odkrywać kompletnego łajdaka? Może to ich narzeczeństwo wyzwalało w nim tak podłe słowa? Nie pasowało jej to, że człowiek, który dobrze odnosi się wobec zwierząt, a miłość do koni była tego potwierdzeniem, może być jednocześnie tak brutalny wobec drugiej osoby?
Lucas Westland niewątpliwie posiadał dwie twarze i jak już wcześniej myślała o tym na obiedzie, udowodni sobie, że skrywa tę prawdziwą, która potrafi zrozumieć drugiego człowieka. Na pewno ma uczucia. Wszyscy ludzie je mają, niektórzy jednak odgradzają się od nich i udają, że nic nie czują. Takie życie to nie życie, to męczarnia. Codziennie rano wstawać i zakuwać się w zbroje, udawać, że serce to tylko organ. Nie mógł tak bez powodu stać się oziębły i chłodny, musiało się coś wydarzyć. Nie wierzyła w to, że on sam jej powie, bo przecież ma ją za nic, traktuje jak narzędzie do urodzenia dziedzica.
Westchnęła i spojrzała w górę. Zmarszczyła brwi i wstała gwałtownie, widząc jak niebo nagle pociemniało. Zaraz będzie padać! Pędem puściła się wzdłuż brzegu. Gdy dobiegła do kładki, którą przeszła wcześniej na drugą stronę, pierwsze krople już spadły na ziemię, czuła je na twarzy i dekolcie. Biegła co sił w nogach, ale granatowa chmura zbliżała się nad Silverstone bardzo szybko i wiedziała teraz, że jeśli nie wróci szybko do pałacu, to przemoknie do suchej nitki!
Biegła i biegła, i miała wrażenie, że droga nigdy się nie skończy. Nawet nie wiedziała, że tak długo szła, była zbyt zamyślona, aby zwrócić jak długo wędrowała. Kiedy znalazła się w znajomej alejce, z nieba lunął deszcz. Grube, ciepłe krople znów rosiły ziemię, a teraz i ją. Hope jęknęła wściekła i ostatkiem sił uciekała w stronę bezpiecznego i suchego schronienia. W końcu przed jej oczami pojawił się pałac. Wysuwał się powoli zza drzew jakby chcąc wyjść jej na spotkanie i skrócić drogę powrotną, ale stał w miejscu i czekał na jej powrót. Z westchnieniem ulgi wpadła na okrągły podjazd, a potem pędem przecięła schody. Złapała za kołatkę, lecz w tym samym czasie drzwi otworzyły się i z impetem wpadła na człowieka, który stał po drugiej stronie. Oboje po zderzeniu stracili równowagę i dziewczyna upadła na ziemię, wraz z Lucasem, który trzymając ją w objęciach przyjął cały impet zderzenia.
Leżała przez chwilę, starając się nie ruszać. Oddychała ciężko i świszcząco, włosy przykleiły się do czaszki, a suknia niemal wtopiła w ciało. Byłą cała mokra, trochę zziębnięta. Gdyby założyła płaszcz i czepek, może wyglądałaby nieco inaczej, ale to i tak nie miało znaczenia w obliczu tego, co się stało!
- Hope? - usłyszała cichy, niepewny głos księcia. Przywarła policzkiem do klatki piersiowej mężczyzny i zamknęła oczy. Pragnęła umrzeć ze wstydu! Jak mogło się to stać?! Chciała zapaść się pod ziemię. Gdy usłyszała cicho rechot, zrozumiała, że wypowiedziała te słowa na głos, dlatego wstała szybko. Próbując ostatkiem sił uratować swą dumę, włosy, suknię, a także pelisę. Czepek zginął gdzieś po drodze, ale machnęła tylko ręką. I tak go nie lubiła.
- Na litość boską, Hope! - krzyknęła Charity, wychodząc z salonu. Rzuciła okiem na wciąż leżącego księcia i kompletnie go zignorowała. Wokół miejsca, gdzie stała dziewczyna, utworzyła się kałuża. Również ubranie mężczyzny nie zostało w żaden sposób oszczędzone, choć wcale nie wyszedł na deszcz. - Gdzieś ty się podziewała?!
- Przepraszam, poszłam na spacer i zgubiłam się – mruknęła, czując jak zdradliwe rumieńce wypełzają na policzki.
- Hope! - W jej stronę rzuciła się Faith, która podobnie jak Charity, wybiegła z salonu. Obie wydawały się być zatroskane i przerażone.
- Nie gniewajcie się. Chciałam zwiedzić okolice pałacu i po chwili zgubiłam się...
- Dlaczego nikomu nie powiedziałaś, gdzie idziesz? - żachnęła się księżna.
- Nie wiem, jakoś o tym nie myślałam. Nie sądziłam, że będzie padać.
- W porządku. Zaraz każę naszykować ci wannę pełną gorącej wody. Musisz się wysuszyć i wymoczyć. Nie możesz się przeziębić. Swanston! - zakomenderowała kobieta i ruszyła na poszukiwania kamerdynera. Hope pozbierała swoje rzeczy, oddała je służącemu i razem z młodszą siostrą poczłapała do pokoju. Wchodząc na schody czuła na sobie palące spojrzenie księcia Wilcotta. Nie odwróciła jednak głowy, starała się iść dumnie, choć było to trudne zadanie z powodu mokrej sukni, przyklejonej do ciała.
Najpierw grubym ręcznikiem wysuszyła się, potem przebrała w koszulę nocną i wskoczyła do łóżka, czekając aż służący przyniosą wodę. Przez ten moment zamyśliła się na chwilę. Bardzo szybko przywykła do bycia tą, której się usługuję. Źle się z tym czuła, ale z drugiej strony; ludzie mieli pracę, dach nad głową i jedzenie. Jeśli zostanie księżną, to postara się zaprzyjaźnić ze służbą w tej posiadłości, niech wiedzą, że nie będzie się wywyższać, ani oczekiwać, że ktoś ze służby spełni jej myśli, nim zdąży wypowiedzieć je na głos.
Służący przynieśli wannę, umieścili ją w kącie na starych kocach, a kilku innych panów przyniosło duże wiadra pełne gorącej lub zimnej wody. Samantha przypilnowała, aby kąpiel miała odpowiednią temperaturę i znosząc przeróżne fiolki i puzderka, zaczęła wsypywać lub wlewać zawartość do wanny. Już po chwili po sypialni rozniósł się wspaniały zapach, nie potrafiła go jednak określić, ale z wielką ochotą wskoczyła do wanny i zanurzyła się w niej po uszy. Rozkoszowała się tą chwilą na ile tylko pozwalała jej pokojówka, która powoli zaczęła gderać, że zaraz woda wystygnie. Umyła więc włosy i ciało, i w końcu wyszła z wanny, po którą po kilkunastu minutach przyszli służący.
Hope siedziała przed dużym zwierciadłem, a Sam rozczesywała jej włosy. Otulona grubym szlafrokiem, w końcu pozbyła się dreszczy, które targały nią po powrocie do domu.
- Mam nadzieję, że panienka się nie rozchoruje – wyraziła swe obawy Sam. Hope kiwnęła głową, myśląc o tym, że wcale nie byłoby takie złe. Mogłaby spokojnie unikać księcia. Może nie odwiedziłby jej w sypialni?

***

Dzień po feralnej wycieczce do lasu, Hope wstała z okropnym bólem głowy i bólem w mięśniach. Z jękiem opadła na łóżko i pociągnęła nosem. Jęknęła, przewróciła się na bok i próbowała zasnąć, czując jak oblewają ją siódme poty. To tylko chwilowe, pomyślała. Jednak, gdy służąca weszła do pokoju i zobaczyła w jakim jest stanie, aż jęknęła ze zgrozy.
- Panienka jest chora! - Szybko wybiegła z pokoju na dół. Po niecałych pięciu minutach do sypialni przyszli niemal wszyscy, nie zauważyła tylko Wilcotta, ale to nie miało dla niej żadnego znaczenia.
- Pokaż mi czoło – rozkazała zmartwiona Charity i przyłożyła dłoń do rozgrzanej skóry.
- Pójdę poszukać Lucasa, niech zawiadomi lekarza – zaproponował Gabriel Hawskvill i wyszedł, zostawiając panie same.
- To przez twoją wyprawę! - syknęła Faith i usiadła przy siostrze. Mimo jej kiepskiego stanu, roześmiała się widząc jej rozżalone spojrzenie. - Wyglądasz jak stary Frank. - Hope spiorunowała ją szklistym wzrokiem, ale po chwili parsknęła śmiechem.
- Kto to jest Frank? - zainteresowała się Charity.
- Nasz niedaleki sąsiad w Great Cove. Jest, stary, gruby i dużo pije i ma wielki nos, który zawsze jest czerwony.
Cała trójka chichotała cicho, gdy księżna przetrawiła słowa Faith. Wkrótce do sypialni wszedł Lucas. Miał zmierzwione włosy, zarumienioną twarz i błyszczące oczy. Hope nie wiedziała, co robił, ale ta wersja jego była zdecydowanie zbyt niebezpieczna, bo pociągająca. Zwłaszcza dzikie, skrzące się oczy, które wpatrywały się w nią uważnie.
- Posłałem po lekarza – powiedział na powitanie, chropowatym głosem.
- Dziękuję – odparła Hope, skrzeczącym głosem i z jękiem nakryła się kołdrą, aby ukryć twarz. Naprawdę nie chciała, aby oglądał ją w takim stanie. Wcale nie czuła się dumna, a jej choroba tylko osłabiała jej wolę walki. Byłą gotowa nawet wybaczyć mu wszystko, byleby tylko zostawił ją w spokoju. Musiała odchorować swoje.
- Jak się czujesz? - zapytał po chwili milczenia. Faith i Charity spojrzały wyczekująco na Hope. Ta jedynie prychnęła i głębiej zakopała się w pościel.
- A jak wyglądam? - odwarknęła ochrypłym od choroby głosem.
- Wprost prześlicznie – odpowiedział. Hope usłyszała rozbawione parsknięcie Faith. 
- Bardzo śmieszne. Czuję się okropnie. - Spiorunowała księcia wzrokiem i po prostu zwróciła się do Charity, by ta przyniosła jej jakieś dodatkowe koce, bo z każdą minutą dygotała z zimna coraz bardziej.
- Zostań, ja przyniosę – zaoferował się Lucas i wyszedł.
Kiedy panie zostały same, Hope kilkakrotnie prychnęła z niezadowolenia.
- Nie powinno go tu być! Przecież zasady surowo tego zabraniają! - Unosiła się w oburzeniu, rzucając siostrze i opiekunce porozumiewawcze spojrzenie.
- Kilka minut w twoim pokoju w obecności twojej siostry i mnie, to żaden grzech. Troszczy się o ciebie i na pewno pragnie, żebyś była zdrowa – wyjaśniła cierpliwie Charity, co spotkało się ze ścianą gniewnego milczenia.
- To nieprawda, w ogóle go nie obchodzę! Książę Wilcott to najbardziej egoistyczny, pozbawiony serca...
- Dość tego! Nie pozwolę obrażać Lucasa – uniosła się Charity, przerywając Hope bezlitosną tyradę. - Od samego początku jesteś dla niego niemiła. Obrażasz go i traktujesz jak zło koniecznie. Nie rozumiem twojego zachowania, Hope. Mój bratanek stara się jak może, żebyś była zadowolona i szczęśliwa.
- Doprawdy? - syknęła niezadowolona i uniosła się do góry. Podparła się na łokciu i spojrzała w kierunku księżnej, która nie miała pojęcia, co jej bratanek powiedział na początku ich znajomości. Szybko jej to uświadomiła, dlaczego tak źle myślała o tym mężczyźnie.
- Niemożliwe – szepnęła tylko i pokręciła z niedowierzaniem głową, ale w końcu coś do niej dotarło, bo spojrzała na nią spokojnie, choć nadal wyglądała tak, jakby nie do końca była pewna, czy książę Wilcott rzeczywiście powiedział Hope coś takiego. Dziewczyna to rozumiała, przecież Lucas był siostrzeńcem Charity i znała go trochę dłużej, niż ją, więc nie spodziewała się, że książę powie coś takiego, ale jednak, zrobił to, a ona nie miała zamiaru tego zapominać.
- To prawda – westchnęła Hope i zamarła, gdy dostrzegła księcia w drzwiach. Akurat wszedł, gdy odpowiedziała, więc istniała mała szansa, że usłyszał wcześniejszą rozmowę. Nie chciała, by myślał, iż plotkuje na jego temat albo żali się do Charity.
- Lekarz już jest, pojawi się za pięć minut. Nadal jest ci zimno? - zapytał szczerze zatroskany, co przeciwstawiło się poprzednim słowom dziewczyny, która nazwała księcia pozbawionym serca. Zrobiło jej się trochę głupio, więc mruknęła tylko „dziękuję” i położyła się na boku, aby uniknąć patrzenia mu prosto w oczy. Dopadły ją wyrzuty sumienia.
Medyk nosił dość pospolite nazwisko i pospolicie wyglądał, ale był uprzejmy, miał ciepłe dłonie i łagodny głos. Małe, wodniste oczy patrzyły na nią życzliwe i Hope poczuła się jeszcze gorzej, choć przecież pan Smith wcale nie miał nic wspólnego z młodym księciem, to jednak dziewczyna czuła się paskudnie. Starała się jednak ukryć swój podły nastrój i cierpliwie znosiła badanie. Lekarz dał jej kilka specyfików, które miały pomóc jej szybko powrócić do zdrowia i wyszedł.
Gdy została sama, poczuła wzbierające pod powiekami łzy. Ostatnio często jej się to zdarzało. Chciało jej się płakać, bo nie potrafiła zapanować nad wyrzutami sumienia, a także nad sytuacją, która po prostu wymykała się spod kontroli. Im bardziej starała się nienawidzić Lucasa, tym gorzej jej to szło, bo jej serce nie potrafiło go obdarzyć tym wstrętnym uczuciem.

3 komentarze:

  1. czy to ja jestem jakaś niewyżyta czy faktycznie trzymasz nas na krawędzi wytrzymałości? :D Wiem, że etykieta i przyzoitość zabraniają niemal wręcz spędzenia czasu kobiecie i mężczyznie przed ślubem ale kurcze, tak bardzo czekam na ich moment sam na sam, na jakieś całowania albo nawet pójścia odrobinę dalej. tak, to chyba ja jestem jednak niewyżyta XD
    przechodząc jednak dalej, to cieszę się, że topór wojenny między Faith a Hope został zakopany. One naprawdę potrzebują siebie nawzajem i wątpię, by Hope mogła przejść przez to wszystko bez pomocy siostry.
    Co do reakcji Charity to z jednej strony właściwie nie dziwię się jej, że staje w obronie Lucasa. Zna go od urodzenia; zna również jego historię i doskonale wie skąd wynikają pewne jego zachowania. Aczkolwiek nie powinna chyba aż tak bardzo nidowierzać słowom Hope. Myślę, że głównie to przyczyniło się do jej wyrzutów sumienia. Pewnie sama bym je miała, myśląc, że tylko ja dostrzegam złą stronę Lucasa. Cóż, pozostaje mi tylko apelować do niego, by w końcu pokazał Hope ja cudowny umie być. A wiem, że umie. Na przykład swoją troską w tym rozdziale *_*
    Czekam niecierpliwie na następny!
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hope jest mistrzynią wpakowywania się w dziwne sytuacje. Trochę to bywa denerwujące, ale w gruncie rzeczy uwielbiam ją za to! :D Niezależnie od tego, czy to wynika z jej działania, czy innych, to zawsze ostatecznie znajdzie się w centrum wydarzeń. Zastanawiam się, czy wcześniej, mieszkając w rodzinnej wiosce, też tak zwracała na siebie uwagę, czy to wynika z braku dobrej znajomości etykiety i zasad panujących w ówczesnej Anglii. Nie mogę jej jednak za to winić, Hope to nieco naiwna dziewczyna, ale w całości jest do zjedzenia, jest słodka i urocza. Jeśli ja to dostrzegłam, to Lucas też musiał. Wydaje mi się, że Lucas na początku mógł brać ją jako naiwną, a dopiero później dostrzegł, że to po prostu tylko jedna z wielu cech charakteru, a dodając do tego jej upartość i czasami aż nadto widoczne nieokrzesanie, to zauważył, że niewiele jest takich panien w Anglii. Trochę mogłabym ubolewać nad tym, że Hope nadal ma pewne obiekcje, co do Lucasa, jednak on, nie ukrywajmy, musiałby naprawdę się postarać, żeby zmienić zdanie przyszłej żony o sobie. A to wcale nie jest takie łatwe, w końcu trudno im zostać tam sama na sam i naprawdę szczerze porozmawiać. Cóż, pewnie Lucas z chęcią zostałby z Hope sam (tajemnicze drzwi ;>), ale jeśli chodzi o szczerość, to niestety, ale tutaj najwięcej do zarzucenia miałabym Hope, bo to ona zamyka się na Lucasa. Niemniej jednak nie mogę jej mieć tego za złe. Myślę, że drogą do ich porozumienia będzie konsekwencja Lucasa w pokazywaniu swojego lepszego oblicza albo (bo nie wiem co szykujesz :P) jakiś zwrot akcji. W każdym razie ciekawa jestem, kiedy Hope jest przełamie tak naprawdę ;)
    A, i jeszcze dodam, że cieszę się, że siostry się pogodziły, to było słodkie! :D
    Mam nadzieję, że nie wyszło mi zbyt filozoficznie z tą refleksją zamiast konkretnym odniesieniem się do rozdziału XD
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hope to dla mnie taka emocjonalna bomba. Na razie cyk cyk, ale w każdej chwili może wybuchnąć. Już pokazała trochę nerwów, ale całkowicie jeszcze nie wybuchła, żeby wszystko wszystko powiedzieć Lucasowi, który w tym rozdziale był szarmancko słodki. Zwłaszcza przy stole, ugh! Kocham go już, a powinnam nienawidzić albo trochę nie lubić. Jednak z rozdziału na rozdział jest...no nie wiem, zaczyna mi się podobać! :D Tak samo jej wpadka z tymi drzwiami, Hope pechowiec życia. Ona je co moment przegrywa XDDDD
    Czekam na dalej! <3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! ♥

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, KrypteriaHG, Natt Liv, Lotus.