Hope
resztę dnia spędziła u siebie, starając się przegonić ten
horrendalny strach. Udało jej się akurat, gdy Faith do przyszła z wizytą. Mimo ich aktualnego spięcia, martwiła się o
nią i widziała jak podziałała na nią wizyta w stajni.
-
No nieźle, też chciałabym dostać taką sypialnie – westchnęła,
gdy udało jej się zajrzeć do każdego zakamarka. - O, a dokąd
prowadzą te drzwi? - zapytała młodsza siostra, gdy usiadły w
saloniku. Drzwi znajdowały się między oknem, a wysoką, oszkloną
gablotką, w której stały książki. Przysłonięte były
długą, zieloną kotarą. Hope nie zwróciła wcześniej na
nie uwagi, dlatego po słowach Faith wstała i podeszła do nich.
-
Nie mam pojęcia. Może to jakaś garderoba? - Nacisnęła klamkę,
ale były zamknięte, więc zrezygnowana usiadła z powrotem na swoim
miejscu i wróciła do rozmowy z siostrą. - Dziękuję ci za
dzisiaj. Twoja obecność tam przy Bezie bardzo mi pomogła.
-
Nie ma sprawy, nadal cię kocham i zawsze będziemy się wspierać –
mruknęła cicho. Popatrzyła na starszą siostrę i przygryzła
wargę. Ewidentnie biła się z myślami, ale w końcu westchnęła i
zrezygnowana wygodnie rozłożyła się na fotelu.
-
Czy nie możemy poprawić jakoś naszych stosunków? Nie kłóćmy
się, bo mamy tylko siebie. Tylko ty mi zostałaś. - Hope była
przekonana, że Faith znów zareaguje agresywnie na jej prośbę
i zażąda zerwanie wszelkich kontaktów z Lucasem, ale ta
popadła w zadumę.
-
Tęsknie za Great Cove, tam mieszkałyśmy całe życie. Nie możemy
tak po prostu zostawić tego i zamieszkać tu.
-
Wiem. Codziennie myślę o naszej wiosce, naszym małym domku, w
którym się wychowałyśmy. Myślisz, że ja też nie tęsknie?
Oczywiście, że tak! Tylko że znalazłyśmy się w nowej sytuacji,
która wymaga od nas, zwłaszcza ode mnie, podjęcia pewnych
kroków. Może małżeństwo z księciem nie będzie takie złe? Będziesz mogła teraz śmiało marzyć o własnym domu.
-
Jasne, przecież nie mam pieniędzy, żeby go wybudować, czy kupić!
- krzyknęła zirytowana młodsza z sióstr. Hope uśmiechnęła
się do niej i pokręciła głową.
-
Ale Lucas ma i na pewno ci pomoże – odparła. Faith spojrzała na
nią, przygryzła wargę i westchnęła.
-
Nie potrzebuję jego pieniędzy.
-
Faith, jesteś okropnym uparciuchem.
-
Wiem, ale i tak mnie kochasz, co?
-
Zawsze będę cię kochała. Rozejm?
-
Rozejm!
Hope
po tej rozmowie zyskała pewność i nadzieję. Skoro pogodziły się
z Faith, to na pewno teraz łatwiej jej będzie znieść okres
narzeczeństwa z młodym księciem. Wiedziała, że miała
sojuszniczkę w młodszej siostrze i to dodawało otuchy. Przezornie
przemilczała propozycję Lucasa. Jej siostra nie darzyła go wielką
sympatią, dlatego wolała nie pogłębiać jej jeszcze bardziej, bo
gdyby dowiedziała o jego przedmiotowym podejściu do rzeczy, Faith
skłonna byłaby opuścić Anglię w jednej chwili.
Zeszły
na obiad. Przywitała ich Gabriel i kręcąc się bez celu w salonie,
przylegającym do jadalni czekali na wezwanie na obiad. Po chwili do
pomieszczenia weszła Charity, a za nią wkroczył książę Wilcott.
Hope
jak zwykle poczuła mrowienie wzdłuż kręgosłupa, ale starała się
opanować to uczucie, przywołując w pamięci jego słowa i jego
postawę wobec ich małżeństwa, więc gdy tylko wyciągnął dłoń,
aby poprowadzić ją ku jadalni, wstała z dumnie uniesioną głową
i zaciętą miną. Podała mu dłoń bez patrzenia i z zachwycającym
wyrafinowaniem spojrzała na kamienną twarz księcia. Dostrzegła w
jego oczach podziw. Uśmiechnęła się oszczędnie i
skierowali się do jadalni. Ku jej zaskoczeniu książę poprosił,
by usiadła po jego prawicy. Bez słowa spełniła jego prośbę,
posyłając siostrze tylko uspokajające spojrzenie. Usiadła powoli
i przyjęła od lokaja, który stał za jej krzesłem, serwetkę.
Rozłożyła ją na kolanach i poczekała, aż służący naleje jej
pachnącą zupę do głębokiego talerza.
Gdy
wszyscy już zajadali się pierwszym daniem, Hope mogła w końcu
odetchnąć i zamknąć się w swych myślach, ale nieustępliwe
spojrzenie księcia irytowało ją, przez co nie mogła skupić się
na własnym wnętrzu.
-
Słucham? - zapytała w końcu, lekko drżącym głosem. Wilcott
uśmiechnął się do niej, a w orzechowych oczach coś błysnęło.
Drwi ze mnie, pomyślała i nabrała zupy na łyżkę.
-
Podziwiam tylko twoją urodę, moja słodka – kiedy przemówił
do niej, jego głos brzmiał jakby polany miodem: gładko i słodko. Poczuła dreszcze, a serce na chwilę zamarło. Czy
mogła się w końcu opanować?!
-
Doprawdy? I co, znalazł pan już jakąś skazę? - warknęła
nieprzyjemnie, sztyletując go spojrzeniem. Niestety, jej agresywne
zachowanie wcale nie wywarło na nim wrażenia, wydawać by się
mogło, że nawet nie jest w stanie wyprowadzić go z równowagi.
Musiała w końcu to zrobić, odrzeć go z tej grubej powłoki w
jakiej się chował, bo nie nie ulegało wątpliwościom, że książę
ma dwie twarze, tą drugą, prawdziwą, chowa przed ludźmi.
-
Absolutnie żadnej; czyste, nieskalane piękno – mruknął,
nachylając się w jej stronę, w oczach zaigrały mu osobliwe
iskierki, a na ustach zatańczył szelmowski uśmiech. Speszyła ją ten komplement. Tak naprawdę nigdy nie zastanawiała się czy jest
ładna. Ot, po prostu twarz, którą dostała i tyle. Zresztą,
próżność nie leżała w jej naturze, więc nawet jeśli
myślała o sobie jak o pięknej, to były to naprawdę rzadkie
chwile przed lustrem.
-
Zwykła przesada – burknęła niedbale, udając, że wcale nie
przejęła się jego wypowiedzią.
-
Hope, czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę jak porażająca
jest twoja uroda? I jak niewinna jesteś w stosunku do mnie? -
wyszeptał. Dziewczyna rzuciła szybkie spojrzenie w stronę
pozostałych zebranych przy stole, ale nikt niczego ani nie słyszał,
ani też nie widział. Płonęły jej policzki, a piekący wstyd
sprawił, że nie była w stanie odwrócić twarzy w stronę
swego rozmówcy. To, co mówił przechodziło ludzkie
pojęcie!
-
N-nie rozumiem – odparła, tracąc swą początkową
hardość. Skuliła się w sobie i starała zapanować na gorącem
rozlewającym się po całym ciele. Potrafiła przyjąć jego
aroganckie zachowanie, ale ta przesadna uprzejmość i te komplementy
sprawiały, że czuła się zagubiona. Ten mężczyzna był taki
zmienny w swych nastrojach!
- Kiedyś na pewno zrozumiesz – powiedział i wyprostował
się, zerkając na nią kątem oka. Wrócił do posiłku, a
Hope uznała jego słowa raczej za groźbę, niż obietnicę.
Obiad
przeminął, a po nim panie udały się do swoich pokoi. Lucas
obiecał im, że jutro po śniadaniu wybiorą się na przejażdżkę.
Chciał im pokazać posiadłość, a była ona na tyle rozległa, że
musieli wziąć odkryty powóz.
Hope
zaszyła się w sypialni, ale po chwili zrozumiała, że przecież do
kolacji jest mnóstwo czasu i musi zagospodarować swój
czas tak, aby nie zanudzić się na śmierć. Wyjrzała na korytarz i
rozejrzała się po nim. Ciągnął się w nieskończoność. Kusiło
ją, by zwiedzić pałac, ale interesowały także ogrody usytuowane
za pałacem. W końcu wróciła do sypialni, zarzuciła na
głowę czepek, a ramiona przykryła pelisą.
Szybko
opuściła korytarz. Przez chwilę tylko chciała zapytać Faith, czy
nie zechciałaby z nią pójść, ale porzuciła ten pomysł.
Musiała pobyć choć przez chwilę sama. Potrzebowała świeżego
powietrza, ciszy i spokoju.
Zeszła
z szerokich, marmurowych schodów i skierowała się jedną z
alejek z lewej strony. Kompletnie nie wiedziała, co tam zastanie,
ale ścieżka obsadzona była drzewami. Pośród gęstych koron
drzew śpiewały ptaki, radując się słońcem. Po kilku minutach
spaceru pożałowała pelisy, dlatego ściągnęła okrycie z ramion
i przerzuciła przez bark. Czepek również zsunęła z włosów,
uwalniając tym samym jej rudozłote loki. Odetchnęła z ulgą,
czując się wolna jak ptaki, które urządziły sobie konkurs
śpiewu.
Szła
alejką i podziwiała bujną przyrodę, tętniącą życiem i
zapraszającą do spaceru. Nie mogła nacieszyć oczy widokiem
soczyście zielonych krzewów, wijących się wokół
pnia wysokiej topoli.
Po
kilkunastu minutach dotarła do rozwidlenia. Wybrała lewą odnogę i
ruszyła nią, zachęcana przez naginające się w jej stronę
płaczące wierzby. Drzewa zagęściły się, co oznaczało, że tym
razem człowiek nie miał w tym żadnego udziału, a to, co widziała
było najpewniej zaczątkiem lasu. Ładnie wypielęgnowana alejka
szybko przeobraziła się w leśną ścieżkę. Nie spieszyła się,
spacerowała powoli, aż weszła do lasu i dróżka poszerzyła
się. Leśny dukt prowadził teraz nad niewysokim wąwozikiem, w
którym płynął szemrzący strumyk. Zachwycona stanęła
przez chwilę i przyglądała się krajobrazowi. Po drugiej stronie
wąwóz był znacznie niższy, a drzewa rzadsze. Postanowiła
odszukać most i przejść na drugą stronę. Tam na pewno znajdzie
odpowiednią dla siebie kryjówkę, gdzie będzie mogła usiąść
i chwilę pomyśleć. Jakąś mile dalej odnalazła kładkę
przerzuconą w najwęższym miejscu. Szybko przebiegła na drugą
stronę i puściła się biegiem w las, aż dotarła niemal do
gęstwiny, która uniemożliwiła ją dalszą wędrówkę.
Odwróciła się i rozejrzała wokół. Nigdzie nie
dostrzegła żadnego powalonego drzewa, dlatego wyszła z lasu i idąc
brzegiem ruszyła w górę strumienia.
W
końcu odnalazła przewrócone drzewo, trochę omszałe i
spróchniałe, ale usiadła, a plecy oparła o jeden z konarów
i odchyliła głową w stronę słońca, które usilnie starało
się przedrzeć przez korony drzew. Cisza jaka panowała wokół
sprawiła, że dziewczyna w końcu mogła zebrać myśli i zastanowić
się nad wszystkim.
Natura
swoim cichym śpiewem, skrzypieniem starych drzew i szelestem liści
wyprosiła z jej głowy niepożądane myśli. Hope starała się
skupić na słowach Lucasa.
Chciał
sprowadzić ich małżeństwo do takiego stanu, w którym żona
będzie traktowana jak przedmiot, a nie jak człowiek, który
ma swoje uczucia. To źle o nim świadczyło. Bardzo źle. Ale jakoś
ten wizerunek bezdusznego, pozbawionego skrupułów księcia
kłócił się z tym mężczyzną, który obiecał jej,
że wyciągnie ją z traumy. Jak mógł się zachowywać w ten
sposób, jednocześnie odkrywać kompletnego łajdaka? Może to
ich narzeczeństwo wyzwalało w nim tak podłe słowa? Nie pasowało
jej to, że człowiek, który dobrze odnosi się wobec
zwierząt, a miłość do koni była tego potwierdzeniem, może być
jednocześnie tak brutalny wobec drugiej osoby?
Lucas
Westland niewątpliwie posiadał dwie twarze i jak już wcześniej
myślała o tym na obiedzie, udowodni sobie, że skrywa tę
prawdziwą, która potrafi zrozumieć drugiego człowieka. Na
pewno ma uczucia. Wszyscy ludzie je mają, niektórzy jednak
odgradzają się od nich i udają, że nic nie czują. Takie życie
to nie życie, to męczarnia. Codziennie rano wstawać i zakuwać się
w zbroje, udawać, że serce to tylko organ. Nie mógł tak bez
powodu stać się oziębły i chłodny, musiało się coś wydarzyć.
Nie wierzyła w to, że on sam jej powie, bo przecież ma ją za nic,
traktuje jak narzędzie do urodzenia dziedzica.
Westchnęła
i spojrzała w górę. Zmarszczyła brwi i wstała gwałtownie,
widząc jak niebo nagle pociemniało. Zaraz będzie padać! Pędem
puściła się wzdłuż brzegu. Gdy dobiegła do kładki, którą
przeszła wcześniej na drugą stronę, pierwsze krople już spadły
na ziemię, czuła je na twarzy i dekolcie. Biegła co sił w nogach,
ale granatowa chmura zbliżała się nad Silverstone bardzo szybko i
wiedziała teraz, że jeśli nie wróci szybko do pałacu, to
przemoknie do suchej nitki!
Biegła
i biegła, i miała wrażenie, że droga nigdy się nie skończy.
Nawet nie wiedziała, że tak długo szła, była zbyt zamyślona,
aby zwrócić jak długo wędrowała. Kiedy znalazła się w
znajomej alejce, z nieba lunął deszcz. Grube, ciepłe krople znów
rosiły ziemię, a teraz i ją. Hope jęknęła wściekła i
ostatkiem sił uciekała w stronę bezpiecznego i suchego
schronienia. W końcu przed jej oczami pojawił się pałac. Wysuwał
się powoli zza drzew jakby chcąc wyjść jej na spotkanie i skrócić drogę powrotną, ale stał w miejscu i czekał na jej powrót. Z westchnieniem ulgi wpadła na okrągły
podjazd, a potem pędem przecięła schody. Złapała za kołatkę,
lecz w tym samym czasie drzwi otworzyły się i z impetem wpadła na
człowieka, który stał po drugiej stronie. Oboje po zderzeniu
stracili równowagę i dziewczyna upadła na ziemię, wraz z
Lucasem, który trzymając ją w objęciach przyjął cały impet
zderzenia.
Leżała
przez chwilę, starając się nie ruszać. Oddychała ciężko i
świszcząco, włosy przykleiły się do czaszki, a suknia niemal
wtopiła w ciało. Byłą cała mokra, trochę zziębnięta. Gdyby
założyła płaszcz i czepek, może wyglądałaby nieco inaczej, ale to i tak nie miało znaczenia w obliczu tego, co się stało!
-
Hope? - usłyszała cichy, niepewny głos księcia. Przywarła
policzkiem do klatki piersiowej mężczyzny i zamknęła oczy. Pragnęła umrzeć
ze wstydu! Jak mogło się to stać?! Chciała zapaść się pod
ziemię. Gdy usłyszała cicho rechot, zrozumiała, że wypowiedziała
te słowa na głos, dlatego wstała szybko. Próbując
ostatkiem sił uratować swą dumę, włosy, suknię, a także
pelisę. Czepek zginął gdzieś po drodze, ale machnęła tylko
ręką. I tak go nie lubiła.
-
Na litość boską, Hope! - krzyknęła Charity, wychodząc z salonu.
Rzuciła okiem na wciąż leżącego księcia i kompletnie go
zignorowała. Wokół miejsca, gdzie stała dziewczyna,
utworzyła się kałuża. Również ubranie mężczyzny nie
zostało w żaden sposób oszczędzone, choć wcale nie wyszedł
na deszcz. - Gdzieś ty się podziewała?!
-
Przepraszam, poszłam na spacer i zgubiłam się – mruknęła,
czując jak zdradliwe rumieńce wypełzają na policzki.
-
Hope! - W jej stronę rzuciła się Faith, która podobnie jak
Charity, wybiegła z salonu. Obie wydawały się być zatroskane i
przerażone.
-
Nie gniewajcie się. Chciałam zwiedzić okolice pałacu i po chwili
zgubiłam się...
-
Dlaczego nikomu nie powiedziałaś, gdzie idziesz? - żachnęła się
księżna.
-
Nie wiem, jakoś o tym nie myślałam. Nie sądziłam, że będzie
padać.
-
W porządku. Zaraz każę naszykować ci wannę pełną gorącej
wody. Musisz się wysuszyć i wymoczyć. Nie możesz się przeziębić.
Swanston! - zakomenderowała kobieta i ruszyła na poszukiwania
kamerdynera. Hope pozbierała swoje rzeczy, oddała je służącemu i
razem z młodszą siostrą poczłapała do pokoju. Wchodząc na
schody czuła na sobie palące spojrzenie księcia Wilcotta. Nie
odwróciła jednak głowy, starała się iść dumnie, choć
było to trudne zadanie z powodu mokrej sukni, przyklejonej do ciała.
Najpierw
grubym ręcznikiem wysuszyła się, potem przebrała w koszulę nocną
i wskoczyła do łóżka, czekając aż służący przyniosą
wodę. Przez ten moment zamyśliła się na chwilę. Bardzo szybko
przywykła do bycia tą, której się usługuję. Źle się z
tym czuła, ale z drugiej strony; ludzie mieli pracę, dach nad głową
i jedzenie. Jeśli zostanie księżną, to postara się zaprzyjaźnić
ze służbą w tej posiadłości, niech wiedzą, że nie będzie się
wywyższać, ani oczekiwać, że ktoś ze służby spełni jej myśli,
nim zdąży wypowiedzieć je na głos.
Służący
przynieśli wannę, umieścili ją w kącie na starych kocach, a
kilku innych panów przyniosło duże wiadra pełne gorącej
lub zimnej wody. Samantha przypilnowała, aby kąpiel miała
odpowiednią temperaturę i znosząc przeróżne fiolki i
puzderka, zaczęła wsypywać lub wlewać zawartość do wanny. Już
po chwili po sypialni rozniósł się wspaniały zapach, nie
potrafiła go jednak określić, ale z wielką ochotą wskoczyła do
wanny i zanurzyła się w niej po uszy. Rozkoszowała się tą chwilą
na ile tylko pozwalała jej pokojówka, która powoli
zaczęła gderać, że zaraz woda wystygnie. Umyła więc włosy i
ciało, i w końcu wyszła z wanny, po którą po kilkunastu
minutach przyszli służący.
Hope
siedziała przed dużym zwierciadłem, a Sam rozczesywała jej włosy.
Otulona grubym szlafrokiem, w końcu pozbyła się dreszczy, które
targały nią po powrocie do domu.
-
Mam nadzieję, że panienka się nie rozchoruje – wyraziła swe
obawy Sam. Hope kiwnęła głową, myśląc o tym, że wcale nie
byłoby takie złe. Mogłaby spokojnie unikać księcia. Może nie
odwiedziłby jej w sypialni?
***
Dzień
po feralnej wycieczce do lasu, Hope wstała z okropnym bólem
głowy i bólem w mięśniach. Z jękiem opadła na łóżko
i pociągnęła nosem. Jęknęła, przewróciła się na bok i
próbowała zasnąć, czując jak oblewają ją siódme
poty. To tylko chwilowe, pomyślała. Jednak, gdy służąca weszła
do pokoju i zobaczyła w jakim jest stanie, aż jęknęła ze zgrozy.
-
Panienka jest chora! - Szybko wybiegła z pokoju na dół. Po
niecałych pięciu minutach do sypialni przyszli niemal wszyscy, nie
zauważyła tylko Wilcotta, ale to nie miało dla niej żadnego
znaczenia.
-
Pokaż mi czoło – rozkazała zmartwiona Charity i przyłożyła
dłoń do rozgrzanej skóry.
-
Pójdę poszukać Lucasa, niech zawiadomi lekarza –
zaproponował Gabriel Hawskvill i wyszedł, zostawiając panie same.
-
To przez twoją wyprawę! - syknęła Faith i usiadła przy siostrze.
Mimo jej kiepskiego stanu, roześmiała się widząc jej rozżalone
spojrzenie. - Wyglądasz jak stary Frank. - Hope spiorunowała ją
szklistym wzrokiem, ale po chwili parsknęła śmiechem.
-
Kto to jest Frank? - zainteresowała się Charity.
-
Nasz niedaleki sąsiad w Great Cove. Jest, stary, gruby i dużo pije
i ma wielki nos, który zawsze jest czerwony.
Cała
trójka chichotała cicho, gdy księżna przetrawiła słowa
Faith. Wkrótce do sypialni wszedł Lucas. Miał zmierzwione
włosy, zarumienioną twarz i błyszczące oczy. Hope nie wiedziała,
co robił, ale ta wersja jego była zdecydowanie zbyt niebezpieczna,
bo pociągająca. Zwłaszcza dzikie, skrzące się oczy, które
wpatrywały się w nią uważnie.
-
Posłałem po lekarza – powiedział na powitanie, chropowatym
głosem.
-
Dziękuję – odparła Hope, skrzeczącym głosem i z jękiem
nakryła się kołdrą, aby ukryć twarz. Naprawdę nie chciała, aby
oglądał ją w takim stanie. Wcale nie czuła się dumna, a jej
choroba tylko osłabiała jej wolę walki. Byłą gotowa nawet
wybaczyć mu wszystko, byleby tylko zostawił ją w spokoju. Musiała
odchorować swoje.
-
Jak się czujesz? - zapytał po chwili milczenia. Faith i Charity
spojrzały wyczekująco na Hope. Ta jedynie prychnęła i głębiej
zakopała się w pościel.
-
A jak wyglądam? - odwarknęła ochrypłym od choroby głosem.
- Wprost prześlicznie – odpowiedział. Hope usłyszała
rozbawione parsknięcie Faith.
-
Bardzo śmieszne. Czuję się okropnie. - Spiorunowała księcia
wzrokiem i po prostu zwróciła się do Charity, by ta
przyniosła jej jakieś dodatkowe koce, bo z każdą minutą dygotała
z zimna coraz bardziej.
-
Zostań, ja przyniosę – zaoferował się Lucas i wyszedł.
Kiedy
panie zostały same, Hope kilkakrotnie prychnęła z niezadowolenia.
-
Nie powinno go tu być! Przecież zasady surowo tego zabraniają! -
Unosiła się w oburzeniu, rzucając siostrze i opiekunce
porozumiewawcze spojrzenie.
-
Kilka minut w twoim pokoju w obecności twojej siostry i mnie, to
żaden grzech. Troszczy się o ciebie i na pewno pragnie, żebyś
była zdrowa – wyjaśniła cierpliwie Charity, co spotkało się ze
ścianą gniewnego milczenia.
-
To nieprawda, w ogóle go nie obchodzę! Książę Wilcott to
najbardziej egoistyczny, pozbawiony serca...
-
Dość tego! Nie pozwolę obrażać Lucasa – uniosła się Charity,
przerywając Hope bezlitosną tyradę. - Od samego początku jesteś
dla niego niemiła. Obrażasz go i traktujesz jak zło koniecznie.
Nie rozumiem twojego zachowania, Hope. Mój bratanek stara się
jak może, żebyś była zadowolona i szczęśliwa.
-
Doprawdy? - syknęła niezadowolona i uniosła się do góry.
Podparła się na łokciu i spojrzała w kierunku księżnej, która
nie miała pojęcia, co jej bratanek powiedział na początku ich
znajomości. Szybko jej to uświadomiła, dlaczego tak źle myślała
o tym mężczyźnie.
-
Niemożliwe – szepnęła tylko i pokręciła z niedowierzaniem
głową, ale w końcu coś do niej dotarło, bo spojrzała na nią
spokojnie, choć nadal wyglądała tak, jakby nie do końca była
pewna, czy książę Wilcott rzeczywiście powiedział Hope coś
takiego. Dziewczyna to rozumiała, przecież Lucas był siostrzeńcem
Charity i znała go trochę dłużej, niż ją, więc nie spodziewała
się, że książę powie coś takiego, ale jednak, zrobił to, a ona
nie miała zamiaru tego zapominać.
-
To prawda – westchnęła Hope i zamarła, gdy dostrzegła księcia
w drzwiach. Akurat wszedł, gdy odpowiedziała, więc istniała mała
szansa, że usłyszał wcześniejszą rozmowę. Nie chciała, by myślał, iż plotkuje na jego temat albo żali się do Charity.
-
Lekarz już jest, pojawi się za pięć minut. Nadal jest ci zimno? -
zapytał szczerze zatroskany, co przeciwstawiło się poprzednim
słowom dziewczyny, która nazwała księcia pozbawionym serca.
Zrobiło jej się trochę głupio, więc mruknęła tylko „dziękuję”
i położyła się na boku, aby uniknąć patrzenia mu prosto w oczy.
Dopadły ją wyrzuty sumienia.
Medyk
nosił dość pospolite nazwisko i pospolicie wyglądał, ale był
uprzejmy, miał ciepłe dłonie i łagodny głos. Małe, wodniste
oczy patrzyły na nią życzliwe i Hope poczuła się jeszcze gorzej,
choć przecież pan Smith wcale nie miał nic wspólnego z
młodym księciem, to jednak dziewczyna czuła się paskudnie.
Starała się jednak ukryć swój podły nastrój i
cierpliwie znosiła badanie. Lekarz dał jej kilka specyfików,
które miały pomóc jej szybko powrócić do
zdrowia i wyszedł.
Gdy
została sama, poczuła wzbierające pod powiekami łzy. Ostatnio
często jej się to zdarzało. Chciało jej się płakać, bo nie
potrafiła zapanować nad wyrzutami sumienia, a także nad sytuacją,
która po prostu wymykała się spod kontroli. Im bardziej
starała się nienawidzić Lucasa, tym gorzej jej to szło, bo jej
serce nie potrafiło go obdarzyć tym wstrętnym uczuciem.
czy to ja jestem jakaś niewyżyta czy faktycznie trzymasz nas na krawędzi wytrzymałości? :D Wiem, że etykieta i przyzoitość zabraniają niemal wręcz spędzenia czasu kobiecie i mężczyznie przed ślubem ale kurcze, tak bardzo czekam na ich moment sam na sam, na jakieś całowania albo nawet pójścia odrobinę dalej. tak, to chyba ja jestem jednak niewyżyta XD
OdpowiedzUsuńprzechodząc jednak dalej, to cieszę się, że topór wojenny między Faith a Hope został zakopany. One naprawdę potrzebują siebie nawzajem i wątpię, by Hope mogła przejść przez to wszystko bez pomocy siostry.
Co do reakcji Charity to z jednej strony właściwie nie dziwię się jej, że staje w obronie Lucasa. Zna go od urodzenia; zna również jego historię i doskonale wie skąd wynikają pewne jego zachowania. Aczkolwiek nie powinna chyba aż tak bardzo nidowierzać słowom Hope. Myślę, że głównie to przyczyniło się do jej wyrzutów sumienia. Pewnie sama bym je miała, myśląc, że tylko ja dostrzegam złą stronę Lucasa. Cóż, pozostaje mi tylko apelować do niego, by w końcu pokazał Hope ja cudowny umie być. A wiem, że umie. Na przykład swoją troską w tym rozdziale *_*
Czekam niecierpliwie na następny!
Pozdrawiam! :)
Hope jest mistrzynią wpakowywania się w dziwne sytuacje. Trochę to bywa denerwujące, ale w gruncie rzeczy uwielbiam ją za to! :D Niezależnie od tego, czy to wynika z jej działania, czy innych, to zawsze ostatecznie znajdzie się w centrum wydarzeń. Zastanawiam się, czy wcześniej, mieszkając w rodzinnej wiosce, też tak zwracała na siebie uwagę, czy to wynika z braku dobrej znajomości etykiety i zasad panujących w ówczesnej Anglii. Nie mogę jej jednak za to winić, Hope to nieco naiwna dziewczyna, ale w całości jest do zjedzenia, jest słodka i urocza. Jeśli ja to dostrzegłam, to Lucas też musiał. Wydaje mi się, że Lucas na początku mógł brać ją jako naiwną, a dopiero później dostrzegł, że to po prostu tylko jedna z wielu cech charakteru, a dodając do tego jej upartość i czasami aż nadto widoczne nieokrzesanie, to zauważył, że niewiele jest takich panien w Anglii. Trochę mogłabym ubolewać nad tym, że Hope nadal ma pewne obiekcje, co do Lucasa, jednak on, nie ukrywajmy, musiałby naprawdę się postarać, żeby zmienić zdanie przyszłej żony o sobie. A to wcale nie jest takie łatwe, w końcu trudno im zostać tam sama na sam i naprawdę szczerze porozmawiać. Cóż, pewnie Lucas z chęcią zostałby z Hope sam (tajemnicze drzwi ;>), ale jeśli chodzi o szczerość, to niestety, ale tutaj najwięcej do zarzucenia miałabym Hope, bo to ona zamyka się na Lucasa. Niemniej jednak nie mogę jej mieć tego za złe. Myślę, że drogą do ich porozumienia będzie konsekwencja Lucasa w pokazywaniu swojego lepszego oblicza albo (bo nie wiem co szykujesz :P) jakiś zwrot akcji. W każdym razie ciekawa jestem, kiedy Hope jest przełamie tak naprawdę ;)
OdpowiedzUsuńA, i jeszcze dodam, że cieszę się, że siostry się pogodziły, to było słodkie! :D
Mam nadzieję, że nie wyszło mi zbyt filozoficznie z tą refleksją zamiast konkretnym odniesieniem się do rozdziału XD
Pozdrawiam! <3
Hope to dla mnie taka emocjonalna bomba. Na razie cyk cyk, ale w każdej chwili może wybuchnąć. Już pokazała trochę nerwów, ale całkowicie jeszcze nie wybuchła, żeby wszystko wszystko powiedzieć Lucasowi, który w tym rozdziale był szarmancko słodki. Zwłaszcza przy stole, ugh! Kocham go już, a powinnam nienawidzić albo trochę nie lubić. Jednak z rozdziału na rozdział jest...no nie wiem, zaczyna mi się podobać! :D Tak samo jej wpadka z tymi drzwiami, Hope pechowiec życia. Ona je co moment przegrywa XDDDD
OdpowiedzUsuńCzekam na dalej! <3