14 lipca 2014

Rozdział 12

Z dedykacją dla Szwamki z okazji urodzin! Wszystkiego najlepszego;) Przepraszam za opóźnienie.



Po piątym tańcu miała już dość. Czuła jak nowe pantofle nieco obcierają jej stopy, ale nie chcąc niczego po sobie poznać bawiła się dalej. Muzyka była wspaniała, kolejny dżentelmeni okazywali się bardzo lub mniej wytworni, ale żaden już nie zachowywał się tak, jak Westburn. Inni byli szarmanccy, inni okazywali się być nadęci i miała wrażenie, że tylko przez grzeczność nie okazują jej pogardy, a jeszcze inni uśmiechali się do niej w tak dziwny sposób, iż nie była pewna jak miała się wobec nich zachować. I nadal nie widziała Lucasa. Najwidoczniej zaszył się gdzieś w kącie i wolał unikać tańców.
Spojrzała na karnecik i stwierdziła, że tancerze mają pół godziny przerwy na zaczerpnięcie tchu. Podeszła więc ze swym partnerem do stołu, na którym stały przeróżne napoje i poprosiła o szklankę wody. Kiedy kelner obsługujący ten stół nalewał im zamówione napoje, Hope rozejrzała się po sali i wtedy dostrzegła obiekt jej ostatnich myśli – księcia Wilcotta, który pochylał się nad Charity. Ta zmarszczyła czoło i kiwnęła głową. Oboje odwrócili się na pięcie i odeszli gdzieś.
- Przepraszam, muszę na chwilę pana opuścić – powiedziała i uśmiechnęła się do niego znacząco.
- Ach, rozumiem – odpowiedział młodzieniec opacznie rozumiejąc jej słowa i kiwnął głową.
- Dziękuję panu za wspaniały taniec.
- Ja również. - Skłonił się nisko i odszedł.
Hope natychmiast ruszyła na poszukiwania Charity i Lucasa. Dostrzegła szerokie plecy mężczyzny w tym samym przejściu, w którym umknęła staremu hrabiemu.
- Hope, tu jesteś! Wszędzie cię szukam – zawołała radośnie Faith. Dziewczyna przystanęła i przyjrzała się siostrze. Miała błyszczące oczy i zarumienione od tańca policzki. Wyglądała wprost prześlicznie i nikt nie mógł twierdzić, że jest inaczej widząc ją taką szczęśliwą. - Dokąd się wybierasz?
- Szukam Charity. Widziałam jak wychodziła do ogrodu. Idziesz ze mną?
- No pewnie, przyda mi się odpoczynek, bo tańce zupełnie mnie wyczerpały.
Poszły więc razem, szeleszcząc sukniami. Taras, na którym stało kilka par otoczony był kutą balustradą, a pośrodku znajdowały się marmurowe schody, na których płonęły pochodnie i wskazywały drogę osobom, które chciały zażyć odrobinę samotności. Wszystkie alejki oświetlono, toteż dziewczęta miały doskonały widok na część ogrodu.
- Widzisz ją? - zapytała Hope, która trochę spanikowała gubiąc damę pośród spacerowiczów.
- Tam jest, poszła ścieżką na prawo. - Faith dłonią wskazała kierunek, w którym udała się księżna. Wkrótce zniknęła wraz Lucasem w ciemnościach. Ścieżka bowiem urywała się tuż przed stawem, nad którym stało kilka osób. - Z kim ona idzie?
- Z Lucasem... Z księciem Wilcottem – dodała szybko, lecz Faith przystanęła gwałtownie. Uniosła wysoko brew i spojrzała na Hope drwiąco.
- To jesteście już na ty?
- Nie, wymsknęło mi się. Chodźmy, bo nie wiem, gdzie poszli. - Ruszyła przodem, nie czekając na młodszą siostrę. Usłyszała chrzęst kamyków pod butami. Faith poszła za nią.
W końcu dobrnęły do stawu i rozejrzały się wokół. Nigdzie jednak nie dostrzegły Charity i Lucasa. Oboje najwidoczniej umknęli gdzieś w ciemności. Ale po co szli w tak odległą część ogrodu? Chcieli porozmawiać na osobności? Żadne sensowne wytłumaczenie nie przychodziło jej do głowy, a każde kolejne wydawało się być głupsze od poprzedniego. Wtem dostrzegła znajomą sylwetkę księcia Wilcott, która zniknęła w tej samej chwili gdzieś za rozłożystym krzewem.
- Tędy. - Złapała siostrę za rękę i żwawym krokiem poszła w tamtą stronę. Weszły na trawnik, skutecznie unikając wszelkich gałęzi. Bała się podrzeć suknię i zniszczyć koafiurę. Były bardzo blisko miejsca, w którym najwidoczniej więcej osób miało kryjówkę, ponieważ usłyszała kilka głosów. Rozpoznała zniecierpliwiony głos Charity, opanowany Sussex'a, a także jadowity Lucasa. Podeszły jeszcze bliżej. Panowie stali plecami do nich, toteż nie widzieli, że mają towarzystwo w postaci dwóch debiutantek. Charity stała do nich bokiem, lecz po chwili usiadła na kamiennej ławie i schowała twarz w dłoniach.
- No to mamy problem. Reputacja Hope zaraz rozleci się w drobny pył, a my ani nie jesteśmy w stanie temu zapobiec, ani nawet nie wiemy, czy coś by to dało – powiedział Reabourn i westchnął. - Kochanie, nie płacz, nie ma sensu się martwić na zapas...
- Na zapas? O czym ty mówisz? Nie ma już żadnego zapasu. Wszystko już jest rozstrzygnięte, a w Londynie są dopiero od czterech tygodni.
- Dlaczego ludzie zawsze muszą okazywać się takimi podłymi bydlętami? Przecież to dziecko kompletnie im nic nie zrobiło – jęknął całkowicie zrozpaczony Sussex.
- To twoja wina! - warknął Lucas. - Zachciało ci się ją wżenić w rodzinę, to masz za swoje. Od początku mówiłem, że nasze zaręczyny to kompletną głupotą, a ich przyjazd był jeszcze większą. Mówiłem ci, ostrzegałem! I co teraz zrobisz?
- Odwołam zaręczyny – powiedział, jakby słowa Lucasa nie zrobiły na nim wrażenia.
Obie siostry słuchały rozmowy z rosnącym niedowierzaniem, a w Hope zaczęła również tlić się złość. Jakim prawem Sussex zaręczył ją z Wilcottem?! Nie pytał jej nawet o zdanie, a nawet jeśli by to zrobił, ona nigdy nie wyraziłaby na to zgody! Nie po tym jak ją obraził. Nigdy! Zawód jaki sprawili jej ludzie, którym ufała i którym zawierzyła własny byt był nie do zniesienia. Złamali jej serce swymi knowaniami i intrygami. Jak mogli? Oszukali ją i Faith. Nie mogła im tego wybaczyć.
- I co? I myślisz, że to coś da? Tylko pogorszysz ich sytuację. Jeśli odwołasz zaręczyny, wszyscy będą mieli niezbity dowód na to, że Hope to towar używany, że rzeczywiście jest tą rozpustnicą, za jaką ją mają.
- Wcale nie jestem rozpustnicą! - krzyknęła w końcu Hope, głęboko zraniona. Łzy napłynęło jej do oczu, lecz dostrzegła, jak wszyscy nagle odwracając się w ich stronę zszokowani. - Przyjechałam tu tylko po to, aby poznać historię matki i ojca!
- O Boże, Hope... - zaczęła Charity, lecz dziewczyna odsunęła się gwałtownie, niechcący przy okazji potrącając siostrę. Faith jęknęła głucho, lecz szybko się odsunęła i złapała siostrę za ramię.
- Nie, zostawcie mnie w spokoju! - krzyknęła tylko, odwróciła się na pięcie i puściła się biegiem. Nie wiedziała, gdzie niby miała uciec, lecz nie mogła przebywać w ich towarzystwie ani sekundy dłużej.
Lucas ruszył za zrozpaczoną dziewczyną, a Faith zmierzyła resztę pogardliwym wzrokiem.
- Jak mogliście nas tak zawieść? Jak mogliście knuć za naszymi plecami, zaręczając Hope z księciem Wilcottem? Ludzie ocenili nas źle, choć nie mieli powodów, ale wy dołożyliście swoje, chcąc wyswatać moją siostrę z tym człowiekiem. On jej nawet nie lubi – powiedziała cicho, wywołując w nich jeszcze większe poczucie winy i wyrzuty sumienia. Odeszła.
Hope gnała przed siebie. Biegła trawnikiem, w ciemności. Musiała umknąć przed ludźmi, którzy myśleli o niej w tak szkaradny sposób. Usłyszała za sobą czyjeś kroki, nie była to Faith, ponieważ były one zbyt ciężkie jak na szczupłą dziewczynę. Nie chciała się odwracać, wolała nie wiedzieć kto za nią biegł. Może zdoła uciec przed tym kimś i skryć się aż do końca balu.
Teraz już wiedziała o co chodziło Westburnowi, kiedy pytał ją o to, czy wszystkie Amerykanki takie są. Sądził, że są ladacznicami. Że ona nią jest, choć przecież nigdy jej nie widział na oczy! Jakim prawem ludzie wydali taki osąd uprzednio ich nie poznając? Nie rozumiała ich postępowania. Nie mogą tutaj zostać. Trudno. Niczego nie dowiedzą się o rodzicach, ale nie miała zamiaru dać sobą pomiatać. Nie była ladacznicą, nigdy nawet nie miała wielkiej styczności z mężczyznami, a co dopiero... Właściwie, co miała z nimi robić, jeśli ton uznał ją za rozwiązłą? Akurat w tej kwestii nie miała zielonego pojęcia. Czy chodziło o pocałunki? Nawet jeśli, to przecież ona sama wiedziała, że to nic zdrożonego, chociaż może była rzeczywiście rozpustnicą, skoro tak uważała? Zaszlochała głośno i byłaby upadła, gdyby nie podtrzymały ją czyjeś silne ręce. Chwyciły ją za ramiona i szarpnęły do tyłu, aż plecami odbiła się od torsu mężczyzny. Wstrzymała oddech. To był Lucas. Poznała go po dotyku i po tym wspaniałym zapachu, który przyprawiał ją o zawrót głowy.
- Puść... - jęknęła i próbowała się wyszarpnąć, lecz jej próba skończyła się jedynie trzaskiem szwów. Zamarła, modląc się w duchu, aby suknia była cała. Och, co za prozaiczne i puste myśli przychodzą jej teraz do głowy!
- Uspokój się, kobieto! - Potrząsnął nią lekko, aż Hope odzyskała jako taką równowagę umysłową. - Posłuchaj mnie...
- Nie! To ty mnie posłuchaj. Nie pozwolę się poniżać, nie zgadzam się także na to, aby którekolwiek z was kierowało moim życiem. A na pewno nigdy nie wyjdę za ciebie. To chore. Jak w ogóle twój ojciec mógł tak pomyśleć?! - krzyknęła wściekła na mężczyznę za wszystko, co o niej powiedział i za to, że w ogóle próbował ją uspokoić. - Nie życzę sobie tego, rozumiesz?!
- Jasne, rozumiem, tylko że już za późno na łzy i żale. Stało się i się nie odstanie, musisz się pogodzić z myślą, że przyjeżdżając tu popełniłaś największy błąd. Towarzystwo wyrobiło już o tobie i twojej siostrze zdanie i nic tego nie zmieni. Ani twoje łzy, ani tym bardziej twój wyjazd.
- Ale dlaczego? - wydukała słabo i popatrzyła na niego zrezygnowana. Po policzkach wciąż płynęły jej łzy, nie złości, lecz rozpaczy.
- Czy jesteś pewna, że chcesz to usłyszeć? Zastanów się dobrze, bo rzecz tyczy się twojej matki i ojca. - Hope przez chwilę zastanowiła się, a potem skinęła głową.
- Opowiedz mi o nich.
- W porządku. Usiądź tutaj – powiedział i wziął ją pod ramię. Kiedy Hope usiadła, mężczyzna stanął w pewnej odległości od niej i założył ręce do tyłu. Potupał nogą, a potem spojrzał na dziewczynę, która wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczyma.
- Historię twoich rodziców opowiedziała mi Charity, ta z kolei usłyszała ją od mojego ojca. Wszystko zaczęło się dwadzieścia jeden lat temu, gdy twoja matka była gotowa do ożenku. Miała tyle lat co ty, bodajże, i pstro w głowie...
- To niemożliwe...
- Nie przerywaj mi, Hope – poprosił stanowczo. Hope zadrżała i nie była do końca pewna, czy zrobiła to tylko dlatego, że Lucas użył tego dziwnego tonu, czy może chodziło o to, iż wypowiedział jej imię, które w jego ustach brzmiało jak grzeszna obietnica, jak cudowna, wspaniała obietnica, ale grzeszna.
- Przepraszam – szepnęła ledwo słyszalnie, a Lucas rzucił jej rozbawione spojrzenie.
- Jak mówiłem, twoja matka była rozkapryszona, rozpieszczona i zachowywała się jak księżniczka, którą w istocie była. Byłą jedyną córką pary książęcej, więc każdy kto tylko mógł rozpieszczał ją do granic możliwości. Wyrosła na piękną pannę, tak mówi Charity. Twoja matka oszałamiała urodą, rzucała mężczyzn na kolana. W końcu nadszedł czas, aby wydać ją za mąż, a wybór padł na mojego ojca. - Hope wyprostowała się gwałtownie i spojrzała na niego zdumiona. - Tak, moja piękna, mój ojciec, a twoja matka przez kilka dni byli narzeczeństwem, podobnie jak my nim teraz jesteśmy, lecz ona zrobiła coś, co na zawsze pogrzebało jej imię, a nadszarpnęło reputację twojej matki. Uciekła do Ameryki z kowalem, czyli twoim ojcem. Dlatego właśnie wasz przyjazd sprawił, iż ludzie odgrzali stare plotki i przerzucili je na was, sądząc, że obie jesteście rozpustne jak wasza matka...
- Ale ja nawet nie wiem, co to znaczy. Jak mam być kobietą upadłą, skoro nawet nie wiem, co trzeba zrobić! - rzuciła wściekle i wstała, lecz po chwili zatrzymała się w miejscu, gdy spojrzenie mężczyzny przygwoździło ją do podłoża. Nawet w momencie, gdy ciemność skrywała jego oblicze, potrafiła wyczuć jego stanowczość, siłę i respekt jaki roztaczał wokół swą powagą, a także posturą.
- Mam nadzieję, że nie prędko dowiesz się, co to znaczy. Wolałabym, żebyś podobne doświadczenia zdobyła dzięki swemu mężowi – powiedział cicho i przysunął się do niej blisko, zdecydowanie za blisko.
- Masz na myśli siebie, tak? - bąknęła zmieszana tą niedużą odległością jaka ich dzieliła.
- Oczywiście, że nie. To mój ojciec zainicjował te zaręczyny, ja dowiedziałem się o tym z gazety. Prawda jest taka, że ja nie chcę się żenić z żadną kobietą. Ani z tobą, ani z innymi damami. Chcę być sam. - Odpowiedź młodego księcia nieco ją uspokoiła, lecz nagle poczuła się zawiedziona jego słowami. Przegoniła jednak tę myśl i skupiła się na historii swoich rodziców.
- Z jakiego powodu moja mama nie chciała poślubić twego ojca? Czy był złym człowiekiem?
- Poniekąd tak, choć okazało się, że jego niedoszła narzeczona zupełnie go oczarowała. Nie zważał na jej wady w charakterze, chciał ją mieć. Ale ona jego nie, przestraszyła się jego reputacji nicponia, podejrzewam też, że jej ucieczka miała też na celu odegrania się na własnej matce. Zbuntowała się i zrujnowała własną opinię.
- Moja mama była najcudowniejszą osobą jaką znałam. Zawsze opowiadała mi o Anglii wspaniałe historie, nawet nie podejrzewałam, że z niej uciekła. Żałuję teraz, że nie zapytałam jej o to. Może dziś nie byłoby tej sytuacji? - zapytała, lecz nie skierowała pytania do Lucasa, lecz do samej siebie. Teraz było za późno na gdybanie, stało się. Cały Londyn sądzi, że jest kobietą upadłą, a ona nie zrobiła nic w tym kierunku. Po prostu była córką kobiety, która uciekła z kowalem.
- I taką powinna być w twojej pamięci – powiedział miękko, czym bardzo ją zaskoczył. Podniosła na niego oczy, wciąż jeszcze załzawione i mimowolnie westchnęła, gdy płonąca w pobliżu pochodnia oświetliła jego twarz, nadając jej niesamowity, drapieżny wygląd. Zadrżała, rozkoszując się mimowolnie jego widok. Jego obecność w ciemnym ogrodzie nieco podniosła ją na duchu, choć było to wbrew zdrowemu rozsądkowi.
- Nadal jednak nie rozumiem, dlaczego książę Sussex chce nas pożenić. Przecież to absurd.
- Może i tak, też tak sądzę, ale pewnie chciał w jakiś sposób zaleczyć stare rany widząc nas razem przed ołtarzem.
Hope westchnęła nic nie mówiąc. Lucas najwidoczniej zrozumiał, że już nie chce drążyć tego tematu i również milczał, ale po chwili przemówił do niej głębokim głosem:
- Chodźmy, moja pani, czas wracać na przyjęcie.
Hope skinęła powoli głową i nie czekając na niego ruszyła przodem. Potrzebowała chwili samotności, aby uporządkować myśli i emocje, jakie w niej teraz buzowały.
- Nie idziesz, Wasza Książęca Mość? - zapytała, gdy zorientowała się, że Lucas wcale za nią nie podąża.
- Nie, jeszcze tu zostanę. I proszę cię, nie mów do mnie w ten sposób. Jeśli jesteśmy sami możesz zwracać się do mnie po imieniu, mów do mnie Lucas. A gdy znajdziemy się wśród tłumu zwracaj się do mnie milordzie, jakkolwiek, tylko nie Wasza Książęca Mość.
- Dobrze... Lucasie – powiedziała posłusznie i ruszyła przed siebie, lecz ponownie ją zatrzymał. Przemówił do niej w poważny, nieco ojcowski sposób, lecz jego tembr głosu zdecydowanie wzbudzał w niej rozkoszne drżenie.
- Hope, idź z podniesioną głową. Pokaż im, że te ohydne plotki nie są w stanie cię złamać. Jesteś silną, piękną kobietą, bądź dzielna. Jeśli nie chcesz tego zrobić dla mnie, czy dla siebie, zrób to dla swej siostry i rodziców. Oni na pewno chcieliby, żebyś udowodniła wszystkim, że jesteś niewinna.
- Dziękuję. Na pewno skorzystam z twoich rad.
Hope wróciła na bal. Ludzie tańczyli i bawili się. I to ją rozzłościło. Jak mogli być tak weseli? Mieli czelność tu przychodzić, śmiać się i rozmawiać z nią i jednocześnie myśląc o niej, jak o najgorszej? Ale czyż tym zachowaniem nie potwierdzali, że sami są nie lepsi? Dumna niczym królowa wparadowała na salę, uprzednio doprowadzając się do porządku. Chłodnym spojrzeniem zielonych oczu przeszyła swego kolejnego kandydata i ruszyła z nim na parkiet. Nie odwracała głowy, nie kwapiła się do uśmiechów. Mówiła bardzo niewiele, tylko tyle ile było to konieczne.
Po tańcu odnalazła Faith i poprosiła ją, aby przyszła do niej, gdy tylko wrócą już z balu, ponieważ miała jej kilka rzeczy do powiedzenia. Faith kiwnęła głową i jeszcze zapytała, czy wszystko w porządku. Ponieważ nadal pamiętała słowa Lucasa, kiwnęła głową i uśmiechnęła się do siostry.
- Oczywiście. Nie pozwolę skrzywdzić ani ciebie, ani siebie – powiedziała stanowczo i obie ruszyły w tłum gości, aby napić się ponczu.
Nie pobyły zbyt długo same, ponieważ ich uroczy widok sprawił, że przyciągnęły tuzin młodych fircyków, którzy zaczęli wmawiać sobie, że są zakochani, żaden jednak nie mógł zdecydować, którą siostrę wolał. Jednak nie przeszkadzało im to wcale, lecz starali się zagarnąć dla siebie odrobinę ich uwagi, by potem móc się pochwalić przed przyjaciółmi wyssanymi z palca historiami o tym, jak któraś z sióstr wywyższyła go ponad innych.
Mimo że Hope brała czynny udział w tańcach i rozmowach, to myślami była daleko, przy rodzicach, którzy postanowili rzucić na szalę wszystko i uciec stąd. Myślała także nad tą nieprzyjemną sytuacją, którą razem z Faith były świadkami i miała nadzieję, że jutro wszyscy im wszystko wyjaśnią. A potem wyjadą. Tak właśnie, wyjadą, bo cóż innego ich tu czekało? Plotki, pomówienia i nic więcej.
Nadal była zła na księstwo Reabourn i Sussex'a. Nie potrafiła im wybaczyć tego, co zrobili, jeśli już to zrobi, to na pewno nie dziś, nie jutro, lecz za jakiś czas. Pewnie będzie w stanie zapomnieć im wszystko, jeśli będą już daleko od Anglii. Na razie jednak nie była w stanie nawet na nich spojrzeć, gdy któreś z nich zwróciło się do niej z pytaniem, czy wszystko w porządku.
Księżna-wdowa patrzyła na obie siostry z niechętnym podziwem. Obie przypominały jej córkę, którą utraciła wiele lat temu. Zawsze była postrzegana jako zimna, nieprzystępna kobieta, lecz w sercu tliły się w niej ciepłe uczucia, do drobnych istot, które tak rozpaczliwie potrzebowały rodziny. Były same tak samo jako ona wiele lat temu.
Przyjrzała się najstarszej. Hope ubrana była w piękną, białą suknię. Dekolt sukni był w kształcie serca obszyty białą koronką. Natomiast spódnicę uszyto z muślinu i wykończono zieloną nicią. Pierwsza warstwa śnieżnobiałego materiału była krótsza od kolejnej, która okazała się być koronką. W pasie przewiązała się atłasową szarfą, zieloną jak oczy Hope, a z tyłu zawiązaną na kokardkę. Dziewczęta miały podobne suknie, lecz różniły się kolorami dodatków. Obie były piękne i słodkie, lecz niestety, ich przyszłość splamiła własna matka, która uciekła z kowalem. Tego córce nie była w stanie wybaczyć. Przygotowała jej lepsze, szczęśliwsze życie, lecz ona wybrała takie, które nie pasowało do jej urodzenia, a także charakteru. Teraz musiała jednak zapewnić wnuczkom byt i zapomnieć o przeszłości. One były jej nadzieją.

6 komentarzy:

  1. Kto by się spodziewał, że to Lucas będzie tym, który przedstawi Hope ich beznadziejną sytuację. Koniec koncow musimy byc z niego dumne, bo zrobił to z niepodobną do siebie delikatnością i wyczuciem. A przecież w takim wypadku nie należy to do najłatwiejszych zadań. Jednak sprawy zaręczyn w żaden sposób nie rozwiązali niestety, a myślę, że teraz to priorytet.
    Tak czy inaczej, właśnie widzimy resztę góry lodowej. Teraz dopiero zacznie się prawdziwa jazda: księżna wdowa, narzeczeństwo, niprawdziwe zarzuty i tysiące innych rzeczy do zmienienia. Oczywiście najlepiej byłoby gdyby wyjechały, jednak zapewne do tego nie dojdzie i bardzo dobrze :D Wilcott musi przebywać więcej w towarzystwie Hope, zdecydowanie te momenty lubię najbardziej xd Czekam na kolejny!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "- Hope, tu jesteś! Wszędzie cię szukam – zawołał radośnie Faith." - zjadłaś a

    "W końcu dobrnęły do stawu i rozejrzał się wokół." - zjadłaś y

    "Lucas ruszyła za zrozpaczoną dziewczyną, a Faith zmierzyła resztę pogardliwym wzrokiem." - wolałabym, żeby Lucas nie zmieniał płci ;P

    "Dekolt sukni był w kształcie serca obszyty był białą koronką." - powtórzenie, a poza tym nie brzmi zbyt dobrze. Może lepiej by było: "Miała biały dekolt obszyty koronką" albo coś w tym stylu :)

    Podobało mi się. Hope nie jest w ciemię bita i chwała jej za to! Dobrze, że postanowiła im wygarnąć to i owo. Choć nie wszystko rozumie (no cóż, takie czasy) to walczy o swoje i przynajmniej mniej więcej wie na czym stoi. Lucas wciąż punktuje, ale to nic dziwnego. Miło, że poszedł za nią. I Faith też wykazała się charakterkiem. Fajne te siostry Winward xD

    Czekam na ciąg dalszy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. * "Miała dekolt w kształcie serca obszyty białą koronką" - widzisz, sama coś pokręciłam ;P

      Usuń
  3. Ach te pomówienia. Plotki mogą być równie dobrze cięciami noża i do tego Hope i Faith wszystko usłyszały. Może to i dobrze, bo przynajmniej już wie o zaręczynach i może się bronić, ale z drugiej strony, przysporzyło im to wiele cierpienia. Lucac wydaje się nie mieć uczuć, ale drobne rzeczy pokazują, że jest inaczej. Zauważyłam, że w głębi serca troszczy się o Hope i pewnie niedługo ją pokocha <3 Jakie to szczęście. Mam nadzieje, że dziewczęta nie wyjadą do Ameryki, bo chociaż angielskie towarzystwo jest obłudne, to przecież tutaj czeka na nią wielka miłość :)
    Księżna Wdowa je lubi, zaczynam się do niej przekonywać. Chyba nie jest taka, za jaką ją miałam i bardzo dobrze, bo ktoś z rodziny musi bronić te dwie panienki <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeny, dobrze, że już się dowiedziały o "wielkiej tajemnicy". Teraz będą pewniej stać na nogach, bo ja bym na ich miejscu bym wciąż dryfowałam pomiędzy czymś czym nie znam i czułabym się głupio. Teraz kiedy wiedzą o tych zaręczynach i to, co głupie ludzi gadają, to mogę inaczej się pokazać. Jako dwie niezależne kobiety...ciekawe jak to pójdzie dalej.
    Zaskoczył mnie Lucas...bardzo pozytywnie! :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zastanawiam się, czy Lucas chce zgrywać takiego niedostępnego, bo przecież ślub nie, miłość nie, wyłącznie wolność i to jego "jestem złym człowiekiem", czy tylko tak gra przed Hope. W końcu udało mi się pokazać ludzką twarz i miałam nawet wrażenie, że robił to szczerze. Choćby teraz, kiedy powiedział Hope prawdę. W zasadzie spodziewałam się po nim, że wykrzyczy jej to prosto w twarz w ataku złości, a był nad wyraz spokojny. Trudno go rozgryźć.
    Co do samego balu, to dobrze, że dziewczyny dowiedziały się o plotkach, nie ma nic gorszego niż gadanie za plecami. chociaż jedynym plusem tej sytuacji jest tak naprawdę tylko to, że mogą uniknąć przykrych sytuacji, tak jak ostatnio z tym starym zbereźnikiem.

    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! ♥

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, KrypteriaHG, Natt Liv, Lotus.