Ludwig van Beethoven - Storm and Tempest
Lucas
patrzył na Hope, która siedziała na szezlongu między swą
irytującą siostrą i ciotką. Miał wrażenie, że to dziewczątko
zaraz padnie na podłogę i zacznie składać mu hołd. Była
absolutnie nim zauroczona, lecz był to raczej dziecinny zachwyt, niż
pożądanie, która czułaby w tej chwili dojrzała kobieta.
Niemniej jednak bardzo mu się to spodobało, bo choć miał zasadę,
aby nie uwodzić niewinnych dziewczyn, ta jednak była zbyt
ładniutka, aby wytrwać w swym dziewictwie do ślubu z mężczyzną,
jak pewnie wierzyła, którego mogła kochać. Jednak przekonać
się o tym mógł jedynie zabierając ją do łoża.
Spojrzał
zamyślony na ojca, który zaczął nagle nerwowo kręcić
głową, śledząc każde jego słowo. Uśmiechnął się zawadiacko.
No cóż, najwidoczniej jego ojczulek chyba zbytnio pospieszył
się z ogłoszeniem zaręczyn, zwłaszcza, że dziewczyna nie miała
pojęcia, co się wokół niej dzieje i że jej gospodarz uknuł
sprytną intrygę wydania ją za mąż za swego nieślubnego syna.
Plan, aby ta Amerykanka wżeniła się w ich rodzinę, choćby przez
takiego bastarda jak on, miało na celu jedynie ukojenie jego
nieodwzajemnionej miłości do matki panny Winward, co było
egoistyczne i nieodpowiedzialne. W końcu, nie był kimś odpowiednim
dla słodkiej, niewinnej Hope i był ostatnim mężczyzną, który
mógłby jej dotknąć.
Hope
w chwili, gdy książę Wilcott przeniósł na nią leniwy
wzrok, miała wrażenie, że przeszyła ją od stóp po czubek
głowy potężna iskra. Był niesamowity, przystojny i elegancki. Nie
mogła oderwać od niego spojrzenia. Nigdy dotąd nie spotkała tak
hipnotyzującego mężczyzny jak on.
W
pewnym momencie poczuła, jak łokieć Faith wbija jej się między
żebra. Skrzywiła się nieznacznie i spojrzała na dziewczynę, lecz
jej młodsza siostra nie patrzyła na nią, lecz na Lucasa. Już
dostrzegła wcześniej, że jej nie odpowiadał, ale naprawdę nie
wiedziała, dlaczego. Owszem, Linda powiedziała im, że nie był tu
mile widziany, ale w tej chwili nie zachowywał się źle. Wręcz
przeciwnie. Książę Wilcott zdawał się być miły i radosny, a
takich ludzi ceniła sobie bardzo. Młodsza siostra w końcu zerknęła
na nią gniewnie, a potem odwróciła wzrok i przeniosła go na
księcia Sussex'a, który nieznacznie skrzywił się, gdy Hope
uśmiechnęła się do niego. Uniosła zdumiona brwi i rozejrzała
się po pokoju. Coś się działo, dało się wyczuć dziwną,
napiętą atmosferę. Uznała jednak, że jest to wynik nowej
sytuacji, w której wszyscy się znaleźli.
Charity
zaczęła rozmowę na temat wyścigów.
-
Słyszałam Lucasie, że Niebezpieczny Wojaż wygrał wyścig w
Ascot.
-
To prawda, madame. - Skłonił głowę i uśmiechnął się z
wyraźnym zadowoleniem. - Pokonał konia księcia regenta, co
oczywiście jest dla mnie bardzo ważne.
-
Musicie wiedzieć, moje drogie - lady zwróciła się nagle do
sióstr - że Lucas hoduje konie i rywalizuje z naszym księciem
regentem w całej Anglii, w każdym mieście.
-
Naprawdę? Kocha pan konie? - zapytała zachwycona starsza panna
Winward i poczuła, jak policzki robią się gorące. Była
zarumieniona, a młody książę uznał, że wygląda nawet uroczo
taka zawstydzona i zmieszana swym wybuchem, lecz ona sama w myślach
nazwała się głupią gęsią.
-
Oczywiście, moja pani. Po odziedziczeniu tytułu uznałem, że konie
będą dobrą inwestycją, zwłaszcza, że w stajniach było kilka
dobrych ogierów, którymi mógłbym zapłodnić...
-
Myślę, że drogie panny Winward nie muszą znać wszystkich twych
poczynań w związku z hodowlą - przerwał gwałtownie Sussex i
posłał przepraszający uśmiech zakłopotanym dziewczętom.
***
Hope
stała w oknie i obserwowała jak Wilcott wychodzi energicznym
krokiem z domu. Za nim podążał Sussex. Obaj przystanęli przy
powozie syna i o czymś rozmawiali. Nie lubiła być wścibska, ani
też podsłuchiwać, ale ich gesty były tak żywe, że rozmowa, jaką
prowadzili musiała być bardzo burzliwa. Otworzyła cicho okno i
wychyliła się przez nie, aby usłyszeć, choć część tego, co
już i tak powiedzieli.
-
Teraz to już twój problem! - powiedział Lucas, który
najwidoczniej nie miał zamiaru ukrywać złości, jaką dało
słyszeć się w jego głosie.
-
Posłuchaj mnie...
-
Nie, to ty posłuchaj! Gołym okiem widać, że pochodzą z plebsu!
Nikt nie uwierzy, że są hrabiankami. To tylko, małe, skamlące
żebraczki, które pragną zakosztować życia, jakiego nigdy
nie doświadczyły. Nigdy nie zostaną damami! Ich przyszłość to
tylko sypialnia kolejnych dandysów!
-
Jak śmiesz tak mówić! Nie oceniaj ich, nie znasz ich -
zaprzeczył gwałtownie Henry i podszedł do syna kilka kroków.
-
A ty je znasz? Jesteś idiotą, Sussex, a one większymi idiotkami,
że tu przyjechały. - Z tymi słowami wsiadł do powozu, głośno i
gniewnie zatrzaskując drzwiczki. Woźnica strzelił batem, a cztery
piękne siwki ruszyły z kopyta.
Hope
oparła się o ścianę i oddychała ciężko. Policzki miała
czerwone, oczy napełniły się łzami. Skamlące żebraczki? Jak
mógł powiedzieć coś takiego? Nie chciały tu przyjeżdżać,
zrobiły to tylko po to, aby poznać lepiej zmarłą matkę i ojca.
Była przekonana, że Wilcott jest prawdziwym dżentelmenem, ale jak
się okazało jedynie wygląd miał fantastyczny, ponieważ jego
charakter wcale taki nie był! Był okropnym, fałszywym i aroganckim
księciem, który umie prawić gładkie słówka, w
chwili, gdy myśli coś zgoła innego. Linda miała całkowitą
rację!
Wściekła
Hope ruszyła do drzwi, aby wygarnąć Sussex'owi, co myśli o jego
synu, ale zatrzymała się. Nie, nie może tego zrobić, bo to
świadczyłoby o tym, iż podsłuchiwała. Nie chciała, aby
gospodarz pomyślał o niej źle, więc czując szarpiący ból
w sercu rzuciła się na łóżko i cicho załkała. Nie
sądziła, że wizyta Lucasa Westlanda zakończy się w ten sposób.
Kiedy się z nimi żegnał, był miły, kurtuazyjny i obsypywał ją
mnóstwem komplementów, Faith zresztą też, ale dla
niej znaczyły o wiele więcej, niż dla jej młodszej siostry, która
przyjęła je z chłodnym kiwnięciem głowy. Ależ była idiotką!
Jaką naiwną prostaczką się okazała! Taki mężczyzna, jak Lucas
lubował się w światowych pięknościach, które brylowały
na salonach, a nie wiejską gęsią, która nie potrafiła
nawet dobrze tańczyć.
-
Och, tato, gdybyś tu był... - załkała cichutko tak, by nikt jej
nie usłyszał.
***
Świtało,
gdy Lucas wstał i zaczął się ubierać. Spojrzał na leżącą
obok kobietę i skrzywił się z niesmakiem. Sophia była gorąca i
ponętna, jej namiętność zaskakująca, a uroda zapierająca dech w
piersiach, ale znudziła go swym gadulstwem, głupim śmiechem i
odważnymi kreacjami, które były zbyt wulgarne i zbyt
wyuzdane. On chciał, aby jego kochanka była szykowna, elegancka w
towarzystwie, a w łóżku dzika i niezmordowanie namiętna. Te
cechy mógłby przypisać wielu kobietom, ale Sophia irytowała
go głośnymi krzykami w chwilach szczytu, więc ich dwu miesięczna
znajomość musi się skończyć.
-
Wychodzisz już? - zapytała sennym głosem i opierając głowę o
dłoń, przyglądała mu się, jak wciąga na nogi spodnie.
-
Tak - odpowiedział tylko i zerknął na nią. Westchnął wściekły
na siebie za to, że po prostu zaczęła go denerwować, choć
potrafiła go zadowolić. Jego męskie potrzeby zawsze były
zaspokojone, lecz jakoś nie umiał pogodzić się z faktem, że
młoda kurtyzana, jakoś nie odznaczała się zbyt lotnym umysłem.
-
Co się z tobą dzieje? - zagadnęła z nikłym uśmiechem, jakby w
ogóle ją to nie martwiło.
-
Zdajesz sobie sprawę, że nasza znajomość nie będzie trwać
wiecznie? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
-
Mam rozumieć, że to ostatni raz, kiedy do mnie przyszedłeś? -
zapytała piskliwie, a w jej dużych oczach zebrały się łzy. Lucas
pomyślał, że nie będzie płakała za nim, lecz za jego
prezentami, które jej sprawował. - Rzucasz mnie dla tej małej
dziwki z Ameryki? - warknęła w końcu, wstała z łóżka i
podeszła do niego, gniewnie na niego patrząc. Lucas uśmiechnął
się do niej, lecz za tym gestem kryła się zawalona groźba.
-
Dla nikogo cię nie rzucam... Męczy mnie już ta znajomość -
odpowiedział tylko i sięgnął po portfel. Wyjął z niego dość
pokaźny zwitek banknotów i rzucił je na łóżko. -
Proszę, to na pożegnanie.
-
Nie możesz mnie tak zostawić! - krzyknęła wściekła i zarzuciła
na nagie ramiona peniuar, który i tak niewiele skrywał.
-
Mogę i robię to - warknął przez zaciśnięte zęby.
-
Jesteś bezdusznym, egoistycznym bękartem! Nic i nikt się dla
ciebie nie liczy, ale kiedyś przyjdzie taki dzień, kiedy zacznie ci
zależeć, a wtedy ja ci to odbiorę! Zemszczę się - dodała
jeszcze, sycząc groźnie. Znalazł się przy niej jednym susem i
złapał ją za nadgarstki, podrywając do góry.
-
Komu ty grozisz? Mi? Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Ja również
potrafię boleśnie ukąsić - ostrzegł ją na koniec i rzucił na
łóżko. Złapał surdut i wyszedł.
Wściekły
na siebie, wsiadł do powozu, a stangret strzelił biczem.
***
W
tydzień po przyjeździe do Anglii, siostra księcia przyszła do
nich z dziwną, zaniepokojoną miną. Hope uniosła oczy z nad
czytanego właśnie tomiku poezji Johna Done'a i zerknęła na
kobietę, która miętosiła w rękach wachlarz.
-
Czy coś się stało? - zapytała, w końcu, gdy lady nadal milczała.
-
Nic nadzwyczajnego, ale chciałam z wami o czymś porozmawiać. Długo
dyskutowałam o ty z księciem... - urwała i nabrała powietrza, aby
kontynuować dalszą część wypowiedzi – Z Henrym podjęliśmy
decyzję, że jutro przeprowadzicie się do mnie. Mieszkanie z
samotnym dżentelmenem może rzutować na waszą reputację -
wydusiła z siebie i zaczęła wachlować się wachlarzem.
-
Dlaczego mieszkanie z księciem Sussex'em ma mieć wpływ na naszą
reputację? - zapytała ostrożnie Faith i zerknęła z niepokojem na
starszą siostrę. Ta jednak wpatrywała się uważnie w lady
Charity.
-
To dość zawiłe, ale postaram się wam to wytłumaczyć. Tutaj w
Anglii panują odmienne obyczaje i przekonania niż w Ameryce. Jesteś
młode, piękne i niezamężne, mój brat natomiast jest
samotnym księciem, więc ludzie, którzy lubują się w
wszelkich plotkach wysnują jeden, dla nich oczywisty wniosek.
-
Jaki? - zapytała Hope, która czuła, że odpowiedź jaka
udzieli jej księżna wcale nie będzie miła, ale najwidoczniej
londyńskie towarzystwo miało coś z głową, skorą tak dużo
plotkowało i snuło absurdalne przypuszczenia, nawet ich nie znając.
-
Że któraś z was dzieli łoże z księciem - mruknęła
kobieta i spuściła wzrok. Obie siostry zszokowane wypowiedzią lady
popatrzyły najpierw na nią, a potem na siebie. Faith wybuchnęła
nagle gwałtownym śmiechem i niemal spadła z fotela, gdy pochylając
się do przodu trzymała się za brzuch. Hope w przeciwieństwie do
młodszej siostry wcale się nie śmiała. Według niej podobne
insynuacje były podłe i wstrętne. Jak ktoś mógł pomyśleć
coś takiego? Przecież nie znały księcia, a poza tym nie znały
nikogo więcej prócz rodziny Sussex'a.
-
Przecież to absurd! - zawołała w końcu Hope i zgromiła siostrę
wzrokiem, która nadal zaśmiewała się z wypowiedzi księżnej.
-
Dla was tak, ale nie znasz jeszcze ludzi, którzy są naprawdę
podli. Znam dziewczynę, która została niesłusznie osądzona
i jej reputację doszczętnie zniszczono. Dlatego właśnie chcemy
zapobiec takim sytuacjom. Nie będzie wam z nami źle. Moja córka
rzadko nas odwiedza, bo w tej chwili jest przy nadziei, więc we trzy
będziemy się świetnie bawić. I obie będziecie mieć mnie pod
ręką, gdybyście chciały o coś zapytać. - Lady Charity
uśmiechnęła się do nich i złożyła wachlarz. Jeśli sytuacja
przedstawiała się w ten sposób, nie miały innego wyjścia,
aby zgodzić się na przenosiny do księżnej, zwłaszcza, jeśli
chciały aby im wciąż towarzyszyła. Obie panny Winward polubiły
siostrę księcia, więc jej całodzienna obecność przy ich boku
będzie ogromnym plusem.
-
No dobrze, chyba nie mamy innego wyjścia? - powiedziała w końcu
Hope, choć w pewnym momencie poczuła pewien niepokój.
Naprawdę nie wiedziała z jakiego powodu, ale jednak serce zatłukło
się w niej boleśnie. - Czy już musimy się spakować?
-
Tak - przytaknęła Charity.
Tak
więc obie siostry poszły do siebie i z pomocą pokojówek
zaczęły pakować do kufrów suknie od księcia, szczotki,
grzebyki, spinki i całą biżuterię, choć tak naprawdę nie
chciały tego wszystkiego zabierać, zwłaszcza Hope pałała do tego
niechęcią, ale jeśli mąż Charity miałby się wykosztować na
nie, wolała już zabrać wszystko, aby potem uniknąć
niepotrzebnych zakupów.
Książę
Sussex widząc schodzące siostry, podszedł do nich i po prostu z
uśmiechem na ustach delikatnie je uścisnął.
-
Moje drogie, wasza obecność w moim domu była dla mnie ogromną
pociechą. Dawno z nikim nie śmiałem się tyle, co z wami, moje
panie. Mam nadzieję, że będziecie mnie odwiedzać? - zapytał i
ucałował na koniec ich dłonie. Dziewczęta oczywiście pożegnały
się wylewnie, dziękując za gościnę i żałując, że go
opuszczając.
-
Najbardziej żal mi będzie pańskiej biblioteki - szepnęła
rozgoryczona Faith, co wywołało oczywiście śmiech wśród
zebranych w foyer.
Granatowy
powóz zakołysał się na podjeździe, aż w końcu zatrzymał
się tuż przed schodami. Z pomocą lokaja, wysiadły i stanęły na
podjeździe. Przystanęły zaskoczone. Przyjeżdżając tutaj
spodziewały się, że zastaną dom podobny do tych wszystkich, które
zdążyły już zobaczyć, lecz teraz miały przed sobą mały
pałacyk zbudowany z czerwonej cegły. Dwie okrągłe wieżyczki
wieńczyły wschodnie i zachodnie skrzydło.
-
Pałac Hawskvillów - powiedziała Charity. - Nie jest to
rodowa posiadłość, ta znajduje się daleko stąd, lecz i tę
budowlę można uznać za rodową, choć mój mąż traktuję
ją raczej jak dom gościnny.
Dziewczęta
nadal wpatrywały się w okazałą budowlę z licznymi białymi
oknami, gontowym dachem, gargulcami, które strzegły
posiadłości oraz fantazyjnymi fryzami. Sam portyk był dziełem
mistrza, który najwidoczniej inspirował się nieco grecką
kulturą. Fasada domu była prosta i nie rzucała się w oczy. Dom
stał spokojnie wtulony między łagodnie opadające pagórki,
porośnięte wysokimi trawami oraz sporadycznie rosnącymi drzewami,
głównie dębami.
Siostry
ruszyły za Charity, która powoli wspinała się na szerokie
schody, na górze zwieńczone dużymi, dwuskrzydłowymi
drzwiami. Pani domu otworzyła jedno skrzydło i siostry weszły do
środka. Było tu nieco ciemniej niż na zewnątrz, lecz i tak Hope
dostrzegła, że foyer było znacznie obszerniejsze od tego w domu
księcia. Wszędzie królowało ciemne drewno i bordowe, grube
dywany. Ciężkie żyrandole zwisały na złotych łańcuchach, a
poręcze wręcz raziły złotym blaskiem.
Gdy
panie weszły do środka, przywitał ich średniego wzrostu
kamerdyner. Miał bujną czuprynę oraz małe, piwne oczy. Wyraz jego
twarzy nie zmienił się nawet wtedy, gdy jego pani oznajmiły, że
panienki zamieszkają z nimi. Hope zastanawiała się, czy
przypadkiem wszyscy kamerdynerzy wyzbyli się uczuć i postanowili
być sztywni do bólu, bezemocjonalnością dorównującą
posągowi. Najwidoczniej tak.
-
Chodźmy do zielonego salonu, napijemy się herbaty. Obiad będzie o
piętnastej. Mam nadzieję, że mój mąż zdąży już wrócić
z parlamentu – zaświergotała kobieta i oddając rękawiczki
służącemu, potruchtała na schody. Zdezorientowane siostry
popatrzyły na siebie i uczyniły to samo. Ruszyły za księżną
Reaburn.
Zielony
salon rzeczywiście okazał się zielony. Ściany zostały pokryte
zieloną tapetą w złote róże, podobny wzór można
było dostrzec na długich, również zielonych, zasłonach.
Jedynie firanki odcinały się od tego śnieżną bielą. Sofa, a
także dwa szezlongi, dwa fotele stojące na wprost kominka i krzesła
ustawione pod ścianą obito brązową skórą. Długa ława
ustawiona między meblami wykonana z ciemnego drewna również
była odmiennym elementem dekoracyjnym. Wszystko inne dopasowano w
różnych odcieniach zieleni, więc wchodząc do dużego salonu
Hope poczuła się po prostu przytłoczona tak dużą ilością
koloru. Nie znaczyło to jednak, że jej się nie podobało, bo ogóle
wrażenie przesady szybko się ulotniło. Razem z Faith usiadły na
sofie i zapadły się w niej lekko.
-
Co z naszymi bagażami? - zapytała Faith, która nadal nie
mogła się przyzwyczaić, że służba wykonywała wszystkie
rozkazy, których nawet nie wydano.
-
James się nimi zajmie -odpowiedziała beztrosko księżna i podeszła
do wnęki tuż obok drzwi i pociągnęła za złoty sznureczek.
Siostry już wiedziały, że służyło to do wzywania służby.
Koniec tego sznurka znajdował się w kuchni lub w czeladnej. Kiedy
wróciła na swoje miejsce, czyli szezlong ustawiony na wprost
sofy, uśmiechnęła się do nich wesoło i spojrzała na nie z
namysłem. - Skoro już tu jesteście, wydaję mi się, że
powinnyśmy ustalić sobie pewne zasady. Chciałabym, abyście zawsze
były ze mną szczere. Jeśli macie jakiekolwiek pytania, to śmiało
pytajcie, nie bójcie się niczego. Jestem tu po to, aby wam
pomóc. - Dziewczęta kiwnęły głowami na znak, że
zrozumiały.
Kiedy
Charity była w trakcie opowiadania o zawiłych i śmiesznych według
Hope niepisanych zasadach panujących na salonach, drzwi lekko się
uchyliły, a w ich progu stanął mężczyzna. Lokaj, wywnioskowała
Hope. Jednak był on dość zaskakujący, jakby pomylił stanowiska.
Bardziej wyglądał na żołnierza. Może nawet kiedyś nim był? W
każdy razie był wysoki i postawny. Zmierzwione blond włosy
układały mu się na karku, niczym grzywa lwa. Blizna, jaką miał
na prawym policzku była szpetna. Zaczerwieniona i niemal pokrywająca
pół twarzy. Jednak, gdy podniósł wzrok Hope
dostrzegła, że ma piękne, błękitne oczy. Były urzekające:
głębokie i pełne smutku, choć sam jego wyraz twarzy był zacięty
i surowy.
-
Och! - usłyszała Hope i odwróciła głowę w stronę
siostry, która wpatrywała się w lokaja z szeroko otwartymi
oczyma. Najwidoczniej na niej również wywarł wrażenie.
Księżna
podziękowała mu i odprawiła. Mężczyzna wyszedł, cicho zamykając
za sobą drzwi.
-
Mam nadzieję, że będziecie się tu czuć jak u siebie w domu. Po
obiedzie pokaże wam ogrody i park.
-
Czy stajnie też możemy odwiedzić? - zapytała z nadzieją Hope.
Lady roześmiała się cicho i pokiwała energicznie głową.
Całe
południe spędziły na plotkowaniu, aż w końcu udały się na
górę, aby zobaczyć pokoje.
Były
one duże i przytulne, z wielkimi poduchami na łożach oraz
puchatymi dywanikami i skórami rozłożonymi na wypolerowanych
podłogach. Wszystko lśniło czystością i pachniało egzotycznymi
kwiatami. Hope ucieszyła się z wykuszu, który znajdował się
na wprost drzwi, dzięki czemu miała idealny punkt obserwacyjny.
Kiedy
już rozgościła się wystarczająco, przysiadła na wyściełanej
pluszem ławie i spojrzała przez okno. „Skamlące żebraczki!”
„Nigdy nie zostaną damami!” Przymknęła powieki chłonąc
słowa, które wypowiedział Lucas. Zauroczyła się nim, a on
potem nieświadomie zdeptał jej wyobrażenie o nim brutalnymi
słowami. Ale czyż nie miał racji? Nigdy nie zostaną hrabiankami,
nawet gdyby tego chciały. Bolesna prawda znów wycisnęła z
niej kilka łez, które szybko otarła wierzchem dłoni. Książę
Wilcott jeszcze zobaczy, pożałuje tego, co powiedział!
Słońce
świeciło wysoko, gdy Hope wraz z lady Charity wparadowały do
stajni.
-
Mój kochany mąż ma od księcia Wilcotta kilka wspaniałych
wierzchowców. Oczywiście nie są to konie wyścigowe, są
zbyt ciężkie i powolne. Ale pod wierzch lub do powozu nadają się
idealnie. Ja sama jestem wielką pasjonatką tych cudownych stworzeń,
więc potrafię docenić ich piękno i majestat – szczebiotała
lady Charity. Hope zmarszczyła czoło na wspomnienie młodego
księcia, ale szybko przywołała na twarzy radosny uśmiech.
Żałowała, że nie było z nimi Faith, ale ta zdecydowanie bardziej
wolała książki, konie uważała za duże i cuchnące zwierzęta i
wolała nie mieć z nimi do czynienia. Hope nie podzielała zdania
młodszej siostry, więc wizyta w stajni księcia Reabourna była dla
niej prawdziwym zaszczytem i radością.
Hope
zerknęła na pięknego gniadosza, który trzymając wysoko łeb
spoglądał na nich z ciekawością. Był wysoki i dobrze zbudowany.
-
To jest Ares – powiedziała lady, widząc jej zafascynowane
spojrzenie. - I nawet jeśli bym bardzo chciała, nie jest to koń
dla ciebie. Ta bestia jest jeszcze nieułożona.
-
Czy to jest koń od księcia Wilcotta?
-
Nie, to syn jednego z jego ogierów. Chodź, pokażę ci go.
Obie
pomaszerowały na koniec stajni. Po drodze dziewczyna oglądała
konie przeróżnej maści, dominowała jednak maść gniada,
lecz znalazło się kilka siwków, karych i skarogniadych, a
także dwa łaciate, jeden bułany i szpakowaty. Ilość wspaniałych
wierzchowców sprawiła, że Hope, nim dotarła do ojca Aresa,
zapomniała tak naprawdę, dokąd idzie. Szybko jednak odzyskała
pamięć, gdy stanęły przed boksem konia, który był po
prostu idealny. Był wysoki, potężny i umięśniony. Bujna grzywa
falowała, gdy poruszał łabędzią szyją. Garbonosy pysk wystawił
poza boks i próbował ją powąchać.
-
To jest Krezus – powiedziała księżna i wyciągnęła dłoń w
stronę ogiera. - Jest już za stary na powóz lub pod siodło,
ale do rozmnażania nadaję się idealnie.
Hope
podeszła do Krezusa i pogłaskała go po pysku, choć przerażał ją
swoją wielkością, nie potrafiła oprzeć się pokusie dotknięcia
go. Pysk miał miękki, a chrapy ruchliwe.
-
Idealny widok: piękne kobiety oraz piękny koń – dobiegł ich
głos. Hope odwróciła się w tamtą stronę i dostrzegła
Wilcotta opartego barkiem o ścianę. Jedną nogę miał ugiętą i
opartą na czubkach palców. W jednej dłoni trzymał cylinder
i palcat, w drugiej skórzane rękawiczki. Dziewczyna widząc
księcia natychmiast się zjeżyła i odwróciła do konia.
Jak
śmiał w ogóle tu przyjść?! Jakim prawem w ogóle tu
wszedł?!
Wzburzona
spiorunowała go wzrokiem, gdy podszedł do nich i przywitał się
szarmancko. Okazując mu jawną dezaprobatę nie wyciągnęła dłoni,
by ją mógł ucałować. Zaskoczony Lucas uniósł
wysoko brew i z lekkim uśmieszkiem zwrócił się do Charity.
-
Jak zwykle piękniejsza niż dzień wcześniej – mruknął i
pochylił się nad jej dłonią.
-
Jak zwykle czarujący. Prawda, Hope? - zagadnęła lady, której
nie umknęło dziwne zachowanie podopiecznej.
-
Oczywiście, jak zwykle – mruknęła jedynie i ponownie wróciła
do głaskania Krezusa.
Między
nimi zapadło krępujące milczenie, które Hope ani myślała
przerywać. Niech uzna ją za wiejską prostaczkę, ona nie będzie
nad tym ubolewała. Lady Charity próbowała coś mówić
i chyba w końcu udało jej się przełamać milczenie, lecz ją nie
była w stanie wciągnąć w rozmowę. W pewnym momencie odwróciła
się do rozmawiającej dwójki.
-
Wybaczcie mi, zaczęła boleć mnie głowa. Muszę państwa opuścić
– powiedziała, patrząc jedynie na opiekunkę. Dygnęła tylko i z
dumnie uniesioną głową wymaszerowała ze stajni.
Lucas
odwrócił się z uśmiechem do ciotki i spojrzał na nią z
wysoko uniesioną brwią.
-
Nie wiem, co ją ugryzło. Wydawało mi się, że cię polubiła –
odpowiedziała tylko i westchnęła.
-
Naprawdę? - zapytał, udając zaskoczenie. - Mnie? Chyba coś ci się
pomyliło, ciociu.
-
Naprawdę. Byłą tobą zachwycona. Widziałam, jak parę dni temu
patrzyła na ciebie. A teraz jej zachowanie... Zastanawiające –
mruknęła, stukając palcem po brodzie.
Lucas
nic nie odpowiedział. On również nie miał pojęcia, co się
stało Amerykance, lecz domyślał się. Musiał się jeszcze
dokładnie przyjrzeć jej zachowaniu. Może ktoś ze służby księcia
powiedział jej o nim coś złego? Nie dziwiłoby go to, w końcu
kamerdyner Sussex'a czasami rzucał mu, jak się wydawało starcowi,
ukradkowe spojrzenia pełne nienawiści. Wszyscy wiedzieli o łączącym
ich pokrewieństwie. Sussex nie przepuścił okazji, aby go
wychwalać, a on nie przepuścił okazji, aby go ignorować.
Charity
wzięła go pod rękę i wyprowadziła go ze stajni.
-
Zapraszam cię na ciasto wiśniowe i kawę.
-
Koniaku się napiję. A co z Amerykanką? Nie będzie miała nic
przeciwko temu?
-
Nie zapominaj, że to mój dom i to ja mam tu prawo decydować
o tym, kto u mnie gości, więc jeśli Hope będzie dokuczała twoja
obecność, będzie musiała się z tym pogodzić – odpowiedziała
księżna i ruszyli wysypaną białym kamieniem alejką.
-
Twoja wola – mruknął jedynie, czując niespodziewaną ekscytację.
Chciał zobaczyć jej zagniewaną buźkę, po to tylko, aby napsuć
jej krwi.
Weszli
do salonu, tego samego, w którym niedawno przesiadywały
siostry po przyjeździe.
Zaklepuję miejsce! A komentarz napiszę jutro:)
OdpowiedzUsuńPierwszym akapitem (który z resztą czytałam pięć razy, myśląc, że mam coś nie tak z monitorem) absolutnie mnie zaskoczyłaś. Po Lucasie już dawno spodziewałam się pogardy, względem Hope i jej siostry, co nie zmienia faktu - nie wiedziałam, że w jego głowie mogą pałętać się takie myśli.
UsuńMimo, dojrzalszego zachowania Faith, wciąż wyobrażam ją sobie, jako wesołą, łobuzerską dziewczynkę, a Hope nieustępliwą zgorzkniałą kobietę. Muszę przyznać, że w kwestii obu odbiegłam od prawdziwego wyobrażenia, ale, wciąż pozytywnie zaskakujesz:)
Później przekonuję się o beznadziejnej i nieszczególnie miłej części Lucasa. Pierwsza myśl jaka wpada mi do głowy: "Ale z niego dupek!". Ucieszyłam się, jednak, że zburzył tym "ideał", za jakiego brała go Hope.
Pozwolisz, że sceny z kochanką już nie skomentuję, bo mogłyby tu potoczyć się wulgaryzmy... Ale wiadomo, Lucas nie może być idealny:)
Oboje uwielbiają konie. Sama nigdy się nie wiedziałam, jak to jest, ale nie przeszkadza mi to w wyobrażaniu sobie fantastycznych wierzchowców, czytając Twoje opowiadanie. Nie mam pojęcia dlaczego, lecz jakoś nie pasują mi do obecnego Lucasa - może cała ta jego postać ma inne prawdziwe oblicze?
Pod koniec wraz z pojawieniem się Wilcotta w stajni, miałam ogromną nadzieję, że Hope się na niego rzuci i go pobije. Nadzieja matką głupich... I, chociaż Amerykanka nie wygląda na osobę yyy... niegrzeczną (?), myślę, że byłoby świetnie, gdyby pewnego dnia założyła spodnie (skąd je wytrzaśnie?) oraz koszulę i udała się na koniu "na miasto". Już wyobrażam sobie, jakie wywarłaby na wszystkich wrażenie... Kompletnie inne niż powinna, według Charity! I o to chodzi! Motywuje mnie do tego stwierdzenia widok miny Lucasa.
Sądziłam, że rzuci jakiś bardziej irytujący tekst w kierunku księcia, ale chyba jeszcze się jej doczekam:)
Czekam na kolejny rozdział i tu, i na innych Twoich blogach. shelley
W miarę nadrobiłam:) chociaż szkoda, że nie ma zakładki z bohaterami (a była chyba?), no ale trudno;) przyznaję szczerze, że Faith polubiłam chyba bardziej niż Hope. Może to dlatego, że jest o niej mniej, ale wydała mi się bardziej rozsądna, mniej naiwna i bardziej opanowana. Natomiast Hope... Miałam szczerą nadzieję, że po tym, co podsłuchała przez okno, będzie odnosić się do Lucasa uprzejmie, jakby nic się nie stało, ale z rezerwą, a nie tak jawną dezaprobatą, bo przecież to sensowne, że Charity natychmiast zacznie ją wypytywać, co się stało. A nie chciała przecież mówić o tym, że kogokolwiek podsłuchiwała, więc logiczniejsze zdawałoby się pogardzanie Lucasem w tajemnicy i po cichu. Tymczasem takim zachowaniem natychmiast zwróciła na siebie uwagę i to chyba znaczy, że po prostu nie potrafi się kontrolować, bo jakoś wątpię, by sama na to nie wpadła. Cieszę się jednak, że tak szybko opadły jej z oczu klapki, jeśli chodzi o "wspaniałość" Lucasa, bo to początkowe zaślepienie też nie świadczyło o niej zbyt dobrze xd w przeciwieństwie właśnie do reakcji Faith, która zdawała się podchodzić do niego z dystansem.
OdpowiedzUsuńAch, i czy to tylko moje wrażenie, czy Sophia rzeczywiście jeszcze się tu pojawi? ;>
Całuję!
Owszem, była, ale potem uznałam, że nie jest ona potrzebna. Zwłaszcza, że nie wiedziałabym, jak ich opisać.
UsuńOwszem, Faith jest rozsądniejsza niż Hope, ponieważ jest wychowana na angielską modłę, czyli ma być rozważna i poważna. Hope była bardziej zżyta z ojcem, ale to wszystkiego się dowiesz w kolejnych rozdziałach:)
Prawdopodobnie tak by wypadało, lecz Hope była zbyt urażona i takie ciche pałanie nienawiścią do Lucasa wcale nie dawałoby jej satysfakcji, wręcz przeciwnie, nie mogłaby mu pokazać jak bardzo nim gardzi. Charity i tak pewnie zauważyłaby rezerwę panny Winward, a teraz będzie ona widoczna jak na dłoni, ale czy Hope zdradzi powód, dlaczego tak się zachowuje wobec Lucasa? To już tylko kwestia tego, jaki Charity ma wpływ na dziewczynę, no i tego, czy sama zainteresowana będzie w stanie opowiedzieć to, co słyszała. Ach. Hope jest marzycielką i romantyczką, a jej uczucia czasami są tak silne, że sama ich nie będzie w stanie powstrzymać, co oczywiście przysporzy jej sercowych kłopotów, ale o tym w rozdziałach xD
Faith ogólnie podchodzi do wszystkich z dystansem, no... Będzie jednak wyjątek, ale ciii:)
Pewnie nie, ale masz rację. Sophia jeszcze się pojawi, prawdopodobnie już niedługo:)
Ja również całuję<3
Świetny rozdział🙊
OdpowiedzUsuńTrochę sie zawiodłam na Lucasie , miałam nadzieję że Hope od razu zmieni jego nastawienie
Ale cóż nie można mieć przecież wszystkiego :( zaciekawiła mnie postać tego lokaja Księżnej ;) opowiesz trochę o nim?
Kiedy mogę sie spodziewać następnego rozdziału???
Prawdę mówiąc, mam lekki mętlik w głowie. Na początku to Faith była uważana za tą rozsądniejszą, zaś teraz role całkowicie się odwróciły. Cieszę się jednak, że Hope porzuciła stan naiwnego zauroczenia i wrócił jej rozum do głowy. Nie mogę się doczekać dalszego rozwoju akcji między głównymi bohaterami. Zajrzałam dzisiaj na Twojego bloga z nadzieją, że może znajdę coś nowego i byłam bardzo zdziwiona, kiedy moje pragnienia się spełniły. Czekam niecierpliwie na następny rozdział. Kiedy możemy się go spodziewać?
OdpowiedzUsuńCharity jest... ma dość dziwną osobowość, niby chce pomóc dziewczynom, ale zza jej dobroci wyłania się jakby niechęć? No nie wiem, ale jej koncowa wypowiedź o obecności L. była intrygująca; czyżby myślała dokładnie to samo co Lucas?
OdpowiedzUsuńA co do samego Lucasa to... no cóż, to dziwne, że ktoś z nieprawego łoża mówi o kims 'prostak', ale co na to poradzić, jego uroda pozwala wybaczyc mu wszystko :D Zresztą, ja osobiście go polbie; pomimo chamstwa i prostactwa, które się z niego wylewa xd Troche przeraziła mnie ta kurtyzana; niby niepozorna grozba, ale kto wie, co moze sie wydarzyc pozniej. a Lucas nie jest niezniszczalny, wiec... na jego miejscu nie wyrzucilabym tego z pamieci.
Nie moge sie juz doczekac kolejnego rozdzialu! jestem ciekawa co tam Hope wymysli i czy mu nagada :D wiem, ze jest do tego zdolna, a i jego reakcja pewnie bedzie genialna. jak o tym mysle, zalcza mi sie w glowie szalenczy chichot, ta dwojka jest naprawde rewelacyjna.
Ah, i jeszcze Faith! Moze cos jednak wyjdzie z niej i tego kamerdynera, hę? ;> Czekam na kolejny!
Co do samego rozdziału, to odniosłam wrażenie, że bardzo dobrze Ci się go pisało. Czyta się go naprawdę przyejmnie i z każdego wyrazu płynie lekkość i przyjemność, co sprawia, że czytało mi się to nadzwyczaj szybko i miło :)
W zasadzie brawo dla Hope, że się ogarnęła i nie patrzy ma Lucasa jak na jakiegoś młodego boga, bo to wcale nie było dobre. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że Lucas, widząc jej zachowanie i to, jak Hope na niego reaguje, pozostałby obojętny i nie chciałby wykorzystać dziewczyny.
OdpowiedzUsuńTeraz się tylko zastanawiam, czy Hope nie przegięła w drugą stronę. Usłyszała rozmowę, dowiedziała się, co Lucas o niej myśli, ale nie wiem, czy to jest powód, żeby to okazywać przez swoje zachowanie. Może nie przyzwyczaiła się jeszcze do zwyczajów panujących w Anglii i nie wiedziała, że nie powinna przesadnie okazywać swoich uczuć. Nie zmienia to jednak faktu, że Lucas będzie chciał ją tak czy siak wykorzystać. Wcześniej "zachwyty" Hope były dosyć, no nie wiem... oczywiste? Lucas jako przystojny mężczyzna wzbudza zainteresowanie kobiet, więc trudno się dziwić, że któraś z panien do niego wzdycha. Teraz racja Hope została zauważona również przez Charity i ona ma teraz jakieś podejrzenia. To nie będzie dobre dla Hope, ponieważ mają być z "ciotką" szczere i kobieta zapewne zechce pociągnąć dziewczynę za język. Zresztą ona wcale nie wzbudziła mojego zaufania. Czuję, że coś knuje, co może zaszkodzić dziewczynom. Także myślę sobie, że Hopa nieświadomie pakuje się w jakieś kłopoty :P
Najlepiej chyba wychodzi na tym Faith, która zaszywa się w bibliotece i ma święty spokój :P
Pozdrawiam! <3
Jeny, dobrze, że nie usłyszała całej kłótni, bo na pewno Lucas napomniał o zaręczynach. Byłby dopiero raban!:D Lubię Hope, że jest twarda w tym, co postanowi. Najpierw była zachwycona Lucasem, ale kiedy powiedział kilka strasznych słów była na niego obrażona i nie zmienia zdania nawet jeśli on jest taki boski, fascynujący, przystojny, seksowny (tak, już go uwielbiam), niebezpiecznie groźny i w ogóle oh, ah. :D
OdpowiedzUsuń52 year old Administrative Assistant IV Werner Rewcastle, hailing from Manitou enjoys watching movies like Joe and Geocaching. Took a trip to Thracian Tomb of Sveshtari and drives a Ferrari 250 GT SWB "Competition" Berlinetta Speciale. poznaj fakty tu i teraz
OdpowiedzUsuńlista adwokatow rzeszow
OdpowiedzUsuń