2 marca 2014

Rozdział 6



Ludwig van Beethoven - Storm and Tempest 


Lucas patrzył na Hope, która siedziała na szezlongu między swą irytującą siostrą i ciotką. Miał wrażenie, że to dziewczątko zaraz padnie na podłogę i zacznie składać mu hołd. Była absolutnie nim zauroczona, lecz był to raczej dziecinny zachwyt, niż pożądanie, która czułaby w tej chwili dojrzała kobieta. Niemniej jednak bardzo mu się to spodobało, bo choć miał zasadę, aby nie uwodzić niewinnych dziewczyn, ta jednak była zbyt ładniutka, aby wytrwać w swym dziewictwie do ślubu z mężczyzną, jak pewnie wierzyła, którego mogła kochać. Jednak przekonać się o tym mógł jedynie zabierając ją do łoża.
Spojrzał zamyślony na ojca, który zaczął nagle nerwowo kręcić głową, śledząc każde jego słowo. Uśmiechnął się zawadiacko. No cóż, najwidoczniej jego ojczulek chyba zbytnio pospieszył się z ogłoszeniem zaręczyn, zwłaszcza, że dziewczyna nie miała pojęcia, co się wokół niej dzieje i że jej gospodarz uknuł sprytną intrygę wydania ją za mąż za swego nieślubnego syna. Plan, aby ta Amerykanka wżeniła się w ich rodzinę, choćby przez takiego bastarda jak on, miało na celu jedynie ukojenie jego nieodwzajemnionej miłości do matki panny Winward, co było egoistyczne i nieodpowiedzialne. W końcu, nie był kimś odpowiednim dla słodkiej, niewinnej Hope i był ostatnim mężczyzną, który mógłby jej dotknąć.
Hope w chwili, gdy książę Wilcott przeniósł na nią leniwy wzrok, miała wrażenie, że przeszyła ją od stóp po czubek głowy potężna iskra. Był niesamowity, przystojny i elegancki. Nie mogła oderwać od niego spojrzenia. Nigdy dotąd nie spotkała tak hipnotyzującego mężczyzny jak on.
W pewnym momencie poczuła, jak łokieć Faith wbija jej się między żebra. Skrzywiła się nieznacznie i spojrzała na dziewczynę, lecz jej młodsza siostra nie patrzyła na nią, lecz na Lucasa. Już dostrzegła wcześniej, że jej nie odpowiadał, ale naprawdę nie wiedziała, dlaczego. Owszem, Linda powiedziała im, że nie był tu mile widziany, ale w tej chwili nie zachowywał się źle. Wręcz przeciwnie. Książę Wilcott zdawał się być miły i radosny, a takich ludzi ceniła sobie bardzo. Młodsza siostra w końcu zerknęła na nią gniewnie, a potem odwróciła wzrok i przeniosła go na księcia Sussex'a, który nieznacznie skrzywił się, gdy Hope uśmiechnęła się do niego. Uniosła zdumiona brwi i rozejrzała się po pokoju. Coś się działo, dało się wyczuć dziwną, napiętą atmosferę. Uznała jednak, że jest to wynik nowej sytuacji, w której wszyscy się znaleźli.
Charity zaczęła rozmowę na temat wyścigów.
- Słyszałam Lucasie, że Niebezpieczny Wojaż wygrał wyścig w Ascot.
- To prawda, madame. - Skłonił głowę i uśmiechnął się z wyraźnym zadowoleniem. - Pokonał konia księcia regenta, co oczywiście jest dla mnie bardzo ważne.
- Musicie wiedzieć, moje drogie - lady zwróciła się nagle do sióstr - że Lucas hoduje konie i rywalizuje z naszym księciem regentem w całej Anglii, w każdym mieście.
- Naprawdę? Kocha pan konie? - zapytała zachwycona starsza panna Winward i poczuła, jak policzki robią się gorące. Była zarumieniona, a młody książę uznał, że wygląda nawet uroczo taka zawstydzona i zmieszana swym wybuchem, lecz ona sama w myślach nazwała się głupią gęsią.
- Oczywiście, moja pani. Po odziedziczeniu tytułu uznałem, że konie będą dobrą inwestycją, zwłaszcza, że w stajniach było kilka dobrych ogierów, którymi mógłbym zapłodnić...
- Myślę, że drogie panny Winward nie muszą znać wszystkich twych poczynań w związku z hodowlą - przerwał gwałtownie Sussex i posłał przepraszający uśmiech zakłopotanym dziewczętom.

***

Hope stała w oknie i obserwowała jak Wilcott wychodzi energicznym krokiem z domu. Za nim podążał Sussex. Obaj przystanęli przy powozie syna i o czymś rozmawiali. Nie lubiła być wścibska, ani też podsłuchiwać, ale ich gesty były tak żywe, że rozmowa, jaką prowadzili musiała być bardzo burzliwa. Otworzyła cicho okno i wychyliła się przez nie, aby usłyszeć, choć część tego, co już i tak powiedzieli.
- Teraz to już twój problem! - powiedział Lucas, który najwidoczniej nie miał zamiaru ukrywać złości, jaką dało słyszeć się w jego głosie.
- Posłuchaj mnie...
- Nie, to ty posłuchaj! Gołym okiem widać, że pochodzą z plebsu! Nikt nie uwierzy, że są hrabiankami. To tylko, małe, skamlące żebraczki, które pragną zakosztować życia, jakiego nigdy nie doświadczyły. Nigdy nie zostaną damami! Ich przyszłość to tylko sypialnia kolejnych dandysów!
- Jak śmiesz tak mówić! Nie oceniaj ich, nie znasz ich - zaprzeczył gwałtownie Henry i podszedł do syna kilka kroków.
- A ty je znasz? Jesteś idiotą, Sussex, a one większymi idiotkami, że tu przyjechały. - Z tymi słowami wsiadł do powozu, głośno i gniewnie zatrzaskując drzwiczki. Woźnica strzelił batem, a cztery piękne siwki ruszyły z kopyta.
Hope oparła się o ścianę i oddychała ciężko. Policzki miała czerwone, oczy napełniły się łzami. Skamlące żebraczki? Jak mógł powiedzieć coś takiego? Nie chciały tu przyjeżdżać, zrobiły to tylko po to, aby poznać lepiej zmarłą matkę i ojca. Była przekonana, że Wilcott jest prawdziwym dżentelmenem, ale jak się okazało jedynie wygląd miał fantastyczny, ponieważ jego charakter wcale taki nie był! Był okropnym, fałszywym i aroganckim księciem, który umie prawić gładkie słówka, w chwili, gdy myśli coś zgoła innego. Linda miała całkowitą rację!
Wściekła Hope ruszyła do drzwi, aby wygarnąć Sussex'owi, co myśli o jego synu, ale zatrzymała się. Nie, nie może tego zrobić, bo to świadczyłoby o tym, iż podsłuchiwała. Nie chciała, aby gospodarz pomyślał o niej źle, więc czując szarpiący ból w sercu rzuciła się na łóżko i cicho załkała. Nie sądziła, że wizyta Lucasa Westlanda zakończy się w ten sposób. Kiedy się z nimi żegnał, był miły, kurtuazyjny i obsypywał ją mnóstwem komplementów, Faith zresztą też, ale dla niej znaczyły o wiele więcej, niż dla jej młodszej siostry, która przyjęła je z chłodnym kiwnięciem głowy. Ależ była idiotką! Jaką naiwną prostaczką się okazała! Taki mężczyzna, jak Lucas lubował się w światowych pięknościach, które brylowały na salonach, a nie wiejską gęsią, która nie potrafiła nawet dobrze tańczyć.
- Och, tato, gdybyś tu był... - załkała cichutko tak, by nikt jej nie usłyszał.

***


Świtało, gdy Lucas wstał i zaczął się ubierać. Spojrzał na leżącą obok kobietę i skrzywił się z niesmakiem. Sophia była gorąca i ponętna, jej namiętność zaskakująca, a uroda zapierająca dech w piersiach, ale znudziła go swym gadulstwem, głupim śmiechem i odważnymi kreacjami, które były zbyt wulgarne i zbyt wyuzdane. On chciał, aby jego kochanka była szykowna, elegancka w towarzystwie, a w łóżku dzika i niezmordowanie namiętna. Te cechy mógłby przypisać wielu kobietom, ale Sophia irytowała go głośnymi krzykami w chwilach szczytu, więc ich dwu miesięczna znajomość musi się skończyć.
- Wychodzisz już? - zapytała sennym głosem i opierając głowę o dłoń, przyglądała mu się, jak wciąga na nogi spodnie.
- Tak - odpowiedział tylko i zerknął na nią. Westchnął wściekły na siebie za to, że po prostu zaczęła go denerwować, choć potrafiła go zadowolić. Jego męskie potrzeby zawsze były zaspokojone, lecz jakoś nie umiał pogodzić się z faktem, że młoda kurtyzana, jakoś nie odznaczała się zbyt lotnym umysłem.
- Co się z tobą dzieje? - zagadnęła z nikłym uśmiechem, jakby w ogóle ją to nie martwiło.
- Zdajesz sobie sprawę, że nasza znajomość nie będzie trwać wiecznie? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Mam rozumieć, że to ostatni raz, kiedy do mnie przyszedłeś? - zapytała piskliwie, a w jej dużych oczach zebrały się łzy. Lucas pomyślał, że nie będzie płakała za nim, lecz za jego prezentami, które jej sprawował. - Rzucasz mnie dla tej małej dziwki z Ameryki? - warknęła w końcu, wstała z łóżka i podeszła do niego, gniewnie na niego patrząc. Lucas uśmiechnął się do niej, lecz za tym gestem kryła się zawalona groźba.
- Dla nikogo cię nie rzucam... Męczy mnie już ta znajomość - odpowiedział tylko i sięgnął po portfel. Wyjął z niego dość pokaźny zwitek banknotów i rzucił je na łóżko. - Proszę, to na pożegnanie.
- Nie możesz mnie tak zostawić! - krzyknęła wściekła i zarzuciła na nagie ramiona peniuar, który i tak niewiele skrywał.
- Mogę i robię to - warknął przez zaciśnięte zęby.
- Jesteś bezdusznym, egoistycznym bękartem! Nic i nikt się dla ciebie nie liczy, ale kiedyś przyjdzie taki dzień, kiedy zacznie ci zależeć, a wtedy ja ci to odbiorę! Zemszczę się - dodała jeszcze, sycząc groźnie. Znalazł się przy niej jednym susem i złapał ją za nadgarstki, podrywając do góry.
- Komu ty grozisz? Mi? Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Ja również potrafię boleśnie ukąsić - ostrzegł ją na koniec i rzucił na łóżko. Złapał surdut i wyszedł.
Wściekły na siebie, wsiadł do powozu, a stangret strzelił biczem.

***

W tydzień po przyjeździe do Anglii, siostra księcia przyszła do nich z dziwną, zaniepokojoną miną. Hope uniosła oczy z nad czytanego właśnie tomiku poezji Johna Done'a i zerknęła na kobietę, która miętosiła w rękach wachlarz.
- Czy coś się stało? - zapytała, w końcu, gdy lady nadal milczała.
- Nic nadzwyczajnego, ale chciałam z wami o czymś porozmawiać. Długo dyskutowałam o ty z księciem... - urwała i nabrała powietrza, aby kontynuować dalszą część wypowiedzi – Z Henrym podjęliśmy decyzję, że jutro przeprowadzicie się do mnie. Mieszkanie z samotnym dżentelmenem może rzutować na waszą reputację - wydusiła z siebie i zaczęła wachlować się wachlarzem.
- Dlaczego mieszkanie z księciem Sussex'em ma mieć wpływ na naszą reputację? - zapytała ostrożnie Faith i zerknęła z niepokojem na starszą siostrę. Ta jednak wpatrywała się uważnie w lady Charity.
- To dość zawiłe, ale postaram się wam to wytłumaczyć. Tutaj w Anglii panują odmienne obyczaje i przekonania niż w Ameryce. Jesteś młode, piękne i niezamężne, mój brat natomiast jest samotnym księciem, więc ludzie, którzy lubują się w wszelkich plotkach wysnują jeden, dla nich oczywisty wniosek.
- Jaki? - zapytała Hope, która czuła, że odpowiedź jaka udzieli jej księżna wcale nie będzie miła, ale najwidoczniej londyńskie towarzystwo miało coś z głową, skorą tak dużo plotkowało i snuło absurdalne przypuszczenia, nawet ich nie znając.
- Że któraś z was dzieli łoże z księciem - mruknęła kobieta i spuściła wzrok. Obie siostry zszokowane wypowiedzią lady popatrzyły najpierw na nią, a potem na siebie. Faith wybuchnęła nagle gwałtownym śmiechem i niemal spadła z fotela, gdy pochylając się do przodu trzymała się za brzuch. Hope w przeciwieństwie do młodszej siostry wcale się nie śmiała. Według niej podobne insynuacje były podłe i wstrętne. Jak ktoś mógł pomyśleć coś takiego? Przecież nie znały księcia, a poza tym nie znały nikogo więcej prócz rodziny Sussex'a.
- Przecież to absurd! - zawołała w końcu Hope i zgromiła siostrę wzrokiem, która nadal zaśmiewała się z wypowiedzi księżnej.
- Dla was tak, ale nie znasz jeszcze ludzi, którzy są naprawdę podli. Znam dziewczynę, która została niesłusznie osądzona i jej reputację doszczętnie zniszczono. Dlatego właśnie chcemy zapobiec takim sytuacjom. Nie będzie wam z nami źle. Moja córka rzadko nas odwiedza, bo w tej chwili jest przy nadziei, więc we trzy będziemy się świetnie bawić. I obie będziecie mieć mnie pod ręką, gdybyście chciały o coś zapytać. - Lady Charity uśmiechnęła się do nich i złożyła wachlarz. Jeśli sytuacja przedstawiała się w ten sposób, nie miały innego wyjścia, aby zgodzić się na przenosiny do księżnej, zwłaszcza, jeśli chciały aby im wciąż towarzyszyła. Obie panny Winward polubiły siostrę księcia, więc jej całodzienna obecność przy ich boku będzie ogromnym plusem.
- No dobrze, chyba nie mamy innego wyjścia? - powiedziała w końcu Hope, choć w pewnym momencie poczuła pewien niepokój. Naprawdę nie wiedziała z jakiego powodu, ale jednak serce zatłukło się w niej boleśnie. - Czy już musimy się spakować?
- Tak - przytaknęła Charity.
Tak więc obie siostry poszły do siebie i z pomocą pokojówek zaczęły pakować do kufrów suknie od księcia, szczotki, grzebyki, spinki i całą biżuterię, choć tak naprawdę nie chciały tego wszystkiego zabierać, zwłaszcza Hope pałała do tego niechęcią, ale jeśli mąż Charity miałby się wykosztować na nie, wolała już zabrać wszystko, aby potem uniknąć niepotrzebnych zakupów.

Książę Sussex widząc schodzące siostry, podszedł do nich i po prostu z uśmiechem na ustach delikatnie je uścisnął.
- Moje drogie, wasza obecność w moim domu była dla mnie ogromną pociechą. Dawno z nikim nie śmiałem się tyle, co z wami, moje panie. Mam nadzieję, że będziecie mnie odwiedzać? - zapytał i ucałował na koniec ich dłonie. Dziewczęta oczywiście pożegnały się wylewnie, dziękując za gościnę i żałując, że go opuszczając.
- Najbardziej żal mi będzie pańskiej biblioteki - szepnęła rozgoryczona Faith, co wywołało oczywiście śmiech wśród zebranych w foyer.

Granatowy powóz zakołysał się na podjeździe, aż w końcu zatrzymał się tuż przed schodami. Z pomocą lokaja, wysiadły i stanęły na podjeździe. Przystanęły zaskoczone. Przyjeżdżając tutaj spodziewały się, że zastaną dom podobny do tych wszystkich, które zdążyły już zobaczyć, lecz teraz miały przed sobą mały pałacyk zbudowany z czerwonej cegły. Dwie okrągłe wieżyczki wieńczyły wschodnie i zachodnie skrzydło.
- Pałac Hawskvillów - powiedziała Charity. - Nie jest to rodowa posiadłość, ta znajduje się daleko stąd, lecz i tę budowlę można uznać za rodową, choć mój mąż traktuję ją raczej jak dom gościnny.
Dziewczęta nadal wpatrywały się w okazałą budowlę z licznymi białymi oknami, gontowym dachem, gargulcami, które strzegły posiadłości oraz fantazyjnymi fryzami. Sam portyk był dziełem mistrza, który najwidoczniej inspirował się nieco grecką kulturą. Fasada domu była prosta i nie rzucała się w oczy. Dom stał spokojnie wtulony między łagodnie opadające pagórki, porośnięte wysokimi trawami oraz sporadycznie rosnącymi drzewami, głównie dębami.
Siostry ruszyły za Charity, która powoli wspinała się na szerokie schody, na górze zwieńczone dużymi, dwuskrzydłowymi drzwiami. Pani domu otworzyła jedno skrzydło i siostry weszły do środka. Było tu nieco ciemniej niż na zewnątrz, lecz i tak Hope dostrzegła, że foyer było znacznie obszerniejsze od tego w domu księcia. Wszędzie królowało ciemne drewno i bordowe, grube dywany. Ciężkie żyrandole zwisały na złotych łańcuchach, a poręcze wręcz raziły złotym blaskiem.
Gdy panie weszły do środka, przywitał ich średniego wzrostu kamerdyner. Miał bujną czuprynę oraz małe, piwne oczy. Wyraz jego twarzy nie zmienił się nawet wtedy, gdy jego pani oznajmiły, że panienki zamieszkają z nimi. Hope zastanawiała się, czy przypadkiem wszyscy kamerdynerzy wyzbyli się uczuć i postanowili być sztywni do bólu, bezemocjonalnością dorównującą posągowi. Najwidoczniej tak.
- Chodźmy do zielonego salonu, napijemy się herbaty. Obiad będzie o piętnastej. Mam nadzieję, że mój mąż zdąży już wrócić z parlamentu – zaświergotała kobieta i oddając rękawiczki służącemu, potruchtała na schody. Zdezorientowane siostry popatrzyły na siebie i uczyniły to samo. Ruszyły za księżną Reaburn.
Zielony salon rzeczywiście okazał się zielony. Ściany zostały pokryte zieloną tapetą w złote róże, podobny wzór można było dostrzec na długich, również zielonych, zasłonach. Jedynie firanki odcinały się od tego śnieżną bielą. Sofa, a także dwa szezlongi, dwa fotele stojące na wprost kominka i krzesła ustawione pod ścianą obito brązową skórą. Długa ława ustawiona między meblami wykonana z ciemnego drewna również była odmiennym elementem dekoracyjnym. Wszystko inne dopasowano w różnych odcieniach zieleni, więc wchodząc do dużego salonu Hope poczuła się po prostu przytłoczona tak dużą ilością koloru. Nie znaczyło to jednak, że jej się nie podobało, bo ogóle wrażenie przesady szybko się ulotniło. Razem z Faith usiadły na sofie i zapadły się w niej lekko.
- Co z naszymi bagażami? - zapytała Faith, która nadal nie mogła się przyzwyczaić, że służba wykonywała wszystkie rozkazy, których nawet nie wydano.
- James się nimi zajmie -odpowiedziała beztrosko księżna i podeszła do wnęki tuż obok drzwi i pociągnęła za złoty sznureczek. Siostry już wiedziały, że służyło to do wzywania służby. Koniec tego sznurka znajdował się w kuchni lub w czeladnej. Kiedy wróciła na swoje miejsce, czyli szezlong ustawiony na wprost sofy, uśmiechnęła się do nich wesoło i spojrzała na nie z namysłem. - Skoro już tu jesteście, wydaję mi się, że powinnyśmy ustalić sobie pewne zasady. Chciałabym, abyście zawsze były ze mną szczere. Jeśli macie jakiekolwiek pytania, to śmiało pytajcie, nie bójcie się niczego. Jestem tu po to, aby wam pomóc. - Dziewczęta kiwnęły głowami na znak, że zrozumiały.
Kiedy Charity była w trakcie opowiadania o zawiłych i śmiesznych według Hope niepisanych zasadach panujących na salonach, drzwi lekko się uchyliły, a w ich progu stanął mężczyzna. Lokaj, wywnioskowała Hope. Jednak był on dość zaskakujący, jakby pomylił stanowiska. Bardziej wyglądał na żołnierza. Może nawet kiedyś nim był? W każdy razie był wysoki i postawny. Zmierzwione blond włosy układały mu się na karku, niczym grzywa lwa. Blizna, jaką miał na prawym policzku była szpetna. Zaczerwieniona i niemal pokrywająca pół twarzy. Jednak, gdy podniósł wzrok Hope dostrzegła, że ma piękne, błękitne oczy. Były urzekające: głębokie i pełne smutku, choć sam jego wyraz twarzy był zacięty i surowy.
- Och! - usłyszała Hope i odwróciła głowę w stronę siostry, która wpatrywała się w lokaja z szeroko otwartymi oczyma. Najwidoczniej na niej również wywarł wrażenie.
Księżna podziękowała mu i odprawiła. Mężczyzna wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
- Mam nadzieję, że będziecie się tu czuć jak u siebie w domu. Po obiedzie pokaże wam ogrody i park.
- Czy stajnie też możemy odwiedzić? - zapytała z nadzieją Hope. Lady roześmiała się cicho i pokiwała energicznie głową.
Całe południe spędziły na plotkowaniu, aż w końcu udały się na górę, aby zobaczyć pokoje.
Były one duże i przytulne, z wielkimi poduchami na łożach oraz puchatymi dywanikami i skórami rozłożonymi na wypolerowanych podłogach. Wszystko lśniło czystością i pachniało egzotycznymi kwiatami. Hope ucieszyła się z wykuszu, który znajdował się na wprost drzwi, dzięki czemu miała idealny punkt obserwacyjny.
Kiedy już rozgościła się wystarczająco, przysiadła na wyściełanej pluszem ławie i spojrzała przez okno. „Skamlące żebraczki!” „Nigdy nie zostaną damami!” Przymknęła powieki chłonąc słowa, które wypowiedział Lucas. Zauroczyła się nim, a on potem nieświadomie zdeptał jej wyobrażenie o nim brutalnymi słowami. Ale czyż nie miał racji? Nigdy nie zostaną hrabiankami, nawet gdyby tego chciały. Bolesna prawda znów wycisnęła z niej kilka łez, które szybko otarła wierzchem dłoni. Książę Wilcott jeszcze zobaczy, pożałuje tego, co powiedział!

Słońce świeciło wysoko, gdy Hope wraz z lady Charity wparadowały do stajni.
- Mój kochany mąż ma od księcia Wilcotta kilka wspaniałych wierzchowców. Oczywiście nie są to konie wyścigowe, są zbyt ciężkie i powolne. Ale pod wierzch lub do powozu nadają się idealnie. Ja sama jestem wielką pasjonatką tych cudownych stworzeń, więc potrafię docenić ich piękno i majestat – szczebiotała lady Charity. Hope zmarszczyła czoło na wspomnienie młodego księcia, ale szybko przywołała na twarzy radosny uśmiech. Żałowała, że nie było z nimi Faith, ale ta zdecydowanie bardziej wolała książki, konie uważała za duże i cuchnące zwierzęta i wolała nie mieć z nimi do czynienia. Hope nie podzielała zdania młodszej siostry, więc wizyta w stajni księcia Reabourna była dla niej prawdziwym zaszczytem i radością.
Hope zerknęła na pięknego gniadosza, który trzymając wysoko łeb spoglądał na nich z ciekawością. Był wysoki i dobrze zbudowany.
- To jest Ares – powiedziała lady, widząc jej zafascynowane spojrzenie. - I nawet jeśli bym bardzo chciała, nie jest to koń dla ciebie. Ta bestia jest jeszcze nieułożona.
- Czy to jest koń od księcia Wilcotta?
- Nie, to syn jednego z jego ogierów. Chodź, pokażę ci go.
Obie pomaszerowały na koniec stajni. Po drodze dziewczyna oglądała konie przeróżnej maści, dominowała jednak maść gniada, lecz znalazło się kilka siwków, karych i skarogniadych, a także dwa łaciate, jeden bułany i szpakowaty. Ilość wspaniałych wierzchowców sprawiła, że Hope, nim dotarła do ojca Aresa, zapomniała tak naprawdę, dokąd idzie. Szybko jednak odzyskała pamięć, gdy stanęły przed boksem konia, który był po prostu idealny. Był wysoki, potężny i umięśniony. Bujna grzywa falowała, gdy poruszał łabędzią szyją. Garbonosy pysk wystawił poza boks i próbował ją powąchać.
- To jest Krezus – powiedziała księżna i wyciągnęła dłoń w stronę ogiera. - Jest już za stary na powóz lub pod siodło, ale do rozmnażania nadaję się idealnie.
Hope podeszła do Krezusa i pogłaskała go po pysku, choć przerażał ją swoją wielkością, nie potrafiła oprzeć się pokusie dotknięcia go. Pysk miał miękki, a chrapy ruchliwe.
- Idealny widok: piękne kobiety oraz piękny koń – dobiegł ich głos. Hope odwróciła się w tamtą stronę i dostrzegła Wilcotta opartego barkiem o ścianę. Jedną nogę miał ugiętą i opartą na czubkach palców. W jednej dłoni trzymał cylinder i palcat, w drugiej skórzane rękawiczki. Dziewczyna widząc księcia natychmiast się zjeżyła i odwróciła do konia.
Jak śmiał w ogóle tu przyjść?! Jakim prawem w ogóle tu wszedł?!
Wzburzona spiorunowała go wzrokiem, gdy podszedł do nich i przywitał się szarmancko. Okazując mu jawną dezaprobatę nie wyciągnęła dłoni, by ją mógł ucałować. Zaskoczony Lucas uniósł wysoko brew i z lekkim uśmieszkiem zwrócił się do Charity.
- Jak zwykle piękniejsza niż dzień wcześniej – mruknął i pochylił się nad jej dłonią.
- Jak zwykle czarujący. Prawda, Hope? - zagadnęła lady, której nie umknęło dziwne zachowanie podopiecznej.
- Oczywiście, jak zwykle – mruknęła jedynie i ponownie wróciła do głaskania Krezusa.
Między nimi zapadło krępujące milczenie, które Hope ani myślała przerywać. Niech uzna ją za wiejską prostaczkę, ona nie będzie nad tym ubolewała. Lady Charity próbowała coś mówić i chyba w końcu udało jej się przełamać milczenie, lecz ją nie była w stanie wciągnąć w rozmowę. W pewnym momencie odwróciła się do rozmawiającej dwójki.
- Wybaczcie mi, zaczęła boleć mnie głowa. Muszę państwa opuścić – powiedziała, patrząc jedynie na opiekunkę. Dygnęła tylko i z dumnie uniesioną głową wymaszerowała ze stajni.
Lucas odwrócił się z uśmiechem do ciotki i spojrzał na nią z wysoko uniesioną brwią.
- Nie wiem, co ją ugryzło. Wydawało mi się, że cię polubiła – odpowiedziała tylko i westchnęła.
- Naprawdę? - zapytał, udając zaskoczenie. - Mnie? Chyba coś ci się pomyliło, ciociu.
- Naprawdę. Byłą tobą zachwycona. Widziałam, jak parę dni temu patrzyła na ciebie. A teraz jej zachowanie... Zastanawiające – mruknęła, stukając palcem po brodzie.
Lucas nic nie odpowiedział. On również nie miał pojęcia, co się stało Amerykance, lecz domyślał się. Musiał się jeszcze dokładnie przyjrzeć jej zachowaniu. Może ktoś ze służby księcia powiedział jej o nim coś złego? Nie dziwiłoby go to, w końcu kamerdyner Sussex'a czasami rzucał mu, jak się wydawało starcowi, ukradkowe spojrzenia pełne nienawiści. Wszyscy wiedzieli o łączącym ich pokrewieństwie. Sussex nie przepuścił okazji, aby go wychwalać, a on nie przepuścił okazji, aby go ignorować.
Charity wzięła go pod rękę i wyprowadziła go ze stajni.
- Zapraszam cię na ciasto wiśniowe i kawę.
- Koniaku się napiję. A co z Amerykanką? Nie będzie miała nic przeciwko temu?
- Nie zapominaj, że to mój dom i to ja mam tu prawo decydować o tym, kto u mnie gości, więc jeśli Hope będzie dokuczała twoja obecność, będzie musiała się z tym pogodzić – odpowiedziała księżna i ruszyli wysypaną białym kamieniem alejką.
- Twoja wola – mruknął jedynie, czując niespodziewaną ekscytację. Chciał zobaczyć jej zagniewaną buźkę, po to tylko, aby napsuć jej krwi.
Weszli do salonu, tego samego, w którym niedawno przesiadywały siostry po przyjeździe.

11 komentarzy:

  1. Zaklepuję miejsce! A komentarz napiszę jutro:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszym akapitem (który z resztą czytałam pięć razy, myśląc, że mam coś nie tak z monitorem) absolutnie mnie zaskoczyłaś. Po Lucasie już dawno spodziewałam się pogardy, względem Hope i jej siostry, co nie zmienia faktu - nie wiedziałam, że w jego głowie mogą pałętać się takie myśli.
      Mimo, dojrzalszego zachowania Faith, wciąż wyobrażam ją sobie, jako wesołą, łobuzerską dziewczynkę, a Hope nieustępliwą zgorzkniałą kobietę. Muszę przyznać, że w kwestii obu odbiegłam od prawdziwego wyobrażenia, ale, wciąż pozytywnie zaskakujesz:)
      Później przekonuję się o beznadziejnej i nieszczególnie miłej części Lucasa. Pierwsza myśl jaka wpada mi do głowy: "Ale z niego dupek!". Ucieszyłam się, jednak, że zburzył tym "ideał", za jakiego brała go Hope.
      Pozwolisz, że sceny z kochanką już nie skomentuję, bo mogłyby tu potoczyć się wulgaryzmy... Ale wiadomo, Lucas nie może być idealny:)
      Oboje uwielbiają konie. Sama nigdy się nie wiedziałam, jak to jest, ale nie przeszkadza mi to w wyobrażaniu sobie fantastycznych wierzchowców, czytając Twoje opowiadanie. Nie mam pojęcia dlaczego, lecz jakoś nie pasują mi do obecnego Lucasa - może cała ta jego postać ma inne prawdziwe oblicze?
      Pod koniec wraz z pojawieniem się Wilcotta w stajni, miałam ogromną nadzieję, że Hope się na niego rzuci i go pobije. Nadzieja matką głupich... I, chociaż Amerykanka nie wygląda na osobę yyy... niegrzeczną (?), myślę, że byłoby świetnie, gdyby pewnego dnia założyła spodnie (skąd je wytrzaśnie?) oraz koszulę i udała się na koniu "na miasto". Już wyobrażam sobie, jakie wywarłaby na wszystkich wrażenie... Kompletnie inne niż powinna, według Charity! I o to chodzi! Motywuje mnie do tego stwierdzenia widok miny Lucasa.
      Sądziłam, że rzuci jakiś bardziej irytujący tekst w kierunku księcia, ale chyba jeszcze się jej doczekam:)
      Czekam na kolejny rozdział i tu, i na innych Twoich blogach. shelley

      Usuń
  2. W miarę nadrobiłam:) chociaż szkoda, że nie ma zakładki z bohaterami (a była chyba?), no ale trudno;) przyznaję szczerze, że Faith polubiłam chyba bardziej niż Hope. Może to dlatego, że jest o niej mniej, ale wydała mi się bardziej rozsądna, mniej naiwna i bardziej opanowana. Natomiast Hope... Miałam szczerą nadzieję, że po tym, co podsłuchała przez okno, będzie odnosić się do Lucasa uprzejmie, jakby nic się nie stało, ale z rezerwą, a nie tak jawną dezaprobatą, bo przecież to sensowne, że Charity natychmiast zacznie ją wypytywać, co się stało. A nie chciała przecież mówić o tym, że kogokolwiek podsłuchiwała, więc logiczniejsze zdawałoby się pogardzanie Lucasem w tajemnicy i po cichu. Tymczasem takim zachowaniem natychmiast zwróciła na siebie uwagę i to chyba znaczy, że po prostu nie potrafi się kontrolować, bo jakoś wątpię, by sama na to nie wpadła. Cieszę się jednak, że tak szybko opadły jej z oczu klapki, jeśli chodzi o "wspaniałość" Lucasa, bo to początkowe zaślepienie też nie świadczyło o niej zbyt dobrze xd w przeciwieństwie właśnie do reakcji Faith, która zdawała się podchodzić do niego z dystansem.

    Ach, i czy to tylko moje wrażenie, czy Sophia rzeczywiście jeszcze się tu pojawi? ;>

    Całuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, była, ale potem uznałam, że nie jest ona potrzebna. Zwłaszcza, że nie wiedziałabym, jak ich opisać.
      Owszem, Faith jest rozsądniejsza niż Hope, ponieważ jest wychowana na angielską modłę, czyli ma być rozważna i poważna. Hope była bardziej zżyta z ojcem, ale to wszystkiego się dowiesz w kolejnych rozdziałach:)

      Prawdopodobnie tak by wypadało, lecz Hope była zbyt urażona i takie ciche pałanie nienawiścią do Lucasa wcale nie dawałoby jej satysfakcji, wręcz przeciwnie, nie mogłaby mu pokazać jak bardzo nim gardzi. Charity i tak pewnie zauważyłaby rezerwę panny Winward, a teraz będzie ona widoczna jak na dłoni, ale czy Hope zdradzi powód, dlaczego tak się zachowuje wobec Lucasa? To już tylko kwestia tego, jaki Charity ma wpływ na dziewczynę, no i tego, czy sama zainteresowana będzie w stanie opowiedzieć to, co słyszała. Ach. Hope jest marzycielką i romantyczką, a jej uczucia czasami są tak silne, że sama ich nie będzie w stanie powstrzymać, co oczywiście przysporzy jej sercowych kłopotów, ale o tym w rozdziałach xD
      Faith ogólnie podchodzi do wszystkich z dystansem, no... Będzie jednak wyjątek, ale ciii:)

      Pewnie nie, ale masz rację. Sophia jeszcze się pojawi, prawdopodobnie już niedługo:)

      Ja również całuję<3

      Usuń
  3. Świetny rozdział🙊
    Trochę sie zawiodłam na Lucasie , miałam nadzieję że Hope od razu zmieni jego nastawienie
    Ale cóż nie można mieć przecież wszystkiego :( zaciekawiła mnie postać tego lokaja Księżnej ;) opowiesz trochę o nim?
    Kiedy mogę sie spodziewać następnego rozdziału???

    OdpowiedzUsuń
  4. Prawdę mówiąc, mam lekki mętlik w głowie. Na początku to Faith była uważana za tą rozsądniejszą, zaś teraz role całkowicie się odwróciły. Cieszę się jednak, że Hope porzuciła stan naiwnego zauroczenia i wrócił jej rozum do głowy. Nie mogę się doczekać dalszego rozwoju akcji między głównymi bohaterami. Zajrzałam dzisiaj na Twojego bloga z nadzieją, że może znajdę coś nowego i byłam bardzo zdziwiona, kiedy moje pragnienia się spełniły. Czekam niecierpliwie na następny rozdział. Kiedy możemy się go spodziewać?

    OdpowiedzUsuń
  5. Charity jest... ma dość dziwną osobowość, niby chce pomóc dziewczynom, ale zza jej dobroci wyłania się jakby niechęć? No nie wiem, ale jej koncowa wypowiedź o obecności L. była intrygująca; czyżby myślała dokładnie to samo co Lucas?
    A co do samego Lucasa to... no cóż, to dziwne, że ktoś z nieprawego łoża mówi o kims 'prostak', ale co na to poradzić, jego uroda pozwala wybaczyc mu wszystko :D Zresztą, ja osobiście go polbie; pomimo chamstwa i prostactwa, które się z niego wylewa xd Troche przeraziła mnie ta kurtyzana; niby niepozorna grozba, ale kto wie, co moze sie wydarzyc pozniej. a Lucas nie jest niezniszczalny, wiec... na jego miejscu nie wyrzucilabym tego z pamieci.
    Nie moge sie juz doczekac kolejnego rozdzialu! jestem ciekawa co tam Hope wymysli i czy mu nagada :D wiem, ze jest do tego zdolna, a i jego reakcja pewnie bedzie genialna. jak o tym mysle, zalcza mi sie w glowie szalenczy chichot, ta dwojka jest naprawde rewelacyjna.
    Ah, i jeszcze Faith! Moze cos jednak wyjdzie z niej i tego kamerdynera, hę? ;> Czekam na kolejny!
    Co do samego rozdziału, to odniosłam wrażenie, że bardzo dobrze Ci się go pisało. Czyta się go naprawdę przyejmnie i z każdego wyrazu płynie lekkość i przyjemność, co sprawia, że czytało mi się to nadzwyczaj szybko i miło :)

    OdpowiedzUsuń
  6. W zasadzie brawo dla Hope, że się ogarnęła i nie patrzy ma Lucasa jak na jakiegoś młodego boga, bo to wcale nie było dobre. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że Lucas, widząc jej zachowanie i to, jak Hope na niego reaguje, pozostałby obojętny i nie chciałby wykorzystać dziewczyny.
    Teraz się tylko zastanawiam, czy Hope nie przegięła w drugą stronę. Usłyszała rozmowę, dowiedziała się, co Lucas o niej myśli, ale nie wiem, czy to jest powód, żeby to okazywać przez swoje zachowanie. Może nie przyzwyczaiła się jeszcze do zwyczajów panujących w Anglii i nie wiedziała, że nie powinna przesadnie okazywać swoich uczuć. Nie zmienia to jednak faktu, że Lucas będzie chciał ją tak czy siak wykorzystać. Wcześniej "zachwyty" Hope były dosyć, no nie wiem... oczywiste? Lucas jako przystojny mężczyzna wzbudza zainteresowanie kobiet, więc trudno się dziwić, że któraś z panien do niego wzdycha. Teraz racja Hope została zauważona również przez Charity i ona ma teraz jakieś podejrzenia. To nie będzie dobre dla Hope, ponieważ mają być z "ciotką" szczere i kobieta zapewne zechce pociągnąć dziewczynę za język. Zresztą ona wcale nie wzbudziła mojego zaufania. Czuję, że coś knuje, co może zaszkodzić dziewczynom. Także myślę sobie, że Hopa nieświadomie pakuje się w jakieś kłopoty :P
    Najlepiej chyba wychodzi na tym Faith, która zaszywa się w bibliotece i ma święty spokój :P

    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeny, dobrze, że nie usłyszała całej kłótni, bo na pewno Lucas napomniał o zaręczynach. Byłby dopiero raban!:D Lubię Hope, że jest twarda w tym, co postanowi. Najpierw była zachwycona Lucasem, ale kiedy powiedział kilka strasznych słów była na niego obrażona i nie zmienia zdania nawet jeśli on jest taki boski, fascynujący, przystojny, seksowny (tak, już go uwielbiam), niebezpiecznie groźny i w ogóle oh, ah. :D

    OdpowiedzUsuń
  8. 52 year old Administrative Assistant IV Werner Rewcastle, hailing from Manitou enjoys watching movies like Joe and Geocaching. Took a trip to Thracian Tomb of Sveshtari and drives a Ferrari 250 GT SWB "Competition" Berlinetta Speciale. poznaj fakty tu i teraz

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! ♥

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, KrypteriaHG, Natt Liv, Lotus.