27 stycznia 2014

Rozdział 4




Powóz zatrzymał się powoli, ale Hope miała wrażenie, że konie zahamowały gwałtownie, przez co jej żołądek zrobił przewrót. Zacisnęła usta i próbowała myśleć o czymś innym niż to, że za chwilę zapaskudzi piękne wnętrze książęcego powozu. Małe drzwiczki otworzyły się, a w nich pojawiła się szpakowata głowa Pentrosa. Przełknęła gwałtownie ślinę i wstała chwiejnie, a mocna dłoń schowana w białą rękawiczkę przytrzymała ją, gdy wychodziła na zewnątrz. Kamerdyner powtórzył tę samą czynność z Faith. Przytrzymał dziewczynę delikatnie za dłoń i poczekał, aż zejdzie na dół. Trzewiki z koźlęcej, nieco już wytartej skóry, zachrzęściły na żwirowym podjeździe. Hope rozejrzała się wokół. Dom był imponujących rozmiarów. Zbudowany z białego kamienia stał na niewysokim pagórku, pośród bujnej roślinności. Schody prowadzące na dużą werandę wykuto z białego marmuru, a balustrada zrobiona z żelaza przypominała arcydzieło. Dom był wysoki, trzy piętrowy, a framugi licznych okien były białe, co ogólnie prezentowało się dość klasycznie i jednocześnie przytulnie.
- Niesamowite - szepnęła Faith, która najwidoczniej była oczarowana domem oraz okolicą. Hope jednak uznała, że dom został sprytnie zaprojektowany tak, aby nie epatował bogactwem, jednocześnie mówiąc, że właściciel nie szczędził na niego pieniędzy. Przyjrzała się domostwu, ale w tej samej chwili dwuskrzydłowe drzwi otworzyły się i u szczytu schodów stanął mężczyzna, a za nimi dwóch lokajów w czerwono-czarnych liberiach. Obie dziewczyny przystanęły zaskoczone i podziwiały dostojną postawę mężczyzny, który zaczął powoli schodzić po schodkach. Ubrany był w brązowy surdut, pod nim dostrzegły białą kamizelkę i koszulę w tym samym kolorze, kremowe bryczesy oraz wysokie oficerki opinały grube uda. Schodził powoli, stukając obcasami. Ręce miał założone z tyłu. Obie dziewczyny przypatrywały się niepewnie mężczyźnie, który w końcu stanął przed nimi z nikłym, uśmiechem.
Dygnęły, jak uczyła ich matka, a mężczyzna odkłonił się nisko.
- Dzień dobry, paniom. Witam w moich skromnych progach. Wiem, że powinno nas sobie przedstawić, ale moja siostra jeszcze nie dojechała, więc przejdę ponad dobre zasady i sam się przedstawię. Henry Burton, książę Sussex, kłaniam się nisko. - Skłonił się po raz kolejny. Dziewczyny dygnęły i podały mu ręce, choć dla Hope zwyczaj całowania rąk przez dżentelmenów wydał się po prostu niehigieniczny i obleśny. Jednak pokornie przeczekała grzecznościowy gest, choć nie zdołała powstrzymać od lekkiego szarpnięcia. Jeśli książę coś zauważył, to nie dał po sobie nic poznać. Na pewno uradziła go tym zachowaniem, ale nie była przyzwyczajona do takiego zachowania. Mieszkały niedaleko Bostonu, więc całowanie w rękę dam nie było codzienną formą grzecznościową.
- Dzień dobry. Jestem Hope Winward, a to moja młodsza siostra Faith - przemówiła w końcu Hope i skinęła głową, gdy mężczyzna uśmiechnął się do niej z wdzięcznością.
- Zapraszam do środka. - Dłonią wskazał im drogę. Dziewczyny ruszyły niechętnie, prowadził je Pentrose. Weszły po marmurowych schodach, a kiedy znalazły się na obszernej werandzie, zatrzymały się, ponieważ z tyłu dobiegł je turkot kół nadjeżdżającego powozu, który po chwili zatrzymał się tuż przed głównym wejściem. Lokaj siedzący na koźle zeskoczył i otworzył drzwi granatowego powozu, z którego wyszła po schodkach ubrana w masę falbanek i koronek kobieta. Na głowie miała ciemnozielony kapelusz ze skaczącym we wszystkie strony pawim piórem. Kiedy uniosła głowę, obie dziewczyny dostrzegły, że jej kolorowa suknia nie pasuje do dostojnej kobiety, jaką była. Powaga i mądrość biła ze szczupłej, choć już nie tak młodej sylwetki. W chwili, gdy dostrzegła ich u szczytu schodów, jej do tej pory poważna twarz rozpromieniła się w uśmiechu i szybkim krokiem skierowała się ku ich grupce. Książę Sussex zszedł do niej i podał jej ramię, ta przyjęła je z wdzięcznością i unosząc brzeg pięknej sukni przyspieszyła kroku.
- Ach, witam moje drogie! Jakże się cieszę, że was widzę! Nareszcie jesteście - przywitała ich radosnym głosem. Hope i Faith patrzyły na nią zaskoczone wylewnym powitaniem. Lady jednak nic nie robiła sobie z ich milczenia i wyciągnęła do nich swe drobne ręce. Objęła je i przyciągnęła do piersi, na której falowała koronka. Obie pany Winward zesztywniały, gdy zostały zamknięte w mocnym uścisku tej zaskakującej damy. Spojrzały na siebie jedynie. W końcu wypuściła je i postąpiła dwa kroki do tyłu, aby przyjrzeć się im z bliska.
Lady uśmiechnęła się do siebie widząc podobne do siebie dziewczyny o twarzach w kształcie serca. Jedna z nich, zapewne ta starsza, miała piękne, ogniście rude włosy oraz zielone, niczym wiosenna trawa oczy. Druga siostra, wyższa od rudowłosej, miała skośne, niebieskozielone oczy z zadziornym błyskiem, włosy natomiast kolorem przypominały dojrzałe łany zboża. Obie jednak były szczupłe i miały nieco ciemniejsza karnację skóry niż angielskie panny, co było dużym minusem. Opalenizna kojarzyła się raczej z klasą robotniczą oraz chłopami, bo arystokraci posiadali piękną, gładką i nieskalaną promieniami słonecznymi skórę. Praca fizyczna była obca prawie większości, więc opalenizna źle się kojarzyła tym, którzy w słoneczny dzień chodzili pod parasolkami..
Brat prosił ją, aby pomogła zaadoptować się tym dziewczynom w angielskim środowisku, zgodziła się, bo sama miała córkę, którą już dawno wydała za mąż i już nie miała powodu do codziennych trosk, ponieważ mąż Christine odpowiednio się nią zajął. Przyjazd tych panienek sprawi, że dni wypełni strojeniem, uczeniem i rozmawianiem z młodymi kobietkami. Na to liczyła, choć w zachowaniu oby dziewczyn wyczuła pewną rezerwę. Wcale nie była tym zdziwiona, wręcz przeciwnie, spodziewała się dystansu i niepewności z ich strony. Przyjechały do obcego kraju, do obcych ludzi i nie wiedziały, czego mają się spodziewać po ludziach, o których zapewne bardzo niewiele wiedziały. Bała się, że wpadną w groźne szpony tonu, który wyrządzi im krzywdę. Bała się tego, dlatego postanowiła zrobić wszystko, aby Hope i Faith zagrały na nosach napuszonych arystokratów.
Hope marzyła o tym, by znaleźć się w jakimś pomieszczeniu, gdzie mogłaby spokojnie zwrócić skromny posiłek jaki zjadła kilka godzin temu. Jednak póki co, to musiała znosić towarzystwo całkiem obcych dla niej osób i modlić o to, aby jej organizm przestał się burzyć w tej chwili.
Książę zreflektował się i przeprosił panie, że trzyma je na zewnątrz. Ręką wskazał drogę. Cała czwórka weszła do obszernego foyer, który zapierał dech swoją wielkością oraz niesamowitym wyglądem. Głównym obiektem, który przyciągał wzrok były schody. Potężne, drewniane i błyszczące ze złoconą głową lwa kończącymi poręcz. Stopnie wykonano z twardego, dębowego drewna, a na ich środku położono czerwono-czarny dywan. Poręcz prócz głowy lwa posiadała również inne złocenia. Jednak nie dane było im podziwiać wystrój wejścia, który przytłaczał swą wielkością i majestatem, ponieważ szybko zaprowadzono je do pomieszczenia po prawej stronie. Kobieta weszła pierwsza i najwidoczniej spędzała tu mnóstwo czasu, gdyż od razu podeszła do ścianki tuż obok drzwi, przy której wisiał czerwony sznur zakończony frędzlem. Pociągnęła za niego, a po chwili skierowała się do obitej czerwonym pluszem sofy. Cały pokój przytłaczał przepychem i wystrojem. Sofa, dwa fotele oraz szezlong obite były miękkim pluszem, a złocone oparcia i podłokietniki błyszczały się w blasku słońca padającego z dużego okna na wprost drzwi. Kominek stał pusty, zimny, niczym ziejąca w ścianie dziura. Hope zerknęła jeszcze w lewo, a tam dostrzegła niewielki barek. Okrągły stolik ustawiono w kącie, a obok niego stało krzesło podobne do reszty mebli. Na blacie poustawiano karafki z rżniętego szkła, niektóre były pełne, inne do połowy zapełnione, jeszcze inne stały puste. Na srebrnej tacy ustawiono osiem szklanek. Wszystkie się błyszczały i nie było znać, że dotykała je ludzka ręka.
Hope przestała się w końcu rozglądać po pokoju i na chwilę zapomniała, że nadal męczą ją mdłości związane z podróżą statkiem. Kobieta poklepała miejsce obok siebie i uśmiechnęła się do nich zachęcająco.
- Siadajcie moje kochane, musimy chwilę porozmawiać - powiedziała, a dalszą część wypowiedzi przerwał Pentrose, który umknął gdzieś, gdy wszyscy stali na zewnątrz. Teraz wszedł dostojnym krokiem. - Pentrose, czy mógłbyś przynieść nam herbaty i coś lekkiego do jedzenia? Nasze małe podróżniczki na pewno są głodne.
- Nie, ja dziękuję, nic nie będę jadła - powiedziała Hope, gwałtownie potrząsając głową. Poczuła, jak wszystko podchodzi jej do gardła. Przełknęła gwałtownie ślinkę i na chwilę przymknęła powieki. Zbladła gwałtownie, co nie uszło uwagi Faith.
- Moja siostra źle się czuję. Czy możemy odpocząć? - zapytała, kierując wzrok na mężczyznę, który stał obok fotelu. Potem spojrzenie przeniosła na kamerdynera, on jednak patrzył bezradnie na swojego pracodawcę. Książkę skinął głową, uśmiechając się lekko.
- Ależ oczywiście. Wybaczcie mi, że wcześniej tego nie zaproponowałem. Jesteście moimi gośćmi, należy się wam odpoczynek. Pentrose, czy mógłbyś zaprowadzi naszych małych gości do pokoi?
- Tak jest, milordzie. - Skłonił się nisko i spojrzał na dziewczyny, które wstały natychmiast. Wymaszerowały dumnie z pokoju, nawet się nie żegnając. Kiedy rodzeństwo zostało same, Sussex spojrzał na młodszą siostrę z nadzieją, że ta powie coś, co sprawi, że jego opinia na temat tych młodych panien nieco się zmieni. Jak na razie widział w nich dumne kobiety, zgorszone jego bogactwem i pozycją. Kiedy nic nie odpowiedziała, westchnął i usiadł obok niej.
- Charity, powiedz coś - poprosił. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się, choć z przymusem.
- Ładne, zadbane panienki, dobrze wychowane, choć dumne i małomówne. Myślę, że mają szansę zabłysnąć, choć musimy pozbyć się ich prostego sposobu bycia. Nikt nie uwierzy, że są hrabiankami, jeśli będą zachowywały się w ten sposób. Są zbyt wystraszone. Dajmy im kilka dni na ochłonięcie. Dziś zapewne niewiele potrafiły powiedzieć, ponieważ podróż na pewno dała im się we znaki, zwłaszcza tej rudej - powiedziała łagodnie i tym razem uśmiechnęła się uprzejmie.

*

Pentrose prowadził damy przez długie korytarze, aż w końcu przystanął przed ciemnymi drzwiami.
- Tutaj panienka będzie mieszkać - powiedział, zwracając się do Faith. Dziewczyna kiwnęła głową, a kamerdyner nacisnął klamkę i pchnął drzwi. Dziewczyna weszła do środka i zamarła. Jej oczom ukazała ogromna sypialnia. Pierwsze co rzucało się w oczy to łóżko. Było ogromne, nakryte jasnoniebieską narzutą i pościelą w tym samym kolorze. Każdy róg ozdobiony był wysokim słupkiem, po którym pięły się wyrzeźbione róże. Tuż nad tym wszystkim zwisał niebieski baldachim, a białe frędzle powiewały na wietrze, który wpadał przez okno na wprost drzwi. Białe firany lekko wydymały się pod wpływem powietrza. Niebieskie zasłony zwisały do drewnianej podłogi, którą przykrywał piękny dywan ręcznie tkany. Po lewej stronie znajdował się kominek, a przed nim ustawiono dwa fotele, zaraz obok niego były drzwi. Jedne były uchylone, drugie całkiem otwarte. Pod ścianą tuż obok wejścia stała wielka, biała szafa. Po prawej stronie natomiast koczowała toaletka z dużym zwierciadłem. Na białym stoliku ustawiono wszystkie potrzebne młodej damie specyfiki do pielęgnacji urody. Na środku stał niski, szklany stolik, a wokół niego poustawiano fotele. Całokształt zapierał dech w piersiach swą elegancką i wyszukaną prostotą.
- Pięknie tutaj - powiedziała zachwycona dziewczyna. Hope przytaknęła głową również urzeczona sypialnią młodszej siostry.
- Panienka pozwoli? - zapytał Pentrose, zwracając się do Hope. Dziewczyna ruszyła za kamerdynerem. Jej pokój znajdował się nieco dalej. Kiedy kamerdyner otworzył drzwi jej oczom ukazała się sypialnia jeszcze większa od pokoju Faith. Umeblowanie było podobne, choć w jej pokoju dominowała ciemna zieleń i złoty, a jej łóżko miało zamiast baldachimu zasłony z miękkiego materiału, który opadał miękko na łóżko i podłogę, a przez uchylone drzwi balkonowe wpadał lekki wiaterek.
- Prześliczny pokój. Czy ktoś tu wcześniej w nim mieszkał? - zapytała, zaintrygowana historią tej sypialni, lecz stary kamerdyner nie był w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
- Nie znam historii poszczególnych pomieszczeń w tym domu, ale podejrzewam, że kiedyś zapewne tak - odpowiedział, obserwując jej reakcję. Była blada, bardzo zmęczona, ale wyglądała na zadowoloną.
- Co z naszymi bagażami? Gdzie one są?
- Wszystko w porządku, panienko. Wszystko już jest schowane i rozwieszone - powiedział z ciepłym uśmiechem na ustach. Hope spojrzała na niego zaskoczona.
- Już? Tak szybko? - zapytała. Zajrzała do szafy, ale nie znalazłam tam żadnych jej sukienek, lecz kolorową tęcze jedwabnych, koronkowych, atłasowych i tiulowych kreacji, które zachwycały swym krojem, kolorem i ozdobami. Wszystkie sukienki wyglądały, jakby zostały uszyte specjalnie dla jakieś księżniczki, natomiast jej skromne odzienie gdzieś zniknęło.
- Ale to nie są moje stroje. Gdzie są moje sukienki? - dopytywała się wciąż. Może jej ubiór był skromny, ale chyba nie aż tak, aby ci ludzie podarowali jej nowe ubrania, zwłaszcza że jej nie znali. Przed przyjazdem tutaj musieli zakupić mnóstwo materiału na uszycie tych wszystkich kolorowych rzeczy, a to wiązało się z ogromnymi funduszami. Nie było jej stać na oddanie pieniędzy za te sukienki, nawet jeśli posiadałaby choć połowę tej sumy.
- Ależ tak. Proszę tędy - powiedział, wciąż się do niej uśmiechając. Hope podążyła za nim, choć tak naprawdę nie miała na to ochoty. Naprawdę źle się czuła i marzyła o tym, by wskoczyć do tego o łóżka i nakryć się miękką pościelą. Jednak posłusznie wkroczyła do garderoby, która wielkością przypominała mały salonik w ich domu. Po obu stronach wisiały suknie. Na półkach dostrzegła kapelusze, rękawiczki, parasolki w każdym kolorze tęczy. Podejrzewała, że są one dopasowane do koloru stroju. Na samym spodzie ogromnych wnęk, tuż pod wiszącymi kreacjami stały w równych rzędach pantofelki, trzewiczki i kapcie. Wyglądało to tak, jakby książę kazał swym służącym gromadzić te wszystkie wspaniałe rzeczy od kilkunastu tygodni. Skąd jednak wiedział, czy to będzie na nią pasowało? Odwróciła się w stronę Pentrosa i spojrzała na niego niepewnie.
- Dla kogo są te suknie? - palnęła głupio. Spencer zaśmiał się cicho, czyli zrobił coś o co nikt go nie podejrzewał i z całkowitym oddaniem odpowiedział:
- Dla panienki. Książę kazał kupić najlepsze stroje w całym Londynie. Chce panienki wprowadzić do towarzystwa - powiedział.
Hope miała wrażenie, że cały świat kręci się wokół niej. Mała garderoba znów stała się kołyszącym się na falach statkiem. Długa podróż bardzo mocno wpłynęła na jej zdrowie fizycznie, toteż zmęczenie wzięło górę i gdy usłyszała te zaskakujące słowa po prostu zemdlała, przytłoczona nadmiarem przeżyć jednego dnia.
Łóżko było miękkie, a coś mokrego kapało jej na czoło. Drgnęła i powoli uchyliła powieki. Tuż nad sobą dostrzegła obcą, lecz zatroskaną twarz jakiejś kobiety. Krótkie, brązowe włosy podskakiwały za każdym razem, gdy poruszyła głową. Biały czepek, który miała na głowie nie zdołał przytrzymać niesfornych loków. Hope uniosła się delikatnie na łóżku i rozejrzała się po pokoju. W fotelu tuż obok jej łóżka spała Faith. Zapewne Spencer przysunął go, bo mebel wyglądał na ciężki.
- Jak się panienka czuje? - zapytała zatroskana kobieta. Dziewczyna zerknęła na nią i uśmiechnęła się blado. W porównaniu do tego, co odczuwała po przyjeździe tutaj, miała wrażenie, że narodziła się ponownie, choć nadal kręciło jej się w głowie i nie miała ochoty na jedzenie.
- Dobrze, dziękuję. Kim pani jest? - zapytała, a kobieta lekko dygnęła przed nią.
- Nazywam się Linda Cosworth, od dziś będę panienki pokojówką. 
- Moją pokojówką? Ale ja nie potrzebuję... Dam sobie radę - powiedziała nieco piskliwie. Nie była damą z wielkiego miasta, która potrzebowała służby do zapięcia sukienki. Zawsze pomagała jej mama albo Faith. Linda patrzyła jeszcze na nią przez chwilę, a potem dygnęła i powoli zaczęła się wycofywać.
- Rozumiem. Dostałam takie polecenie, więc... - Zaczęła się oddalać, a Hope poczuła się głupio, że w tak bezceremonialny sposób odprawiła tą kobietę, choć ta  dostała odgórny rozkaz.
- Nie, zaczekaj chwilę.  Zawsze ubierałam się sama, z niewielką pomocą siostry lub mamy, więc zaskoczyłaś mnie. Jeśli nadal chcesz, to możesz mi pomóc.
- To wspaniale! Tak się cieszę! - odpowiedziała radośnie kobieta, czym zbudziła śpiącą Faith. Dziewczyna ocknęła się i zerknęła na łóżko.
- Hope! Obudziłaś się! Myślałam, że prześpisz całe życie. Martwiłam się - powiedziała ciszej i wstała. Podeszła do jej łóżka i wspięła się na nie. Hope wyciągnęła do niej ręce i przytuliła młodszą siostrę.
- Niepotrzebnie, już mi lepiej.
Linda obserwowała wszystko z boku i uśmiechnęła się ukradkiem na widok tak pięknej i czystej miłości, jaką darzyły się siostry. Zmartwiło ją jednak to, iż obie trafiły do świata, którego nie znały i nie rozumiały. Londyńska socjeta albo je zmieni w podobne do siebie małe kokietki, albo je zniszczy.
- To dobrze. Przynieść ci coś do jedzenia?
- Nie, nie chcę. A ty coś jadłaś? - zapytała z troską i ścisnęła siostrę za nadgarstek. Faith pokiwała głową i uśmiechnęła się do siostry.
- Oczywiście. Byłam też w bibliotece księcia. Powiedział, że możemy z niej korzystać, kiedy tylko chcemy. Hope, ile tam jest książek! Ile map! - wykrzyknęła zachwycona.
- I już przejrzałaś wszystkie? - zagadnęła ze śmiechem, bo w końcu zdawała sobie sprawę, iż tak duża kolekcja książek sprawi, że Faith nie będzie chciała wychodzić z domu, a zdawała sobie sprawę, że przyjeżdżając tu będą zmuszone, z grzeczności oczywiście, wyjść na spacer lub pokazać się towarzystwu, znajomym i przyjaciołom księcia.
- Oczywiście, że nie. Za dużo ich jest, nie wiem, czy do końca pobytu uda mi się, choć niewielką część przeczytać. Wątpię w to. - Na jej pociągłej twarzy Hope dostrzegła lekki grymas niezadowolenia. Oczywiście Faith będzie tęskniła za książkami, kiedy wyjadą.
- Zejdź, Faith, chciałabym się ubrać - rzekła starsza panna Winward i zsunęła się z łóżka, gdy młodsza siostra zrobiła jej odpowiednio dużo miejsca. - Kto mnie rozebrał? - zwróciła się do Lindy. Pokojówka uśmiechnęła się do niej i pokazała na siebie.
- Ja, panienko - powiedziała i dygnęła.
- Lindo, mogę tak do ciebie mówić? - Kiedy pokojówka przytaknęła, Hope kontynuowała. - Nie mów mi do mnie panienko, nie jestem żadną osobistością, abyś musiała się do mnie zwracać w ten sposób.
- Ale to nie wypada - szepnęła całkiem zaskoczona kobieta.
- Nie przesadzaj. Czy wyglądamy na jakieś hrabianki? - wtrąciła się młodsza i spojrzała na kobietę stojącą pod ścianą.
- Dla mnie tak - odparła z powagą.
- Zapomnij, że pytałam - machnęła ręką Faith i zwróciła się do siostry. - Widziałaś ile mamy sukni i tego wszystkiego?
- Widziałam - mruknęła rudowłosa i wzrokiem poszukała swojego stroju, lecz nigdzie nie dostrzegła skromnej, zielonej sukienki uszytej z muślinu. - Gdzie moja sukienka? - zapytała Lindę. Kobieta dygnęła i i pobiegła do garderoby.
- Nie podobają ci się? - zapytała zaskoczona Faith.
- Oczywiście, że się podobają. Nigdy nie widziałam takich pięknych strojów, ale Spencer powiedział, że są nasze. Nasze, rozumiesz? Nie możemy przyjąć tych rzeczy. On myśli, że przyjechałyśmy tu po to, aby się bawić na czyjś koszt. - Usiadła na łóżku i spojrzała na siostrę. Oczywiście nie mogła bronić jej dobrej zabawy i jeśli chciała chodzić na wszystkie te wieczory, rauty i inne podobne przyjęcia, o których opowiadała jej mama, to nie będzie ryglowała jej drzwi, ale suknie, które dostały były przesadą. Rozumiała, że nie mogły pokazać się w byle jakiej sukience na przyjęciu, na którym będzie mnóstwo ludzi, ale z drugiej strony nie chciały być ubogimi krewnymi ludzi, których nie znały.
- Wiem, że przyjechałyśmy tu w jednym celu, ale skoro oni chcą fundować nam pobyt tutaj i dawać nam najlepsze suknie to w czym problem? Gdyby książę nie chciał tego robić to nie zapraszałby nas tutaj i nie kupował tego wszystkiego. - Faith miała dużo racji w tym, co mówiła i Hope to wiedziała, dlatego szybko przyznała rację siostrze. Jednak duma nie pozwalała jej tego wszystkiego przyjąć, ponieważ przez to czuła się gorsza. Jakby Sussex podkreślając swą pozycję chciał to wyrazić poprzez kosztowne sukienki. Owszem, przyjechała tu na jego koszt, ale chodziło jej raczej o zapłacenie za podróż niż o sponsorowanie całego pobytu tutaj. Nie chciała tych sukien!
- Jeśli chcesz, to możesz je wziąć, ale ja nie mam zamiaru - powiedziała tylko, ucinając tym samym dyskusję. Na pewno pokłóciłyby się o coś tak prozaicznego jak głupie sukienki.
Faith w odpowiedzi wzruszyła ramionami i spojrzała na pokojówkę, która wyszła z garderoby. Na rękach trzymała przepiękną, choć skromną sukienkę z niebieskiego muślinu. Wokół rękawów i szyi doszyto kremową koronkę. Na jednym ramieniu niosła trzy wstążki o różnych odcieniach białego i jedną różową, na drugim zwisały białe pończochy.
- Ale to nie moja sukienka - zaprotestowała gwałtownie, gdy Linda ułożyła wszystko na pościeli.
- Przepraszam, panienko, ale myślałam, że ta sukienka będzie odpowiednia na kolację. - Linda posłała jej przepraszający uśmiech.
- Nic się nie dzieję, po prostu... Nie chcę przyjąć niczego od księcia, to wszystko.
- Dlaczego? - zapytała, bardziej z troski niż z ciekawości. Linda kochała swojego pana tak, jak kocha się swego dobrego i wielkodusznego pracodawcę, więc nie rozumiała, dlaczego młoda panienka Winward nie chcę nic od niego nic przyjąć. Dla niej było to nie do pomyślenia.
- Bo nie chcę, aby potem ktoś powiedział, że przyjechałam tylko po to - mruknęła i wskazała głową łóżko.
- Ale chyba nie chcesz, aby cię pokazywano palcami, bo byłaś zbyt dumna, aby włożyć coś od księcia? Zresztą, kto się zorientuje, że akurat wszystkie suknie są od księcia? Hope, musisz być taka uparta? - warknęła w końcu Faith, która zawsze szybko się denerwowała. Obiecała sobie, że wcale nie będzie dla nikogo miła, ale po zobaczeniu tego wszystkiego jej postanowienie po prostu zblakło, aż w końcu zginęło całkowicie. Była pod zbyt wielkim wrażeniem domu i strojów, aby być niemiłą, dla kogoś kto postarał się, aby miały wszystko, co tylko zapragną. Natomiast Hope najwidoczniej postanowiła przejąć jej początkową postawę, choć zawsze to starsza siostra była uważana za tą milszą i poukładaną. Najwidoczniej przyjazd tutaj odwrócił ich charaktery. I to było najgorsze.

5 komentarzy:

  1. Tak! Nareszcie! Świetny rozdział. Oczywiście, spodziewałam się raczej, że Hope zapozna się z Lucasem... Ale zrobi to w następnym rozdziale? Ja osobiście boję się, że Faith zamieni się w wielką damę i niczym nie będzie przypominała swojej siostry. To byłoby... Takie smutne. Czytam tak o tej sukni co miała założyć na kolację, tak sobie ją wyobrażam. I sądzę, że Hope rozpętałaby niezłą aferę, gdyby uszyła sobie spodnie i je założyła. Normalnie konflikt gwarantowany. Pzdr. shelley

    OdpowiedzUsuń
  2. tak myslę, ze wcale nie jest trudno zrozumieć postawę Hope. Jest starsza od faith i chce dla nich jak najlepiej, a po drugie mieszkaly, zostaly wychowane w nieco odmiennej kulturze i to wszytsko co sie dzieje zapewne przytlacza.i naprawde jestem po stronie Hope, tez nie chcialabym tych prezentow, zreszta zapewne nie sa one za darmo. samo ukartownie narzeczenstwa za tm przemawia, wiec podejscie Hope jak dla mnie zasluguje na pochwalę :D Wiem, że nikt nie chce dla nich źle, ale moźe więcej zrozumienia?
    Czekam na spotkanie z Lucasem :D
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Je tam, pierdzielenie. Zaraz jej się wszystko spodoba, a jak zobaczy Lucasa to w ogóle, czekam na niego niecierpliwie. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak widzę, trafiłam na bardzo ciekawe opowiadanie:)
    Obie siostry wydają się bardzo ciekawymi postaciami, tym bardziej, że są tak różne!
    Co do tej afery o te sukienki, to wzięłabym stronę Hope. Wziąć tak sobie te wszystkie sukienki? Nie, dumy choć trochę trzeba mieć. Nie potępiam jednak Faith. Ona jest, jaka jest, a jej tłumaczenia też coś w sobie miały.
    No cóż, zostałam oczarowana przez obie siostry:)
    Czekam na rozdział i dodaję do obserwowanych.:)

    [moj-romeo.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozumiem zachowanie Hope, może trochę przesadza, ale w jej sytuacji trudno się temu dziwić. Nie dosyć, że jest zmęczona, czuje się fatalnie, to znalazła się w nowej sytuacji, w zupełnie w nowym miejscu na drugim końcu świata. Dziwne, żeby od razu po przekroczeniu progu domu czuła się świetnie i od razu przyzwyczaiła się do warunków tam panujących. Poza tym jak może zaufać ludziom, których w ogóle nie zna i nie wie, jakie zamiary mają wobec niej.
    Nareszcie udało mi się nadrobić, teraz postaram się być na bieżąco :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! ♥

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, KrypteriaHG, Natt Liv, Lotus.