Powóz
zatrzymał się powoli, ale Hope miała wrażenie, że konie
zahamowały gwałtownie, przez co jej żołądek zrobił przewrót.
Zacisnęła usta i próbowała myśleć o czymś innym niż to, że
za chwilę zapaskudzi piękne wnętrze książęcego powozu. Małe
drzwiczki otworzyły się, a w nich pojawiła się szpakowata głowa
Pentrosa. Przełknęła gwałtownie ślinę i wstała chwiejnie, a mocna dłoń schowana w białą rękawiczkę przytrzymała ją,
gdy wychodziła na zewnątrz. Kamerdyner powtórzył tę samą
czynność z Faith. Przytrzymał dziewczynę delikatnie za dłoń i
poczekał, aż zejdzie na dół. Trzewiki z koźlęcej, nieco już
wytartej skóry, zachrzęściły na żwirowym podjeździe. Hope
rozejrzała się wokół. Dom był imponujących rozmiarów.
Zbudowany z białego kamienia stał na niewysokim pagórku, pośród
bujnej roślinności. Schody prowadzące na dużą werandę wykuto z
białego marmuru, a balustrada zrobiona z żelaza przypominała
arcydzieło. Dom był wysoki, trzy piętrowy, a framugi licznych
okien były białe, co ogólnie prezentowało się dość klasycznie
i jednocześnie przytulnie.
-
Niesamowite - szepnęła Faith, która najwidoczniej była oczarowana
domem oraz okolicą. Hope jednak uznała, że dom został sprytnie
zaprojektowany tak, aby nie epatował bogactwem, jednocześnie
mówiąc, że właściciel nie szczędził na niego pieniędzy.
Przyjrzała się domostwu, ale w tej samej chwili dwuskrzydłowe
drzwi otworzyły się i u szczytu schodów stanął mężczyzna, a za
nimi dwóch lokajów w czerwono-czarnych liberiach. Obie dziewczyny
przystanęły zaskoczone i podziwiały dostojną postawę mężczyzny,
który zaczął powoli schodzić po schodkach. Ubrany był w brązowy
surdut, pod nim dostrzegły białą kamizelkę i koszulę w tym samym
kolorze, kremowe bryczesy oraz wysokie oficerki opinały grube uda.
Schodził powoli, stukając obcasami. Ręce miał założone z tyłu.
Obie dziewczyny przypatrywały się niepewnie mężczyźnie, który w
końcu stanął przed nimi z nikłym, uśmiechem.
Dygnęły,
jak uczyła ich matka, a mężczyzna odkłonił się nisko.
-
Dzień dobry, paniom. Witam w moich skromnych progach. Wiem, że
powinno nas sobie przedstawić, ale moja siostra jeszcze nie
dojechała, więc przejdę ponad dobre zasady i sam się przedstawię.
Henry Burton, książę Sussex, kłaniam się nisko. - Skłonił się
po raz kolejny. Dziewczyny dygnęły i podały mu ręce, choć dla
Hope zwyczaj całowania rąk przez dżentelmenów wydał się po
prostu niehigieniczny i obleśny. Jednak pokornie przeczekała
grzecznościowy gest, choć nie zdołała powstrzymać od lekkiego
szarpnięcia. Jeśli książę coś zauważył, to nie dał po sobie
nic poznać. Na pewno uradziła go tym zachowaniem, ale nie była
przyzwyczajona do takiego zachowania. Mieszkały niedaleko Bostonu,
więc całowanie w rękę dam nie było codzienną formą
grzecznościową.
-
Dzień dobry. Jestem Hope Winward, a to moja młodsza siostra Faith -
przemówiła w końcu Hope i skinęła głową, gdy mężczyzna
uśmiechnął się do niej z wdzięcznością.
-
Zapraszam do środka. - Dłonią wskazał im drogę. Dziewczyny
ruszyły niechętnie, prowadził je Pentrose. Weszły po marmurowych
schodach, a kiedy znalazły się na obszernej werandzie, zatrzymały
się, ponieważ z tyłu dobiegł je turkot kół nadjeżdżającego
powozu, który po chwili zatrzymał się tuż przed głównym
wejściem. Lokaj siedzący na koźle zeskoczył i otworzył drzwi
granatowego powozu, z którego wyszła po schodkach ubrana w masę
falbanek i koronek kobieta. Na głowie miała ciemnozielony kapelusz
ze skaczącym we wszystkie strony pawim piórem. Kiedy uniosła
głowę, obie dziewczyny dostrzegły, że jej kolorowa suknia nie
pasuje do dostojnej kobiety, jaką była. Powaga i mądrość biła
ze szczupłej, choć już nie tak młodej sylwetki. W chwili, gdy
dostrzegła ich u szczytu schodów, jej do tej pory poważna twarz
rozpromieniła się w uśmiechu i szybkim krokiem skierowała się ku
ich grupce. Książę Sussex zszedł do niej i podał jej ramię, ta
przyjęła je z wdzięcznością i unosząc brzeg pięknej sukni
przyspieszyła kroku.
-
Ach, witam moje drogie! Jakże się cieszę, że was widzę!
Nareszcie jesteście - przywitała ich radosnym głosem. Hope i Faith
patrzyły na nią zaskoczone wylewnym powitaniem. Lady jednak nic
nie robiła sobie z ich milczenia i wyciągnęła do nich swe drobne
ręce. Objęła je i przyciągnęła do piersi, na której falowała
koronka. Obie pany Winward zesztywniały, gdy zostały zamknięte w
mocnym uścisku tej zaskakującej damy. Spojrzały na siebie jedynie. W końcu
wypuściła je i postąpiła dwa kroki do tyłu, aby przyjrzeć się
im z bliska.
Lady
uśmiechnęła się do siebie widząc podobne do siebie dziewczyny o
twarzach w kształcie serca. Jedna z nich, zapewne ta starsza, miała
piękne, ogniście rude włosy oraz zielone, niczym wiosenna trawa
oczy. Druga siostra, wyższa od rudowłosej, miała skośne,
niebieskozielone oczy z zadziornym błyskiem, włosy natomiast
kolorem przypominały dojrzałe łany zboża. Obie jednak były
szczupłe i miały nieco ciemniejsza karnację skóry niż angielskie
panny, co było dużym minusem. Opalenizna kojarzyła się raczej z
klasą robotniczą oraz chłopami, bo arystokraci posiadali piękną,
gładką i nieskalaną promieniami słonecznymi skórę. Praca
fizyczna była obca prawie większości, więc opalenizna źle się
kojarzyła tym, którzy w słoneczny dzień chodzili pod
parasolkami..
Brat
prosił ją, aby pomogła zaadoptować się tym dziewczynom w
angielskim środowisku, zgodziła się, bo sama miała córkę, którą
już dawno wydała za mąż i już nie miała powodu do codziennych
trosk, ponieważ mąż Christine odpowiednio się nią zajął. Przyjazd
tych panienek sprawi, że dni wypełni strojeniem, uczeniem i
rozmawianiem z młodymi kobietkami. Na to liczyła, choć w
zachowaniu oby dziewczyn wyczuła pewną rezerwę. Wcale nie była
tym zdziwiona, wręcz przeciwnie, spodziewała się dystansu i
niepewności z ich strony. Przyjechały do obcego kraju, do obcych
ludzi i nie wiedziały, czego mają się spodziewać po ludziach, o
których zapewne bardzo niewiele wiedziały. Bała się, że wpadną
w groźne szpony tonu, który wyrządzi im krzywdę. Bała się tego,
dlatego postanowiła zrobić wszystko, aby Hope i Faith zagrały na
nosach napuszonych arystokratów.
Hope
marzyła o tym, by znaleźć się w jakimś pomieszczeniu, gdzie
mogłaby spokojnie zwrócić skromny posiłek jaki zjadła kilka
godzin temu. Jednak póki co, to musiała znosić towarzystwo całkiem
obcych dla niej osób i modlić o to, aby jej organizm przestał się
burzyć w tej chwili.
Książę
zreflektował się i przeprosił panie, że trzyma je na zewnątrz.
Ręką wskazał drogę. Cała czwórka weszła do obszernego foyer,
który zapierał dech swoją wielkością oraz niesamowitym wyglądem.
Głównym obiektem, który przyciągał wzrok były schody. Potężne,
drewniane i błyszczące ze złoconą głową lwa kończącymi
poręcz. Stopnie wykonano z twardego, dębowego drewna, a na ich
środku położono czerwono-czarny dywan. Poręcz prócz głowy lwa posiadała również inne złocenia. Jednak nie dane było
im podziwiać wystrój wejścia, który przytłaczał swą wielkością i
majestatem, ponieważ szybko zaprowadzono je do pomieszczenia po
prawej stronie. Kobieta weszła pierwsza i najwidoczniej spędzała
tu mnóstwo czasu, gdyż od razu podeszła do ścianki tuż obok
drzwi, przy której wisiał czerwony sznur zakończony frędzlem.
Pociągnęła za niego, a po chwili skierowała się do obitej
czerwonym pluszem sofy. Cały pokój przytłaczał przepychem i
wystrojem. Sofa, dwa fotele oraz szezlong obite były miękkim
pluszem, a złocone oparcia i podłokietniki błyszczały się w
blasku słońca padającego z dużego okna na wprost drzwi. Kominek
stał pusty, zimny, niczym ziejąca w ścianie dziura. Hope zerknęła
jeszcze w lewo, a tam dostrzegła niewielki barek. Okrągły stolik
ustawiono w kącie, a obok niego stało krzesło podobne do reszty
mebli. Na blacie poustawiano karafki z rżniętego szkła, niektóre były
pełne, inne do połowy zapełnione, jeszcze inne stały puste. Na
srebrnej tacy ustawiono osiem szklanek. Wszystkie się błyszczały i
nie było znać, że dotykała je ludzka ręka.
Hope
przestała się w końcu rozglądać po pokoju i na chwilę
zapomniała, że nadal męczą ją mdłości związane z podróżą
statkiem. Kobieta poklepała miejsce obok siebie i uśmiechnęła się
do nich zachęcająco.
-
Siadajcie moje kochane, musimy chwilę porozmawiać - powiedziała, a
dalszą część wypowiedzi przerwał Pentrose, który umknął
gdzieś, gdy wszyscy stali na zewnątrz. Teraz wszedł dostojnym
krokiem. - Pentrose, czy mógłbyś przynieść nam herbaty i coś
lekkiego do jedzenia? Nasze małe podróżniczki na pewno są głodne.
-
Nie, ja dziękuję, nic nie będę jadła - powiedziała Hope,
gwałtownie potrząsając głową. Poczuła, jak wszystko podchodzi
jej do gardła. Przełknęła gwałtownie ślinkę i na chwilę
przymknęła powieki. Zbladła gwałtownie, co nie uszło uwagi
Faith.
-
Moja siostra źle się czuję. Czy możemy odpocząć? - zapytała,
kierując wzrok na mężczyznę, który stał obok fotelu. Potem
spojrzenie przeniosła na kamerdynera, on jednak patrzył bezradnie
na swojego pracodawcę. Książkę skinął głową, uśmiechając
się lekko.
-
Ależ oczywiście. Wybaczcie mi, że wcześniej tego nie
zaproponowałem. Jesteście moimi gośćmi, należy się wam
odpoczynek. Pentrose, czy mógłbyś zaprowadzi naszych małych gości
do pokoi?
-
Tak jest, milordzie. - Skłonił się nisko i spojrzał na
dziewczyny, które wstały natychmiast. Wymaszerowały dumnie z
pokoju, nawet się nie żegnając. Kiedy rodzeństwo zostało same,
Sussex spojrzał na młodszą siostrę z nadzieją, że ta powie coś,
co sprawi, że jego opinia na temat tych młodych panien nieco się
zmieni. Jak na razie widział w nich dumne kobiety, zgorszone jego
bogactwem i pozycją. Kiedy nic nie odpowiedziała, westchnął i
usiadł obok niej.
-
Charity, powiedz coś - poprosił. Spojrzała na niego i uśmiechnęła
się, choć z przymusem.
-
Ładne, zadbane panienki, dobrze wychowane, choć dumne i małomówne.
Myślę, że mają szansę zabłysnąć, choć musimy pozbyć się
ich prostego sposobu bycia. Nikt nie uwierzy, że są hrabiankami,
jeśli będą zachowywały się w ten sposób. Są zbyt wystraszone.
Dajmy im kilka dni na ochłonięcie. Dziś zapewne niewiele potrafiły
powiedzieć, ponieważ podróż na pewno dała im się we znaki,
zwłaszcza tej rudej - powiedziała łagodnie i tym razem uśmiechnęła
się uprzejmie.
*
Pentrose
prowadził damy przez długie korytarze, aż w końcu przystanął
przed ciemnymi drzwiami.
-
Tutaj panienka będzie mieszkać - powiedział, zwracając się do
Faith. Dziewczyna kiwnęła głową, a kamerdyner nacisnął klamkę
i pchnął drzwi. Dziewczyna weszła do środka i zamarła. Jej oczom
ukazała ogromna sypialnia. Pierwsze co rzucało się w oczy to
łóżko. Było ogromne, nakryte jasnoniebieską narzutą i pościelą
w tym samym kolorze. Każdy róg ozdobiony był wysokim
słupkiem, po którym pięły się wyrzeźbione róże. Tuż nad tym
wszystkim zwisał niebieski baldachim, a białe frędzle powiewały
na wietrze, który wpadał przez okno na wprost drzwi. Białe firany
lekko wydymały się pod wpływem powietrza. Niebieskie zasłony
zwisały do drewnianej podłogi, którą przykrywał piękny dywan
ręcznie tkany. Po lewej stronie znajdował się kominek, a przed nim ustawiono
dwa fotele, zaraz obok niego były drzwi. Jedne były
uchylone, drugie całkiem otwarte. Pod ścianą tuż obok wejścia
stała wielka, biała szafa. Po prawej stronie natomiast koczowała toaletka z dużym zwierciadłem. Na białym stoliku ustawiono
wszystkie potrzebne młodej damie specyfiki do pielęgnacji urody. Na środku stał niski, szklany stolik, a wokół niego
poustawiano fotele. Całokształt zapierał dech w piersiach swą
elegancką i wyszukaną prostotą.
-
Pięknie tutaj - powiedziała zachwycona dziewczyna. Hope przytaknęła
głową również urzeczona sypialnią młodszej siostry.
-
Panienka pozwoli? - zapytał Pentrose, zwracając się do Hope.
Dziewczyna ruszyła za kamerdynerem. Jej pokój znajdował się nieco
dalej. Kiedy kamerdyner otworzył drzwi jej oczom ukazała się
sypialnia jeszcze większa od pokoju Faith. Umeblowanie było
podobne, choć w jej pokoju dominowała ciemna zieleń i złoty, a
jej łóżko miało zamiast baldachimu zasłony z miękkiego
materiału, który opadał miękko na łóżko i podłogę, a przez
uchylone drzwi balkonowe wpadał lekki wiaterek.
-
Prześliczny pokój. Czy ktoś tu wcześniej w nim mieszkał? -
zapytała, zaintrygowana historią tej sypialni, lecz stary
kamerdyner nie był w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
-
Nie znam historii poszczególnych pomieszczeń w tym domu, ale
podejrzewam, że kiedyś zapewne tak - odpowiedział, obserwując jej
reakcję. Była blada, bardzo zmęczona, ale wyglądała na
zadowoloną.
-
Co z naszymi bagażami? Gdzie one są?
-
Wszystko w porządku, panienko. Wszystko już jest schowane i
rozwieszone - powiedział z ciepłym uśmiechem na ustach. Hope
spojrzała na niego zaskoczona.
-
Już? Tak szybko? - zapytała. Zajrzała do szafy, ale nie znalazłam
tam żadnych jej sukienek, lecz kolorową tęcze jedwabnych,
koronkowych, atłasowych i tiulowych kreacji, które zachwycały swym
krojem, kolorem i ozdobami. Wszystkie sukienki wyglądały, jakby
zostały uszyte specjalnie dla jakieś księżniczki, natomiast jej
skromne odzienie gdzieś zniknęło.
-
Ale to nie są moje stroje. Gdzie są moje sukienki? - dopytywała
się wciąż. Może jej ubiór był skromny, ale chyba nie aż tak,
aby ci ludzie podarowali jej nowe ubrania, zwłaszcza że jej nie
znali. Przed przyjazdem tutaj musieli zakupić mnóstwo materiału na
uszycie tych wszystkich kolorowych rzeczy, a to wiązało się z
ogromnymi funduszami. Nie było jej stać na oddanie pieniędzy za te
sukienki, nawet jeśli posiadałaby choć połowę tej sumy.
-
Ależ tak. Proszę tędy - powiedział, wciąż się do niej
uśmiechając. Hope podążyła za nim, choć tak naprawdę nie miała
na to ochoty. Naprawdę źle się czuła i marzyła o tym, by
wskoczyć do tego o łóżka i nakryć się miękką pościelą.
Jednak posłusznie wkroczyła do garderoby, która wielkością
przypominała mały salonik w ich domu. Po obu stronach wisiały
suknie. Na półkach dostrzegła kapelusze, rękawiczki, parasolki w
każdym kolorze tęczy. Podejrzewała, że są one dopasowane do
koloru stroju. Na samym spodzie ogromnych wnęk, tuż pod wiszącymi
kreacjami stały w równych rzędach pantofelki, trzewiczki i kapcie.
Wyglądało to tak, jakby książę kazał swym służącym gromadzić
te wszystkie wspaniałe rzeczy od kilkunastu tygodni. Skąd jednak
wiedział, czy to będzie na nią pasowało? Odwróciła się w
stronę Pentrosa i spojrzała na niego niepewnie.
-
Dla kogo są te suknie? - palnęła głupio. Spencer zaśmiał się
cicho, czyli zrobił coś o co nikt go nie podejrzewał i z
całkowitym oddaniem odpowiedział:
-
Dla panienki. Książę kazał kupić najlepsze stroje w całym
Londynie. Chce panienki wprowadzić do towarzystwa - powiedział.
Hope
miała wrażenie, że cały świat kręci się wokół niej. Mała
garderoba znów stała się kołyszącym się na falach statkiem.
Długa podróż bardzo mocno wpłynęła na jej zdrowie fizycznie,
toteż zmęczenie wzięło górę i gdy usłyszała te zaskakujące
słowa po prostu zemdlała, przytłoczona nadmiarem przeżyć jednego
dnia.
Łóżko
było miękkie, a coś mokrego kapało jej na czoło. Drgnęła i
powoli uchyliła powieki. Tuż nad sobą dostrzegła obcą, lecz
zatroskaną twarz jakiejś kobiety. Krótkie, brązowe włosy
podskakiwały za każdym razem, gdy poruszyła głową. Biały
czepek, który miała na głowie nie zdołał przytrzymać
niesfornych loków. Hope uniosła się delikatnie na łóżku i
rozejrzała się po pokoju. W fotelu tuż obok jej łóżka spała
Faith. Zapewne Spencer przysunął go, bo mebel wyglądał na ciężki.
-
Jak się panienka czuje? - zapytała zatroskana kobieta. Dziewczyna
zerknęła na nią i uśmiechnęła się blado. W porównaniu do
tego, co odczuwała po przyjeździe tutaj, miała wrażenie, że
narodziła się ponownie, choć nadal kręciło jej się w głowie i
nie miała ochoty na jedzenie.
-
Dobrze, dziękuję. Kim pani jest? - zapytała, a kobieta lekko
dygnęła przed nią.
-
Nazywam się Linda Cosworth, od dziś będę panienki pokojówką.
-
Moją pokojówką? Ale ja nie potrzebuję... Dam sobie radę -
powiedziała nieco piskliwie. Nie była damą z wielkiego miasta,
która potrzebowała służby do zapięcia sukienki. Zawsze pomagała
jej mama albo Faith. Linda patrzyła jeszcze na nią przez chwilę, a
potem dygnęła i powoli zaczęła się wycofywać.
-
Rozumiem. Dostałam takie polecenie, więc... - Zaczęła się oddalać, a
Hope poczuła się głupio, że w tak bezceremonialny sposób
odprawiła tą kobietę, choć ta dostała odgórny rozkaz.
-
Nie, zaczekaj chwilę. Zawsze
ubierałam się sama, z niewielką pomocą siostry lub mamy, więc
zaskoczyłaś mnie. Jeśli nadal chcesz, to możesz mi pomóc.
-
To wspaniale! Tak się cieszę! - odpowiedziała radośnie kobieta,
czym zbudziła śpiącą Faith. Dziewczyna ocknęła się i zerknęła
na łóżko.
-
Hope! Obudziłaś się! Myślałam, że prześpisz całe życie.
Martwiłam się - powiedziała ciszej i wstała. Podeszła do jej
łóżka i wspięła się na nie. Hope wyciągnęła do niej ręce i
przytuliła młodszą siostrę.
-
Niepotrzebnie, już mi lepiej.
Linda
obserwowała wszystko z boku i uśmiechnęła się ukradkiem na widok
tak pięknej i czystej miłości, jaką darzyły się siostry.
Zmartwiło ją jednak to, iż obie trafiły do świata, którego nie
znały i nie rozumiały. Londyńska socjeta albo je zmieni w podobne
do siebie małe kokietki, albo je zniszczy.
-
To dobrze. Przynieść ci coś do jedzenia?
-
Nie, nie chcę. A ty coś jadłaś? - zapytała z troską i ścisnęła
siostrę za nadgarstek. Faith pokiwała głową i uśmiechnęła się
do siostry.
-
Oczywiście. Byłam też w bibliotece księcia. Powiedział, że
możemy z niej korzystać, kiedy tylko chcemy. Hope, ile tam jest
książek! Ile map! - wykrzyknęła zachwycona.
-
I już przejrzałaś wszystkie? - zagadnęła ze śmiechem, bo w
końcu zdawała sobie sprawę, iż tak duża kolekcja książek
sprawi, że Faith nie będzie chciała wychodzić z domu, a zdawała
sobie sprawę, że przyjeżdżając tu będą zmuszone, z grzeczności
oczywiście, wyjść na spacer lub pokazać się towarzystwu,
znajomym i przyjaciołom księcia.
-
Oczywiście, że nie. Za dużo ich jest, nie wiem, czy do końca pobytu
uda mi się, choć niewielką część przeczytać. Wątpię w to. - Na jej pociągłej twarzy Hope dostrzegła lekki
grymas niezadowolenia. Oczywiście Faith będzie tęskniła za
książkami, kiedy wyjadą.
-
Zejdź, Faith, chciałabym się ubrać - rzekła starsza panna
Winward i zsunęła się z łóżka, gdy młodsza siostra zrobiła
jej odpowiednio dużo miejsca. - Kto mnie rozebrał? - zwróciła się
do Lindy. Pokojówka uśmiechnęła się do niej i pokazała na
siebie.
-
Ja, panienko - powiedziała i dygnęła.
-
Lindo, mogę tak do ciebie mówić? - Kiedy pokojówka przytaknęła,
Hope kontynuowała. - Nie mów mi do mnie panienko, nie jestem żadną
osobistością, abyś musiała się do mnie zwracać w ten sposób.
-
Ale to nie wypada - szepnęła całkiem zaskoczona kobieta.
-
Nie przesadzaj. Czy wyglądamy na jakieś hrabianki? - wtrąciła się
młodsza i spojrzała na kobietę stojącą pod ścianą.
-
Dla mnie tak - odparła z powagą.
-
Zapomnij, że pytałam - machnęła ręką Faith i zwróciła się do
siostry. - Widziałaś ile mamy sukni i tego wszystkiego?
-
Widziałam - mruknęła rudowłosa i wzrokiem poszukała swojego
stroju, lecz nigdzie nie dostrzegła skromnej, zielonej sukienki
uszytej z muślinu. - Gdzie moja sukienka? - zapytała Lindę.
Kobieta dygnęła i i pobiegła do garderoby.
-
Nie podobają ci się? - zapytała zaskoczona Faith.
-
Oczywiście, że się podobają. Nigdy nie widziałam takich pięknych
strojów, ale Spencer powiedział, że są nasze. Nasze, rozumiesz?
Nie możemy przyjąć tych rzeczy. On myśli, że przyjechałyśmy tu
po to, aby się bawić na czyjś koszt. - Usiadła na łóżku i
spojrzała na siostrę. Oczywiście nie mogła bronić jej dobrej
zabawy i jeśli chciała chodzić na wszystkie te wieczory, rauty i
inne podobne przyjęcia, o których opowiadała jej mama, to nie
będzie ryglowała jej drzwi, ale suknie, które dostały były
przesadą. Rozumiała, że nie mogły pokazać się w byle jakiej
sukience na przyjęciu, na którym będzie mnóstwo ludzi, ale z
drugiej strony nie chciały być ubogimi krewnymi ludzi, których nie
znały.
-
Wiem, że przyjechałyśmy tu w jednym celu, ale skoro oni chcą
fundować nam pobyt tutaj i dawać nam najlepsze suknie to w czym
problem? Gdyby książę nie chciał tego robić to nie zapraszałby
nas tutaj i nie kupował tego wszystkiego. - Faith miała dużo racji
w tym, co mówiła i Hope to wiedziała, dlatego szybko przyznała
rację siostrze. Jednak duma nie pozwalała jej tego wszystkiego
przyjąć, ponieważ przez to czuła się gorsza. Jakby Sussex
podkreślając swą pozycję chciał to wyrazić poprzez kosztowne
sukienki. Owszem, przyjechała tu na jego koszt, ale chodziło jej
raczej o zapłacenie za podróż niż o sponsorowanie całego pobytu
tutaj. Nie chciała tych sukien!
-
Jeśli chcesz, to możesz je wziąć, ale ja nie mam zamiaru -
powiedziała tylko, ucinając tym samym dyskusję. Na pewno
pokłóciłyby się o coś tak prozaicznego jak głupie sukienki.
Faith
w odpowiedzi wzruszyła ramionami i spojrzała na pokojówkę, która
wyszła z garderoby. Na rękach trzymała przepiękną, choć skromną
sukienkę z niebieskiego muślinu. Wokół rękawów i szyi doszyto
kremową koronkę. Na jednym ramieniu niosła trzy wstążki o
różnych odcieniach białego i jedną różową, na drugim zwisały
białe pończochy.
-
Ale to nie moja sukienka - zaprotestowała gwałtownie, gdy Linda
ułożyła wszystko na pościeli.
-
Przepraszam, panienko, ale myślałam, że ta sukienka będzie
odpowiednia na kolację. - Linda posłała jej przepraszający
uśmiech.
-
Nic się nie dzieję, po prostu... Nie chcę przyjąć niczego od
księcia, to wszystko.
-
Dlaczego? - zapytała, bardziej z troski niż z ciekawości. Linda
kochała swojego pana tak, jak kocha się swego dobrego i
wielkodusznego pracodawcę, więc nie rozumiała, dlaczego młoda
panienka Winward nie chcę nic od niego nic przyjąć. Dla niej było
to nie do pomyślenia.
-
Bo nie chcę, aby potem ktoś powiedział, że przyjechałam tylko po
to - mruknęła i wskazała głową łóżko.
-
Ale chyba nie chcesz, aby cię pokazywano palcami, bo byłaś zbyt
dumna, aby włożyć coś od księcia? Zresztą, kto się zorientuje,
że akurat wszystkie suknie są od księcia? Hope, musisz być taka
uparta? - warknęła w końcu Faith, która zawsze szybko się
denerwowała. Obiecała sobie, że wcale nie będzie dla nikogo miła,
ale po zobaczeniu tego wszystkiego jej postanowienie po prostu
zblakło, aż w końcu zginęło całkowicie. Była pod zbyt wielkim
wrażeniem domu i strojów, aby być niemiłą, dla kogoś kto
postarał się, aby miały wszystko, co tylko zapragną. Natomiast
Hope najwidoczniej postanowiła przejąć jej początkową postawę,
choć zawsze to starsza siostra była uważana za tą milszą i
poukładaną. Najwidoczniej przyjazd tutaj odwrócił ich charaktery.
I to było najgorsze.
Tak! Nareszcie! Świetny rozdział. Oczywiście, spodziewałam się raczej, że Hope zapozna się z Lucasem... Ale zrobi to w następnym rozdziale? Ja osobiście boję się, że Faith zamieni się w wielką damę i niczym nie będzie przypominała swojej siostry. To byłoby... Takie smutne. Czytam tak o tej sukni co miała założyć na kolację, tak sobie ją wyobrażam. I sądzę, że Hope rozpętałaby niezłą aferę, gdyby uszyła sobie spodnie i je założyła. Normalnie konflikt gwarantowany. Pzdr. shelley
OdpowiedzUsuńtak myslę, ze wcale nie jest trudno zrozumieć postawę Hope. Jest starsza od faith i chce dla nich jak najlepiej, a po drugie mieszkaly, zostaly wychowane w nieco odmiennej kulturze i to wszytsko co sie dzieje zapewne przytlacza.i naprawde jestem po stronie Hope, tez nie chcialabym tych prezentow, zreszta zapewne nie sa one za darmo. samo ukartownie narzeczenstwa za tm przemawia, wiec podejscie Hope jak dla mnie zasluguje na pochwalę :D Wiem, że nikt nie chce dla nich źle, ale moźe więcej zrozumienia?
OdpowiedzUsuńCzekam na spotkanie z Lucasem :D
pozdrawiam :)
Je tam, pierdzielenie. Zaraz jej się wszystko spodoba, a jak zobaczy Lucasa to w ogóle, czekam na niego niecierpliwie. <3
OdpowiedzUsuńJak widzę, trafiłam na bardzo ciekawe opowiadanie:)
OdpowiedzUsuńObie siostry wydają się bardzo ciekawymi postaciami, tym bardziej, że są tak różne!
Co do tej afery o te sukienki, to wzięłabym stronę Hope. Wziąć tak sobie te wszystkie sukienki? Nie, dumy choć trochę trzeba mieć. Nie potępiam jednak Faith. Ona jest, jaka jest, a jej tłumaczenia też coś w sobie miały.
No cóż, zostałam oczarowana przez obie siostry:)
Czekam na rozdział i dodaję do obserwowanych.:)
[moj-romeo.blogspot.com]
Rozumiem zachowanie Hope, może trochę przesadza, ale w jej sytuacji trudno się temu dziwić. Nie dosyć, że jest zmęczona, czuje się fatalnie, to znalazła się w nowej sytuacji, w zupełnie w nowym miejscu na drugim końcu świata. Dziwne, żeby od razu po przekroczeniu progu domu czuła się świetnie i od razu przyzwyczaiła się do warunków tam panujących. Poza tym jak może zaufać ludziom, których w ogóle nie zna i nie wie, jakie zamiary mają wobec niej.
OdpowiedzUsuńNareszcie udało mi się nadrobić, teraz postaram się być na bieżąco :) Pozdrawiam!